„Oszczędzanie na ogrzewaniu zniszczyło moje małżeństwo. Mąż kazał mi marznąć, a sam dogrzewał się gdzie indziej”
„Pierwszej nocy, kiedy odkręciłam kaloryfery i poczułam, jak grzeją, rozpłakałam się. Nie z żalu, tylko z ulgi. Adam zasnął bez bluzy, a ja pierwszy raz od miesięcy nie musiałam spać w swetrze”.

- Redakcja
Jesienią i zimą zawsze marznę najbardziej wieczorem. Kiedy dzieci śpią, kiedy dom cichnie i nie ma już nic do roboty – wtedy dopiero dociera do mnie, jak bardzo jest zimno. Przykrywam się kocem, zakładam gruby sweter, skarpetki z wełny i jeszcze wtykam ręce między uda, żeby jakoś złapać ciepło. Ale ono nie przychodzi. Bo to zimno, które czuję, nie jest tylko fizyczne.
Kiedyś było inaczej. Marek tulił mnie pod kołdrą, mówił, że jestem jego grzałką. Śmialiśmy się z rachunków za gaz, bo przecież „miłość nas ogrzeje”. Dzisiaj siedzę sama, a on… cóż. On mówi, że trzeba oszczędzać. „Inflacja, Katarzyna. Musimy zacisnąć pasa” – powtarza, jakby nasze życie było firmą do uratowania, a nie domem, który miał być azylem.
Najgorsze jest to, że wcale nie chodzi o pieniądze. Nie tylko. To, że Marek skręcił ogrzewanie, było tylko symbolem. Nasze małżeństwo już wcześniej przestało być ciepłe. Jeszcze zanim zaczęłam spać w swetrze, przestał mnie całować na dzień dobry. Jeszcze zanim Adam zaczął kaszleć, Marek przestał przychodzić do łóżka.
Pokłóciliśmy się
– Nie mogę już marznąć, Adam kaszle, a ja śpię jak bezdomna – w dwóch swetrach i pod trzema kocami – rzuciłam z kuchni, mieszając zupę. Może i za ostro, ale nie miałam już siły mówić tego spokojnie.
Marek uniósł głowę znad telefonu.
– Trzeba zacisnąć pasa. Ogrzewanie to luksus, nie konieczność – powiedział bez mrugnięcia okiem. I znowu ten jego ton. Jakby był księgowym naszego życia, a nie moim mężem.
– Luksus?! Zdrowie twojego dziecka to luksus?
– Nie przesadzaj. Wszyscy się jakoś dostosowują. Koce, termofory, ludzie sobie radzą.
– Tak? A może u tej twojej koleżanki z pracy jest cieplej niż w domu? – rzuciłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język.
Zamilkł. Widziałam, jak jego szczęka się zaciska, ale nic nie odpowiedział.
– Wiesz co, Kaśka… Naprawdę musisz tak zawsze? Zamiast spokojnie porozmawiać, to od razu jazda?
– Bo ty nigdy nie słuchasz! Codziennie znikasz na nadgodziny, w domu ziąb, dziecko choruje, a ty tylko liczysz rachunki! – krzyknęłam, czując, że zaraz się rozpłaczę.
Nie spojrzał. Wstał, zgarnął klucze ze stołu.
– Idę do pracy. Tam przynajmniej jest spokój.
I wyszedł, zostawiając za sobą jeszcze większy chłód.
A ja stałam nad garami i czułam się jak idiotka. Znowu zostałam z tym sama. I tylko myśl krążyła mi po głowie: on nawet nie zapytał, jak się czuję.
Zwierzyłam się przyjaciółce
– Śpię w swetrze, Monika. Czuję się, jakbym żyła w piwnicy – powiedziałam, ledwo usiadłyśmy z kawą. Było mi wstyd, że znowu się żalę, ale nie miałam już gdzie wyrzucić tego wszystkiego z siebie.
Monika popatrzyła na mnie z troską.
– A on gdzie? W tym zimnie też marznie?
Zawahałam się. To pytanie nie było proste.
– Właśnie… chyba nie. On zawsze wygląda wypoczęty. Wychodzi rano, wraca późno, pachnie… inaczej.
Monika zmarszczyła brwi.
– Kasia, chcesz mi powiedzieć, że Marek może mieć… kogoś?
– Nie wiem. Może. Ostatnio nawet jak go pytam, czy coś się dzieje, to tylko burczy coś pod nosem i chowa się z telefonem do łazienki.
– I ty się na to godzisz?
– A co mam zrobić? Mam dzieciaka, kredyt i ściany, które są zimniejsze niż klatka schodowa. Czuję się, jakbyśmy nie byli już rodziną, tylko lokatorami w tym samym mieszkaniu. Tylko że on coraz częściej nie wraca na noc.
– I ty to znosisz?
– A co mam robić, Monia? Krzyczeć? Grozić? Płakałam już tyle razy, że w lustrze widzę tylko cień tej kobiety, którą byłam.
Monika złapała mnie za rękę. Milczała chwilę.
– Nie chcę nic mówić… ale uważaj. Facet, który zostawia kobietę w zimnie i sam śpi w cieple, zazwyczaj nie śpi sam.
Zadrżałam. Bo chyba właśnie tego najbardziej się bałam.
To było dziwne
Wróciłam tego dnia wcześniej z pracy. Adam był jeszcze u kolegi, w domu panowała cisza. Otworzyłam drzwi i od razu poczułam to samo znajome zimno, które już od tygodni wdzierało się we mnie jak trucizna.
Zrzuciłam płaszcz i wtedy zobaczyłam – na krześle w salonie leżał damski szalik. Czerwony, elegancki, miękki w dotyku. Nie mój. Nigdy nie miałam czegoś takiego.
Serce zaczęło walić jak oszalałe. Podniosłam go ostrożnie, jakby parzył. Pachniał perfumami – ostrymi, słodkimi, drażniącymi. Poczułam, że brakuje mi powietrza.
Wyciągnęłam telefon i zadzwoniłam do Marka. Odebrał dopiero po kilku sygnałach.
– Halo? – powiedział głosem zmęczonym, jak zwykle. – Jestem w pracy.
– W pracy? – powtórzyłam, próbując utrzymać głos na wodzy. – To dziwne, bo właśnie znalazłam damski szalik w naszym salonie.
W słuchawce zapadła cisza. Tak długa, że poczułam, jak nogi zaczynają mi drżeć.
– Marek? – wyszeptałam.
Ale on się rozłączył. Stałam tam z tym cholernym szalikiem w rękach i nagle zdałam sobie sprawę, że zimno, które od miesięcy odbierało mi sen, nie było przypadkiem. Ono było symbolem. Prawdziwego chłodu – zdrady, pustki, obojętności. W tamtej chwili miałam wrażenie, że nie tylko dom jest lodowaty. Ja też.
Odkryłam sekret męża
Kiedy później usłyszałam klucz w zamku, serce zaczęło mi walić tak mocno, że miałam wrażenie, że usłyszy je jeszcze na klatce. Marek wszedł do środka spokojny. Zdjął buty, odłożył kurtkę, nawet się uśmiechnął – ale ten uśmiech był pusty, obcy.
Stałam w kuchni, szalik leżał na stole.
– Powiedz mi – zaczęłam spokojnie, choć w środku gotowałam się ze złości – ile czasu spałam w swetrze, kiedy ty grzałeś się w cudzym łóżku?
Marek zesztywniał. Spojrzał na szalik, potem na mnie.
– To nie tak… – mruknął, jakby chciał zbyć temat.
– Nie tak?! – głos mi się załamał. – Adam kaszle, ja marznę w tym lodowatym domu, a ty… ty znalazłeś sobie ciepło u innej?
– Kaśka, proszę cię, nie rób scen… – westchnął, próbując usiąść. – Aneta mnie rozumiała. Ty ciągle tylko narzekasz.
– Narzekam? – krzyknęłam. – Bo chciałam odrobiny ciepła, troski, normalności? To dla ciebie narzekanie?
– Ty nigdy nie byłaś zadowolona! – wybuchł w końcu. – Wszystko ci źle. Każdy rachunek, każda godzina mojej pracy.
Poczułam, że zaraz się rozpłaczę, ale nie chciałam mu dawać tej satysfakcji. Chwyciłam szalik, rzuciłam mu go pod nogi.
– To weź ten luksus, skoro ja jestem dla ciebie ciężarem.
Nie czekałam na odpowiedź. Wybiegłam z domu, czując, że jeśli zostanę choć minutę dłużej, rozpadnę się na kawałki.
Syn dużo rozumiał
Adam wrócił wieczorem od kolegi. Byłam już spakowana, ale siedziałam na brzegu łóżka, czekając na niego. Marek zamknął się w sypialni, nawet nie próbował ze mną rozmawiać.
– Mamo… – Adam zajrzał do pokoju, patrząc na mnie dużymi, zmęczonymi oczami. – Czemu tu dalej tak zimno? – zapytał, otulając się kocem.
Westchnęłam ciężko. Jak mu to powiedzieć? Że tata wybrał kogoś innego zamiast nas? Że to nie tylko kaloryfery zostały zakręcone, ale całe nasze życie?
– Synku… – zaczęłam, biorąc go za rękę. – My… z tatą się kłócimy. Ale wiesz jedno – to nie twoja wina. Nigdy.
Adam spuścił wzrok.
– Czy my się przeprowadzimy? – zapytał cicho. – Tu zawsze jest zimno.
Łzy napłynęły mi do oczu, ale uśmiechnęłam się do niego, choć w środku byłam rozbita.
– Tak, kochanie. Znajdziemy ciepłe miejsce. Obiecuję ci.
Przytuliłam go mocno. Wiedziałam, że muszę być silna – dla niego. Że nawet jeśli ja się rozsypuję, on nie może tego poczuć. Bo on ma dopiero dziesięć lat, a już za dużo widzi, za dużo rozumie. Tej nocy Adam zasnął przy mnie. A ja leżałam obok i myślałam, że choć świat się wali, jedno jest pewne – nie pozwolę, żeby moje dziecko marzło.
Nie będę marznąć
Wyprowadziłam się z Adamem do wynajętego mieszkania. Niewielkie, w starej kamienicy, z głośnymi rurami i odrapanym korytarzem, ale… ciepłe. Pierwszej nocy, kiedy odkręciłam kaloryfery i poczułam, jak grzeją, rozpłakałam się. Nie z żalu, tylko z ulgi. Adam zasnął bez bluzy, a ja pierwszy raz od miesięcy nie musiałam spać w swetrze.
Wciąż czułam żal, wciąż miałam w sobie pustkę po rozpadzie małżeństwa, ale równocześnie coś we mnie pękało – skorupa strachu. Zrozumiałam, że oszczędzanie na ogrzewaniu było tylko pretekstem. Prawdziwe zimno wdarło się do naszego związku dużo wcześniej, kiedy Marek przestał mnie dotykać, przestał rozmawiać, kiedy wybrał cudze ciepło zamiast mojego.
Katarzyna, 40 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pieniądze zawsze pachniały dla mnie mocniej niż róże. Dlatego wybrałam bogacza, a nie romantyka”
- „Mąż zmieniał nianie do dzieci jak rękawiczki. Długo nie wiedziałam, jaki sekret się za tym kryje”
- „Jako dziecko widziałam, jak mama płakała nad rachunkami. Żeby mieć kasę, poszłam w życiu na skróty”

