Reklama

Siedzę w kuchni wynajętego mieszkania, w piżamie z poplamionym rękawem. W radiu gra stara ballada, a ja próbuję nie myśleć o tym, że jeszcze pół roku temu miałam kuchnię większą niż to całe mieszkanie. I życie, które wielu uważało za idealne.

Jeszcze niedawno byłam żoną Kamila i miałam wszystko. Albo przynajmniej tak mi się wydawało. Kamil był przedsiębiorczy, błyskotliwy, zabawny. Kochał ryzyko i wielkie plany. A ja? Ja byłam żoną. Tą, która zawsze wygląda dobrze na zdjęciach, zna odpowiednich ludzi, uśmiecha się na bankietach, zna smak prosecco. Nie pracowałam, ale wspierałam Kamila, jak tylko potrafiłam. Byłam jego dumą. Albo trofeum. Sama już nie wiem.

Kiedyś myślałam, że nas łączy miłość. Ale dziś mam wrażenie, że to pieniądze były naszym spoiwem. I gdy konto się opróżniło, pękło też wszystko, co niby było między nami. Bo nie chodziło o uczucia. Chodziło o styl życia. Status. Obrazek.

Myślisz, że on cię jeszcze kocha? – zapytała mnie Iga kilka tygodni temu, kiedy pierwszy raz zasnęłam na jej kanapie po butelce czerwonego.

– Nie wiem – odpowiedziałam wtedy. – Może go straciłam. Albo serce... albo konto bankowe. Tylko nie wiem, za którym bardziej tęsknię.

Pieniądze zmieniają wszystko. W tym ludzi. Ale też – obnażają prawdę. A prawda o moim małżeństwie wcale nie jest taka, jaką chciałabym sobie opowiadać.

Mąż był zdenerwowany

– Może chociaż dziś posiedzimy razem? – zapytałam, opierając się o kuchenny blat, kiedy wrócił do domu. – Tylko ty, ja i wino. Tak jak dawniej.

– Natalia, daj spokój – mruknął, rzucając teczkę na stół. – Nie widzisz, co się dzieje? Ja nie mam głowy do kolacji przy świecach.

Zamknęłam oczy. Policzyłam w myślach do trzech, żeby nie wybuchnąć.

Wiesz, że od tygodni śpisz na kanapie w salonie? – zapytałam cicho. – I nawet nie wiem, czy to z powodu upału, czy po prostu nie możesz już ze mną wytrzymać.

Kamil odwrócił się wolno. W oczach miał coś nowego. Obojętność.

– Zawsze mówiłeś, że robisz to wszystko dla nas – próbowałam. – Że pracujesz, ryzykujesz, walczysz, żebyśmy mogli żyć lepiej.

– Bo wtedy było warto! – warknął. – A teraz? Teraz jesteś tylko ciężarem.

– Słucham?! – aż cofnęłam się o krok. – Ciężarem?

Żyjesz jak księżniczka z bajki, ale to bajka bez budżetu, Natalia. Może czas to zrozumieć.

Słowa spadały na mnie jak zimny deszcz. Jeszcze miesiąc temu planowaliśmy weekend w Toskanii. A dziś... jestem wydatkiem. Wyszedł do salonu, zostawiając mnie z czerwonym winem i piekącym gardłem. Wtedy pierwszy raz poczułam, że nie jestem już jego „partnerką w sukcesie”. Byłam tylko jego rachunkiem, który przestał się opłacać. I gdzieś w środku – wiedziałam, że to się nie zaczęło dziś. On znikał już wcześniej. Zostawiał mnie samą, ale wtedy miałam diamentowe kolczyki. Teraz zostało tylko echo, echo mężczyzny, którego kochałam.

Lubiłam pieniądze męża

– Tylko nie mów, że chcesz się rozwodzić – powiedziała mama, jeszcze zanim zdążyłam usiąść przy stole. – Bo jak tak, to lepiej zaoszczędźmy sobie teatru.

– Dzień dobry, mamo – westchnęłam. – Nie przyszłam po litość.

– I dobrze. Bo nie zamierzam ci jej dawać. Ostrzegałam cię. Ale ty wolałaś złote klamki niż stabilność.

Jej słowa bolały jak zwykle – zimne, szybkie, bezlitosne. Siedziałam na kuchennym krześle, jakbym znów miała piętnaście lat i dostała dwóję z matematyki.

– Mamo, to nie tylko o pieniądze chodzi...

– Oczywiście, że chodzi – przerwała mi. – Od zawsze chodziło. Kamil był dla ciebie biletem do innego świata. I weszłaś tam. Tylko nie zauważyłaś, że on cię z tego świata właśnie wyrzuca.

Zacisnęłam dłonie na kubku herbaty, żeby nie drżały.

– Ja go naprawdę kochałam – szepnęłam.

Mama prychnęła.

– Może. Ale kochałaś też te wakacje w Dubaju, te suknie od projektantów, te uśmiechy znajomych, kiedy mówiłaś, że nie musisz pracować – powiedziała.

Milczałam. Bo co miałam powiedzieć? Że trochę miała rację?

Z tamtego świata została mi tylko droga torebka i wspomnienie, jak Kamil głaskał mnie po karku, kiedy udawaliśmy szczęśliwe małżeństwo na weselu jego wspólnika. Wyszłam od mamy z cięższą głową, niż przyszłam. I po raz pierwszy zaczęłam naprawdę grzebać w pamięci. Kiedy wszystko zaczęło się psuć? Może wtedy, kiedy przestałam być potrzebna? Albo wcześniej, kiedy nie zauważyłam, że nie jestem już częścią jego planów. Tylko jego ozdobą.

Kamil coś ukrywał

Wróciłam do domu późno. W korytarzu panowała cisza. Kamil był w gabinecie – słyszałam jego głos, stłumiony, ale wyraźnie zdenerwowany.

– Nie, Marek, nie teraz. Ona nie wie. I nie może się dowiedzieć. Jeszcze nie teraz. Nie w tym stanie.

Zamarłam. Serce podskoczyło mi do gardła.

– W jakim „stanie”, do cholery? – wyszeptałam sama do siebie.

Stanęłam pod drzwiami. Dłońmi objęłam ramiona. Nasłuchiwałam.

– Tak, wiem, co ustaliliśmy... Ale nie przewidziałem, że wszystko runie tak szybko... – urwał nagle. Potem cisza. Kliknięcie telefonu. Kroki.

Nie zdążyłam uciec do sypialni.

– Podsłuchiwałaś? – zapytał cicho, ale z tą zimną nutą, której zaczęłam się bać.

– Z kim rozmawiałeś?

– Z klientem.

– Kłamiesz. Marek to nie klient. Co przede mną ukrywasz?

Wzrok Kamila był jak szkło – twardy, nieprzezroczysty.

– Nie wszystko musisz wiedzieć – powiedział, a potem... przeszedł obok mnie. Jakby mnie nie było.

Zostałam sama, w półmroku, z jednym zdaniem w głowie: „Ona nie może się dowiedzieć”. Nie spałam tej nocy. Leżałam na kanapie, gapiąc się w sufit. Kamil zamknął się w sypialni. Może myślał, że niczego nie usłyszałam. Ale ja słyszałam wszystko. I wiedziałam jedno – nie chodziło już o kryzys. To było coś więcej. Coś, co miało być przede mną ukryte. Ale ja nie miałam już nic do stracenia. Więc postanowiłam – dowiem się, o co chodzi.

Byłam ślepa

– Dzień dobry, Natalia! – Marek otworzył drzwi z zaskoczeniem na twarzy, ale uśmiechnął się uprzejmie. – Kamil w pracy, jeśli przyszłaś po niego...

– Nie – weszłam do środka, mijając go bez pytania. – Przyszłam po prawdę.

– Słucham?

– Nie będę owijać w bawełnę. Wiem, że rozmawiałeś z Kamilem. Wiem, że coś ukrywa. A ja mam dość domysłów. Jeśli masz w sobie choć odrobinę przyzwoitości, powiesz mi, co się dzieje.

Marek stał chwilę cicho. Zmarszczył brwi. Usiadł ciężko na fotelu.

– Natalia... To nie moje rola, żeby się wtrącać między was. Ale... on ci nie mówi wszystkiego. I pewnie nie powie.

– Więc ty mi powiedz. Proszę.

Westchnął. Długo. W końcu spojrzał mi prosto w oczy.

– Firma Kamila splajtowała. Prawie pół roku temu. Przez pierwsze miesiące próbował łatać dziury kredytami, potem pożyczał od ludzi, których lepiej nie mieć na karku. Wszystko, czym żyliście... to była fasada.

Poczułam, że coś we mnie pęka.

– I ja niczego nie zauważyłam...

– Bo nie miałaś jak. Kamil się postarał. Byłaś... częścią jego wizerunku. Ładna żona. Dowód sukcesu. Ale decyzje? Ryzyko? Wszystko robił sam. Ty miałaś tylko wyglądać dobrze.

Zakręciło mi się w głowie. Usiadłam obok, bo nogi się pode mną ugięły. Marek podał mi szklankę wody.

– Przepraszam, że tak brutalnie, ale... chyba nadszedł czas, żebyś znała prawdę.

Słowa Marka dudniły mi w głowie jeszcze długo po tym, jak wyszłam. T

Pokłóciliśmy się

Drzwi zamknęły się z trzaskiem. Kamil nawet nie podniósł wzroku znad laptopa.

– Rozmawiałam z Markiem – powiedziałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.

Zamarł. Jakby ktoś nacisnął pauzę. A potem powoli, z teatralną wręcz obojętnością, zamknął komputer i spojrzał na mnie.

Miałem ci powiedzieć. Naprawdę.

– Ale nie powiedziałeś. Przez pół roku udawałeś. Karmiłeś mnie złudzeniami. Zastanawiam się, czy kiedykolwiek traktowałeś mnie poważnie, czy tylko jak... ozdobę.

– Nie rozumiesz. Ja chciałem cię chronić – podniósł głos. – Wiedziałem, że nie przetrwasz tej prawdy. Że rozpadniesz się szybciej niż nasze konto bankowe!

– Więc wolałeś mnie okłamywać?! – rzuciłam wściekle. – Trzymać mnie w tej błyszczącej klatce, jak papugę?!

Wstał. Pochylił się lekko w moją stronę.

Ty mnie nigdy nie kochałaś. Kochałaś nasze życie. Luksus, wygodę. To było dla ciebie ważne, nie ja – powiedział.

Zrobiło mi się ciemno przed oczami.

– A ty? Kochałeś mnie? Czy to, że ładnie wyglądałam przy twoim boku na eventach?

Nie odpowiedział. Patrzył na mnie... z czymś, co mogło być wyrzutem. Albo wstydem. Ale za późno.

Podeszłam do szafy. Wyjęłam torbę. Wrzuciłam do niej resztę ubrań, buty, perfumy, które jeszcze pachniały jak dawniej. Jak tamta Natalia – błyszcząca, głupia.

– Gdzie idziesz?

– Tam, gdzie nie jestem ciężarem.

Nie zatrzymał mnie. Tylko stał w drzwiach, jakby nie wierzył, że naprawdę to robię. Ale ja wiedziałam jedno. To już nie była tylko kwestia pieniędzy. To było coś większego, co się roztrzaskało. Zaufanie. Szacunek. I miłość – jeśli w ogóle tam była.

Natalia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama