„Otworzyłam własną firmę i odniosłam sukces. Ale zaraz zaczęły się problemy, bo komuś przeszkadzał mój pełny portfel”
„– Na pewno nie zmieni pani zdania? – zapytał. A kiedy odpowiedziałam, że nie, to spojrzał na mnie w dziwny sposób. – Oby pani tego nie pożałowała – dodał. A ja poczułam się tak, jakby to była jakaś dziwnie zawoalowana groźba. Zignorowałam to”.

Kiedy kolejny raz usłyszałam, że firmy nie stać na podwyżkę mojego wynagrodzenia, to stwierdziłam, że czas najwyższy wziąć sprawy w swoje ręce. Postanowiłam złożyć wypowiedzenie i zacząć działalność na własną rękę. I chociaż miałam mnóstwo obaw i wątpliwości, to ostatecznie własna firma przyniosła mi niespodziewany sukces. Ale wtedy zaczęły się problemy. A ja doszłam do wniosku, że komuś najwyraźniej przeszkadza, że realizuję swoje ambicje i marzenia.
Bezskutecznie walczyłam o podwyżkę
W firmie zajmującej się projektowaniem ogrodów pracowałam już kilka lat. Trafiłam tam jako młoda studentka i z każdym rokiem nabierałam doświadczenia i umiejętności. W końcu dotarłam do takiego etapu, że większość klientów wyraźnie zaznaczała, że chce, abym to ja zaprojektowała ich ogród.
– Jesteśmy dumni z pani pracy – powtarzał mi szef na każdej firmowej imprezie. A ja każdorazowo liczyłam na to, że oprócz słów pochwały dostanę też podwyżkę.
Nigdy jednak nic z tego nie wychodziło. Gdy tylko napomykałam o zwiększeniu mojego wynagrodzenia, to szef od razu zmieniał temat. Dodatkowo zaczynał wspominać o przejściowych problemach finansowych i wysokich kosztach prowadzenia działalności, co miało mnie skutecznie zniechęcić do rozmów o mojej wypłacie. I przez kilka lat to działało. Pracowałam za śmieszne pieniądze i cieszyłam się jak głupia z jakiejś marnej premii z okazji świąt lub jubileuszu działalności firmy. A tymczasem szef zmieniał co rok samochód i regularnie wyjeżdżał na zagraniczne wakacje. W głębi duszy wiedziałam, że tak nie powinno być.
– Powinnaś iść porozmawiać o podwyżce – namawiała mnie przyjaciółka, której zwierzyłam się ze swoich przemyśleń. – Akurat ty zasługujesz na nią jak mało kto – mówiła.
Zaczęłam w to wierzyć. Uświadomiłam sobie, że szef bazuje przede wszystkim na moich projektach. To ja siedziałam w pracy po godzinach i to ja zawalałam weekendy i wolne dni, aby zdążyć z projektami. I tak naprawdę nic z tego nie miałam. A za „dziękuję” nie byłam w stanie opłacić rachunków.
– Masz rację – przytaknęłam jej. I jeszcze tego samego dnia postanowiłam, że pójdę do szefa i porozmawiam z nim o swojej podwyżce.
Postawiłam na zmiany
Już następnego dnia rano zjawiłam się w gabinecie szefa i zakomunikowałam mu, że chciałabym z nim porozmawiać. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie poddawałam się.
– A możemy umówić się na inny termin? – zapytał. A potem dodał, że jest zajęty, chociaż widziałam, że na monitorze komputera ma pootwierane foldery z biur podróży.
– Chciałabym porozmawiać teraz – odpowiedziałam twardo. W odpowiedzi szef westchnął teatralnie, ale gestem zaprosił mnie, abym usiadła.
I wtedy powiedziałam mu, z czym przychodzę.
– Pani Marzeno, teraz to nie jest dobry czas na takie rozmowy – zareagował dokładnie tak, jak się tego spodziewałam. A potem zaczął mówić o zmniejszeniu przychodów i zwiększeniu kosztów. – Moglibyśmy powrócić do tej rozmowy za kilka lub kilkanaście miesięcy? – zapytał z fałszywym uśmiechem.
Byłam na to przygotowana. Dzień wcześniej wszystko sobie dokładnie przemyślałam i doszłam do wniosku, że nic nie stoi na przeszkodzie, abym rozpoczęła działalność na własny rachunek. Miałam odpowiednie umiejętności oraz doświadczenie i byłam przekonana, że chętni na moje usługi na pewno się znajdą.
– Za kilka miesięcy to mnie już tu nie będzie – powiedziałam. A potem położyłam na biurku szefa swoje wypowiedzenie. – Po okresie wypowiedzenia pożegnamy się – dodałam. I przyznam szczerze, że mina szefa wynagrodziła mi ten stres, który czułam przed podjęciem tej decyzji.
Kiedy wstałam z krzesła i skierowałam się w stronę drzwi, to szef nagle odzyskał głos.
– Proszę poczekać – poprosił. A potem zaproponował mi jakąś marna podwyżkę, która zupełnie nie zadowalała moich finansowych ambicji. – A za kilka miesięcy porozmawiamy o dalszych zmianach – dodał. Ale ja już nie chciałam o niczym rozmawiać. Spodobała mi się wizja własnej firmy i żadna podwyżka nie byłaby w stanie odwieść mnie od tych planów.
– Moja decyzja jest nieodwołalna – powiedziałam tylko. A potem opuściłam gabinet szefa, ciesząc się w duchu, że w końcu zagrałam mu na nosie.
Firma przynosiła mi radość i dochody
Kolejne tygodnie nie należały do najłatwiejszych. Szef próbował namówić mnie do zmiany decyzji – i to zarówno argumentami finansowymi, jak i lojalnościowymi. Wielokrotnie wypominał mi, że to dzięki niemu stałam się tak dobrą projektantką ogrodów, a gdy to nie działało, to proponował mi podwyżki, które jeszcze kilka miesięcy wcześniej spowodowałyby u mnie wybuch radości.
Teraz jednak było zupełne inaczej. Podjęłam już decyzję i nie zamierzałam jej zmieniać. A poza tym rozniosła się wieść o mojej firmie i wielu klientów zapewniało mnie, że podpisze ze mną umowy. A ja po raz pierwszy w swoim zawodowym życiu czułam, że ryzyko mi się opłaci.
Ostatniego dnia w pracy szef poprosił mnie do swojego gabinetu.
– Na pewno nie zmieni pani zdania? – zapytał. A gdy odpowiedziałam, że nie, spojrzał na mnie w dziwny sposób. – Oby pani tego nie żałowała – dodał. A ja poczułam się tak, jakby mi groził. „Na pewno sobie coś dopowiedziałam” – próbowałam się uspokoić. W głębi duszy nie wierzyłam, że mój szef jest w stanie mi zaszkodzić.
Jeszcze przez kilka dni przywoływałam w myślach tę rozmowę i zastanawiałam się, co tak naprawdę były szef miał na myśli. Ale szybko zaprzestałam rozpamiętywania przeszłości i skupiłam się na przyszłości. A wszystko szło w dobrym kierunku. Bardzo szybko zdobyłam nowych klientów, a moje zarobki rosły z tygodnia na tydzień. Jednocześnie praca sprawiała mi mnóstwo frajdy, bo w końcu robiłam to, o czym marzyłam.
– Pracowanie na własny rachunek jest super – powiedziałam przyjaciółce, gdy w krótkim okresie czasu podpisałam dwie kolejne umowy. A moi stali klienci obiecali, że będą moje usługi polecać swoim znajomym i rodzinie.
– No widzisz – Anka uśmiechnęła się od ucha do ucha. – A tak się bałaś zaryzykować – dodała. A potem wzniosłyśmy kieliszki z winem za mój obecny i przyszły sukces. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że na horyzoncie już czają się spore problemy.
Zaczęły się kontrole i wizyty
Przez kolejne miesiące konsekwentnie rozwijałam własną firmę, a moje działania przynosiły oczekiwane rezultaty. W końcu zaczęłam zarabiać przyzwoite pieniądze, a moi klienci doceniali to, co dla nich robię. I nawet jeżeli musiałam zarwać noc lub weekend, to wiedziałam, że robię to dla siebie, a nie dla kogoś, kto mnie wykorzystuje.
Wtedy zaczęły się problemy. Pewnego dnia dostałam zawiadomienie, że za kilka dni czeka mnie kontrola urzędu skarbowego.
– Ale z jakiego powodu? – zapytałam jakąś panią, która w końcu odebrała telefon w urzędzie.
– Mamy zawiadomienie o możliwych nieprawidłowościach w prowadzeniu tej firmy – usłyszałam. I aż musiałam poprosić o powtórzenie, bo nie mogłam uwierzyć w to, co usłyszałam.
A to był dopiero początek. W ciągu kilku następnych tygodni miałam kontrole ze wszystkich możliwych urzędów. I każdy z kontrolerów mówił mi, że dostali zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa.
– Ale jakiego przestępstwa? – pytałam zszokowana. Jednak nikt nie chciał mi powiedzieć, o co tak naprawdę chodzi. A kontrole były coraz częstsze i coraz dokładniejsze. Aż któregoś razu do drzwi mojego biura zapukała policja z nakazem przeszukania.
– To jakieś nieporozumienie! – wykrzyknęłam. Ale nie miałam żadnych możliwości, aby zablokować działania policji.
Zaczęłam zastanawiać się, o co w tym wszystkim chodzi.
– Wygląda to tak, jakby ktoś chciał ci zaszkodzić – usłyszałam od przyjaciółki. – Nie masz jakichś wrogów? – zapytała. I chociaż na początku od razu zaprzeczyłam, to potem zaczęłam się zastanawiać. „Czyżby to naprawdę była groźba?” – pomyślałam, przypominając sobie swoją ostatnią rozmowę z byłym szefem.
Postanowiłam to sprawdzić. Wynajęłam prywatnego detektywa, który dokładnie przyjrzał się całej sprawie. I jak się okazało, to właśnie mój były szef składał na mnie donosy i robił wszystko, aby mi zaszkodzić. Nie mogłam w to uwierzyć.
– Ale dlaczego? – zapytałam detektywa, który przyszedł do mnie z wynikami śledztwa.
Tak naprawdę nie oczekiwałam odpowiedzi. Doskonale wiedziałam, że mój szef po prostu nie pogodził się z tym, że nie tylko odeszłam z jego firmy, ale także przejęłam część klientów i zaczęłam zarabiać dużo więcej niż on. Dlatego postanowił się zemścić.
Kilka dni później poszłam na policję i złożyłam zawiadomienie na swojego byłego szefa. Policja wzięła ode mnie wszystkie dowody zebrane przez detektywa i obiecała zająć się sprawą. A ponieważ wszystko było oczywiste, to kilka dni później dowiedziałam się, że funkcjonariusze pojawili się w mojej dawnej firmie. Mój były szef zaczął do mnie wydzwaniać, ale ja nie chciałam z nim rozmawiać. I mam nadzieję, że w końcu zapłaci za wszystko, co mi zrobił.
Marzena, 32 lata
Czytaj także:
„Z zemsty chciałam podkopać reputację kochanki męża w firmie. Okazało się, że dokopałam się do własnego nieszczęścia”
„Wszyscy mnie ostrzegali, że w tym miejscu wszystko może się zdarzyć. Ale moja ciekawość była silniejsza od strachu”
„W niedziele mąż klęczał w kościele, a w poniedziałki biegł do kochanki. Nie chcę tak żyć, ale przysięgałam przed Bogiem”

