„Planowałam idealny ślub od roku, a narzeczony odwołał go na 2 dni przed. Wysłał mi tylko jeden SMS z wyjaśnieniem”
„Czytałam to z dziesięć razy. W głowie miałam pustkę. Wydawało mi się, że zaraz zadzwoni i powie, że to żart. Że chodzi o coś innego. Ale nie zadzwonił. Zadzwoniłam ja. Najpierw raz. Potem drugi. Trzeci. Dziesiąty. Nie odbierał”.

- Redakcja
Mam na imię Milena. Mam trzydzieści cztery lata i odkąd pamiętam, zawsze byłam tą, która „ma wszystko ogarnięte”. Praca – jest. Mieszkanie – wspólne z Michałem. Pies – labrador, wabi się Hugo. No i oczywiście – miłość, idealny związek. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Przygotowania do ślubu pochłonęły nas na dobre. Albo raczej mnie. Suknia – ręcznie szyta, koronka z Francji, tren ciągnący się jak moja nadzieja na idealną przyszłość. Sala – z widokiem na jezioro. Michał mówił, że zawsze marzył o czymś „na świeżym powietrzu”. Nawet jego mama się wzruszyła, jak ją tam zaprowadziliśmy. Wtedy jeszcze trzymał mnie za rękę.
Michała poznałam pięć lat temu w agencji reklamowej. Był project managerem. Spokojny, małomówny, ale skuteczny. Ja – graficzka z emocjami na wierzchu, z planami i kolorami intensywniejszymi niż samo życie. Jakimś cudem zaiskrzyło. Zaczęło się od wspólnych lunchów, potem spacerów, aż zamieszkaliśmy razem. On wniósł do mojego życia porządek. Ja do jego – chaos. Myślałam, że to dobra mieszanka.
Ale od jakiegoś czasu coś zaczęło mi zgrzytać. Przestał się cieszyć. Nie śmiał się z moich żartów. Czasem patrzył na mnie jak na obcą osobę. Ale ignorowałam to. Tłumaczyłam sobie: stres, praca, ślub. Takie rzeczy się zdarzają. Tylko że serce czuło inaczej.
Kilka dni temu, siedząc przy stole i wybierając piosenkę na pierwszy taniec, zapytałam go:
– Może „Can’t Help Falling in Love”? Zawsze ją nuciłeś pod nosem.
– Za smutna – odpowiedział. – Nie wiem, może „Perfect” Sheerana?
– Serio? Trochę... przewidywalna, nie? – parsknęłam. – Ale dobra, jeśli ją czujesz...
Wzruszył ramionami i popatrzył w okno. Jakby nie słuchał. Pomyślałam wtedy: „Może po prostu się denerwuje”. Dwa dni później wszystko się rozpadło.
Dostałam SMS, który mnie załamał
Ten SMS przyszedł o 6:17. Jeszcze spałam. Obudził mnie dźwięk telefonu, ten głupi, metaliczny dźwięk, którego nie potrafiłam wyłączyć od tygodni. Otworzyłam oczy, przeciągnęłam się i sięgnęłam po telefon. Na ekranie: „Nie mogę tego zrobić. Przepraszam”.
Czytałam to z dziesięć razy. W głowie miałam pustkę. Wydawało mi się, że zaraz zadzwoni i powie: „To żart, Milena, tylko sprawdzam, czy ci zależy”. Że chodzi o coś innego. Ale nie zadzwonił.
Zadzwoniłam ja. Najpierw raz. Potem drugi. Trzeci. Dziesiąty. Po godzinie miałam już czerwone palce od wciskania „Zadzwoń ponownie”. Telefon milczał.
– Ola, odbierz, błagam – wyszeptałam do słuchawki, gdy w końcu połączyłam się z moją przyjaciółką.
– Co się stało? – zaspany głos. – Milena, jest siódma rano...
– On odwołał ślub – powiedziałam cicho.
– Co? Kto?
– Michał. Napisał, że „nie może tego zrobić”.
– Żartujesz?
– Nie.
– Co to znaczy, że nie może?! Gdzie on jest?
– Nie wiem. Telefon milczy. Nie ma go w mieszkaniu. Jego rzeczy... część zniknęła. Walizka, kosmetyczka. Kurtka.
– Jadę do ciebie – powiedziała bez wahania.
Godzinę później siedziałyśmy na kanapie. Ja z czerwonymi oczami, ona z kubkiem kawy, który tylko trzymała, bo nie wiedziała, co powiedzieć.
– To niemożliwe. Przecież... przecież wszystko było gotowe – mruknęła. – Suknia, obrączki, sala... On cię kochał. Przecież kochał, prawda?
– Nic już nie wiem – odpowiedziałam i wtedy pierwszy raz rozpłakałam się tak naprawdę.
Zamiast wsparcia, dostałam burę
– Musisz pojechać do mamy – powiedziała Ola, gdy trzeci raz zaczęłam bezmyślnie przeglądać listę gości. – Ona cię zna, pomoże ci to ogarnąć.
– Moja matka? – prychnęłam. – Ona zawsze wie lepiej. Jeszcze mi powie, że „mówiłam ci, że on jest za spokojny”.
– Ale przynajmniej będzie obok – powiedziała cicho.
Zawahałam się. I pojechałam.
Mama otworzyła drzwi w fartuchu, z mąką na policzku. Jej spojrzenie zatrzymało się na mojej twarzy.
– Coś się stało?
– Michał... odwołał ślub – powiedziałam.
Nie krzyknęła. Nie przytuliła mnie. Odstawiła miskę z ciastem na blat.
– Widzisz? Mówiłam. Już od miesięcy było widać, że coś w nim zgasło. Że się wycofuje. Ale ty... ty jak zawsze musiałaś wszystko idealizować. Nakładać presję.
– Mamo, ja tu przyjechałam po wsparcie, nie po ocenę!
– A czego ty się spodziewałaś? Że będzie książę z bajki? On cię nigdy nie kochał tak, jak ty jego. Ty byłaś gotowa oddać wszystko, a on? On się bał. Cały czas się bał.
– Przestań! – wybuchłam. – Nie wiesz, jak było! On był dobry, czuły... planował ze mną życie!
– Planował? – uniosła brew. – To czemu uciekł?
Zamilkłam. I w tej ciszy poczułam, jak rozpadam się na drobne kawałki. Ona stała przede mną jak sędzia. A ja miałam tylko winę w oczach.
– Chcesz herbaty? – zapytała po chwili, jakby nic się nie wydarzyło.
– Nie... – wyszeptałam. – Ja... ja muszę wrócić do domu.
To nie była tylko trema
Spotkałam Kamila zupełnym przypadkiem. Szłam po kawę, z opuszczoną głową, kiedy nagle ktoś zawołał:
– Milena?
Podniosłam wzrok. Kamil. Kolega Michała z pracy. Taki typowy „swój chłop” – zawsze uśmiechnięty, rozgadany. Tylko tym razem też był jakiś... przygaszony.
– Hej – wymamrotałam.
– Boże, Milena... – zbliżył się. – Słyszałem. Znaczy... Ola do mnie napisała, że jesteś rozbita. Ale... nie wiedziałem, czy... – urwał.
– Nic nie mów. Wiem tyle, co ty. Może nawet mniej.
Zaproponował kawę. Usiadłam z nim w kawiarni na rogu, tej, gdzie kiedyś z Michałem wybieraliśmy zaproszenia. Miejsce nagle pachniało absurdem.
– Powinienem ci to powiedzieć wcześniej – zaczął, mieszając herbatę. – Ale wtedy... no, miałem nadzieję, że on się ogarnie.
– Kamil. Mów, o co chodzi.
– Michał... od miesięcy mówił, że nie wie, co robi. Że się dusi. Że nie czuje się gotowy.
– Czemu ja nic o tym nie wiedziałam? – zapytałam, głos mi zadrżał.
– Bo przy tobie był inny. Albo się zmuszał. Albo... nie chciał cię skrzywdzić. A może siebie. Trudno powiedzieć.
– Była jakaś inna?
Zamilkł.
– Kamil?
– Może. Nic nie powiedział wprost. Ale... mówił, że „coś go ciągnie”. Że chciałby żyć inaczej. Jakby ktoś albo coś już mu ten inny świat pokazało.
Serce mi stanęło. Obrazy z ostatnich miesięcy: jego późne powroty, zamyślenia, unikany wzrok.
– Myślałam, że to stres...
– Nie, Milena. To chyba było coś więcej.
Zamknęłam oczy. Wtedy pierwszy raz naprawdę zwątpiłam – czy ja w ogóle znałam człowieka, za którego miałam wyjść?
Usłyszałam to od niego
Znalazłam go. Po tygodniu ciszy, telefonów, wiadomości bez odpowiedzi – po prostu tam był. Stał pod blokiem swojej siostry, z rękami w kieszeniach, jakby nic się nie stało. Zauważył mnie pierwszy. Nie uciekł. Czekał. Może nawet chciał, żebym go znalazła.
– Cześć – powiedział cicho.
– Tylko tyle? – zbliżyłam się, serce waliło mi jak szalone. – Michał... co ty zrobiłeś?
Zacisnął usta. Oczy miał podkrążone, broda nieogolona. Wyglądał na człowieka, który nie spał od tygodni. Albo od miesięcy.
– Nie mogłem. Po prostu nie mogłem tego zrobić.
– To nie była umowa o pracę. To był nasz ślub! Nasze życie!
– Wiem.
– To czemu? Czemu nie powiedziałeś wcześniej? Dlaczego czekałeś do ostatniej chwili?
– Bo się bałem. Bałem się, że cię zniszczę. Ale chyba i tak to zrobiłem.
Stałam bez słowa. Łzy cisnęły się do oczu, ale nie płakałam. Jeszcze nie.
– Powiedz mi prawdę. Już nie ma znaczenia, jak bardzo będzie bolała. Po prostu... powiedz.
– Nie czułem tego. Nie tak, jak powinienem. Patrzyłem na ciebie i... nie widziałem przyszłości. Tylko lęk. Widziałem, ile masz marzeń, planów. A ja... ja tylko chciałem uciec.
– I ktoś ci pokazał drogę ucieczki?
Zamilkł. Nie odpowiedział. Ale nie musiał. To było jasne.
– Kochasz ją? – zapytałam.
– Nie wiem – odpowiedział z bólem. – Ale ciebie już nie kochałem.
Nie wiem, ile tam staliśmy. Czas się rozciągnął. I w końcu... odwróciłam się i odeszłam. Nie zostało nic więcej do powiedzenia.
Wreszcie to do mnie dotarło
Wróciłam do mieszkania. Puste, dziwnie ciche. Nasze zdjęcie na półce nad kanapą uśmiechało się do mnie jak karykatura. Michał w garniturze, ja w czerwonej sukience, głowa na jego ramieniu. Takie sobie zrobiliśmy po zaręczynach.
Podniosłam je i z impetem wrzuciłam do szuflady. Nie potłukło się. Nawet szkło było twardsze ode mnie.
W kącie była suknia ślubna. Wisiała w pokrowcu, ale znałam każdy jej detal na pamięć – koronki przy dekolcie, guziczki z tyłu, długi, romantyczny tren. Usiadłam naprzeciwko niej na podłodze, opierając się o ścianę. Wpatrywałam się w tę suknię, jakby miała mi odpowiedzieć: co się stało? Co przegapiłam?
Wzięłam telefon. Wybrałam numer Oli.
– Milena? – odebrała natychmiast.
– Nie mów nic – szepnęłam. – Chciałam tylko... żebyś była.
– Jestem.
Nie rozmawiałyśmy. Po prostu trzymałam słuchawkę przy uchu, słuchając jej oddechu. Wtedy się rozryczałam. Tak na dobre. Z całych sił. Z brzucha, z serca, z trzewi. Jakby wszystko, co we mnie zalegało, właśnie wypłynęło.
Później wstałam. Wzięłam pusty karton po butach Michała. Zaczęłam wrzucać jego rzeczy. Koszule, książki, ładowarkę, notes z jego charakterem pisma. Jedną rzecz po drugiej, powoli. Ostatni był kubek z napisem „najlepszy narzeczony”. Wrzucony bez ceregieli. Zamknęłam karton.
Była noc, ale nie mogłam spać. Wyszłam z domu. Błąkałam się po mieście bez celu. Bez torebki, bez telefonu. Tylko z ciężarem w środku, który niósł się ze mną przez całe ulice.
Czas mi nie pomógł
Minęły dwa miesiące. Suknia ślubna dalej wisiała w szafie, jak duch, którego nie miałam siły wyrzucić. Nie płakałam już. Może nie dlatego, że przestało boleć – po prostu łzy się skończyły.
Ludzie mówili: „czas leczy rany”. Ale on niczego nie leczy. On tylko oddala. Codziennie boli trochę ciszej, trochę głębiej. Aż staje się częścią ciebie. Tak jak blizna po rozciętym kolanie z dzieciństwa. Wiesz, że tam jest. Czasem ją dotykasz i czujesz ukłucie.
Michała już nie śledziłam w sieci. Nie chciałam wiedzieć, z kim jest, czy z nią, czy z kimś innym. Nie obchodziło mnie, gdzie teraz mieszka ani czy czasem myśli o tym, co zrobił. Prawdę mówiąc – bałam się, że nie. Że jego życie toczy się dalej, bez wyrzutów, bez cienia refleksji.
Milena, 34 lata
Czytaj także:
- „Rodzice przedstawili mi mojego przyszłego męża. Po tej randce w ciemno zrozumiałam, że do końca życia chcę być sama”
- „Wydałam 100 tysięcy na mój ślub, a świadkowa mi go zniszczyła. Takiej plamy na imprezie nikt się nie spodziewał”
- „Randkowałam z 2 facetami jednocześnie. Dopiero na weselu mojej przyjaciółki odkryłam ich wstydliwą tajemnicę”

