„Ojciec zapisał wszystko na brata nieudacznika, bo ja byłam zaradna. Nigdy nie dowie się, że wyrzucił pieniądze w błoto”
„Minął zaledwie tydzień od odczytania testamentu, kiedy dostałam SMS-a od sąsiadki z dołu »Jagoda, pod drzwiami waszego mieszkania jest ogłoszenie o wynajmie. Wszystko w porządku?« Nie, nic nie było w porządku. Pobiegłam tam z pracy jak oszalała. Michał był na miejscu. W drogich ubraniach i z nową dziewczyną”.

- Redakcja
Mój brat zawsze miał w życiu z górki, oczywiście cudzym kosztem. Od dziecka ciągnęło się za nim to przekonanie, że jemu trudniej, jemu bardziej potrzeba, jemu trzeba pomagać. A że ja byłam tą „silną”, „ogarniętą”, „rozsądną” – od zawsze słyszałam, że „Jagoda sobie poradzi”. I pewnie dlatego ojciec, podpisując testament, z czystym sumieniem przepisał wszystko na mojego brata. Bo ja dam radę. A Michał? Michał „potrzebuje wsparcia”.
Szkoda tylko, że tydzień po pogrzebie ojca, to wsparcie – w postaci naszego rodzinnego mieszkania – zamienił na ogłoszenie na portalu z nieruchomościami i bilet do Azji. Oczywiście z nową dziewczyną u boku. A po roku... po roku znów zapukał do moich drzwi. Tym razem z plecakiem i długami. Ale od początku...
Wyglądał, jakby trafił szóstkę w totka
– No i jak się czujesz? – zapytała mnie ciotka Ela po pogrzebie, ściskając moją dłoń. – Trzymaj się, Jagódko. Teraz to ty musisz być tą silną…
Nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Znowu ja. Ojciec zmarł nagle. Nawet nie zdążyliśmy się pożegnać. Jeszcze w poprzednią sobotę przyniósł mi jabłka z działki i narzekał na ból pleców. A we wtorek już był telefon ze szpitala.
– Trzeba będzie otworzyć testament – powiedział mój brat Michał, gdy wychodziliśmy z cmentarza. – Tata pewnie i tak wszystko podzielił po równo, nie?
Nie odpowiedziałam. Miałam dziwne przeczucie, że nie. I miałam rację. Dwa tygodnie później, w kancelarii notarialnej, notariusz przeczytał wszystko spokojnym, zawodowym tonem:
– Całość majątku – mieszkanie, działka, oszczędności – zostaje zapisana na Michała N. syna zmarłego.
Zrobiło mi się słabo. Michał wyglądał, jakby właśnie trafił szóstkę w totka. Ja... jakby ktoś mnie uderzył w twarz.
– Przepraszam, co? – wydusiłam.
– Ojciec pisał testament sam. Jest ważny, podpisany, potwierdzony – powiedział notariusz.
– Ale czemu nie ja? – szepnęłam.
Ciotka Ela tylko wzruszyła ramionami. Michał się uśmiechnął.
– Może tata uznał, że ty sobie poradzisz, co? – rzucił z udawaną troską. – A ja… miałem zawsze pod górkę.
– To teraz już nie masz – syknęłam.
Wyszłam bez słowa. Całe życie grałam fair. On dostał nagrodę, a ja zostałam z pustym mieszkaniem i pełnym żalem sercem.
Nie miał wstydu
Minął zaledwie tydzień od odczytania testamentu, kiedy dostałam SMS-a od sąsiadki z dołu.
„Jagoda, pod drzwiami waszego mieszkania jest ogłoszenie. O wynajmie. Wszystko w porządku?”
Nie, nic nie było w porządku. Pobiegłam tam z pracy jak oszalała. Michał był na miejscu.
– Co ty robisz?! – wykrzyknęłam, wyrywając mu ogłoszenie z ręki.
– Wynajmuję. Co miałbym robić? – odparł, jakby mówił o pogodzie. – Mieszkanie stoi puste. A ja mam plany, Jagoda.
– Plany?! Ojciec zmarł niecały miesiąc temu!
– No i? Myślisz, że się załamię z rozpaczy? Życie leci dalej.
Spojrzałam na niego jak na obcego człowieka. Ubrany w nową, drogą kurtkę, z włosami jak spod ręki fryzjera i dziewczyną u boku – rudą, uśmiechniętą, w butach za pół mojej pensji.
– Jagódka, poznaj Lilkę – Michał wskazał ją z dumą. – Lecimy do Tajlandii. Mamy bilety na za tydzień.
– Tajlandia?! Za pieniądze z ojca mieszkania?!
– Wynajem pokryje koszty. W końcu coś mi się od życia należy, nie? – rzucił bez cienia wstydu.
Zatkało mnie.
– A tata? – wyszeptałam. – Dom, który remontował całe życie, oddał ci w zaufaniu. A ty…
– Tata mówił, że jestem wrażliwy. Ty jesteś silna. Ty dasz sobie radę. – Michał wzruszył ramionami.
– Masz rację – powiedziałam cicho. – Dam sobie radę. Bez ciebie.
Obróciłam się na pięcie. Wiedziałam już, że Michał nie wróci szybko. Ale nie sądziłam, że wróci w takim stanie, w jakim go później zobaczę.
Wrócił z podkulonym ogonem
Rok później, niemal co do dnia, usłyszałam dzwonek do drzwi. Z dziwnym przeczuciem spojrzałam przez wizjer.
– Michał? – zdziwiłam się. Stał na wycieraczce, zmoknięty, z plecakiem i miną psa, który wrócił z podkulonym ogonem.
– Cześć, siostra... Mogę wejść?
– Nie sądzę – powiedziałam powoli, nie otwierając drzwi szeroko. – Co ty tu robisz?
– Długa historia... Mógłbym usiąść?
– Może od razu zaproponuję ci herbatę i kanapki? – uniosłam brew.
Milczał chwilę. W końcu spojrzał na mnie zrezygnowanym wzrokiem.
– Wracam z Azji. Lilka mnie zostawiła. Pieniądze się skończyły. Mam trochę długów... – spuścił głowę. – Potrzebuję miejsca, gdzie mógłbym się zatrzymać. Na chwilę.
– Na chwilę? – powtórzyłam. – Ty już miałeś swoje „chwile”. Wynająłeś mieszkanie, bo potrzebowałeś „przestrzeni”. Teraz, jak się wszystko posypało, przypomniało ci się, że masz siostrę?
– Jagoda, ja naprawdę nie mam gdzie się podziać. Nie mogę wrócić do tego mieszkania, wszystko poszło w złym kierunku. Myślałem... że może mi pomożesz.
Popatrzyłam na niego chłodno. Przez rok nie przysłał nawet pocztówki. A teraz wyglądał, jakby spał na lotniskach i żywił się chipsami z promocji.
– Pomogę – powiedziałam i sięgnęłam po kartkę, którą miałam przygotowaną na takie „niespodzianki”. – Tu masz adres. Noclegownia. Całkiem porządna. Otwarta całą dobę.
– Żartujesz...
– Nie. Masz tam szansę się ogarnąć. Ja już swoją pomoc dałam – zamknęłam drzwi.
Za nimi usłyszałam tylko ciche:
– Jesteś podła, serio...
Ale tym razem nie ruszyło mnie to wcale.
„Ojciec by tego chciał”
Dwa dni później zadzwoniła do mnie ciotka Ela.
– Jagódko, Michał był u mnie. Spał na wersalce. Wygląda jak nieszczęście...
– A to nowość – mruknęłam, nie kryjąc złości.
– Nie bądź taka surowa – westchnęła ciotka. – W końcu to twój brat. Może i pogubił się w życiu, ale przecież jest z was dwojga...
– ...tym, który potrzebuje wsparcia – dokończyłam za nią. – Tak, wiem. Słyszę to od dzieciństwa.
– Nie o to mi chodzi. Po prostu... daj mu szansę. Wiesz, ojciec by tego chciał.
– Nie, ciociu. Ojciec chciał, żebym zawsze była silna. I radziła sobie. A Michał? On wie, że może przegrać wszystko, a i tak ktoś go poskłada.
– Ale przecież on nie ma nic... – próbowała jeszcze ciotka.
– Nie. Ma całkiem sporo. Ma mój numer telefonu, ma rodzinę, która go żałuje, ma nazwisko, które mu otwiera drzwi. A ja mam zdrowy rozsądek i umiejętność mówienia „nie” – odpowiedziałam twardo.
– Jesteś naprawdę zła, Jagoda?
Zamyśliłam się.
– Nie, ciociu. Już nie. Przez chwilę byłam. Ale teraz? Jestem zmęczona byciem tą silną. Wiem tylko jedno – nie chcę więcej układać czyjegoś życia. Mam swoje.
– Myślisz, że on się pozbiera?
– Może. Jak przestanie liczyć, że ktoś zrobi to za niego.
Rozłączyłyśmy się. Usiadłam na kanapie z kubkiem herbaty i pierwszy raz od dawna poczułam spokój. Zbyt długo brałam odpowiedzialność za dorosłego faceta, który nigdy nie dorósł.
Ostatnia próba
W niedzielne popołudnie, kiedy siedziałam z książką na balkonie, znów usłyszałam dzwonek. Michał. Tym razem wyglądał nieco lepiej – ogolony, w czystej bluzie, z plecakiem, ale bez miny ofiary losu.
– Tylko spokojnie – uniósł ręce. – Nie przyszedłem się wprowadzać.
– O, miło, że zmieniłeś strategię – odparłam sucho, nie zapraszając go do środka.
– Chciałem tylko pogadać – dodał. – Mam robotę w magazynie. Na razie na dniówki, ale lepsze to niż nic. Tam, w noclegowni... jest jeden facet, który pomógł mi ogarnąć CV. Tak, mam CV – dodał, widząc moją minę.
– Gratuluję – mruknęłam. – Czego ode mnie chcesz?
– Niczego. Naprawdę. Po prostu chciałem powiedzieć „przepraszam”.
Zamilkłam. To słowo w jego ustach brzmiało jak nowość. Patrzył mi prosto w oczy. Chyba pierwszy raz w życiu.
– Wtedy... po ojcu. Wiem, że spieprzyłem. Myślałem, że jak dostanę coś od życia, to wszystko się samo poukłada. A to wszystko się po prostu rozleciało.
– Bo dostałeś coś, na co nie byłeś gotowy – powiedziałam cicho. – Wszyscy cię tak traktowali: „biedny Michał”, „trudno mu”, „trzeba mu pomóc”. Ale nikt ci nie powiedział, że pomoc to nie darmowe mieszkanie i kasa. Pomoc to czasem kop w tyłek.
– No to chyba wreszcie dostałem – uśmiechnął się gorzko. – Dzięki.
– Nie dziękuj. Po prostu... nie wracaj tu z tym samym bagażem. Jeśli wrócisz, to z własnego wyboru. Na swoich nogach.
– Jasne. I tak trzymaj, siostra – kiwnął głową.
I odszedł. Może nie na zawsze. Ale przynajmniej nie w klapkach z lotniska i z pretensją do świata.
To już jakiś początek
Minęły trzy miesiące. Michał się nie odzywał. Nie szukał kontaktu, nie pisał, nie dzwonił. Czasem tylko ciotka Ela wrzucała coś między słowami:
– Podobno się trzyma. Podobno nawet odkłada pieniądze…
Nie pytałam o szczegóły. Nie musiałam. W niedzielę, taką samą jak wtedy, siedziałam znów na balkonie z książką. Słońce przyjemnie grzało, a powietrze pachniało jesienią i czymś nowym. Moim życiem bez balastu. Na stole leżała biała koperta. Listonosz przyniósł ją rano. Od Michała.
„Jagoda, dzięki, że nie dałaś mi wejść z brudnymi butami do twojego spokoju. Nie od razu to zrozumiałem. Może kiedyś cię zaproszę na kawę. Do siebie. Michał”.
Prychnęłam pod nosem. Może to i nie była rewolucja, ale był to jakiś początek. A najważniejsze, że tym razem to nie ja go do niej popychałam. Zamknęłam książkę, odłożyłam list i uśmiechnęłam się lekko. Bo w końcu, pierwszy raz od dawna, byłam tylko odpowiedzialna za swoje życie. I to mi wystarczało.
Jagoda, 42 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wydawałam oszczędności na faceta, bo wierzyłam w jego bajki o miłości. Uratował mnie niespodziewany telefon z banku”
- „Nad grobem własnej matki usłyszałam słowa, których nigdy nie zapomnę. Narobiła nam wstydu nawet po swojej śmierci”
- „Kupiłam wiązankę na Wszystkich Świętych za 50 zł. Teściowa powiedziała, że to wstyd, a ja jestem sknerą”

