„Ojciec zawsze wolał moją siostrę. Nawet po śmierci mamy pozostała jego ukochaną córeczką, a ja jestem niewidzialna”
„Weszłam między alejki. Deszcz jeszcze nie spadł, ale coś wisiało w powietrzu, jakby sam czekał na odpowiedni moment. Zobaczyłam ich. jak stali przy grobie. On miał na sobie ten swój stary płaszcz, który mama tak lubiła, a ona jasny, drogi płaszcz, którego nie widziałam wcześniej. Wyglądała... jak zawsze. Pewna siebie, idealna, córka doskonała”.

- Redakcja
Po śmierci mamy zostałam sama. Wbrew temu, co mówili inni, że teraz będziemy się trzymać razem, wspierać, wszystko się rozsypało. Pogrzeb był ostatnią sceną, w której jeszcze udawaliśmy rodzinę. Potem już nawet nie próbowaliśmy.
Ojciec zamknął się w sobie. Zawsze był milczący, ale kiedy mama odeszła, stał się niemal nieobecny. Iza… cóż. Niezaprzeczalne oczko w głowie tatusia — to się akurat nigdy nie zmieniło. Po pogrzebie nie odezwałyśmy się do siebie ani razu. Nie było żadnego telefonu czy wiadomości: ani ona nie próbowała, ani ja.
Już nie płaczę. Chyba wylałam wszystkie łzy tamtego dnia, kiedy stanęłam nad trumną mamy i poczułam się jak obca we własnej rodzinie. Pamiętam, jak Iza trzymała ojca za rękę, a on... patrzył tylko na nią. Ja stałam dwa metry dalej i czekałam: na spojrzenie, gest, cokolwiek. Dziś mija rok od śmierci mamy. Telefon od Marty, mojej przyjaciółki, był jedynym dźwiękiem, który przerwał ciszę tego dnia.
— Idziesz dziś na cmentarz? — zapytała.
— Idę — odpowiedziałam. — Sama, bo nikt mnie nie zaprosił.
Zabrałam białe róże, które też sama kupiłam. Właściwie wszystko robię sama: tak jak przez większość życia. Tak też właśnie przeżywam tę żałobę. Bo domu i rodziny tak naprawdę nigdy nie miałam.
Mój oddech przyśpieszył
Szłam powoli przez cmentarz, ściskając bukiet białych róż tak mocno, że aż pobielały mi knykcie. Wiedziałam, że Iza i ojciec mogą tam być, ale do ostatniej chwili łudziłam się, że może jednak nie przyszli. Że może tylko ja pamiętam.
Weszłam między alejki. Deszcz jeszcze nie spadł, ale coś wisiało w powietrzu, jakby sam czekał na odpowiedni moment. Zobaczyłam ich. jak stali przy grobie. On miał na sobie ten swój stary płaszcz, który mama tak lubiła, a ona jasny, drogi płaszcz, którego nie widziałam wcześniej. Wyglądała... jak zawsze. Pewna siebie, idealna, córka doskonała.
Zatrzymałam się, a mój oddech przyspieszył.
— Cześć — powiedziałam w końcu chłodno, zatrzymując się kilka kroków od nich.
Iza uniosła głowę zaskoczona. Ojciec spojrzał na mnie jakby... Jakby nie wiedział, co powiedzieć.
— Myślałem, że nie będziesz chciała przyjść — rzucił cicho.
Zamrugałam.
— A ty, tato, zaprosiłeś ją, ale mnie nie? — rzuciłam ostro. — Jak zwykle.
— Nie wiedziałam, że nie dostałaś zaproszenia — wtrąciła szybko Iza. — Myślałam, że przyszłaś później.
— Nie chciałem kłótni — stwierdził ojciec, unikając mojego wzroku.
— A jednak wybrałeś ją. Jak zawsze — odparłam. I nagle wszystko znów bolało tak, jak rok temu, gdy patrzyłam, jak zamykają trumnę mamy i czułam, że już nikt nie weźmie nigdy mojej stronie.
Te słowa były jak cios
Ojciec odsunął się parę kroków dalej — pewnie po to, żeby „dać nam przestrzeń” albo uciec. To drugie robił przecież przez całe życie. Zostawił nas tam, dwie dorosłe kobiety stojące nad jednym grobem z tysiącem niewypowiedzianych słów.
Iza poprawiła włosy i westchnęła ciężko, jakby już była zmęczona rozmową, której nawet nie zaczęłyśmy.
— Wiesz, że to nie tak — rzuciła w końcu.
— Naprawdę? — prychnęłam. — Bo wygląda dokładnie tak, jak całe nasze życie. Ty jesteś tam, z ojcem, a ja... zawsze obok.
— Zawsze miałaś pretensje — powiedziała spokojnie. — Jakbyś nie umiała inaczej.
Zacisnęłam zęby.
— Pretensje? — powtórzyłam zimno. — Może dlatego, że zawsze miałam pod górkę. A ty? Tata cię nigdy nie karał, zawsze cię chwalił. Wszystko ci było wolno.
— Myślisz, że to było cudowne? – przerwała. – On zawsze czegoś ode mnie oczekiwał. Żebym była najlepsza, grzeczna, posłuszna. Zawsze miałam być „tą lepszą”.
— I byłaś — zauważyłam. — Dla niego. Ja byłam tą zbędną.
— Może dlatego, że ty nigdy się nie starałaś.
Te słowa były jak cios. Wtedy też poczułam, jak coś we mnie pęka.
— Nie starałam się?! — Głos mi zadrżał. — Całe życie próbowałam się przebić przez jego mur. Ale on już wtedy miał ciebie.
Iza spuściła wzrok, ale nic nie powiedziała. Może wiedziała, że to prawda. Może po raz pierwszy coś do niej dotarło. A może po prostu nie chciała słuchać — jak zawsze.
Serce mi zamarło
— Wystarczy. — Rozległ się głos ojca. — Nie chciałem, żeby to się tak skończyło. Nie chciałem tej sceny.
Stał z boku, więc pewnie wszystko słyszał. Odwróciłam się do niego powoli.
— To trzeba było mnie zaprosić albo chociaż zapytać, czy nie mam ochoty przyjść — wycedziłam. — Ale nie, lepiej zostawić mnie z boku, jakby mnie w ogóle nie było.
— Bo wiedziałem, że ona przyjdzie — powiedział cicho, wskazując na Izę. — Ty… odwróciłaś się od nas.
— Nie odwróciłam się. Po prostu nikt mnie nie zatrzymał, gdy odchodziłam — wyszeptałam. — Czy to aż takie trudne do zrozumienia?
Iza stała nieruchomo, nie próbując już nas rozdzielać.
— Nie umiałem was traktować tak samo — powiedział w końcu ojciec. — Ty byłaś inna. Z tobą było... trudniej.
— Czyli miałeś ulubioną córkę? — zapytała Iza. Zdawało mi się, że sprawdza, jak daleko może się posunąć.
Ojciec spojrzał w ziemię.
— Może... Może tak to wyglądało — przyznał.
Serce mi zamarło. Czekałam całe życie na to, by w końcu zaprzeczył. Na stwierdzenie w stylu: „kochałem was tak samo”. Ale nie — nawet teraz nie potrafił zachować się jak człowiek.
Wzięłam głęboki wdech. Chciałam coś powiedzieć, krzyknąć, rzucić tymi cholernymi różami o ziemię, ale tylko tam stałam, patrząc na człowieka, który był moim ojcem tylko z nazwy.
Nie będzie już rozgrzeszenia
Usiedliśmy w trójkę na ławce obok grobu, po raz pierwszy od roku jak rodzina. No, przynajmniej z pozoru.
Wokół przechodzili ludzie z wiązankami, zapalali znicze, szeptali modlitwy, ale dla mnie cały świat skurczył się do tej jednej ławki i dwojga ludzi, którzy kiedyś byli moją rodziną.
— Mama była tym, co nas trzymało razem — powiedziałam w końcu. — Bez niej... rozpadliśmy się. Każde poszło w swoją stronę.
— Ona zawsze wiedziała, co powiedzieć — dodała Iza. — I kogo przytulić w odpowiednim momencie.
Ojciec siedział sztywno, patrząc na nagrobek. Może próbował coś poczuć albo... zrozumieć.
— Mówiła, że pisała do nas listy – powiedziała nagle Iza. — Przed śmiercią. Że mamy je dostać, jak jej już nie będzie.
Zamarłam.
— Też o tym słyszałam — szepnęłam. — Ale nic nie dostałam.
Wzrok nas obu padł na ojca, on jednak nie odpowiedział od razu. Przez chwilę tylko patrzył gdzieś w bok, a potem skinął głową, jakby sam siebie przekonywał.
— Schowałem je — rzucił wreszcie.
— Co? — Iza odchyliła się do tyłu, jakby dostała w twarz. — Dlaczego?
— Bo nie chciałem, żebyście rozdrapywały stare rany — stwierdził. — To były jej słowa, jej wspomnienia, emocje... Nie byłem pewien, czy tego potrzebujecie.
— To nie były rany, tato — powiedziałam. — To była prawda. Nasza prawda. A ty nam ją zabrałeś.
Chyba nie znajdował na to żadnej odpowiedzi. I wtedy to do mnie dotarło: nie będzie już rozgrzeszenia.
Zatrzymałam się na chwilę
Staliśmy jeszcze moment przy grobie. Znicze paliły się spokojnie, kwiaty pachniały świeżością i deszczem. Ojciec patrzył na marmur, jakby mógł coś z niego wyczytać. Jakby mama mogła mu coś jeszcze powiedzieć.
— Zostaniesz? – zapytała Iza.
— Tak — odparł krótko. — Chcę jeszcze posiedzieć z nią sam.
Skinęłam głową. I tak nie było już nic do dodania. Przeszłam obok niego, tak blisko, że mogłam poczuć zapach jego płaszcza, ale nawet nie próbowałam go dotknąć. On się zresztą też nie poruszył.
Iza podążyła za mną. Przeszłyśmy przez alejkę w ciszy — tylko stukanie jej obcasów i szelest mojej torby z kwiatami przerywały spokój cmentarza.
— Myślisz, że to jeszcze można naprawić? — zapytała w końcu.
Spojrzałam na nią. Szła wyprostowana, twarz miała napiętą, ale oczy… Pierwszy raz od dawna były łagodne.
— Nie wiem — odpowiedziałam po chwili. — Może. Ale nie dziś.
Minęłyśmy ostatni zakręt przed bramą.
— Chciałabym, żeby to mama nas widziała razem. Tak po prostu. Bez walki — powiedziała cicho.
Zatrzymałam się na chwilę. Odwróciłam się w stronę alei, gdzie zostawiłyśmy ojca. Teraz był już tylko maleńkim punktem w oddali.
— Może właśnie dziś widziała — szepnęłam.
Iza spojrzała na mnie i uśmiechnęła się lekko, po raz pierwszy od roku. Ale potem… poszłyśmy w przeciwnych kierunkach.
Zostałam tylko ja
Wróciłam do domu zmęczona, pusta w środku, wewnętrznie rozdarła. Położyłam torbę na krześle, płaszcz rzuciłam byle gdzie, nawet nie włączałam światła. Usiadłam w kuchni, w ciemności. W gardle czułam suchość, oczy mnie szczypały, ale nie płakałam. Nie umiałam już płakać. Jakby coś we mnie umarło.
Spojrzałam na ścianę, na zdjęcie mamy, które ciągle tam wisi. Miała na nim delikatny uśmiech — ten sam, którym potrafiła uciszyć każdą kłótnię, złagodzić każdy ból. Tylko że teraz nie było już kogo uciszać: został kurz, więdnące kwiaty i cała masa niewypowiedzianych słów.
Wstałam, podeszłam bliżej i dotknęłam zdjęcia palcami.
— Może kiedyś jeszcze spróbujemy — wyszeptałam. — Ale dziś… dziś to po prostu za bardzo boli.
Nie oczekiwałam odpowiedzi, ale... przez chwilę miałam wrażenie, że mama patrzy na mnie inaczej: jakby wszystko rozumiała. Żal, samotność i tę dziwną, cichą nadzieję, której mimo wszystko nie potrafiłam całkiem odrzucić.
Zgasiłam światło i zostałam tylko ja, choć już nie taka sama, jak przedtem.
Anna, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Dla męża byłam niewidzialna. Kiedy wpadłam w oko szarmanckiemu księgowemu, nawet nie oglądałam się za siebie”
- „Celowo wyszłam za mąż za nudziarza, bo chciałam świętego spokoju. Jednak cicha woda brzegi rwie”
- „Mąż karmił mnie kłamstwami, a inną kobietę kolacjami za 500 złotych. Myślał, że ujdzie mu to na sucho”

