Reklama

Jestem zwyczajną kobietą z wiecznym niedosytem czasu i emocji. Życie codzienne, z jego rutyną i obowiązkami, często mnie przytłacza. Moje serce tęskni za chwilami, w których można oderwać się od tego wszystkiego, gdzie czas płynie wolniej, a świat nabiera innych barw. Dlatego, gdy Mateusz zaproponował majowy weekend w lesie, moje serce zabiło szybciej.

Wydawało mi się, że to idealna okazja, by na nowo odkryć naszą bliskość i przypomnieć sobie, jak ważne jest cieszenie się małymi rzeczami. Wyobrażałam sobie nas przy ognisku, szum wiatru i ciepło płomieni, które znikało na tle ciemniejącego nieba.

Mateusz zawsze był bardziej spontaniczny, pragnął przygód i ekscytacji, podczas gdy ja szukałam cichej intymności. Ta różnica była naszym odwiecznym wyzwaniem, ale wierzyłam, że wspólne chwile na łonie natury pozwolą nam się nawzajem lepiej zrozumieć.

Mieliśmy różne wizje majówki

Słońce ledwo wychylało się zza horyzontu, gdy pakowaliśmy samochód. Mateusz z energią układał w bagażniku plecaki i torby, podczas gdy ja, z nieco mniejszym entuzjazmem, sprawdzałam listę rzeczy do zabrania. Nasz dialog odzwierciedlał różnice w podejściu do tego wyjazdu.

– Wiesz, myślałem, że może pójdziemy na wspinaczkę – zaproponował Mateusz z iskrą w oczach.

– Wspinaczka? – Uniosłam brwi, starając się ukryć zdziwienie. – Ja raczej myślałam o spokojnych spacerach i odpoczynku na tarasie z kubkiem herbaty.

– Zuzia, życie to przygoda! – powiedział z szerokim uśmiechem, wciąż pakując sprzęt do bagażnika. – Odpoczynek może poczekać, mamy całe życie na siedzenie w domu.

– No tak, ale nie chcę, żeby ten weekend zmienił się w kolejną pogoń za adrenaliną – odparłam, starając się zachować spokój. – Czasem po prostu chcę, żebyś po prostu był ze mną, bez dodatkowych atrakcji. Potrzebuję odpocząć.

– Dobrze, zobaczymy, co się uda – skwitował, lekko wzdychając, a ja znowu poczułam, jak nasze różnice, te same, które często były powodem nieporozumień, zaczynają się rysować na horyzoncie. Wyjazd miał być czasem spokoju, ale już zaczynałam się zastanawiać, czy rzeczywiście uda nam się znaleźć wspólną płaszczyznę.

Zaczęło się robić ciemno

Las otaczał nas ze wszystkich stron, a jego ciche szmery wypełniały przestrzeń między nami. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi, malując drzewa złotym światłem. To miała być chwila wyciszenia, ale w moim wnętrzu już narastało napięcie. Zaczęliśmy zauważać, że ścieżka, którą szliśmy, zdawała się prowadzić donikąd. Przyszedł moment, gdy uświadomiłam sobie, że po prostu się zgubiliśmy.

– Mateusz, chyba powinniśmy wracać, zaczyna się ściemniać – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał spokojnie.

– Spokojnie, damy radę. To przecież tylko las – odparł, uśmiechając się jakby dla rozwiania moich obaw. Ale to tylko zwiększyło mój niepokój.

– Ale nie mamy mapy, nie ma zasięgu. Nie wiemy, gdzie jesteśmy – naciskałam, a w moim głosie zaczęła brzmieć nuta irytacji.

– Zuzia, pomyśl o tym jak o przygodzie. Zawsze możemy spędzić namiętną noc na mchu – zażartował, próbując rozładować atmosferę.

– Czy ty w ogóle potrafisz być poważny? Chociaż na chwilę? – wybuchnęłam, czując, jak frustracja wypełnia mnie po brzegi. – To nie czas na żarty, naprawdę martwię się, co teraz będzie.

Mateusz próbował coś odpowiedzieć, ale moje słowa go zaskoczyły. Poczułam, jak między nami powstaje przepaść, a słowa, które powinny być mostem, tylko ją pogłębiały. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego nigdy nie potrafi traktować takich sytuacji poważnie, dlaczego zawsze musi wprowadzać w nie element zabawy, kiedy ja tylko pragnę poczucia bezpieczeństwa.

Podsłuchałam jego słowa

Noc w lesie okazała się zimna i nieprzyjazna. Bez bliskości ciepła ogniska, nasze ciała drżały, a mrok zdawał się gęstnieć wokół nas. Siedzieliśmy na niewielkim skrawku trawy, starając się ogrzać nawzajem, ale napięcie między nami skutecznie odbierało nam ciepło.

Gdy Mateusz myślał, że zasnęłam, wyjął telefon, odszedł kawałek i zaczął szeptem rozmawiać z kimś. Wrócił zasięg? Zaintrygowana i nieco zaniepokojona, nadstawiłam ucha.

– Stary, nie wiem, co się dzieje z Zuzią – usłyszałam jego znużony głos. – Każda sytuacja jest dla niej jak test. Czuję, że co krok muszę się z czegoś tłumaczyć.

Jego słowa uderzyły we mnie jak lodowaty powiew wiatru. Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu, a serce zaciska się z bólu. Wydawało mi się, że znam Mateusza, ale ta rozmowa sprawiła, że zaczęłam wszystko kwestionować.

Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę – ciągnął dalej, a jego słowa były jak echo moich własnych wątpliwości.

Leżąc obok niego, czułam się oddalona o lata świetlne. Czy naprawdę znałam Mateusza? Czy nasze marzenia o wspólnej przyszłości były tylko iluzją, snem zbudowanym na piasku? Czy ten weekend miał być dla nas punktem zwrotnym, czy może tylko ujawnił to, czego nie chcieliśmy dostrzec wcześniej?

Te pytania nie dawały mi spokoju, a myśl o przyszłości, która jeszcze chwilę temu wydawała się tak pewna, teraz stała się mglistym widmem. Po chwili znów zasnęłam.

Nie było w nim nic romantycznego

Poranek przyniósł chłód i szarą mgłę unoszącą się nad lasem. Obudziłam się wcześnie, drżąc nie tylko z zimna, ale i z powodu nieprzyjemnych emocji, które wypełniły moje serce. Mateusz leżał obok, jeszcze pogrążony w niespokojnym śnie. Wiedziałam, że musimy wrócić do domku i spróbować jakoś zakończyć ten koszmar.

Gdy ruszyliśmy w drogę powrotną, cisza była głośniejsza niż kiedykolwiek wcześniej. W końcu Mateusz przerwał milczenie:

– Przykro mi, że tak to wyszło. Naprawdę się starałem, żeby ten weekend był wyjątkowy.

– Tu nie chodzi o weekend – odpowiedziałam, starając się zapanować nad drżącym głosem. – Chodzi o to, że nie potrafimy się zrozumieć. Ja potrzebuję bezpieczeństwa i bliskości, a ty ciągle szukasz przygód i wyzwań.

– A może to ty za bardzo komplikujesz? Może powinniśmy po prostu cieszyć się chwilą – Mateusz próbował przekonać mnie do swojego punktu widzenia, ale czułam, że oddalamy się od siebie.

– Dla mnie wcale nie chodzi o to, żeby życie było jedną wielką przygodą. Chodzi o to, by mieć kogoś, kto będzie obok, gdy przygoda się skończy – powiedziałam, czując, jak fala smutku przygniata moje serce.

Dotarliśmy do domku w milczeniu, a wspólna decyzja o szybkim powrocie do domu była nieunikniona. Wiedziałam, że ten wyjazd nie spełnił moich nadziei, ale przynajmniej odsłonił prawdę, którą ignorowaliśmy zbyt długo.

Zobaczyłam to wyraźnie

Droga powrotna do domu była długa i pełna niewypowiedzianych słów. Gdy w końcu dotarliśmy, poczuliśmy się jak para obcych sobie ludzi, którzy z niewyjaśnionych powodów zostali zmuszeni do wspólnego życia. Zasiadłam z Mateuszem przy stole, gdzie postanowiliśmy porozmawiać o tym, co dalej.

– Zuzia, co się z nami dzieje? – zapytał Mateusz, patrząc na mnie z wyrazem rezygnacji w oczach.

– Nie wiem. Może zbyt wiele od siebie oczekiwaliśmy – odpowiedziałam, próbując uchwycić istotę naszych problemów. – Może za bardzo różnimy się w tym, czego pragniemy.

– To prawda, czasem czuję, że chcemy zupełnie innych rzeczy – przyznał, spuszczając wzrok. – Może nigdy nie powinniśmy się oszukiwać, że te różnice nie mają znaczenia.

– Czuję się, jakbym budziła się z długiego snu – powiedziałam, z trudem formułując myśli. – Nie chodzi tylko o ten weekend. Zbyt długo ignorowaliśmy to, co naprawdę nas dzieli.

Mateusz milczał, a ja zastanawiałam się, co dalej. Czy powinniśmy walczyć o coś, co już dawno się wypaliło, czy pozwolić sobie na nowe początki?

– Myślisz, że to już koniec? – zapytał niepewnie.

– Może to nie koniec, ale na pewno koniec tego, co było – odpowiedziałam, czując, że to, co mówię, to prawda. – Może potrzebujemy przerwy, by odkryć, czego naprawdę pragniemy.

Zdecydowaliśmy się na rozstanie, przynajmniej na jakiś czas. Nie była to decyzja podjęta lekko, ale czuliśmy, że tak będzie najlepiej. Zamiast próbować naprawiać coś, co może nie było do naprawienia, postanowiliśmy dać sobie czas na zrozumienie siebie nawzajem i siebie samych.

Uczucie nie wystarczyło

Znalazłam się sama w mieszkaniu, które niegdyś wypełniał śmiech i głosy nas obojga. Cisza była ogłuszająca, ale przynosiła też pewien rodzaj spokoju. Wiedziałam, że decyzja o rozstaniu była trudna, ale w głębi duszy czułam, że konieczna. Siedząc przy stole, na którym wciąż stały dwie filiżanki herbaty, zastanawiałam się nad tym, co dalej.

Rozczarowanie i smutek towarzyszyły mi od momentu, gdy zaczęliśmy pakować rzeczy w domku w lesie. Zawiodły mnie wspólne plany, które rozpadły się niczym domek z kart. Czy to wszystko było tylko iluzją? Czy naprawdę wierzyliśmy, że miłość pokona wszelkie przeszkody? Przez te wszystkie lata nauczyłam się, że życie nie jest bajką, a my nie jesteśmy bohaterami powieści.

Przyszłość bez Mateusza wydawała się niepewna, ale jednocześnie była obietnicą nowych możliwości. Wiedziałam, że potrzebuję czasu na przemyślenia i odnalezienie samej siebie. Czy kiedykolwiek znajdę szczęście poza naszym związkiem? Nie znałam odpowiedzi, ale byłam gotowa, by się tego dowiedzieć. Może ta droga w nieznane była dokładnie tym, czego potrzebowałam, by na nowo odkryć, kim jestem i czego pragnę od życia.

Rozmyślając o przyszłości, poczułam, że chociaż rozstanie było bolesne, dało mi szansę na nowy początek. Był to czas, by nauczyć się żyć samodzielnie i odważyć się na zmiany, które wcześniej wydawały się niemożliwe. Teraz nadszedł czas, by napisać nowy rozdział, nie tylko w książce mojego życia, ale i w sercu.

Zuzanna, 35 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama