„Okłamałem rodziców, że mam ciepłą posadkę w urzędzie. Wstyd mi, że rozwożę kanapki albo latam z mopem”
„Uśmiechnąłem się, choć byłem spięty. Bo gdyby wiedzieli, że dziś rano wstawałem o piątej, żeby pomóc Bartkowi znosić kartony z meblami… Że wczoraj zmywałem podłogę w knajpie, która po sobotnim weselu wyglądała tragicznie. Gdyby ojciec zobaczył mnie w tym fartuchu i rękawicach po łokcie, chyba dostałby szału”.

- Redakcja
Codziennie wstaję o piątej, bo o siódmej muszę być pod piekarnią na drugim końcu miasta. Pan Staszek nie lubi spóźnień, zwłaszcza że kanapki trzeba rozwieźć do biur i szkół przed ósmą. Zawsze wtedy, trzymając w ręku plastikowy pojemnik i przeciskając się między samochodami, myślę o jednym – jakbym wyglądał, gdyby któryś z moich starych znajomych z uczelni mnie teraz zobaczył? A może gorzej – matka? Ojciec?
– Kuba, a nie za zimno ci tak wcześnie? – zagadnęła mnie kiedyś jedna z recepcjonistek, kiedy oddawałem dostawę.
– E tam, zahartowany jestem – odpowiedziałem z wymuszonym uśmiechem.
Tylko że ja nie jestem zahartowany. Jestem zmęczony. I coraz bardziej zagubiony.
Rodzina myśli, że pracuję w urzędzie miejskim. Mówię im, że jestem specjalistą od analiz społecznych. Nawet nazwałem to jakoś tak, żeby brzmiało mądrze. Mama się rozpływa, ojciec wreszcie patrzy na mnie bez pogardy. Nawet dziadek Zbyszek mówi czasem z dumą: „Mój wnuk urzędnik!”. A ja? Ja roznoszę ulotki, dostarczam jedzenie, sprzątam piwnice.
I boję się, że pewnego dnia wszystko się wyda. Że ktoś zobaczy mnie w brudnym polarze, z torbą pełną kanapek.
Nie tak łatwo było kłamać
– To co, kiedy to biuro cię w końcu weźmie na kierownika? – zagadał ojciec z takim tonem, jakby już od dawna szykował dla mnie stanowisko.
Siedzieliśmy przy stole w rodzinnym domu, niedzielny rosół parował w talerzach, a ja dłubałem łyżką ziemniaka, udając, że się zastanawiam.
– No, rozmawiają o tym – mruknąłem. – Może od nowego roku będzie coś więcej wiadomo…
– Widzisz, Wojtek, mówiłam, że nasz Kuba to nie byle kto – ucieszyła się mama i poklepała mnie po ramieniu. – Pamiętasz, jak mówiłeś, że z tej socjologii to chleba nie będzie?
– Chleba może i nie, ale stołek już ma – zażartował dziadek Zbyszek i aż się zakrztusił kompotem. – No, wnuku, dziadek jest dumny!
Uśmiechnąłem się, choć byłem spięty. Bo gdyby wiedzieli, że dziś rano wstawałem o piątej, żeby pomóc Bartkowi znosić kartony z meblami… Że wczoraj zmywałem podłogę w knajpie, która po sobotnim weselu wyglądała tragicznie. Gdyby ojciec zobaczył mnie w tym fartuchu i rękawicach po łokcie, chyba dostałby szału.
– A jak z tą umową? Dalej na czas określony? – dopytywał ojciec z marsową miną.
– Tak, ale mówili, że to tylko formalność – skłamałem płynnie. Już za dobrze znałem ten teatr.
Zapanowała cisza, mama zaczęła dokładać ziemniaki, a ja czułem, jak mnie dławi. W środku wszystko krzyczało: „Powiedz prawdę! Powiedz, że ledwo wiążesz koniec z końcem, że nie ma żadnego biura!”. Ale nie mogłem. Nie umiałem.
Bo widziałem, jak ojciec patrzy na mnie z dumą. I to bolało bardziej niż jego rozczarowanie.
Byłem zmęczony udawaniem
– Ej, ziomek, ty zaraz zjedz coś porządnego, bo znikasz – rzucił Bartek, stawiając mi przed nosem zapiekankę wielkości łopaty.
Siedzieliśmy w jego rozklekotanym aucie pod blokiem, silnik chodził, szyby zaparowane. Pachniało gorącym serem i czymś przypalonym.
– Nie mam apetytu – burknąłem i oparłem głowę o zagłówek.
– Co znowu? – zapytał spokojnie. – Obiad u rodziców cię wykończył?
Nie odpowiedziałem. Przez chwilę w samochodzie panowała cisza, tylko wycieraczki skrobały rytmicznie przednią szybę.
– Kuba, ty nie możesz tak dłużej. Zjadasz się od środka.
– Wiem – szepnąłem.
– To powiedz im wreszcie. Albo przynajmniej matce. Przecież ona cię nie zje.
– Nie mogę – odpowiedziałem z goryczą. – Ojciec myśli, że pracuję za biurkiem. Gdyby się dowiedział, że latam z torbą jak chłopak z liceum, to… nie wiem.
Bartek pokiwał głową i wyciągnął z torby pogniecioną kartkę.
– Tu masz. Nowe ogłoszenia. Szukają kogoś do inwentaryzacji, dwóch do malowania klatek i jednego do magazynu.
Popatrzyłem na kartkę jak na wyrok.
– Ty serio uważasz, że tak się da żyć?
– Nie. Ale tak się nie da żyć w kłamstwie. To cię zniszczy. Oni i tak się dowiedzą.
Zamilkłem. Bo wiedziałem, że ma rację.
To się musiało wydać
Ojciec nigdy nie grzebał w moich rzeczach. Nigdy nie musiał. Ale któregoś dnia, gdy wpadłem do rodziców, w kuchni panowała niezręczna cisza. Taka, co aż świerzbi w skórze.
– Kuba, masz może coś wspólnego z tym? – zapytała mama, pokazując mi paragon.
Papier był pognieciony, ale wyraźnie widniało na nim: „Catering Express – dostawa. Kierowca: Kuba N.”
Zamarłem.
– Znaleźliśmy to w twojej kurtce, chciałam ją wyprać – dodała. – Myśleliśmy, że może… zamawiałeś coś do biura?
Zanim odpowiedziałem, ojciec wstał z krzesła, powoli, jakby coś w nim się gotowało.
– Ty mi powiedz lepiej, synku – zaczął lodowatym tonem – czemu kłamiesz?
– Może dorabia sobie po godzinach… – mama próbowała ratować sytuację.
Ojciec spojrzał na nią z politowaniem.
– Albo wcale tam nie pracuje.
Wtedy wszedłem do kuchni. Kolana miałem z waty.
– Nie musicie zgadywać – powiedziałem cicho. – Wszystko wam powiem.
Ojciec oparł ręce na biodrach, mama zakryła usta dłonią, a dziadek, który właśnie wszedł z gazetą, stanął jak wryty.
– Siadajcie. Serio. Czas na prawdę – dodałem.
I wiedziałem, że od tej chwili nic już nie będzie takie samo.
Wszystko opowiedziałem
Siedzieli jak na egzaminie. Ojciec z założonymi rękami, mama z czerwonymi oczami. A ja? Ja czułem się jak własny cień.
– Nie pracuję w urzędzie – zacząłem cicho. – Nigdy nie pracowałem.
Nikt się nie odezwał. Tylko zegar tykał złośliwie nad lodówką.
– Roznoszę jedzenie. Pomagam przy przeprowadzkach. Czasem sprzątam po imprezach. Biorę, co dają. Przepraszam, że was okłamywałem.
Mama westchnęła, cicho, jakby coś w niej pękło.
– Ale... dlaczego? – zapytała.
– Bo się wstydziłem. Bo nie chciałem, żebyście patrzyli na mnie jak na nieudacznika. Ojciec całe życie tyrał, ty, mamo, zawsze dawałaś radę. A ja po studiach... tylko dorywcze coś.
Ojciec nie wytrzymał.
– To znaczy, że całe te opowieści... o awansach, o projektach… to była bujda?
– Tak – przyznałem.
– Czemu nie powiedziałeś wcześniej? – mama mówiła łamiącym się głosem. – Myślisz, że cię nie kochamy?
– Bo nie potrafiłem powiedzieć, że nie jestem taki jak wy. Że nie mam siły harować na budowie, ani nie mam głowy do biura. Że jestem zagubiony, nieogarnięty. Że dorywczo to wszystko, co potrafię.
Wstałem i wyszedłem, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Drzwi trzasnęły, wieczór był chłodny. Poszedłem przed siebie. Nie wiedziałem, dokąd. Byle dalej. Byle nie czuć tego, co teraz paliło mnie od środka.
Prawda boli mniej niż kłamstwo
Znalazłem się pod domem dziadka. Sam nie wiem kiedy. Siedział w fotelu, jak zawsze, w starym swetrze, z herbatą w ręku. Nie zapytał, czemu przyszedłem.
– Siadaj, wnuku.
Usiadłem. Milczeliśmy dłuższą chwilę, jakby słowa miały wszystko popsuć.
– Wiem już – powiedział w końcu dziadek. – Twoja mama dzwoniła. Płakała.
Pokiwałem głową, wbijając wzrok w podłogę.
– Wiesz, ja też kiedyś nie miałem nic – dodał cicho. – Pracowałem dorywczo po śmierci babci. Nikt nie wiedział. W dzień coś dłubałem, a w nocy rozładowywałem ciężarówki. I też się wstydziłem. Bo wtedy się nie mówiło. Tylko człowiek miał robić, nie narzekać.
– Myślisz, że ojciec mnie kiedyś zrozumie?
Dziadek westchnął. Wziął łyk herbaty, jakby potrzebował czasu.
– Nie wiem. Może nie. Ale jak nie powiesz prawdy, to nie zrozumie na pewno. A życie w kłamstwie... to żadna ulga. To jak codziennie zakładać obce buty – niewygodne i nie twoje.
Popatrzyłem na niego. Pierwszy raz nie czułem się jak nieudacznik. Czułem się... jak człowiek.
– Dziękuję – powiedziałem tylko.
– Nie dziękuj. Idź. Wracaj do domu. Nie teraz, ale jutro. Jak opadnie kurz. I bądź sobą. Nawet jeśli to mało komuś pasuje.
Zostałem z nim jeszcze chwilę. A potem poszedłem, ale nadal nie czułem ulgi.
Kuba, 26 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dostałam spadek po obcym człowieku i nie wiedziałam, czy go przyjąć. Okazało się, że on znał mnie całe moje życie”
- „Poszłam na pogrzeb sąsiadki i zawalił się cały mój świat. Latami nie miałam pojęcia, kim była dla moich rodziców”
- „Pierwszy apel szkolny mojej córki zakończył się płaczem. Wszystkiemu winny był jeden nauczyciel i jego okrutne słowa”

