Reklama

Czasami mam wrażenie, że cały świat uczył mnie jednego: że cierpliwość popłaca. Że jeśli się czegoś pragnie i odkłada to na później, zyskuje się nie tylko efekt, ale i satysfakcję. Tylko nikt nie powiedział, że czasem, kiedy wreszcie dojdziesz do celu, ktoś inny ci to wszystko po prostu roztrzaska w drobny mak. Jednym impulsem, jednym kliknięciem „Kup teraz”.

Na co dzień pracuję w biurze rachunkowym w Warszawie. Nie zarabiam kokosów, ale jestem dobra w planowaniu. Tak naprawdę... jestem w tym świetna. Umiałabym zorganizować wesele za kilka tysięcy albo przeprowadzkę z psem i kotem w jedną noc. I pewnie dlatego tak bardzo mnie to wszystko zabolało. Bo w moim życiu wszystko miało być na miejscu – a nie było.

Mieszkam z Łukaszem od dwóch lat, jesteśmy zaręczeni. Na początku było jak w filmach – śmiech, wspólne gotowanie, seriale i pizza. Ale życie to nie film. On jest spontaniczny, trochę jak duży chłopiec z konsolą zamiast serca. A ja... ja mam listę zakupów, terminy przelewów i Excel z oszczędnościami. Myślałam, że się jakoś uzupełniamy. Może naiwnie.

Od dziecka marzyłam o Japonii. Zaczęłam odkładać na takie długie wakacje. Każdą premię, każdy zwrot podatku, każdą kopertę od babci. Przez półtora roku. I wreszcie mieliśmy jechać – razem.

Zdenerwowałam się

Wróciłam z pracy wcześniej, bo system padł i szef uznał, że „i tak nic nie zrobimy”. W tramwaju planowałam, co ugotuję – miałam jeszcze tofu i makaron ryżowy, mogłam zrobić ramen. Po cichu cieszyłam się, że wieczorem obejrzymy dokument o Japonii – Łukasz ostatnio nawet się nim zainteresował. Myślałam: może naprawdę pojedziemy. Otworzyłam drzwi i... stanęłam jak wryta.

W salonie błyszczał gigantyczny telewizor. Taki, jakich nawet w marketach nie mają na wystawie. Obok – głośniki, konsola, jakieś pudełka z kontrolerami i VR. Pachniało nowością. I plastikiem. Łukasz siedział jak dzieciak, z rozwalonymi nogami, z pilotem w ręku.

– Co to jest? – zapytałam cicho, bo bałam się, że krzyknę.

– Niespodzianka? – rzucił z uśmiechem. – Promocja była w weekend. Prawie połowa ceny, no nie mogłem nie wziąć!

– Za co to kupiłeś? – głos mi się trząsł. – ZA CO?!

– No... z naszego konta. Ale spokojnie, nie wydałem wszystkiego, zostało jeszcze trochę. A Japonia może poczekać, co?

– Poczekać? – parsknęłam. – Od roku liczę każdy grosz, zrezygnowałam z wyjść, z paznokci, z Uberów, z życia... żebyśmy tam pojechali. A ty to wszystko... przepieprzyłeś.

– Przesadzasz – mruknął. – To tylko wyjazd.

Nie wiem, kiedy zaczęłam krzyczeć. Pamiętam tylko, jak wyrzucałam mu słowa – o tym, jak mnie zawiódł, jak mnie nie szanuje, jak nawet nie zapytał. Wybiegłam z mieszkania i trzasnęłam drzwiami tak mocno, że sąsiadka z dołu napisała mi potem, że „było słychać aż na schodach”.

Byłam zła

– Napijesz się? – zapytała Klaudia, sięgając po butelkę czerwonego.

Poszłam do niej godzinę po tamtej awanturze. Nie musiałam tłumaczyć, co się stało – wystarczył mój wyraz twarzy. Klaudia znała Łukasza od początku i zawsze twierdziła, że „jest sympatyczny, ale zbyt lekki jak na ciebie”. Teraz patrzyła na mnie z takim rodzajem współczucia, które sprawia, że chcesz albo płakać, albo rzucać szklanką o ścianę.

On serio wydał TYLE pieniędzy bez pytania cię o zdanie? – zapytała, kręcąc głową.

– Nawet nie próbował udawać, że to dla nas – odpowiedziałam, dusząc łzy. – Powiedział, że promocja. Jakby to był zakup jogurtów, a nie wywalenie półtora roku naszych wspólnych wyrzeczeń.

– To nie jest partnerstwo, Natalia. Ty się poświęcasz, a on się bawi. I nie rozumie, co zrobił.

Siedziałyśmy przy stole, w kuchni Klaudii, z winem i chipsami, jak za czasów studenckich. Tyle że wtedy największym dramatem była niezdana sesja albo chłopak, który nie oddzwonił. Teraz? Stracone marzenia. Zaufanie. Poczucie, że jesteśmy po tej samej stronie.

– Najgorsze, że ja już nawet nie wiem, czy to chodzi tylko o te wakacje. To bardziej o to, że on naprawdę nie widzi problemu. Jakby moje marzenia były mniej ważne, bo nie mają kabla i pilota.

– Myślałaś o tym, co dalej? – Klaudia zapaliła papierosa i wypuściła dym przez okno.

– Tak. Muszę z nim pogadać. Ale nie o wakacjach. O tym, czy w ogóle jesteśmy jeszcze „my”.

