Reklama

Mówią, że pieniądze szczęścia nie dają. Może. Ale wiem jedno — potrafią zrujnować życie. I nie mówię o długu, biedzie, czy kredycie na trzydzieści lat. Mówię o pieniądzach, które przyszły zbyt łatwo. Zbyt szybko. I od niewłaściwej osoby.

Jestem księgową, taką, co zna każdą złotówkę, potrafi znaleźć grosz w budżecie i wie, ile co kosztuje. Lubię mieć porządek — w szafie, w dokumentach, i w życiu. A przynajmniej lubiłam.
Z Michałem poznaliśmy się na studiach. Spokojny chłopak z dobrym sercem. Bez wielkich ambicji, ale za to bardzo opiekuńczy. Pobraliśmy się tuż po obronie magisterki. Wynajęliśmy mieszkanie na obrzeżach miasta. Skromne, ale nasze. Michał pracował w agencji reklamowej, ja w biurze rachunkowym. Nie było kokosów, ale były wieczory z pizzą i serialami, wspólne poranki przy kawie i plany na przyszłość.

I wtedy weszła ona. Krystyna, jego matka. Z pozoru uprzejma, elegancka kobieta po sześćdziesiątce. W rzeczywistości — kobieta z żelaza, z potrzebą kontroli i głębokim przekonaniem, że wie wszystko najlepiej. Zawsze wiedziała. Michał był jej jedynym dzieckiem, więc traktowała go jak księcia. Mnie — jak lokatorkę, której trzeba pokazać, jak się mieszka „na poziomie”.

Teściowa dała nam kasę

Dostała spadek po swojej siostrze. Spory. Zaoferowała, że pomoże nam kupić mieszkanie. „Przestańcie się gnieździć w tej klitce. Należy się wam coś więcej” — powiedziała. Michał był zachwycony. Ja... miałam wątpliwości. Ale kto by odrzucił pomoc, gdy cena metra kwadratowego przekraczała nasze możliwości?

I tak trafiliśmy do mieszkania z dużym balkonem, w nowym bloku, z widokiem na las. Krystyna pomogła też z umeblowaniem. „To prezent na waszą przyszłość” — mówiła. A ja z dnia na dzień czułam się tam coraz mniej u siebie. Bo z pomocą przyszły też oczekiwania. Uwagi. Nadzór. Krystyna wybierała zasłony, meble, dywan w salonie. Gdy zasugerowałam własny wybór koloru ścian, powiedziała:

– Kochanie, ten beż już wyszedł z mody. Zaufaj mi, ja się znam.

Zaciskałam zęby.

– Jak długo jeszcze będziecie mieszkać dzięki niej? – zapytała mnie któregoś dnia Kasia, moja koleżanka z pracy, kiedy przy kawie żaliłam się na kolejną uwagę teściowej.

– Wiesz… nie wiem. Michał mówi, że nie wypada jej teraz odmówić.

– A tobie wypada się w tym dusić?

Zawiesiłam spojrzenie na dymiącej kawie. Coś się zmieniło. Ja się zmieniłam. Krystyna weszła w nasze życie nie tylko z pieniędzmi. Weszła z butami.

Pokłóciłam się z mężem

– Czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje?! – rzuciłam w stronę Michała, zatrzaskując drzwi od łazienki. – Twoja matka znów przestawiła rzeczy w naszej kuchni. To nie jest jej dom, do cholery!

– Natalia… – westchnął, nie odrywając wzroku od telefonu. – Przecież ona tylko chciała pomóc.

– Pomóc? Czyli teraz pomoc polega na wywalaniu moich przypraw do kosza, bo „są przeterminowane”? Pomoc to przynoszenie nowych zasłon i mówienie, że „te twoje to takie tanie wyglądają”?

Podniósł głowę, ale zamiast skruchy, w jego oczach widniała irytacja.

Gdyby nie moja matka, nie mielibyśmy niczego. Nie byłoby tego mieszkania, tych mebli...

– No tak, bo wszystko, co mamy, to „od mamusi”. Może jeszcze powinnam jej buty czyścić, co? – zadrwiłam. – A może podpiszemy umowę podziału z Krystyną? Żeby wiedziała, które sztućce są jej, a które moje!

– Przesadzasz – rzucił zimno. – Zawsze coś ci nie pasuje.

– Bo nie chcę żyć w trójkącie, Michał! Nie wyszłam za twoją matkę! – krzyknęłam, czując, jak w oczach zbierają mi się łzy.

Przez chwilę milczeliśmy. On patrzył gdzieś za mnie, jakby chciał uciec wzrokiem. A ja… czułam, że pęka we mnie coś jeszcze.

– Wolałabym mieć mniej, ale mieć męża. A nie chłopca przy matczynej spódnicy – syknęłam.

Wyszedł, trzaskając drzwiami. Zostałam sama, pośród ciszy, która nagle zaczęła krzyczeć.

Teściowa była chamska

– Proszę, tylko bez dramatów – usłyszałam, zanim jeszcze dobrze przekroczyłam próg jej mieszkania.

Krystyna jak zwykle elegancka, w apaszce pod szyją, z filiżanką herbaty w dłoni. Usiadłam naprzeciwko niej, ledwo powstrzymując drżenie warg.

– Musimy porozmawiać – powiedziałam spokojnie, choć każda cząstka mnie krzyczała.

– Jeśli przyszłaś narzekać, że zasugerowałam inne firanki, to szkoda twojego i mojego czasu – ucięła lodowato.

– Chodzi o coś więcej – odparłam. – Czuję się jak gość we własnym domu. Wszystko komentujesz, zmieniasz, ustawiasz. To nie jest pomoc, to jest kontrola.

– Kochanie – westchnęła, odkładając filiżankę. – Robię to dla waszego dobra. Dzięki mnie nie musicie się martwić o kredyt, o standard życia. Powinnaś być wdzięczna. Bez moich pieniędzy nadal mieszkalibyście w kawalerce z karaluchami – dodała po chwili, jakby to było coś oczywistego.

Zacisnęłam pięści.

Za te pieniądze kupiłaś nam złotą klatkę – powiedziałam cicho, ale wyraźnie.

Przez moment patrzyła na mnie, jakby oceniała, czy się przesłyszała.

– Jeśli uważasz, że jesteś gotowa na niezależność, to proszę bardzo. Ale nie liczcie więcej na moje wsparcie – jej ton był ostry, jakby wbijał szpilki prosto w serce.

Wstałam. Wzięłam kurtkę. Spojrzałam jej w oczy.

– Dziękuję. W końcu szczerze.

Zamknęłam za sobą drzwi. Głośno. Trzasnęły tak, jak pękała moja cierpliwość przez ostatnie miesiące.

Michał bronił matki

Wieczorem Michał wrócił późno. Nawet nie zdjął kurtki, tylko oparł się o framugę i spojrzał na mnie z wyrzutem.

– Byłaś u niej – powiedział bez pytania.

– Tak. Powiedziałam, co myślę. Że ma się nie wtrącać. Że to nasze życie, nie jej teatr – odpowiedziałam spokojnie.

– I co? Zagroziła, że odetnie nas od wszystkiego? – zapytał chłodno.

Prychnęłam.

– Czyli wiedziałeś, że do tego dojdzie. I pozwoliłeś jej to trzymać nad nami jak miecz?

Zbliżył się, złość pulsowała mu w oczach.

– Wiesz co, Natalia? Może mama miała rację. Ty nigdy nie będziesz zadowolona. Zawsze ci źle, zawsze coś nie tak. Może ty masz problem z ego?

– A może ty masz problem z odcięciem pępowiny?! – wybuchłam. – Od lat próbuję ci powiedzieć, że mnie nie ma w tym układzie. Jest twoja matka i ty. Ja jestem tylko dodatkiem do kredensu, który ona wybrała!

– Przesadzasz. I robisz z siebie ofiarę – rzucił z pogardą.

Poczułam, jak żołądek mi się ściska.

– A ty nigdy nie będziesz samodzielny. Może powinieneś z nią zamieszkać. Tam masz wszystko podane, nawet zdanie.

Milczał. A ja patrzyłam na niego i nie widziałam już męża. Widziałam chłopca, który zgubił się gdzieś po drodze i nigdy nie próbował się odnaleźć.

Nie mogłam tego tolerować

Zgasiłam światło w sypialni, choć nie miałam zamiaru spać. Przez kilka godzin tylko siedziałam na brzegu łóżka, wpatrzona w ścianę. Michał zamknął się w salonie, jakby to wszystko go nie dotyczyło. Jakby nie zauważył, że pękło coś, czego się już nie da skleić.

Rano wstałam pierwsza. Cicho. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do walizki. Kosmetyki, kilka ubrań, ładowarkę do telefonu. Miałam wrażenie, że każdy dźwięk zamka błyskawicznego to jak ostrze przecinające naszą historię. Nie płakałam. Jeszcze nie.

– Co ty robisz? – zapytał Michał, stojąc w drzwiach, potargany, zaspany.

– Odchodzę – odpowiedziałam cicho, nie patrząc mu w oczy.

– Natalia, nie bądź dziecinna...

– Nie jestem dziecinna. Po prostu nie chcę być trzecią osobą w waszym związku. Nie chcę żyć w cieniu twojej matki i jej pieniędzy. Nie chcę żyć obok ciebie, jeśli nadal będziesz się tak zachowywał.

– Więc tak po prostu wyjdziesz?

– A co mam zrobić? Zostać i patrzeć, jak zamieniam się w kogoś, kogo nie poznaję?

Złapał się za głowę, niepewnie.

– I dokąd pójdziesz?

– Do Kasi. Albo wynajmę pokój. Poradzę sobie. Lepiej niż w tym układzie.

Wyszłam. Schodząc po schodach, czułam dziwną lekkość, ale i pustkę. Jakby ktoś wyrwał mi kawałek siebie i zostawił dziurę, którą teraz muszę jakoś zaszyć.

Telefon zadzwonił dopiero wieczorem.

– Nie wierzę, że wybrał ją. Ale w sumie... zawsze był bardziej jej synem niż moim mężem – powiedziała Kasia przez telefon.

Nie odpowiedziałam. Siedziałam na sofie z kubkiem herbaty i po raz pierwszy od miesięcy czułam ulgę. I ten okrutny smutek, który przyszedł zaraz po niej.

Przestałam tęsknić

Minęły prawie cztery miesiące. Przeżyłam pierwsze święta bez Michała. Pierwsze urodziny spędzone wśród przyjaciół, a nie z nim. Mieszkałam teraz u siebie — pokój w starej kamienicy, z meblami z drugiej ręki. Nic luksusowego, ale moje. Pierwszy raz od dawna wszystko było moje. Tamtego dnia wracałam z zakupami, kiedy go zobaczyłam. Stał przy kiosku, z rękami w kieszeniach, w tym samym szarym płaszczu, który nosił zimą. Wyglądał inaczej. Starszy. Cień pod oczami, broda nieogolona, włosy w nieładzie.

– Natalia? – podniósł wzrok. – Cześć…

Zamarłam na moment.

– Cześć.

Milczeliśmy przez chwilę. On pierwszy się przełamał.

– Mogę… porozmawiać z tobą chwilę?

– Jeśli chcesz – odpowiedziałam.

Wskazałam ławkę obok przystanku. Usiadł. Patrzył gdzieś przed siebie.

Myślałem, że będzie łatwiej bez ciebie – powiedział cicho. – Ale nic nie jest łatwe z mamą. Wszystko musi być po jej myśli. Nawet to, co jem, kiedy śpię, co mam na sobie.

Spojrzałam na niego. Nie było w nim już tej pewności. Tylko zmęczenie.

– A ja myślałam, że kiedyś wrócisz – powiedziałam, spokojnie. – Ale już nie czekam.

Zamilkł. Kiwnął głową.

– Tęsknię.
– Ja nie – odpowiedziałam. Ale powiedziałam to z czułością. Bo naprawdę… już nie tęskniłam.

Natalia, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama