Reklama

Dziś rano, gdy uchyliłam okno, zobaczyłam go – żółty motyl usiadł na parapecie, poruszył delikatnie skrzydłami, jakby chciał mi coś powiedzieć. Patrzyłam na niego, a w mojej głowie pojawiła się absurdalna nadzieja: może to znak, że los wreszcie się do mnie uśmiechnie? Wtedy zadzwonił telefon.

Reklama

– Pani Julia K.? – zapytał obcy, niski głos.

– Tak, słucham?

– Przykro mi, ale mam dla pani bardzo smutną wiadomość…

Świat, który się zatrzymał

Siedziałam na brzegu łóżka, ściskając telefon w dłoni. Słowa, które przed chwilą usłyszałam, były jak kawałki tłuczonego szkła – wbijały mi się w skórę, zostawiając po sobie ból i niezrozumienie.

– Przykro mi… – powtórzył głos po drugiej stronie.

Ale ja nie słyszałam reszty. Moje myśli skupiły się na jednym pytaniu: kto? Serce biło mi w piersi jak szalone. Czułam, jak krew pulsuje mi w skroniach, a oddech stawał się płytki. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu – numer był nieznany. Przypadkowy człowiek, który właśnie wywrócił moje życie do góry nogami.

– Kto… kto nie żyje? – udało mi się w końcu wydusić, choć mój głos brzmiał obco, jakby nie należał do mnie.

Po drugiej stronie zapadła chwila ciszy, jakby rozmówca nie był pewien, czy powinien mówić dalej.

– Proszę zadzwonić do swojej matki – powiedział w końcu. – Naprawdę mi przykro.

Rozłączył się.

Telefon wypadł mi z rąk i z głuchym stuknięciem uderzył o podłogę. Przypominałam sobie, kogo mogło dotyczyć to połączenie. Marta? Ale przecież rozmawiałyśmy wczoraj, była pełna energii jak zawsze. Mama? Przecież nie skarżyła się na zdrowie… Tomasz? Tomasz.

Moje palce drżały, gdy znalazłam jego numer w kontaktach i wcisnęłam „zadzwoń”. Jeden sygnał. Drugi. Trzeci.

„Abonent jest czasowo niedostępny.”

Zamknęłam oczy. Poczułam w żołądku uścisk, jakby ktoś nagle zacisnął na nim niewidzialną pięść. Musiałam się dowiedzieć prawdy. Sięgnęłam po telefon i tym razem wybrałam numer do mamy.

Głos z przeszłości

Telefon dzwonił długo. Za długo. Zdążyłam sobie wyobrazić najgorsze – że mama nie odbierze, że coś się stało również jej. Ale w końcu usłyszałam znajomy, choć zmęczony głos.

– Julia?

– Mamo… – wydusiłam, ale głos mi się załamał. – Co się dzieje?

Po drugiej stronie zapadła cisza. Miałam wrażenie, że słyszę jej ciężki oddech, jakby zbierała się na odwagę.

– Tomasz nie żyje – powiedziała w końcu, bez żadnych wstępów.

Tomasz. Mój brat. Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi grunt spod nóg.

– Jak to…? – mój głos był cienki, ledwo słyszalny.

– Wypadek – mama mówiła sucho, rzeczowo, jakby relacjonowała prognozę pogody. – Policja jeszcze bada sprawę.

Nie mogłam oddychać. Tomasz. Ten sam Tomasz, z którym nie rozmawiałam od lat. Ten sam Tomasz, którego unikałam, choć kiedyś był mi najbliższą osobą na świecie.

– Mamo… – zaczęłam, ale nie wiedziałam, co powiedzieć.

– Przyjedziesz? – zapytała cicho.

Przyjadę? Oczywiście, że tak. Ale jednocześnie miałam ochotę uciekać. Udawać, że to wszystko się nie wydarzyło. Że nadal mogę wyciągnąć telefon i napisać do niego wiadomość. Pierwszy wiosenny motyl miał przynieść mi szczęście. Przyniósł śmierć.

– Tak – odpowiedziałam w końcu. – Jutro będę.

W pokoju zrobiło się duszno. Wyszłam na balkon i spojrzałam na miasto. Ludzie spieszyli się do pracy, ktoś śmiał się przez telefon, gdzieś w oddali klakson samochodu przerwał poranny spokój. Dla nich świat toczył się dalej. Mój się właśnie zatrzymał.

Powrót do bólu

Droga do rodzinnego domu zawsze wydawała mi się długa, ale dziś ciągnęła się w nieskończoność. Patrzyłam przez okno pociągu, obserwując mijane pola i lasy, które wciąż były nagie po zimie. W głowie kotłowały mi się wspomnienia.

Tomasz śmiejący się w letnie popołudnie, kiedy jako dzieci budowaliśmy bazę w ogrodzie. Tomasz rzucający mi poduszką prosto w twarz, bo oszukiwałam w grze planszowej. Tomasz, który potem dorastał i coraz rzadziej mnie zauważał. Tomasz, który na końcu stał się dla mnie kimś obcym. Zacisnęłam powieki, próbując stłumić ból, ale on nie zamierzał odejść.

Pociąg w końcu dotarł na miejsce. Dworzec był tak samo szary i obskurny, jak go zapamiętałam. Po wyjściu na peron rozejrzałam się niespokojnie, ale nie było mamy. Może się spóźniła? Może zapomniała? Ruszyłam pieszo w stronę domu.

Każdy zakręt tej drogi przypominał mi dzieciństwo. Tutaj kiedyś ścigałam się z Tomaszem na rowerach. Tam, na skrzyżowaniu, przewrócił się i zdarł kolano, a ja uciekłam, bo bałam się, że dostaniemy burę. Teraz wracałam tu jako dorosła kobieta, ale czułam się jak zagubione dziecko.

Gdy dotarłam pod dom, przez chwilę wahałam się przed furtką. W końcu zebrałam się w sobie i nacisnęłam klamkę. Mama stała w kuchni, mieszając herbatę. Kiedy mnie zobaczyła, odłożyła łyżeczkę na blat i spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Jesteś.

Weszłam do środka. Nic się tu nie zmieniło – te same firanki, ta sama porcelanowa cukiernica na stole. Jakby czas w tym domu zatrzymał się dawno temu. Usiadłam przy stole i spojrzałam na mamę.

– Jak… jak to się stało?

Mama wbiła wzrok w filiżankę.

– Znaleźli go przy drodze. Samochód w rowie.

– Jechał sam?

– Tak.

Zamknęłam oczy i wyobraziłam sobie ten obraz: nocna szosa, deszcz, ostry zakręt, Tomasz za kierownicą. Czy był pijany? Czy zasnął? A może…

Tajemnice, które nie umierają

Siedziałam w pokoju Tomasza, wsłuchując się w ciszę domu. Było coś przytłaczającego w tym miejscu – jakby ściany wciąż nosiły echo jego głosu. Przesunęłam dłonią po blacie biurka, na którym leżały klucze, kilka drobnych i telefon.

Nie chciałam grzebać w jego rzeczach, ale czułam, że muszę zrozumieć. Co działo się w jego życiu przez te wszystkie lata, kiedy byliśmy dla siebie obcy?

Na półce stało stare pudełko po butach. Tomasz zawsze trzymał w nim swoje „ważne rzeczy” – listy, bilety z koncertów, drobiazgi, których nie chciał wyrzucić. Sięgnęłam po nie i otworzyłam. Było tam kilka zdjęć z dzieciństwa – na jednym uśmiechał się szeroko, obejmując mnie ramieniem. Patrzyłam na tę twarz z przeszłości i nie mogłam uwierzyć, że już nigdy jej nie zobaczę.

Zacisnęłam powieki, próbując powstrzymać łzy, ale one i tak popłynęły po moich policzkach. Usłyszałam kroki. Mama stanęła w drzwiach, patrząc na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Coś się stało? – zapytała cicho.

Podniosłam na nią załzawione oczy. Nie odpowiedziała od razu. Po prostu usiadła obok i westchnęła ciężko.

– On… nigdy nie przestał o tobie myśleć – powiedziała w końcu. – Może nie umiał tego okazać, ale wiem, że żałował.

Objęła mnie ramieniem, a ja pozwoliłam sobie na chwilę słabości. Może nie zdążyliśmy się pogodzić. Może nigdy nie dowiem się, co chciałby mi powiedzieć, gdyby miał więcej czasu. Ale przynajmniej wiedziałam jedno. Mimo wszystko nadal byliśmy rodzeństwem.

Kwiat jak motyl, smutek jak nadzieja

Stałam nad grobem Tomasza, wbijając wzrok w tabliczkę z jego imieniem. Cmentarz był niemal pusty, a zimny wiatr unosił w powietrzu zapach wilgotnej ziemi. W dłoni ściskałam list, który od niego dostałam. Przeczytałam go już dziesiątki razy, ale nadal nie potrafiłam się z nim rozstać.

Mama stała obok, owinięta grubym szalem, milcząca. Nie musiałyśmy nic mówić – obie czułyśmy ciężar tego pożegnania. Po chwili schyliłam się i położyłam na nagrobku żółty kwiat. Nie wiem, dlaczego to zrobiłam. Może dlatego, że przypominał mi motyla, którego widziałam tego feralnego ranka.

Może Tomasz odszedł w momencie, gdy ja myślałam, że los wreszcie się do mnie uśmiecha. A może to nie był znak szczęścia, ale pożegnanie. Wzięłam głęboki oddech. Nie mogłam już zmienić przeszłości, ale mogłam wyciągnąć z niej lekcję.

– Gotowa? – spytała mama cicho.

Skinęłam głową. Gdy wychodziłyśmy z cmentarza, poczułam na dłoni delikatne muśnięcie. Spojrzałam w dół – żółty motyl przysiadł na mojej skórze, zatrzepotał skrzydłami i odleciał. Uśmiechnęłam się lekko. Może to był kolejny znak. Może tym razem mówił mi, że czas zacząć od nowa.

Julia, lat 28

Reklama

Czytaj także:„Po rozwodzie mąż zażądał zwrotu obrączki, a ja go wyśmiałam. Sknerus chciał ją wcisnąć na palec swojej kochance”„Matka zorganizowała mi randkę w ciemno. Dla niej to niedopuszczalne, by kobieta w moim wieku marnowała się bez faceta”„Wydałem majątek na luksusy kochanki, by zrobić wrażenie. Nawet się nie spostrzegłem, jak zostałem w samych slipach”

Reklama
Reklama
Reklama