„Ojciec żąda zwrotu pieniędzy za wesele, bo się rozwiodłam po roku. Mówi, że nie było warto mnie sponsorować”
„– Ja czuję, że mnie oszukała. Zrobiła z nas idiotów. Jakbyśmy zainwestowali w jakąś ślepą spółkę. A ona nawet nie próbowała zawalczyć o to małżeństwo – powiedział ojciec”.

- Redakcja
Rano parzę kawę tylko dla siebie. W kubku, który dostałam od siostry na trzydzieste urodziny – jeszcze zanim wszystko się posypało. „Dla najlepszej siostry na świecie” – złote litery już lekko się starły, jakby wiedziały, że przestały być aktualne. Siedzę przy kuchennym stole w moim małym wynajętym mieszkaniu, gdzie wszystko jest tymczasowe – od zasłon po moje plany na życie.
Nie tak miało być
Minął rok. Tylko rok. Tyle wytrwało moje małżeństwo. Ślub był jak z katalogu – z białą suknią, łzami wzruszenia i orkiestrą, którą ojciec wybierał osobiście, bo „nie będzie na weselu jakichś komputerowych plaskaczy”. Pamiętam, jak wtedy stał przy drzwiach kościoła, łzy cisnęły mu się do oczu, ale nie pozwolił im spłynąć. Uścisk mojej matki był tak mocny, jakby chciała mi coś przekazać bez słów. A teraz?
Teraz ojciec nie patrzy mi w oczy. Odpowiada półsłówkami, z tą swoją specyficzną surowością, która zawsze maskowała wszystkie inne uczucia. A kiedy wreszcie odezwał się głośno – zrobił to z kalkulatorem w ręku. Tak dosłownie, jak i w przenośni. „Wesele kosztowało trzydzieści tysięcy. Uważam, że powinnaś to oddać.”
Nie wiem, co bardziej mnie wtedy zabolało – że naprawdę przeliczył moje nieudane małżeństwo na fakturę, czy że nawet nie zapytał, co się stało. Może gdybym była jego inwestycją, a nie córką, bardziej by się starał zrozumieć, czemu Tomasz po ślubie stał się kimś zupełnie innym niż ten uroczy narzeczony, który całował mnie w czoło i mówił, że jestem dla niego wszystkim. Czasem sama nie wiem, czy bardziej się wstydzę, że się rozwiodłam, czy że wyszłam za niego w ogóle. I że teraz muszę tłumaczyć się z tego człowiekowi, który przez całe życie uczył mnie, że nie wolno zawodzić. Nawet jeśli chodzi o miłość.
Pokłóciłam się z ojcem
– Dzień dobry – rzuciłam niepewnie wchodząc do domu rodziców, choć dobrze wiedziałam, że dzisiejszy dzień do dobrych nie należy.
Matka krzątała się po kuchni, udając, że mnie nie widzi. Ojciec siedział przy stole z gazetą, ale jego wzrok był wbity gdzieś w stół, nie w litery. Zajęłam miejsce naprzeciwko. Przez chwilę milczeliśmy. Czułam, jakby w tym salonie zgęstniało powietrze.
– I co teraz? – zapytał ojciec, odkładając gazetę. – Rozwód się już uprawomocnił?
– Tak – odpowiedziałam cicho.
– No to świetnie – parsknął. – Trzydzieści tysięcy w błoto.
Zamarłam.
– Słucham?
– Wesele, córciu. Trzydzieści tysięcy. Orkiestra, sala, fotograf, alkohol... Wszystko opłacone. A ty po roku mówisz „koniec”. Jakby to było jakieś licealne zauroczenie.
– Tato, nie rozumiesz...
– Nie, to ty nie rozumiesz! To miała być inwestycja. Porządne życie, rodzina, stabilizacja. A ty co? Wyprowadziłaś się i rozniosłaś nazwisko po sądach!
– To nie była moja wina... On mnie zdradzał. Zostawiał samą, wracał nad ranem, a jak pytałam, gdzie był, mówił, że „za dużo sobie wyobrażam”!
– Trzeba było myśleć, zanim się powiedziało „tak”.
Zacisnęłam pięści.
– Myślałam. Kochałam go. Ale miłość nie zawsze wystarcza.
– Wiesz co wystarcza? Odpowiedzialność. A tego ci brakuje. I skoro się rozpadło, powinnaś przynajmniej oddać, co do ciebie nie należy. Nie oczekuj, że będę za to wszystko płacił jak za twoje błędy.
Spojrzałam na niego, nie wierząc, że to mówi. Ten sam ojciec, który przy ślubie całował mnie w czoło, teraz domaga się zwrotu pieniędzy. Jakby uczucia miały termin ważności, a rozczarowanie przeliczał na złotówki.
– Może wystawisz mi rachunek, tato? Jak za nieudany remont.
Nie odpowiedział. Ale już wiedziałam – nie chodziło o pieniądze. Chodziło o to, że mu w tym wszystkim pękło coś więcej.
Mama go tłumaczyła
Matka stała przy kuchence, mieszała coś w garnku, jakby to był jej sposób na ucieczkę. Nie odwróciła się, gdy weszłam.
– Mamo... – zaczęłam ostrożnie.
– Zupa zaraz będzie – powiedziała cicho, jakby to mogło nas uratować.
Usiadłam przy stole. Na chwilę zapanowała cisza, tylko łyżka obijała się o garnek.
– Naprawdę uważasz, że powinnam mu oddać te pieniądze?
Znieruchomiała. W końcu westchnęła i odwróciła się do mnie z łyżką w ręku.
– On nie potrafi inaczej... On... nie umie mówić o uczuciach. Więc rzuca liczbami.
– Czyli teraz zamiast płakać, rzuca mi fakturami za orkiestrę? – prychnęłam.
– On jest zawiedziony. Myślał, że to już na zawsze. Że nie będzie musiał się martwić o ciebie.
– To może trzeba było się martwić wtedy, gdy Tomasz wracał o trzeciej w nocy i śmierdział cudzym perfumami?
Matka zamilkła. Znowu zaczęła mieszać zupę.
– Ja wiem, że to nie było łatwe. Widziałam, jak gaśniesz. Ale ojcu... jemu się świat wali, jak coś nie idzie według planu.
– To przepraszam, że rozwaliłam mu Excel w głowie. Zrobię prezentację: Tomasz, wersja demo, nie polecam.
– Julia...
– Mamo, ja nie przyszłam się tłumaczyć. Chciałam usłyszeć, że chociaż ty mnie rozumiesz.
Spojrzała na mnie. W oczach miała smutek. Ale nie opowiedziała się po żadnej stronie. I to bolało bardziej niż cała ta kłótnia z ojcem. Bo wiedziałam, że jestem tu tylko kimś, kogo trzeba uspokoić. Nie kimś, kogo trzeba bronić.
Ojciec się mnie wstydził
Siedziałam na tarasie, zawinięta w wełniany koc, który kiedyś mama wydziergała. Było już chłodno, liście szurały po betonie, a powietrze pachniało jak stare żale – wilgocią, dymem i ciszą.
Przez uchylone drzwi dochodziły ich głosy. Wcale nie chciałam słuchać. Ale słowa wchodziły do mnie jak zimno przez szpary w oknach.
– Ty nie widzisz, co ona zrobiła? – głos ojca był spięty, jak zawsze, gdy próbował brzmieć rozsądnie. – Zrobiła cyrk. Teatr za trzy dychy. I wszystko na marne. Wesele, obrączki, plany...
– To nie teatr, Andrzej, to jej życie – odpowiedziała cicho mama. – To nie scenariusz.
– Ludzie się śmiali. Jak usłyszeli, że się rozwiodła po roku... Myślisz, że to mi nie robiło wstydu? Że o niej mówili, jakby była kapryśną panną, co się rozmyśliła po balu?
– A może zamiast się przejmować, co mówią sąsiedzi, zastanów się, co ona czuje?
Chwila ciszy. Szuranie krzesła.
– Ja czuję, że mnie oszukała. Zrobiła z nas idiotów. Jakbyśmy zainwestowali w jakąś ślepą spółkę. A ona nawet nie próbowała zawalczyć o to małżeństwo – powiedział ojciec.
– Bo może nie miała już czym – powiedziała matka. – Może miała tylko siłę, żeby wyjść. I może to właśnie było najodważniejsze, co mogła zrobić.
Nie wytrzymałam.
Wstałam i weszłam do kuchni. Drzwi trzasnęły o framugę. Ojciec zamarł, patrząc na mnie jak na zjawę. Matka przygryzła wargę, ale nie powiedziała nic.
– Świetnie się was słucha. Naprawdę. Też bym chciała tak umieć – kochać tylko wtedy, kiedy się wszystko opłaca.
Odwróciłam się i wyszłam. Aż do ogrodu, gdzie było ciemno i zimno. Ale tam przynajmniej nikt nie przeliczał moich błędów na złotówki.
Siostra mnie nie rozumiała
– No i co teraz? Będziesz płakać pod kołdrą, czy jednak w końcu spojrzysz prawdzie w oczy? – Karolina patrzyła na mnie z takim samym wyrazem twarzy, jak wtedy, gdy w dzieciństwie rozlałam jej lakier do paznokci. Mieszanka rozczarowania, satysfakcji i ledwie ukrytej pogardy.
Siedziałyśmy na jej kanapie. Pachniało kadzidłem waniliowym i przypaloną pizzą z mikrofali.
– Nie miałam, gdzie pójść – powiedziałam. – Mama udaje, że nic się nie dzieje, a tata... No cóż. Chyba chce mi wystawić paragon za nieudane życie.
Karolina parsknęła.
– Może tatuś po prostu miał rację. Trzeba było dłużej poznać Tomaszka.
Spojrzałam na nią ostrzegawczo.
– Nie każdy siedzi siedem lat w narzeczeństwie, żeby potem i tak zdradzić.
Zamilkła. Wiedziałam, że trafiłam. Jej Michał był jej wiecznym „prawie-mężem”, który co roku „już prawie kupował pierścionek”.
– No dobra, nie musisz być złośliwa – burknęła. – Po prostu... zawsze byłaś tą, która wszystko robi w emocjach. Zakochana po trzech tygodniach, ślub po pół roku, a teraz dramaty. Może czas dorosnąć.
– Wiesz, co jest zabawne? – wciągnęłam powietrze. – Że w tej całej mojej impulsywności przynajmniej miałam odwagę czegoś spróbować. A nie siedzieć w relacji, która się toczy z przyzwyczajenia.
Karolina skrzywiła się, ale nie odpowiedziała. Chwilę siedziałyśmy w ciszy. Niezręcznej, ale prawdziwej. W końcu powiedziała:
– Wiem, że ci ciężko. I że tata zachował się jak ostatni buc. Ale... może nie chodzi mu tylko o pieniądze.
– Tylko o co?
– Może o to, że musiał cię znowu zbierać z podłogi. I nie wie, jak to zrobić.
Nie odpowiedziałam. Ale pierwszy raz tego dnia poczułam, że ktoś jednak widzi mnie trochę bardziej niż tylko jako rozczarowanie.
To było szczere
Na cmentarzu było pusto. Liście wirowały w powietrzu jak myśli, których nie mogłam zatrzymać. Stałam przy grobie babci, z kubkiem kawy w ręce, jakby to miało mi dodać odwagi. Ojciec podszedł bez słowa. Stanął obok. Patrzyliśmy na ten sam nagrobek, choć każde z nas myślało o czymś innym.
– Pamiętasz, jak babcia mówiła, że najgorsze, co można zrobić dziecku, to je zawieść? – zaczął cicho. – Że dziecko może cię znienawidzić, ale jeśli zawiedziesz... już nie wróci.
Nie odpowiedziałam. Tylko zacisnęłam dłonie na papierowym kubku.
– Bałem się, że cię nie ochroniłem – dodał. – Że puściłem cię w ręce kogoś, kto cię złamał. A przecież to ja miałem być od tego, żeby cię chronić.
– To czemu robisz aferę o pieniądze? – wyszeptałam. – Czemu nie zapytałeś, jak się czuję? Czemu nie powiedziałeś: „przykro mi, że to się tak skończyło”?
Spojrzał na mnie. W jego oczach pierwszy raz od miesięcy zobaczyłam coś innego niż chłód.
– Bo nie wiem, jak powiedzieć: jestem zawiedziony, że cię to spotkało. I że boli mnie, że nie umiałem cię ochronić przed tym wszystkim.
Zamilkł. Patrzył na ziemię, jakby to ona miała mu odpowiedzieć.
– Ja też siebie zawiodłam, tato – powiedziałam. – Ale nie potrzebuję teraz księgowego. Potrzebuję ojca.
Długo nic nie mówił. Potem skinął głową, jakby coś w sobie przełamał. Podał mi rękę, niepewnie. Uścisnęłam ją. Nie było łez. Ani przeprosin. Ale też nie było już tej przepaści.
Julia, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mam żonę od 10 lat, a czuję się gorzej niż stary kawaler. Ona tylko leży i pachnie, a ja mam wszystko robić sam?”
- „Mam wysoką emeryturę, ale pusty dom. Przez całe życie zbierałam na starość, a teraz nie mam się nią z kim cieszyć”
- „Nie wierzyłam w przesądy i zaplanowałam ślub w listopadzie. Moje małżeństwo nie przetrwało nawet do wschodu słońca”

