Reklama

Wiele osób podkreśla, że najciekawsze i najbardziej nieprawdopodobne historie dzieją się w prawdziwym życiu. I ja się z tym zgadzam. Jednak aby dojść do takiego wniosku, to musiałam przeżyć to, co przeżyłam. Historia mojej miłości to gotowy scenariusz na telenowelę, którego nie powstydziłby się najznakomitszy i najbardziej uznany scenarzysta seriali.

Szybko wyszłam za mąż, a potem żałowałam

Moje dzieciństwo nie należało do najszczęśliwszych. Ojciec lubił sobie wypić, a matka nie potrafiła mu się przeciwstawić. Dlatego już po skończeniu szkoły średniej podjęłam decyzję o opuszczeniu domu rodzinnego. I chociaż nie miałam żadnego zabezpieczenia finansowego ani pewności, że sobie poradzę, to wolałam najbardziej niepewną przyszłość od dotychczasowego życia. Znalazłam pracę w firmie transportowej i razem z koleżanką wynajęłam skromne mieszkanko.

– Jakie masz plany na przyszłość? – zapytała mnie któregoś razu mama, kiedy odwiedziłam ją w niedzielne popołudnie. I muszę przyznać, że bardzo zdziwiła mnie tym pytaniem.

– Przecież do tej pory zupełnie cię to nie interesowało – odpowiedziałam szorstko. I od razu tego pożałowałam, bo tak naprawdę to nie miałam do niej pretensji. Ona po prostu była zbyt słaba, aby zakończyć swoje małżeństwo. – Przepraszam – od razu się zmitygowałam. A potem dodałam, że jeszcze nie myślałam, co mam zamiar dalej zrobić.

Los trochę zadecydował za mnie. Podczas popołudniowej zmiany w firmie poznałam Krzyśka – kierowcę tira, który właśnie zjechał z kilkunastodniowej trasy. I chociaż daleko było mu do wymarzonego kandydata na męża, to szybko staliśmy się parą, a potem powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”. I od samego początku czułam, że ten cały ślub to jedna wielka pomyłka. Krzysiek wyjeżdżał w długie trasy, a gdy wracał, to głównie spał, jadł i oglądał telewizję. A ja byłam zostawiona sama sobie.

Jednak starałam się nie narzekać na swój los. Krzysiek nie pił, nie bił mnie, a w przypływach romantyzmu zabierał mnie na kolacje, spacery czy zamiejscowe wycieczki. Tak naprawdę to nie był najgorszy. Ale ja marzyłam o czymś więcej. Chciałam namiętności, gorących porywów serca i zapewnień, że jestem najpiękniejszą kobietą pod słońcem.

– Chyba za dużo naczytałaś się romansów – podsumowała mama, kiedy w przypływie szczerości zwierzyłam się jej ze swoich ukrytych marzeń. – Prawdziwe życie nie ma nic wspólnego z bajką – dodała smutnym głosem. No tak, ona akurat doskonale o tym wiedziała.

W pracy poznałam mężczyznę swoich marzeń

Chociaż moje życie prywatne pozostawiało wiele do życzenia, to przynajmniej na polu zawodowym zaczęłam odnosić znaczące sukcesy. Mój szef dostrzegł, że znam się na tej robocie i ze zwykłego pracownika biurowego awansował mnie na szefa spedytorów. A ja skrzętnie wykorzystałam tę szansę. Już po kilku miesiącach nasza firma bardzo się rozwinęła i w końcu zaczęła przynosić przyzwoite zyski.

– Jestem z ciebie bardzo dumny – podkreślał na każdym spotkaniu. I jednocześnie wynagradzał mnie premiami i dodatkowymi benefitami. Ale gdy postanowił dodatkowo rozwinąć dział handlowy, to ja od razu powiedziałam mu, że nie dam rady.

– To już będzie za dużo – argumentowałam. I tak przez ostatnie miesiące przesiadywałam w tej firmie po kilkadziesiąt godzin w tygodniu.

Znajdziemy ci kogoś do pomocy – obiecał szef. I tak dokładnie zrobił. W ciągu kilku następnych tygodni przeprowadził rekrutację, w wyniku której do naszej firmy trafił nowy pracownik.

Adam od razu mi się spodobał. Był konkretny, rzeczowy i bardzo precyzyjny. A dodatkowo znał się na tej robocie i niczego nie owijał w bawełnę. Nie mogłam też nie zauważyć, że był piekielnie przystojny. No i świetnie się z nim rozmawiało – potrafił słuchać, a jego kontrargumenty były celne, ale jednocześnie bardzo uprzejme. A ja z każdym dniem czułam, że zaczyna znaczyć dla mnie znacznie więcej niż zwykły współpracownik.

Próbowałam z tym walczyć. Ale po kilku miesiącach doszłam do wniosku, że nie jestem w stanie zatrzymać rodzącego się uczucia. Stojąc przed lustrem w firmowej łazience, musiałam przyznać sama przed sobą, że się zakochałam. I w sumie wcale mnie to nie zdziwiło. Adam bardzo różnił się od mojego męża. Był inteligentny, uprzejmy, zabawny i wygadany. Jednocześnie potrafił pokazać, że szanuje kobietę i jest w stanie zrobić dla niej bardzo wiele. Na wszystkie uroczystości dostawałam od niego kwiaty i czekoladki, a gdy obchodziłam pięciolecie pracy w firmie, to zaprosił mnie na lampkę szampana.

– Za twój sukces – powiedział, wznosząc w górę kieliszek. A ja w tym samym momencie poczułam, że chciałabym, aby mnie pocałował. „Ty już kompletnie oszalałaś” – ofuknęłam się w myślach. A potem grzecznie się z nim pożegnałam i wróciłam do domu. Jednak przez całą noc nie mogłam zasnąć i wyobrażałam sobie jakby to było, gdybym wylądowała w jego ramionach.

Nasze uczucie nie miało żadnych szans

Przez kolejne tygodnie starałam się unikać Adama. Ale nie dało się tego robić w nieskończoność – w końcu razem pracowaliśmy.

– Unikasz mnie? – zapytał mnie kiedyś na korytarzu. Ja oczywiście zaprzeczyłam, ale z miny Adama wywnioskowałam, że wcale mi nie uwierzył.

A potem przyszła pamiętna impreza firmowa. Szef postanowił wykazać się gestem i zorganizował dwudniowe spotkanie na Mazurach. Świetnie się wszyscy bawiliśmy. A kiedy po skończonym ognisku szłam do swojego pokoju, to przed drzwiami spotkałam Adama.

Może po jeszcze jednym drinku? – zapytał, unoszą w górę butelkę wina. I chociaż wiedziałam, czym to się może skończyć, to nie odmówiłam. A kilkanaście minut później wylądowaliśmy w łóżku, zupełnie nie myśląc o winie.

– Chciałabym, abyś wiedziała, że niczego nie żałuję – powiedział potem. Ja tego samego nie mogłam powiedzieć o sobie. W końcu miałam męża, który mimo wszystko nie zasługiwał na coś takiego.

Potem dowiedziałam się, że Adam ma narzeczoną, z którą planuje wziąć ślub.

– Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? – wykrzyknęłam. A potem uświadomiła sobie, jak głupio to zabrzmiało. Przecież nasz romans i tak nie miał szans przerodzić się w coś bardziej poważnego, a ja nie mogłam wymagać od Adama, aby układał sobie życie pod kaprysy zamężnej kochanki. Miał prawo do własnego szczęścia.

Anka nie ma nic wspólnego z nami – usłyszałam. – Zresztą poznałem ją jeszcze zanim pojawiłaś się w moim życiu – powiedział cicho. A potem dodał, że nawet nie przypuszczał, że w nowej pracy pozna kobietę swojego życia.

– To co teraz będzie? – zapytałam bezradnie.

– Nie wiem – powiedział Adam. – Ale jakoś to wszystko poukładamy – dodał, a potem mocno mnie przytulił. I chociaż nie miałam do tego żadnych podstaw, to mimo wszystko uwierzyłam mu.

Postanowiliśmy być razem na przekór wszystkim

Wczesną wiosną Adam zwolnił się z firmy. Początkowo byłam przekonana, że chce zerwać ze mną kontakt, ale potem okazało się, że powód był zupełnie inny.

Nie chcę stawiać cię w niezręcznej sytuacji – wyznał mi któregoś wieczoru. – I tak już ludzie plotkują – dodał. I to akurat była prawda. Plotki o naszym romansie rozeszły się już po całej firmie, a ja zastanawiałam się, kiedy w końcu dotrą do mojego męża. Stało się to niebawem.

– Zdradzasz mnie? – zapytał wprost, gdy wrócił z kolejnego zagranicznego kursu.

Co miałam mu powiedzieć? Nie widziałam powodu, aby dłużej ukrywać swoje prawdziwe uczucia.

– Kocham go – wyznałam. A potem spakowałam swoje rzeczy i wyprowadziłam się do hotelu.

Nie miałam pewności, jak na to wszystko zareaguje Adam. A on przyszedł do mnie jeszcze tego samego wieczoru i powiedział mi, że wbrew wszystkim i wszystkiemu postanowił zawalczyć o nasz związek.

– Rozstałem się z narzeczoną – wyznał. – I chociaż wiem, że bardzo ją skrzywdziłem, to nic nie mogę na to poradzić. Za bardzo cię kocham, aby rezygnować z naszego wspólnego życia – powiedział. A kiedy wziął mnie w ramiona, to poczułam, że w końcu jestem na swoim miejscu.

Nic nie działo się po naszej myśli. Mój mąż zażądał rozwodu z orzeczeniem mojej winy i od razu uprzedził mnie, że będzie robił wszystko, abym go nie dostała. Z kolei narzeczona Adama zrobiła z niego oszusta i zarzuciła mu, że od samego początku ich związku zdradzał ją na prawo i lewo.

– Jakoś sobie z tym poradzimy – powtarzał mi Adam jak mantrę. I ja mu uwierzyłam. Zamieszkaliśmy razem i próbujemy budować nasze wspólne życie. I chociaż wiem, że przed nami jeszcze długa droga, to za nic w świecie nie zrezygnuję ze swojego szczęścia i z człowieka, którego kocham najbardziej na świecie.

Edyta, 31 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama