„Pilates na wakacjach w Chorwacji obudził we mnie kobietę. Przez instruktora zapomniałam, że mąż jest obok”
„Nie wiedziałam jeszcze, że poznam tam Lucę. Nie, nie zakochałam się – ale moje ciało chyba tak. Bo gdy wracałam z tych zajęć, miałam wrażenie, że jestem znowu kobietą. A nie tylko matką, kucharką i księgową domowego budżetu”.

Nie wiem, kiedy ostatni raz czułam się jak ja. Serio. Od kilku lat wszystko się kręciło: dzieci, praca, zakupy, pranie, gotowanie, znowu dzieci, kłótnia z mężem o to, kto wynosi śmieci i czemu znowu zapomniał kupić mleka. Przed trzydziestką myślałam, że po prostu tak wygląda dorosłość. Po trzydziestce przestałam myśleć w ogóle – byłam jak maszyna. Aż pewnego dnia, przy śniadaniu, spojrzałam na Marka – mojego męża – i powiedziałam:
– Marek, musimy gdzieś wyjechać.
W odpowiedzi nawet nie oderwał wzroku od gazety. Po prostu mruknął:
– To jedźmy.
I tak znalazłam się w Chorwacji. Oficjalnie to były rodzinne wakacje – razem z dziećmi i Markiem. W praktyce Marek znikał po śniadaniu do klimatyzowanego pokoju, dzieciaki okupowały hotelowy basen, a ja, wypalona do cna, postanowiłam spróbować pilatesu na plaży. Ot, żeby rozruszać kręgosłup. Nie wiedziałam jeszcze, że poznam tam Lucę. Nie, nie zakochałam się – ale moje ciało chyba tak. Bo gdy wracałam z tych zajęć, miałam wrażenie, że jestem znowu kobietą. A nie tylko matką, kucharką i księgową domowego budżetu.
Mąż miał swoje rozrywki
Pierwszego dnia Marek zrobił to, co zawsze. Zjadł śniadanie, podrapał się po brzuchu i oznajmił:
– Ja dziś odpoczywam. Nigdzie się nie ruszam. Spałem źle, boli mnie kark.
Jak zwykle. Zostawiłam go w pokoju z tabletem i jego ulubionym "nicnierobieniem", a sama poszłam na plażę, na zajęcia z pilatesu. Bez większych oczekiwań – chciałam tylko rozciągnąć kręgosłup, który ostatnio przypominał zardzewiałą sprężynę.
Zobaczyłam go z daleka. Stał na piasku w jasnej koszulce, która opinała się na jego klatce. Miał może z 28 lat, może mniej. Ciemne włosy, lekki zarost, uśmiech jak z reklamy pasty do zębów.
– Dzień dobry – powiedział z lekkim akcentem, gdy podeszłam. – Kładziemy się na maty. Będziemy rozciągać, oddychać i... zapomnieć o wszystkim.
Zachichotałam. Ale to nie był żart.
Ćwiczyliśmy. Na początku byłam spięta, skrępowana, ale on miał w sobie coś... Spokój. Delikatność. Kiedy podszedł, położył mi dłoń na plecach i powiedział:
– Za bardzo się spinasz. To tylko pilates, nie wojna. Oddychaj.
Zrobiłam to. I coś we mnie kliknęło. W środku. Jakby ciało przypomniało sobie, że jest czymś więcej niż środkiem transportu dla dzieci do przedszkola.
Wróciłam do pokoju mokra od potu, ale z błyskiem w oku. Marek spojrzał na mnie znad tabletu.
– Dobrze ci ten pilates zrobił – powiedział. – Aż jakaś weselsza jesteś.
Nie odpowiedziałam. Usiadłam na balkonie i spojrzałam na morze. I po raz pierwszy od dawna poczułam, że... żyję.
Czułam się jak nastolatka
Następnego ranka obudziłam się przed budzikiem. Słońce dopiero muskało horyzont, a ja już kręciłam się przy lustrze, rozważając, czy założyć strój z dekoltem, czy ten, który lepiej trzyma biust przy planku. Zdecydowałam się na sportowy, ale... poprawiłam makijaż. Trochę tuszu, błyszczyk, kropelka perfum. O 7:30 rano. Przecież to chore – pomyślałam. Ale ręka i tak sama sięgnęła po szczotkę do włosów.
Na plaży było już kilka kobiet. Przypadkiem – a może nie – położyłam matę tuż przy miejscu, gdzie zwykle stał Luca. Dziś też się uśmiechnął, ale nie powiedział nic. Patrzył chwilę dłużej. Albo mi się wydawało. Pewnie mi się wydawało...
– Twój mąż też ćwiczy? – zapytała kobieta obok.
Miała jakieś sześćdziesiąt lat, pachniała drogimi kremami i wyglądała, jakby rozciągała się od lat. Odpowiedziałam bez namysłu:
– Jaki mąż?
I wtedy zapadła cisza. Spojrzała na mnie z uśmiechem, ale bez komentarza. A ja poczułam, jak w środku coś mnie ściska.
„Jaki mąż?” – powtórzyłam w myślach. „Zapomniałam, że Marek istnieje”.
Wracałam po zajęciach w milczeniu. Miało być niewinnie. Tylko ćwiczenia, tylko ja i moje zmęczone ciało. A jednak coś we mnie zaczęło drgać. Coś, czego się nie spodziewałam. Coś niebezpiecznie przypominającego... przebudzenie.
Mąż był podejrzliwy
Trzeciego dnia Marek już się nie uśmiechał. Patrzył na mnie zza kubka kawy z miną, która mówiła „coś tu nie gra”.
– Ty naprawdę chcesz codziennie na ten pilates chodzić? – zapytał niby mimochodem.
– A co, nie wolno? – odparłam, zbyt szybko, zbyt ostro.
Wzruszył ramionami. Ale wieczorem, kiedy dzieci już spały, a ja siedziałam z książką na tarasie, przyszedł i zapytał wprost:
– To tylko ćwiczenia, czy coś więcej?
Parsknęłam śmiechem. Takim sztucznym. W środku poczułam, jak coś mnie ścina.
– Marek, co ty sugerujesz? Że co? Że flirtuję z instruktorem pilatesu? – zapytałam z irytacją.
Nie odpowiedział. Wzrok miał wbity gdzieś w bok. Jakby bał się odpowiedzi, ale jednocześnie jej potrzebował.
– Wiesz, jakoś inaczej się zachowujesz...
– A może po prostu lepiej się czuję fizycznie? – rzuciłam. – Może pierwszy raz od miesięcy ktoś powiedział mi coś miłego. Nie takiego z obowiązku, tylko z uważnością. Może to mi wystarczy, żeby się uśmiechnąć, Marek.
Wstałam. Serce waliło mi jak młotem. Chciałam powiedzieć więcej. Chciałam krzyknąć, że od miesięcy jestem przezroczysta. Że jego obojętność bolała bardziej niż jakikolwiek zdradliwy uśmiech obcego faceta. Ale nie powiedziałam. Tylko wróciłam do pokoju i zamknęłam się w łazience. Włączyłam prysznic, ale nie weszłam do środka. Stałam oparta o drzwi i płakałam. Po cichu. Tak, żeby dzieci nie słyszały.
Będzie mi tego brakowało
Ostatniego dnia wstałam przed świtem. Nie czekałam, aż Marek się obudzi. Cicho ubrałam się w strój, który specjalnie wyciągnęłam wczoraj z dna walizki. Ten, który kupiłam „na specjalną okazję”. Nie było przecież żadnej specjalnej okazji. A może właśnie była.
Na plaży powietrze pachniało chłodem, słońce dopiero wylewało się z morza. Luca był już na miejscu, rozciągał się w milczeniu. Zauważył mnie i tylko skinął głową. Nie podszedł jak zwykle. Nie poprawił mojej postawy. Po prostu pozwolił mi być. Ćwiczyliśmy w ciszy. Każdy ruch był pożegnaniem. Każdy wdech jak „do widzenia”.
Po wszystkim zebrałam matę, schowałam się w cieniu i wtedy on podszedł. Nieśmiało. Bez tego swojego pewnego siebie uśmiechu.
– Będziesz za tym tęsknić?
Spojrzałam na niego, potem na morze.
– Za tobą? – zapytałam cicho. – Czy za tym, jak się tutaj czułam?
Milczał chwilę, a potem skinął głową. Wiedział. Nie pocałował mnie. Nie próbował nic więcej. Po prostu uśmiechnął się smutno i wrócił do reszty grupy. A ja... A ja wróciłam do hotelu jak ktoś, kto właśnie zostawił coś za sobą. Albo kogoś.
Marek siedział już na balkonie. Patrzył na mnie uważnie. Tym razem naprawdę.
– Skończyło się? – zapytał.
– Tak – odpowiedziałam.
Ale wcale nie chodziło tylko o pilates.
Coś we mnie pękło
W samolocie było cicho. Dzieci grały w gry na tabletach, Marek z zamkniętymi oczami udawał, że śpi. A ja patrzyłam przez okno, jak wybrzeże Chorwacji znika za chmurami. Niby wracaliśmy do domu, ale ja czułam się, jakbym wracała z innego życia. Jakby te kilka poranków na plaży wyciągnęło ze mnie kogoś, kogo dawno nie znałam.
– Wszystko w porządku? – zapytał Marek, otwierając oczy. Głos miał miękki. Jakby bał się usłyszeć, że nie.
– Tak – odpowiedziałam. – Wszystko dobrze.
Skłamałam. Bo prawda była bardziej skomplikowana. Nie byłam pewna, czy wszystko jest w porządku. Ale coś we mnie pękło. Albo się naprawiło. Już nie chciałam być tą, która odlicza dni do wakacji, żeby poczuć się żywa.
Wiedziałam jedno – jak tylko wrócimy, zapiszę się na pilates. A potem pójdę na kawę. Sama. Albo z koleżanką. I zacznę mówić Markowi, czego potrzebuję. A jeśli nie będzie chciał słuchać? Trudno. Bo ja już siebie usłyszałam. To nie była historia o romansie. Ani o zdradzie. To była historia o kobiecie, która na chwilę zapomniała, że istnieje. I o tym, że pewnego dnia na plaży ktoś jej o tym przypomniał.
Sabina, 39 lat
Czytaj także:
- „W maju mąż usuwał chwasty z ogrodu, a ja z życia. Nie wiedział, że jest pierwszy na mojej liście”
- „Tuż przed śmiercią dziadek wyznał mi, że zakopał coś pod krzewem bzu. Byłam w szoku na widok takiego spadku”
- „Córka powiedziała, że matura to bzdura i nie będzie jej zdawać. Nagrywa głupie i filmiki i chce z tego żyć”

