„Oszczędzałam na jedzeniu, ale kupiłam nowy telefon. Mąż wściekł się, że nie potrafię szanować jego kasy”
„– Rozrzutna?! – wstałam. Serce mi waliło. – Oszczędzałam na jedzeniu, żeby coś mieć dla siebie. Na jedzeniu, Marek! Wstydziłam się kupić sobie nowe majtki, żeby nie usłyszeć, że za dużo wydaję. A ty mi mówisz, że jestem rozrzutna?”.

- Redakcja
Jestem żoną Marka i mamą sześcioletniego Antka. Pracuję zdalnie, pół etatu – niby wygodnie, ale w praktyce to oznacza, że wszystko w naszym domu kręci się wokół nich. Mąż – pracuje, więc wiadomo: spokój, cisza, obiad na czas. Synek – wiadomo: przedszkole, potem zabawa, bajki, czas z mamusią. A ja? Ja jestem gdzieś pośrodku.
Piorę. Gotuję. Ogarniam. Plan dnia, zakupy, opłaty – wszystko jest na mojej głowie. Czasem mam wrażenie, że gdyby mnie nie było, Marek nie zauważyłby nawet, że skończył się papier toaletowy. Zawsze mówi: „Ty lepiej ogarniasz takie rzeczy”. Jasne, może i ogarniam, ale czy ktoś mnie za to pytał? Czy ktoś docenił?
Zrobiłam coś dla siebie
Od jakiegoś czasu odkładałam resztę z zakupów, czasem nawet na nich przesadnie oszczędzałam, kupując na promocjach. Nie, nie po to, żeby kupić sobie coś luksusowego. Po prostu... chciałam mieć coś swojego. I kiedy trafiłam na promocję na ten telefon – TEN, który podziwiałam od miesięcy – kupiłam go. Długo się nie zastanawiałam. Po prostu... kliknęłam „zamów”.
Wieczorem rozmawiałam z Kingą, moją przyjaciółką.
– Na serio to zrobiłaś? – zapytała z niedowierzaniem.
– Tak. Pierwszy raz od nie wiem kiedy zrobiłam coś dla siebie.
– I bardzo dobrze. Należy ci się. Serio, Natka, ty musisz zacząć myśleć też o sobie. Bo się kiedyś obudzisz i zapytasz: gdzie ja w tym wszystkim byłam?
Milczałam. Bo czułam, że Kinga ma rację. Tyle że nie sądziłam, że ta jedna decyzja wywoła lawinę.
Mąż znalazł telefon
Pudełko z telefonem leżało na komodzie w sypialni. Małe, eleganckie, jeszcze nierozpakowane. Nie miałam odwagi go wyciągnąć, jakby sam fakt, że go kupiłam, był czymś zakazanym. A przecież to moje pieniądze. Te pięćdziesiąt tu, trzydzieści tam – miesiącami odkładane, kosztem kawy na mieście, nowego swetra, czasem… kolacji. Ile razy gotowałam makaron z twarogiem, śmiejąc się, że to smak dziecińsrwa.
Marek wrócił z pracy po dziewiętnastej. Jak zwykle: buty zostawione krzywo, kurtka rzucona na fotel, zero pytania, jak mi minął dzień.
– Ej, co to? – zapytał, wskazując na pudełko.
– Telefon – odpowiedziałam, zbyt szybko.
– Telefon? – podniósł brwi. – Jaki telefon?
– Mój. Kupiłam. Na promocji. Odkładałam długo.
– Odkładałaś? – parsknął. – A z czego niby? Przecież my ledwo zipiemy z budżetem!
– To były moje pieniądze – rzuciłam, z bijącym sercem.
– Nie ma twoich pieniędzy, Natalia. Jest nasz budżet. Rozumiesz? NASZ. A ty kupujesz sobie zabawki?
Stałam jak słup soli. Poczułam się jak dziecko przyłapane na kradzieży batonika.
– Oszczędzałam – wyszeptałam. – Nawet jadłam mniej, żeby…
– Nie rób ze mnie tyrana – przerwał. – Mogłaś chociaż zapytać.
– A ty pytasz, kiedy kupujesz kolejne gadżety do auta?
Nie odpowiedział. Odetchnął ciężko, jakby to on był ofiarą. A ja poczułam, że w tym domu mogę być wszystkim – kucharką, księgową, matką, żoną. Ale nie kobietą, która może mieć coś tylko dla siebie.
Czułam się winna
– I co on ci powiedział? – Kinga zaciągnęła się papierosem, patrząc na mnie z niedowierzaniem. Siedziałyśmy w kawiarni, a ja z zimnymi palcami obejmowałam filiżankę cappuccino, które bardziej miało mnie pocieszyć niż rozgrzać.
– Że nie rozumiem, co to znaczy budżet. Że nie powinnam była tego kupować bez jego zgody.
– Jego zgody?! – prychnęła. – Natalia, ty jesteś jego żoną, a nie dzieckiem. On cię traktuje jak nastolatkę, która wydała kieszonkowe na błyskotkę.
– Może miał trochę racji. Ja wiem, że jesteśmy pod kreską…
– Stop. – Kinga uniosła palec. – On chce mieć nad wszystkim władzę. Nad tobą też.
Patrzyłam na nią z zaskoczeniem. Zawsze mówiła ostro, bez owijania, ale teraz... trafiła w coś, czego sama nie potrafiłam nazwać.
– Przypomnij sobie, ile razy mówił ci, że przesadzasz. Że panikujesz. Że robisz z igły widły. Bo ja pamiętam, jak dzwoniłaś do mnie po tamtej awanturze o przedszkole, pamiętasz?
Skinęłam głową. Powiedział wtedy, że znów dramatyzuję, bo ośmieliłam się zasugerować, że może to on zawiezie Antka raz w tygodniu. Bo ja „i tak siedzę w domu”.
– To nie jest partnerstwo, Nati. To jest, jakbyś była pomocą domową z prawem do spania z pracodawcą.
Te słowa mnie zabolały. Bardziej niż chciałam przyznać. Ale wiedziałam, że nie są nieprawdziwe.
– On nie jest zły – próbowałam się bronić. – Po prostu… nie widzi tego tak jak ja.
– Właśnie. Nie widzi cię w ogóle. A ty siebie też już przestajesz.
Zamilkłam. Po raz pierwszy zaczęłam się zastanawiać, kim się stałam, odkąd wyszłam za Marka.
Znów się pokłóciliśmy
– Marek, możemy porozmawiać? – zapytałam, kiedy Antek zasnął.
Siedziałam przy stole, trzymając kubek po herbacie, już zimny. On jak zwykle przeglądał coś na laptopie, nawet nie spojrzał.
– O czym? – rzucił obojętnie.
– O nas.
W końcu podniósł wzrok. Zmarszczył brwi.
– Znowu? Natalia, ja naprawdę nie mam teraz siły na kolejne rozmowy o emocjach. Praca, rachunki, codzienność. To są nasze tematy, nie jakieś filozofie.
– Właśnie, nasze. Ale ja się czuję jak dodatek do twojego życia, nie jego część.
Parsknął. Prychnął. Wstał i zaczął chodzić po pokoju.
– Naprawdę? Bo ja myślałem, że jesteś moją żoną, matką mojego dziecka, a nie histeryczką.
– Może problemem nie jest mój telefon, tylko to, że ty nie umiesz mnie zobaczyć jako człowieka, który też czegoś potrzebuje! – wybuchłam. Głos mi się załamał. – Ja nie jestem tylko twoją służącą!
– Może gdybyś nie była taka rozrzutna, nie musielibyśmy się martwić o każdy rachunek! – krzyknął.
– Rozrzutna?! – wstałam. Serce mi waliło. – Oszczędzałam na jedzeniu, żeby coś mieć dla siebie. Na jedzeniu, Marek! Wstydziłam się kupić sobie nowe majtki, żeby nie usłyszeć, że za dużo wydaję. A ty mi mówisz, że jestem rozrzutna?
Zamilkł. Widziałam, że się cofnął, jakby ktoś go spoliczkował. Ale nie powiedział nic. Ani „przepraszam”, ani „nie wiedziałem”.
– Wiesz co? – szepnęłam. – Ja nie wiem, czy chcę dalej tak żyć.
W jego oczach pojawiło się coś na kształt strachu, ale nie potrafił go nazwać. I pewnie nie chciał. Odwróciłam się i poszłam do sypialni. Położyłam się w ubraniu, przykryłam kołdrą. Pierwszy raz od lat pomyślałam, że może moje życie mogłoby wyglądać zupełnie inaczej.
Musiałam wszystko przemyśleć
Wyszłam z domu bez słowa. Zostawiłam Marka przy porannej kawie i wyłączyłam telefon. Po prostu nie miałam siły go słuchać. Mówił coś o jakimś kablu do laptopa i obiedzie na wieczór, jakby wczorajsza kłótnia nigdy się nie wydarzyła. Jakbyśmy znów mieli wrócić do tej wersji rzeczywistości, w której ja jestem cicho, a on nie musi się wysilać.
Szłam bez celu, mijając znajome sklepy, place zabaw, parki. Znalazłam ławkę w parku i usiadłam. Obok starsza pani karmiła gołębie. Młoda matka bawiła się z dzieckiem. Wszyscy jacyś... spokojni. A ja? Czułam się rozczarowana życiem. Złapałam się na tym, że nie pamiętam, kiedy ostatnio robiłam coś tylko dlatego, że to lubię. Może to wszystko to nie był tylko bunt o telefon. Może to było wołanie o to, żeby znaczyć coś więcej w tym małżeństwie.
Wieczorem wróciłam do domu. Cicho zamknęłam drzwi, zdjęłam buty i poszłam do kuchni. Marek siedział przy stole, z bukietem tulipanów. Jego mina była niepewna, jakby nie wiedział, czy mnie przeprosić, czy odczytać z mojego milczenia, że wszystko już „wróciło do normy”.
– Kupiłem ci kwiaty – powiedział, jakby to był gest, który rozwiązuje wszystkie problemy.
– Dziękuję – odpowiedziałam cicho i odłożyłam je na blat.
– Może trochę przesadziłem – zaczął, poprawiając się nerwowo na krześle. – Ale ty też...
– Nie chcę już żyć w wiecznym „ale ty też” – przerwałam.
Zapanowała cisza. Patrzył na mnie, ale nie widział.
– Marek, ja naprawdę próbowałam. Ale nie mogę już dalej tłumaczyć ci, co we mnie siedzi, jeśli ty nie chcesz tego usłyszeć.
– No to powiedz – rzucił z irytacją. – Co mam zrobić, żebyś była zadowolona?
– Nie chcę być tylko „zadowolona”. Chcę czuć, że żyję. Chcę, żebyś mnie traktował jak kobietę, nie jak służącą. Chcę rozmowy, wsparcia, ciepła. Czasem zwykłego „jak się dziś czujesz”, a nie „ile zostało na koncie”.
Wstał. Oparł się o ścianę i patrzył na mnie bez słowa.
– I co teraz? – zapytał cicho.
– Terapia. Razem, a jeśli się nie zgodzisz, to nie wiem, co będzie dalej z naszym małżeństwem.
O dziwo, mąż skinął głową na znak, że się zgadza. Może więc jeszcze mamy szansę żyć inaczej.
Natalia, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ktoś zapalił znicz i zostawił karteczkę na grobie mojej żony. Zatkało mnie, gdy odkryłem, kto ją odwiedza”
- „W aplikacji pisał, że mnie kocha, a ja pragnęłam miłości. Gdy poprosił o kilka tysięcy pożyczki, nawet się nie zawahałam”
- „Na emeryturze odkładaliśmy pieniądze na wakacje życia. Marzenia prysły, gdy odkryłam, co mąż zrobił z oszczędnościami”