Zrobiło mi się przykro

Wróciłam do mieszkania późnym wieczorem. Po drodze trzy razy zawracałam. Serce waliło mi jak oszalałe – nie ze strachu, tylko z wściekłości, która zdążyła już opaść i zostawić tylko gorzki żal. Miałam plan: wejść, porozmawiać spokojnie. Ale wtedy usłyszałam jego głos.

– No, wścieka się, ale serio, jakbym jej nie znał – śmiał się do słuchawki. – Zawsze by coś znalazła, żeby się przyczepić. Te wakacje to był jej wymysł. Ja nawet nie chciałem tam jechać.

Zamarłam. Stałam w przedpokoju nieruchomo jak posąg. Wiedziałam, że to nie fair, podsłuchiwać. Ale... on mówił o mnie jak o jakiejś irytującej współlokatorce. Nie jak o kobiecie, z którą dzieli życie.

Weszłam do salonu bez słowa.

– Więc to był mój wymysł? – zapytałam cicho. – Czyli nasze plany nic dla ciebie nie znaczyły?

Łukasz poderwał się z kanapy. W słuchawce ktoś jeszcze mówił, ale on szybko ją odrzucił.

– Nie o to mi chodziło...

– Właśnie, że dokładnie o to. – Głos mi drżał, ale trzymałam się. – Tyle czasu odkładałam każdy grosz. Ty może nie chciałeś jechać, ale wiedziałeś, że to dla mnie ważne. A teraz mówisz, że przesadzam?

– Natalia, jesteś dramatyczna. To tylko wakacje!

– Nie. To było coś więcej. To była nadzieja, że jesteśmy razem, że mamy wspólne cele. Teraz widzę, że może wcale nie jesteśmy po tej samej stronie.

Miałam dość

Patrzył na mnie zaskoczony, jakby dopiero teraz zrozumiał, że to poważne. Że nie krzyczę. Że mówię o końcu.

– Łukasz, musisz mi powiedzieć jedno: czy ty w ogóle traktujesz ten związek poważnie?

– No przecież cię kocham – rzucił po chwili, jakby to było hasło rozbrajające bombę.

Tylko że ja już od dawna nie czułam się kochana. A już na pewno nie w momencie, gdy patrzyłam na jego nowy sprzęt – migoczące logo konsoli i błyszczący ekran, w którym odbijała się moja twarz.

– Kochasz mnie? – powtórzyłam. – Wydajesz nasze pieniądze na swoje zabawki i mówisz, że to ja przesadzam. To nie jest miłość, Łukasz. To wygoda.

Usiadłam na krześle. Czułam, że jak tego nie wypowiem teraz, to zostanie mi to na zawsze w gardle. Może nawet zatruje wszystko inne.

– Od półtora roku liczyłam, kombinowałam, odkładałam. Ty? Przynosiłeś sobie kebaby po pracy i mówiłeś, że na wakacje jeszcze czas. A ja siedziałam po nocach i oglądałam vlogi z Japonii, bo to był mój sposób, żeby nie zwariować. Myślałam, że to będzie nasz czas. Że jak wrócimy, to już będziemy wiedzieć.

– Natalia... – zaczął, ale przerwałam mu.

– Nie kończ. Wiesz co? Ja potrzebuję wiedzieć, czy to jeszcze jest coś, co warto ratować. Czy ty naprawdę mnie widzisz, czy jestem tylko dodatkiem do mieszkania z balkonem?

Pół godziny później pakowałam walizkę. Nie płakałam. Nawet nie byłam zła. Byłam... pusta. Zmęczona. U mamy przy kuchennym stole wypiłam herbatę i opowiedziałam wszystko. Słuchała w milczeniu, a potem powiedziała coś, co do dziś we mnie siedzi:

– Córciu, nie ustawiaj swojego życia wokół człowieka, który nie chce być jego częścią.

Chyba coś zrozumiał

Minęło kilka dni. Mieszkałam u mamy. Z każdym porankiem budziłam się spokojniejsza – choć nadal bolało, to już nie rwało od środka. Aż nagle – wiadomość od Łukasza: „Spotkamy się? Chcę pogadać.”

Zgodziłam się. W kawiarni siedział już, zamówił mi ulubioną herbatę z imbirem, jakby próbował przypomnieć sobie, jaką wersję mnie kochał. Albo udawał, że nadal ją zna.

Sprzedam to wszystko – zaczął od razu. – Konsolę, telewizor, nawet laptop, jeśli trzeba. Odłożymy znowu. Zaczniemy od nowa. Obiecuję, że tym razem będę lepszy.

Patrzyłam na niego długo. Nie z gniewem, tylko z takim smutkiem, jakim patrzy się na kogoś, kto nie wie, co naprawdę zrobił nie tak.

– Łukasz, to nie chodzi o pieniądze. Ani o Japonię. Chodzi o brak szacunku. O to, że przez cały ten czas czułam się jak organizator twojego życia, nie jak jego część.

Chciał coś powiedzieć, ale zamilkł.

– Potrzebuję czasu. I ty też. Bo jeśli się nie nauczysz, jak być w związku, to kolejną osobę też zranisz.

Milczenie było uderzające. I tylko raz spytał:

– Czy ty jeszcze mnie kochasz?

Nie odpowiedziałam. Nie dlatego, że nie wiedziałam. Tylko dlatego, że miłość to za mało, gdy brakuje szacunku.

Natalia, 28 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama