„Szukałam zaginionego psa, a znalazłam kandydata na męża. Przyszedł do mnie jak na smyczy i od razu jadł mi z ręki”
„Coraz bardziej zdesperowana biegałam po parku bez końca, aż nagle stanęłam jak wryta. Jakiś mężczyzna trzymał na smyczy mojego Bruna, który wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Nieznajomy był całkiem przystojny. Jego pogodne, jasne oczy rozbłysły, gdy uśmiechnął się na mój widok.
— Cześć! Szukasz swojego psa? — zapytał, kiedy podeszłam bliżej”.

- Redakcja
Większość z nas ma w życiu kogoś, bez kogo nie wyobraża sobie codzienności. Ja mam tak z Brunem, moim psem. To nie tylko mój towarzysz, ale i rodzina — jedyna, jaką miałam. Codziennie spacerujemy razem po parku, po którym biega radośnie, a ja cieszę się jego szczęściem. To takie nasze małe rytuały, które sprawiają, że czuję się spełniona. Jednak pewnego razu, podczas jednego z naszych codziennych spacerów, wydarzyło się coś, co z miejsca wywróciło mój świat do góry nogami.
W parku mamy swoją stałą trasę. Zawsze pozwalałam Brunowi biegać swobodnie, bo wiedziałam, jak bardzo to uwielbia. I tym razem ruszył przed siebie z entuzjazmem, tyle że... w którymś momencie straciłam go z oczu. Nie wiem jak ani kiedy, no ale stało się.
— Bruno! — zawołałam zaniepokojona. Nasłuchiwałam jego wesołego szczekania, które zazwyczaj rozbrzmiewało wokół mnie. Nic. Tylko ta cisza, której nie mogłam znieść.
W jednej chwili ogarnęło mnie przerażenie. Biegałam po parku, wołając jego imię, pytając przechodniów, czy go przypadkiem nie widzieli. Serce waliło mi jak młotem. W głowie pojawiały się miliony myśli: „A co, jeśli go nie znajdę?”, „Co, jeśli coś mu się stało?”. Miałam wrażenie, że ziemia osuwa mi się spod nóg. Ledwie mogłam oddychać. Czas płynął nieubłaganie, a Bruna wciąż nie było nigdzie widać.
Zaproponowałam mu kawę
Coraz bardziej zdesperowana biegałam po parku bez końca, aż nagle stanęłam jak wryta. Jakiś mężczyzna trzymał na smyczy mojego Bruna, który wyglądał na bardzo zadowolonego z siebie. Nieznajomy był całkiem przystojny. Jego pogodne, jasne oczy rozbłysły, gdy uśmiechnął się na mój widok.
— Cześć! Szukasz swojego psa? — zapytał, kiedy podeszłam bliżej.
— Tak, to właśnie mój Bruno! — wykrzyknęłam z ulgą, czując, jak kamień spada mi z serca. — Gdzie go znalazłeś?
— Zauważyłem, że kręci się koło placu zabaw — odparł. — Wyglądał na dość zdezorientowanego, ale bardzo szczęśliwego. — Zerknął z rozbawieniem na Bruna i wyciągnął do mnie rękę. — Tak w ogóle, jestem Kuba.
— Ewelina.
Przez chwilę rozmawialiśmy o Brunie i jego chwilowym zaginięciu, a ja przyznałam, jak wiele dla mnie znaczy. Kuba przyznał, że sam ma psa, a to od razu wzbudziło moją sympatię. Bardzo chciałam jakoś mu się odwdzięczyć.
— Nie ma o czym mówić — stwierdził Kuba, gdy zaproponowałam mu kawę. Dopiero po dłuższych namowach uległ: — Okej. Ta kawa w sumie brzmi nieźle.
Wybraliśmy się do małej kawiarni niedaleko parku. Rozmowa z Kubą była zaskakująco swobodna. Miał poczucie humoru, dzięki któremu odnosiłam wrażenie, że znamy się od wieków. Opowiedział mi o swojej pracy w agencji reklamowej, a ja przyznałam, że jestem nauczycielką języka angielskiego. Rozmawialiśmy jeszcze trochę o pracy i wtedy zauważyłam, że Kuba ma niesamowity dar do opowiadania historii. Wspólnie śmialiśmy się z jego przygód, a czas niepostrzeżenie mijał.
Czułam, że ta rozmowa wykracza znacznie poza zwykłe, grzecznościowe podziękowania. Zdawała się początkiem czegoś nowego. Czegoś, co wprowadziło do mojego życia powiew świeżości. Przy Kubie czułam się dokładnie tak, jakbym znalazła brakujący element, który idealnie pasował do mojej układanki. Było w tym spotkaniu coś magicznego, coś, co kazało mi patrzeć na świat jakoś inaczej.
Czy to tylko przypadek?
Kolejny dzień był piękny i słoneczny, idealny na spacer z Brunem. Wiedziałam, że gdzieś w głębi serca liczę na ponowne spotkanie z Kubą, choć sama przed sobą nie chciałam tego przyznać. Kiedy chodziliśmy po parku z Brunem, rozglądałam się dyskretnie, szukając znajomej twarzy wśród spacerowiczów.
I wtedy go zobaczyłam – Kuba siedział na ławce z książką w ręku. Obok leżał jego pies, mały, czarny kundelek, spokojnie obserwując otoczenie. Moje serce zabiło szybciej. Czy to tylko przypadek? A może los po raz kolejny postanowił czymś mnie zaskoczyć?
— Cześć, Kuba! — zawołałam, podchodząc bliżej.
Podniósł wzrok, uśmiechnął się szeroko i pomachał do mnie.
— Ewelina! — rzucił pośpiesznie. — Miło cię widzieć! Jak Bruno? Mam nadzieję, że już nie ucieka.
— Na szczęście nie — odpowiedziałam, śmiejąc się. — A twój towarzysz też wygląda na grzecznego.
— No, w przeciwieństwie do Bruna — żartował Kuba, spoglądając na swojego psa z czułością.
Dosiadłam się do niego, a nasze psy chętnie rozpoczęły wspólną zabawę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, a ja czułam, że ten spontaniczny dialog jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy, jakie mogły mi się przytrafić. Kuba opowiadał o swoich ulubionych książkach, a ja podpowiadałam mu, do których miejsc w mieście powinien się jeszcze wybrać.
Kolejna rozmowa z Kubą przyniosła mi nie tylko wiele radości, ale i spokój. Z jednej strony bardzo mi się podobał, z drugiej szczerze pokochałam jego barwne opowieści. W dodatku miał w sobie coś naprawdę magicznego. To dzięki temu wydawało się, że zna odpowiedzi na pytania, których jeszcze nawet nie zdążyłam zadać.
— Muszę przyznać, że nawet trochę się cieszę, że Bruno zdecydował się ostatnio na tą samowolną wycieczkę — powiedziałam, spoglądając na Kubę z uśmiechem. — Inaczej nie mielibyśmy okazji się poznać.
— Czasem życie układa najlepsze scenariusze — rzucił Kuba z błyskiem w oku.
Im dłużej z nim siedziałam, tym bardziej pragnęłam, by to nigdy się nie skoczyło. Ten wspólnie spędzony czas sprawiał, że świat wokół mnie z miejsca nabierał zupełnie nowych barw.
To całkiem odmieniło mój świat
Od tamtego dnia zaczęliśmy się z Kubą regularnie spotykać. To była teraz nasza codzienność: park, kawa, rozmowy, które ciągnęły się bez końca. Razem z Brunem coraz częściej odwiedzaliśmy też mieszkanie Kuby. Między nami rodziła się wyjątkowa więź, która wciąż nas do siebie zbliżała. Jego mieszkanie było przestronne i pełne światła, z półkami wypełnionymi książkami i śladami artystycznej duszy. Podobało mi się.
Z każdym kolejnym spotkaniem te nasze rozmowy stawały się bardziej osobiste. Opowiadaliśmy sobie o dzieciństwie, marzeniach i życiowych wyborach, które nas kształtowały. Kuba zapytał mnie któregoś razu, jakie jest moje najwcześniejsze wspomnienie. Zaciekawiony słuchał o moich przygodach z dzieciństwa na wsi u dziadków. Przyznałam, że najbardziej pamiętam wakacje pełne beztroski i zapach świeżo skoszonej trawy.
On z kolei opowiedział mi o swojej pasji do fotografii. O pierwszym aparacie, który dostał na urodziny, i o tym, jak zakochał się w chwytaniu ulotnych chwil. Pokazał mi też kilka swoich zdjęć. Każde z nich miało w sobie coś magicznego, jakby potrafił wybrać te momenty, które naprawdę zapadały w pamięć i coś znaczyło.
— Wydaje mi się, że to raczej coś więcej niż hobby — stwierdziłam, przyglądając się jednej z fotografii, która przedstawiała zachód słońca nad morzem. — To jak zatrzymywanie czasu.
— Może dlatego tak bardzo to lubię — odpowiedział Kuba z uśmiechem. — Może dlatego, że zdjęcia są dla mnie sposobem na zachowanie momentów, które chciałbym pamiętać.
Szybko zrozumiałam, że przy Kubie mogę być sobą bez obaw, bez zakładania masek. I chociaż nie mówiliśmy o tym na głos, wiedziałam, że nasze uczucia wykraczają poza zwykłą przyjaźń.
Któregoś dnia, gdy Bruno znów zasnął obok kanapy Kuby, zdałam sobie sprawę, że nie potrafię już sobie przypomnieć, jak wyglądało moje życie przed naszym pierwszym spotkaniem przy kawie. Ten dzień, w którym się poznaliśmy, okazał się początkiem czegoś nowego. Czegoś, co całkowicie odmieniło mój świat.
Byłam gotowa na wszystko
Z czasem zauważyłam, jak bardzo zmieniło się moje życie, odkąd poznałam Kubę. Nawet moi przyjaciele zaczęli to dostrzegać.
— Ewelina, muszę przyznać, że nie widziałam cię tak szczęśliwej od lat — zauważyła Magda, jedna z moich przyjaciółek, gdy spotkałyśmy się w mieście. — Co u ciebie?
Uśmiechnęłam się szeroko.
— To chyba dzięki Kubie — wyjaśniłam. — Poznaliśmy się w dość nietypowy sposób, ale… od tego czasu wszystko jakoś nabrało sensu.
Opowiedziałam jej o naszej pierwszej kawie, o spotkaniach w parku i o rozmowach, które nas zbliżyły. O tym, jak przy Kubie czuję się sobą, jak nasze spotkania stały się dla mnie czymś więcej niż tylko miłym spędzeniem czasu.
— To niesamowite, ile może zmienić jedna kawa — zaśmiała się Magda. — Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. A wiesz już, co dalej?
— Nie — odpowiedziałam szczerze. — Wszystko dzieje się tak o, po prostu. Zupełnie naturalnie. I to jest w tym najlepsze. Nie mam żadnych oczekiwań. Czekam, co przyniesie los.
Magda pokiwała głową ze zrozumieniem.
— To brzmi jak coś naprawdę wyjątkowego — przyznała. — Może właśnie dlatego to działa. Bo jest takie… prawdziwe.
Zdecydowanie miała rację. Nasza relacja z Kubą była nie tylko wyjątkowa, ale przede wszystkim autentyczna. Nie było żadnej gry pozorów, tylko na szczerość i wzajemne zrozumienie. Wiedziałam, że bez Kuby moje życie nie byłoby już takie samo. Nie zastanawiałam się nad tym, co przyniesie przyszłość — po prostu byłam gotowa na wszystko, co mogło wydarzyć. Bo czy niespodzianki nie są najpiękniejsze?
Ewelina, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Zobacz także:
- „Jesienny flirt poprawiał mi humor w szare dni. Szkoda, że mąż nie potrafi robić tego, co kochanek”
- „Gdy kupiłem zegarek za kasę z premii, żona urządziła mi awanturę. Przekroczyła granicę, więc mogłem zrobić tylko jedno”
- „Od 25 lat noszę w sercu tajemnicę i zapalam znicz na grobie, o którym nie wie nawet moja rodzina. Tak musi pozostać”

