Reklama

Gdy powiedziałem, że się żenię, znajomi pukali się w głowę. Mówili, że to już nie ten czas. Że przegapiłem swoją okazję. Szczerze mówiąc, ich opinia niewiele mnie interesowała. Nie żałuję, że wcześniej nie poszedłem przed ołtarz. Gdybym to zrobił, nie poznałbym Heleny. A to ona była mi pisana. Może nie zostało nam już dużo czasu, ale wiem, że doczekać końca swoich dni u boku tej kobiety, to najlepsze, co mogło mnie spotkać.

Przyjaciele śmiali się ze mnie

– Bolek, Bolek! Staryś, a głupiś – stwierdził Staszek, gdy wyjawiłem mu swoje zamiary.

Na co chłopu w twoim wieku baba? – Dopytywał Zenek.

– Przecież i tak nie będzie miała z ciebie żadnego pożytku – zaśmiał się Mirek.

– Panowie, ja was nie pytam o radę. Zapraszam was tylko na ślub i skromną uroczystość weselną. Byłoby mi bardzo miło, gdybyście się zjawili. W końcu przyjaźnimy się od zawsze. Ale jeżeli na weselu ma was najść na śmieszkowanie, to chyba jednak wycofam to zaproszenie.

– Boluś, no co ty? Obraziłeś się na nas? Przecież wiesz, że tylko się zgrywamy – tłumaczył się Zenek.

– Przecież nigdy nie narobilibyśmy ci wstydu przed twoją damą – dodał Staszek.

– Mam nadzieję, panowie. Bo jeżeli odstawicie kabaret, z naszą przyjaźnią koniec. Traktuję Helenę poważnie i chciałbym, żebyście nie robili sobie śmiechów z naszego uczucia.

– Masz nasze słowo – obiecał Mirek i uroczyście uniósł prawą dłoń. – Ale mam rację, co? W sypialni to ty już nie jesteś zbytnio użyteczny? – Nie omieszkał powtórzyć swojego nieśmiesznego żartu.

– Nie mierz wszystkich swoją miarą, panie kolego – zripostowałem.

Przez lata byli dla mnie najbliższymi ludźmi

Naprawdę kocham tych facetów. Od niepamiętnych czasów spotykamy się, by pograć w szachy i remika. Mirka znam jeszcze z czasów służby wojskowej. Z Zenkiem pracowałem w fabryce samochodów, a Staszka... nawet nie pamiętam, jak to się stało, że Stachu dołączył do naszej paczki. Ale jestem usprawiedliwiony. Gdy odbywałem z nimi tę rozmowę, miałem 65 lat. Dziś jestem o trzy lata starszy i pamięć powoli zaczyna mi szwankować.

Zawsze mogłem na nich liczyć. Byli moimi powiernikami. Służyli mi radą w trudnych chwilach i pomocą, gdy miałem problemy. To było dla mnie o tyle ważne, że obok mnie nie było nikogo innego. Jako młody mężczyzna w ogóle nie myślałem o ożenku.

Wierzyłem, że znajdę tę jedyną

To wcale nie tak, że kobiety były mi obojętne. Spotykałem się w życiu z kilkoma damami. Z jedną nawet zamieszkałem, ale nigdy żadnej nie poprosiłem o rękę. Po prostu żadna nie wydawała mi się tą jedyną. Nazwijcie mnie beznadziejnym romantykiem, ale ja naprawdę wierzę, że każdy ma swoją drugą połówkę. Kogoś, kto jest mu przeznaczony. Miałbym pojąć za żonę kobietę, która nie jest mi pisana? To byłby karygodny błąd. Wolałem spędzić życie na poszukiwaniu tej jedynej, niż poświęcić je kobiecie, której nie jestem w stanie oddać całego serca. Powoli zaczynałem tracić nadzieję, gdy wreszcie moje wysiłki zostały nagrodzone.

Życie starego kawalera nie jest usłane różami. Z przyjaciółmi spotykałem się raz, czasami dwa razy w tygodniu. Każdy z nich założył rodzinę, więc nie mogłem mieć do nich pretensji, że nie dają rady poświęcić mi więcej czasu. Moim jedynym towarzyszem był Togo, mój stary spaniel. Spacery z psem były jedną z nielicznych rozrywek w moim życiu. Telewizja jakoś nigdy nie porwała mojego serca, a Internet... cóż, zawsze starałem się być na czasie, ale w sieci przeglądałem tylko wiadomości i oglądałem nieliczne stare filmy, które przypadły mi do gustu. Kiedy jeszcze pracowałem, nie miałem dużo czasu, by czuć się samotnym, ale po przejściu na emeryturę poczucie beznadziei uderzyło we mnie ze zdwojoną siłą. Choć żaden ze mnie bibliofil, z braku innych zajęć zacząłem sięgać po książki.

Poznałem ją w bibliotece

Każdy mój dzień wyglądał dokładnie tak samo. Po przebudzeniu i toalecie wyprowadzałem psa na spacer. Potem przygotowywałem sobie śniadanie i kawę, a jedząc, przeglądałem wiadomości z Polski i ze świata. Później sięgałem po lekturę, a gdy czułem się zmęczony, ucinałem sobie drzemkę. Po przygotowaniu i zjedzeniu obiadu, wracałem do książki. Gdy było ciepło, czytałem w parku. I tak upływał mi dzień za dniem.

Tamtego piątkowego poranka przypomniałem sobie, że poprzedniego dnia przeczytałem ostatni rozdział książki. Musiałem więc pójść do biblioteki po nowy tytuł.

– Przepraszam, czy pan właśnie oddaje „Buszującego w zbożu”? – usłyszałem za plecami i zarumieniłem się. Lubiłem tę powieść, ale nie chciałem, by ktokolwiek widział mnie z tym tytułem w ręku. W tym wieku czytać o młodzieńczym buncie? Trochę to żenujące.

– Eee... tak – potwierdziłem, bo nie wiedziałem, co innego mógłbym powiedzieć.

Cudownie dźwięczny głos należał do drobnej kobiety z naturalnie siwymi włosami. Mimo że była mniej więcej w moim wieku, od razu zauważyłem, że w jej oczach wciąż tli się młodzieńcza radość życia. Moja twarz nie była już czerwona. Przybrała odcień buraka, bo ta kobieta bardzo mi się spodobała.

– To moja ulubiona książka! Czytałam ją lata temu i pomyślałam, że miło byłoby powrócić na ulice Nowego Jorku. Byłam zasmucona, gdy bibliotekarka powiedziała, że ktoś wypożyczył jedyny egzemplarz, jaki placówka ma na stanie. Ale najwyraźniej mam dziś szczęśliwy dzień – uśmiechnęła się. Skoro miałem przed sobą fankę twórczości Salingera, bez skrępowania mogłem przyznać, że ten tytuł znajduje się także na mojej liście ulubionych książek.

Pomyślałem, że jest tą jedyną

Wyszliśmy razem i usiedliśmy na ławce przed biblioteką. Zaczęliśmy rozmawiać o „Buszującym w zbożu” i o innych klasykach literatury. Słowa wypływały z moich ust całkowicie naturalnie. Może zabrzmi to jak pospolity banał, ale ja naprawdę miałem wrażenie, że znamy się przez całe życie.

– O do diaska! – Wykrzyczałem nagle. – To już ta godzina? Togo mi nie wybaczy.

– Togo? – zdziwiła się.

– Mój spaniel. Powinienem go nakarmić i wyprowadzić. Pani wybaczy, ale muszę już uciekać.

– Cóż, rozumiem. W końcu kto zadba o naszych czworonożnych przyjaciół, jeżeli nie my?

– Taka już dola nas, opiekunów. Jeszcze raz bardzo przepraszam i dziękuję za rozmowę.

– Cała przyjemność po mojej stronie, ale proszę jeszcze nie dziękować, bo liczę na ciąg dalszy. Chętnie porozmawiam z panem jeszcze o książkach.

Po powrocie do domu Togo spojrzał na mnie z wyrzutem. Od razu napełniłem mu miskę, a gdy zjadł, zabrałem go na spacer. Przeszliśmy pół miasta. On potrzebował rozładować energię, a ja chciałem pomyśleć. Miałem o czym, a raczej o kim. Helena była wspaniała. Właśnie na taką kobietę czekałem. „To ona była mi pisana. To zawsze była ona” – przyszło mi do głowy.

Byliśmy sobie przeznaczeni

Zgodnie z naszymi ustaleniami, następnego dnia spotkaliśmy się w parku. To było pierwsze z wielu spotkań. Gdy byłem młody, pewnie nazwałbym to randkowaniem, ale to było coś innego. W pewnym wieku spotkania towarzyskie zaczynają wyglądać inaczej. Nie ma już tych słynnych motyli w brzuchu, porywów namiętności i spontanicznych decyzji.

Przychodzi taki czas, że jedyne, czego oczekuje się od tej drugiej osoby, to po prostu miłe towarzystwo. I gdyby nie była tą jedyną, pewnie poprzestalibyśmy na spacerach, wyjściach na kawę i dyskusjach o życiu, świecie i lekturach. Ale ja pragnąłem czegoś więcej. Ona zresztą też, ale jako ludzie starej daty, oboje wiedzieliśmy, że inicjatywa spoczywa po stronie mężczyzny.

Pewnego dnia nasza rozmowa zeszła na temat sytuacji życiowej, w której się znaleźliśmy. Wyznała mi, że kiedyś była mężatką.

– Piotr był dobrym człowiekiem. Szanował mnie, a to było najważniejsze. Ale popełniłam błąd, wychodząc za niego.

– Dlaczego?

– Bo nie był tym jedynym. Chcę powiedzieć, że nie mogłam obdarzyć go uczuciem, na które zasługiwał. To nie było w porządku. Musiałam zwrócić mu wolność. A ty? Byłeś kiedyś żonaty?

– Nie, nigdy. Robiłem przymiarki, ale... a zresztą. Przecież doskonale to rozumiesz. Przez całe życie szukałem wielkiej miłości.

– Wierzysz, że jeszcze możesz ją znaleźć?

– Jestem przekonany, że już znalazłem.

Tego samego dnia powiedziałem jej, co do niej czuję, a ona wyznała, że czuje to samo. Stwierdziliśmy, że nie chcemy marnować ani jednego dnia. Postanowiliśmy się pobrać. I tak zrobiliśmy.

Jesteśmy małżeństwem od trzech lat i wiecie co? Nie żałuję ani jednego roku, który spędziłem samotnie. Bo każde z wydarzeń z mojego życia miało mnie doprowadzić właśnie do tamtego momentu w bibliotece. Każdemu życzę takiego szczęścia.

Bolesław, 68 lat

Czytaj także:
„Całe życie mąż traktował mnie jak swój podnóżek. W prezencie na 50. urodziny się zbuntowałam i tyle mnie widział”
„Przerażało mnie spotkanie z przyszłymi teściami. Chłopak tak mnie nastraszył, że nie potrafiłam wykrztusić ani słowa”
„Moje staropanieństwo było idealnym tematem do żartów. Gdy koledzy z pracy życzyli mi udanego ślubu, coś we mnie pękło”

Reklama
Reklama
Reklama