Reklama

Dzwonił budzik. Piąta czterdzieści pięć. Pierwszy dzień szkoły. Gdyby ktoś wtedy zapytał mnie, jak się czuję – odpowiedziałabym: zmęczona, ale szczęśliwa. Bo przecież wszystko było dobrze. Pracowałam, Klarze niczego nie brakowało, miałyśmy swój świat – skromny, trochę chaotyczny, ale nasz.

Wstawaj, myszko, szkoła nie poczeka – szepnęłam jej do ucha, przykucając przy łóżku.

Klara otworzyła jedno oko, potem drugie, spojrzała na mnie uważnie. Po chwili wyszeptała:

– Czy pani Anna będzie miła?

– Będzie cudowna – skłamałam z uśmiechem. Bo skąd mogłam to wiedzieć?

Z kuchni pachniało naleśnikami. Torba spakowana, włosy zaplecione, strój wyprasowany. Pojechałyśmy do szkoły z termosami w dłoniach, jak dwie sprzymierzone w boju dziewczyny. Całowałam ją na pożegnanie chyba z osiem razy. Klara machała mi spod drzwi, potem zniknęła w tłumie dzieci.

Na parkingu jeszcze chwilę siedziałam w aucie. Sprawdziłam wiadomości z pracy, odebrałam jeden telefon, puściłam wiadomość do babci Klary. Wszystko wyglądało dobrze. Nawet bardzo dobrze. Nie miałam pojęcia, że wieczorem usłyszę coś, co zburzy ten spokój jak domek z kart.

Córka dziwnie się zachowywała

Po południu odebrałam Klarę ze szkoły. Stała pod drzewem przy wejściu, zapięta pod samą szyję, plecak przewieszony na jednym ramieniu, gryzła końcówkę rękawa bluzy. Gdy mnie zobaczyła, od razu się uśmiechnęła i ruszyła biegiem.

– No i jak? – spytałam, kiedy już siedziała obok mnie w samochodzie. – Jak pani Anna? Dzieciaki? Sala?

– Fajnie było – odpowiedziała krótko i wzruszyła ramionami. – Trochę się nudziliśmy, ale pani dała nam kolorowanki z kotkami. Lubisz kotki, mamo?

– Lubię – uśmiechnęłam się.

I to tyle. Cała relacja z pierwszego dnia szkoły zamknęła się w trzech zdaniach. Pomyślałam: może to dobrze. Że nie ma dramatu, że się odnalazła. Po drodze kupiłyśmy lody i chipsy, Klara rozsiadła się na kanapie, a ja wzięłam się za zaległe maile. Dopiero przy kolacji zauważyłam, że coś jest nie tak.

– Kochanie, nie jesz makaronu? Przecież lubisz.

– Nie jestem głodna.

– Co się stało? Jesteś zmęczona?

– Nie... – odparła cicho i utkwiła wzrok w talerzu.

Skrzyżowała ręce, jakby zamykała się w sobie. W tamtej chwili pomyślałam, że może się po prostu zasępiła, że emocje dnia dają jej w kość. Ale była w niej jakaś sztywność, która nie pasowała do Klary.

– Hej – powiedziałam łagodnie. – Wszystko w porządku?

– Tak – odpowiedziała, znowu bez kontaktu wzrokowego.

Wtedy jeszcze nie naciskałam. Dałam jej spokój. To był mój błąd.

Wyznała mi wszystko

Obudziłam się nagle, nie wiedząc nawet czemu. Była pierwsza czterdzieści trzy. Z kuchni dobiegał szelest – jakby ktoś próbował otworzyć szufladę. Zerwałam się, serce waliło mi w piersi. Otworzyłam drzwi sypialni i wtedy ją zobaczyłam. Klara stała w korytarzu. W jednej ręce trzymała swoją poduszkę, drugą ściskała róg piżamy.

– Klarciu? Co ty tu robisz?

Mogę spać z tobą? – zapytała tak cicho, że ledwo ją usłyszałam.

– Jasne, chodź tu – wyciągnęłam rękę. Przytuliła się bez słowa, weszła pod kołdrę. Była lodowata. I coś w niej drżało – nie ciało, ale coś głębiej, w środku. Próbowała się nie rozpłakać, ale nie dała rady.

– Klaro, co się dzieje? – spytałam, głaszcząc ją po głowie.

– Mamo... on mnie zamknął – wyszeptała.

Zamarłam.– Kto cię zamknął?

– Tomek... Starszy chłopak... W szkole. Wcisnął mnie do łazienki i przekręcił zamek... mówił, że to żart...

– Co? Kiedy? Dzisiaj?! – podniosłam się gwałtownie, ale Klara mocno mnie przytrzymała za rękę.

– Nie krzycz, proszę. Pani Ania nie chciała słuchać... powiedziała, że „takie rzeczy się zdarzają, dzieci muszą się uczyć radzić sobie same”.

Zrobiło mi się gorąco. Klara wtuliła się we mnie jeszcze bardziej, a ja miałam wrażenie, że grunt usuwa mi się spod nóg.

Już dobrze, jestem przy tobie – powiedziałam drżącym głosem. – Już nikt ci nic nie zrobi.

Ale w środku czułam, że to kłamstwo. Bo ktoś jej już zrobił.

Wychowawczyni nie widziała problemu

Z samego rana zaprowadziłam Klarę do szkoły. Mimo nieprzespanej nocy, mimo emocji – nie mogłam pozwolić, żeby to wyglądało inaczej. Klara nie chciała zostać w domu. „Nie chcę, żeby Tomek myślał, że się boję” – powiedziała z poważną miną, której nie znałam. Zaraz potem poszłam do sekretariatu. Poprosiłam o rozmowę z wychowawczynią.

Pani Anna przyjęła mnie z szerokim uśmiechem. W swoim jasnym żakiecie i pastelowej bluzce wyglądała, jakby zaraz miała prowadzić audycję w radiu, a nie rozmawiać o traumie ośmiolatki.

– Pani Klarcia bardzo miła dziewczynka – zaczęła entuzjastycznie.

Coś się wydarzyło wczoraj. Klara mówi, że została zamknięta w toalecie przez chłopaka z wyższej klasy.

Uśmiech pani Anny nieco zbladł, ale dalej trzymała fason.

– Ach, tak, rzeczywiście coś wspominała, ale wie pani... dzieci różnie się bawią. To taka szkolna dynamika, jeden chce zaimponować drugiemu, czasem coś się wyolbrzymia...

– Moja córka płakała w nocy i przyszła do mnie do łóżka. To nie brzmi jak błahostka – powiedziałam spokojnie, choć czułam, że zaraz mi żyłka pęknie.

– Rozumiem emocje, ale Tomek to raczej spokojny chłopiec. Być może Klarcia coś źle zrozumiała.

– Nie. Dobrze zrozumiała. I oczekuję, że wyciągnięcie z tego konsekwencje.

W tym momencie do gabinetu weszła dyrektorka.

– Proszę się nie martwić – powiedziała protekcjonalnym tonem. – Zbadamy sprawę. Ale nie róbmy z tego wielkiego dramatu. Takie rzeczy zdarzają się wszędzie, nie możemy dzieci trzymać pod kloszem.

Stałam tam przez chwilę w osłupieniu. Przecież moje dziecko zostało skrzywdzone. A one traktowały to jak incydent, który najlepiej przemilczeć. Zrozumiałam jedno: jeśli ja nie będę walczyć o moją córkę, to nikt inny tego nie zrobi.

Klara się bała

Tego samego dnia odebrałam Klarę wcześniej. Stała przy oknie, patrząc przez szybę, a kiedy mnie zobaczyła, jej usta lekko drgnęły – nie w uśmiechu, raczej w ulgi. W drodze do domu nie mówiła nic. Dopiero kiedy siedziałyśmy przy stole z herbatą malinową, odważyłam się zapytać:

– Klarciu, powiedziałaś wszystko, co się wczoraj wydarzyło?

Zawahała się. Pokręciła głową.

– Tomek mówił... że jak komuś powiem, to następnym razem mnie zamknie i wyłączy światło... że nikt mnie nie znajdzie... – jej głos drżał, jakby sama myśl znowu wpychała ją do tamtej toalety.

– O Boże... – wyszeptałam, ściskając filiżankę, jakby mogła mi pomóc powstrzymać napływającą wściekłość.

– Mamo, a jak on naprawdę to zrobi? – zapytała cicho. – Jak znowu mnie zamknie?

Przesiadłam się do niej, objęłam ramieniem.

– Nie zrobi. Obiecuję ci to. Już nikt cię nie zamknie. Jestem przy tobie i nie pozwolę, żeby ktoś cię zastraszał.

Klara wtuliła się we mnie mocno.

– Ale pani Anna nic nie zrobiła... powiedziała, że to wygłupy...

– To nie są wygłupy, skarbie. I ona to też zrozumie, tylko... może potrzebuje, żeby jej ktoś to jasno wytłumaczył.

Patrzyła na mnie z tym swoim dziecięcym zaufaniem – mieszanką naiwności i wiary, że dorośli zawsze wiedzą, co robią. A ja? Czułam się, jakbym zawiodła. Że tego nie przewidziałam. Że nie zauważyłam od razu. Że moja córka przez cały dzień nosiła to w sobie – samotna, zagubiona, zastraszona. I wiedziałam jedno: ta szkoła nie zamiecie tego pod dywan. Bo jeśli to zrobią, to poznają zupełnie inną wersję mnie.

Musiałam coś zrobić

Zaraz po tym, jak Klara zasnęła, usiadłam przy komputerze i zaczęłam pisać. Najpierw oficjalną skargę do dyrekcji – szczegółowy opis sytuacji, nazwiska, data, godzina. Potem mail do kuratorium. I w końcu – post na lokalnej grupie na Facebooku. Bez nazwisk, ale wystarczająco konkretny, by nikt nie miał wątpliwości, o jaką szkołę chodzi. Nie musiałam długo czekać. Najpierw przyszły wiadomości prywatne.

„Witaj. Moja córka też miała problemy z tym Tomkiem... ale baliśmy się coś mówić.”

„U nas było podobnie. Zgłaszaliśmy pani Annie, ale zawsze było to niby normalne.”

„On jest synem znajomych dyrektorki... Tak tylko mówię.”

W nocy zadzwoniła do mnie kobieta. Przedstawiła się jako Marta.

– Pani córka to Klara, prawda?

– Tak – odpowiedziałam ostrożnie.

– Mój Michał był z nią w toalecie. To znaczy... on był obok. Słyszał, jak Klara płakała. Powiedział mi to dopiero dziś wieczorem, po pani poście. Mówi, że Tomek się z niej śmiał i krzyczał, że będzie tam siedzieć aż do końca lekcji.

Zacisnęłam pięść na słuchawce.

– Czemu wcześniej nic nie powiedzieliście?

– Bo już raz coś zgłosiliśmy. I wie pani, co powiedziała wychowawczyni? Że Michał jest przewrażliwiony i że może powinien pójść do psychologa.

Zamarłam.

Musimy działać razem – powiedziałam po chwili. – Inaczej będą dalej udawać, że nic się nie dzieje.

Po rozmowie długo siedziałam w ciemności, trzymając w dłoni kubek herbaty. W głowie kłębiły się myśli, emocje, pytania. I tylko jedno było pewne: nie dam się uciszyć. Bo w tej szkole krzywdzone są dzieci. I ktoś w końcu musi powiedzieć „dość”.

Katarzyna, 39 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama