„Ukochany uparł się na ferie w górach. Gdy odkryłam, po co mu tam jestem, zabawa ulotniła się jak tanie perfumy”
„Czułam, jakby ktoś w końcu wyciągnął korek z beczki napięć. Wszyscy patrzyli na siebie, niepewni, co dalej. Ale to wystarczyło, żeby decyzja zapadła. Tego dnia ja i Tomek rzeczywiście poszliśmy swoją drogą”.

- Redakcja
Czasem w życiu trzeba się zgodzić na coś, co wydaje się kompletnie bez sensu. Tomek twierdzi, że to dowód otwartego umysłu, ja nazywam to frajerstwem. Nie wiem, dlaczego w ogóle zgodziłam się na ten wyjazd z jego znajomymi. Już pierwsze rozmowy o tym mnie irytowały.
Cieszył się
– Nie przesadzaj, będzie fajnie! Im więcej ludzi, tym weselej – przekonywał mnie Tomek, machając ręką, jakby rozwiązywał wszystkie problemy świata.
– Chyba dla ciebie… Ja potrzebuję spokoju, a nie kolejnej imprezy.
– Zaufaj mi. Raz spróbujesz i pokochasz.
Nie miałam serca powiedzieć mu, że jedyne, co pokocham, to powrót do domu. Czułam to w kościach. W głowie od razu widziałam scenariusz: chaotyczne dyskusje, kłótnie o głupoty, kolejki do łazienki, bo ktoś postanowił zrobić sobie relaksujący prysznic w porze mycia. Ale Tomek tak się cieszył na myśl o wyjeździe, że nie umiałam powiedzieć „nie”.
Planowali to od miesięcy. Anka, w swoim żywiole, spisywała pomysły na wycieczki. Piotrek rzucał co chwila:
– A może by tak coś bardziej ambitnego? – co zwykle kończyło się cichymi jękami Ewy i pełnym irytacji wzrokiem Krzyśka. Tylko Tomek miał w sobie tę niezachwianą wiarę, że grupowe wyjazdy cementują relacje.
Gdy pakowałam walizkę, w głowie miałam tylko jedną myśl: „Po co mi to było?”. Ale wtedy Tomek przytulił mnie i szepnął:
– Dzięki, że jedziesz. Będzie super. Obiecuję.
Dałam się nabrać
Pierwszy dzień wyjazdu wyglądał tak, jak można było się spodziewać. Niby wszyscy się uśmiechali, ale już zaczynały tlić się konflikty. Zaczęło się od wyboru pokoi w wynajętym domu. Anka oczywiście zajęła największy, tłumacząc, że musi mieć gdzie pracować na laptopie. Nikt nie miał ochoty zaczynać od kłótni, więc sprawa przeszła bez echa. Krzysiek wywrócił tylko oczami.
Na kolację Ewa przygotowała sałatkę, która miała zadowolić wszystkich – co, jak się okazało, było niemożliwe.
– Serio? Znowu rukola? – jęknął Krzysiek. – Nie można by coś normalnego?
– A co według ciebie jest normalne? Schabowy? – warknęła Ewa, układając starannie plasterki pomidora.
– Przynajmniej człowiek się naje – Krzysiek wzruszył ramionami.
– To sobie zrób – rzuciła lodowato.
Siedziałam cicho, udając, że skupiam się na układaniu sztućców. Tomek próbował wszystko załagodzić:
– Krzyś, przecież jest dobrze. Sałatka zdrowa, weź trochę i nie marudź.
– Tomek, nie musisz go bronić – ucięła Ewa, a ja widziałam po Tomku, że zaczyna żałować tego komentarza.
Ciągle się kłócili
Wieczorem grupa miała relaksować się przy grach planszowych. Miałam nadzieję, że to pomoże wszystkim się rozluźnić. Przeliczyłam się.
– Gra drużynowa? – powiedziała Anka, patrząc sceptycznie na pudełko. – Ale z kim ja mam być w drużynie? Z Piotrkiem? Zawsze zepsuje strategię.
– Bo ty zawsze musisz wszystkim rządzić! – rzucił Piotrek.
– A ty nigdy nie słuchasz!
W tym momencie Tomek spojrzał na mnie i szepnął:
– No, powiedz, że jednak jest fajnie.
Nie miałam serca odpowiedzieć.
Rozluźnienie przyszło dopiero, gdy wszyscy rozeszli się do pokoi. W ciszy zmywałam naczynia, próbując poukładać myśli. Tomek podszedł do mnie.
– Jak się trzymasz? – zapytał.
– Jeszcze nie uciekłam – mruknęłam, odwracając się do niego.
Zaśmiał się cicho.
– Daj im czas. Wszyscy muszą się dotrzeć.
Dotrzeć. Świetne słowo. Jakbyśmy byli zgrzytającymi trybami w maszynie, która nie ma szans ruszyć z miejsca.
Atmosfera była napięta
Następnego dnia atmosfera nie poprawiła się ani odrobinę. Gdy tylko usiedliśmy do śniadania, znów zaczęło się przepychanie. Tym razem poszło o plan dnia.
– Proponuję trasę tym szlakiem, który wczoraj oglądałam w aplikacji – oznajmiła Anka, machając telefonem przed nosem Piotrka. – Jest tam świetny wodospad, idealny na zdjęcia.
– Zdjęcia? To chcesz iść, żeby się pokazać na Instagramie? – wtrącił się Krzysiek.
– A ty masz lepszy pomysł? – rzuciła Anka, błyskawicznie wyczuwając okazję do kłótni.
– Może coś ambitniejszego? – dodał Piotrek. – A nie takie pitu pitu pod fotkę.
– Ambitniejszego? – Anka niemal rzuciła telefon na stół. – To dlaczego sam nic nie zaproponowałeś?
Siedziałam z nożem w dłoni, krojąc chleb, i słyszałam, jak Tomek coraz szybciej oddycha. W końcu wtrącił się, chcąc załagodzić sytuację.
– Dobra, spokojnie! Możemy przecież podzielić się na grupy.
– Nie, nie możemy! – odpowiedziała Ewa, wciąż zirytowana. – To miał być wspólny wyjazd. Pamiętasz?
Miałam ich dość
Czułam, że zaraz eksploduję. Śniadanie, które miało być spokojnym początkiem dnia, zamieniło się w walkę o władzę. Usiadłam ciężko na krześle i wypaliłam:
– Może po prostu zostaniemy w domu? Albo lepiej każdy niech robi, co chce.
Zapadła cisza, jakby wszyscy czekali, aż powiem coś więcej. Ale nie zamierzałam.
– Magda ma rację – odezwał się Tomek, zaskakując mnie. – Jeśli mamy się kłócić o każdy szczegół, to może lepiej, żebyśmy po prostu się rozdzielili.
Czułam, jakby ktoś w końcu wyciągnął korek z beczki napięć. Wszyscy patrzyli na siebie, niepewni, co dalej. Ale to wystarczyło, żeby decyzja zapadła.
Tego dnia ja i Tomek rzeczywiście poszliśmy swoją drogą. Spacerowaliśmy wzdłuż jeziora. Tomek próbował mnie rozbawić, opowiadając jakieś historie z pracy, ale widziałam, że sam też był zmęczony.
– Nie wiem, po co się w to wpakowaliśmy – westchnął w końcu.
Spojrzałam na niego, czując, jak wzbiera we mnie fala frustracji.
– Właśnie! – nie wytrzymałam. – Zawsze wszystko musi być grupowe. A ja już mam dość tych ludzi i ich wiecznych awantur!
Po chwili milczenia powiedział:
– Wiesz co? Dzisiaj w nocy spakujemy się i wyjedziemy.
Zaskoczył mnie
Popatrzyłam na niego, zastanawiając się, czy mówi poważnie.
– Chcesz ich tak po prostu zostawić? – zapytałam, choć szczerze mówiąc, sama tego pragnęłam.
– A ty nie? – odpowiedział, patrząc mi prosto w oczy.
Te słowa wystarczyły. Wiedziałam, że decyzja już zapadła.
W nocy, w absolutnej ciszy, pakowaliśmy walizki. Tomek poruszał się po pokoju jak duch, starając się nie narobić hałasu. Ja wrzucałam rzeczy do torby z taką determinacją, jakby od tego zależało moje życie.
Kiedy drzwi domku zamknęły się za nami, odetchnęłam głęboko, jakbym uwolniła się z jakiegoś więzienia. Wsiedliśmy do samochodu, a Tomek odpalił silnik.
– I co teraz? – zapytałam, patrząc na niego.
– Pojedziemy, gdzie oczy poniosą – odpowiedział z uśmiechem.
Ruszyliśmy w kierunku pobliskiej wioski, która wyglądała jak wyjęta z pocztówki. Było tak cicho, że wydawało się, jakby czas tu zwolnił.
Wreszcie zrozumiał
Zatrzymaliśmy się w małym pensjonacie. Właścicielka, starsza pani o ciepłym uśmiechu, zaoferowała nam prosty, ale przytulny pokoik z widokiem na wzgórza.
– Pasuje ci? – zapytał Tomek, gdy usiedliśmy na łóżku.
– Bardziej niż tamto wszystko – odpowiedziałam bez wahania.
Następne dni były jak balsam na nasze skołatane nerwy. Spacerowaliśmy po okolicy, zaglądaliśmy do lokalnych sklepików. Każda chwila wydawała się prawdziwa, bez zbędnych napięć i konfliktów.
Jednego wieczoru Tomek powiedział:
– Wiesz, zapomniałem już, jak fajnie nam razem. Bez całego tego chaosu.
Spojrzałam na niego, zaskoczona szczerością w jego głosie.
– Też o tym myślałam. Zawsze mamy czas dla wszystkich, ale rzadko dla siebie.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu.
– Obiecuję, że teraz będziemy to robić częściej. Takie małe ucieczki tylko dla nas.
Nie odpowiedziałam od razu. Po prostu oparłam głowę na jego ramieniu i zamknęłam oczy. Czułam, że oboje zrozumieliśmy coś ważnego – czasem warto po prostu uciec.
Magdalena, 26 lat
Czytaj także:
„Całe życie mąż traktował mnie jak swój podnóżek. W prezencie na 50. urodziny się zbuntowałam i tyle mnie widział”
„W pożarze straciłam cały dobytek, ale wpadłam w objęcia strażaka. Tamtej nocy rozpaliliśmy płomień nie do ugaszenia”
„Mąż traktował mnie jak służącą, a nie jak żonę. Gdy zaczęłam go ignorować, nagle znów się we mnie zakochał”