„Ojciec mnie wydziedziczył, bo pokochałam biedaka. Po latach przyszedł do mnie, skomląc o pomoc, bo sięgnął samego dna”
„Jeszcze zobaczysz, jak marzenia przegrywają z rzeczywistością. Kiedy zacznie brakować na czynsz, wrócisz do mnie”.

- Redakcja
Urodziłam się w świecie, w którym nie liczyło się nic poza pieniędzmi. Złote karty kredytowe, ekskluzywne wakacje, najlepsze szkoły – to była moja codzienność. Ojciec zawsze powtarzał, że miłość jest dla słabych, a prawdziwą władzę dają pieniądze i układy. Matka zmarła, gdy byłam dzieckiem, więc to on kształtował moje spojrzenie na świat. Był surowy, wymagający, a nade wszystko przekonany, że wie, co dla mnie najlepsze.
Zawiodłam go
Zamiast zakochać się w synu milionera czy spadkobiercy rodzinnej fortuny, moje serce wybrało Filipa – chłopaka z zupełnie innego świata. Nie miał pieniędzy, ale miał marzenia. Pracował dorywczo, by się utrzymać, i wierzył, że ciężką pracą można osiągnąć wszystko. Dla mojego ojca był nikim.
Pewnego dnia ojciec wezwał mnie do gabinetu. Siedział za wielkim mahoniowym biurkiem, jak zawsze perfekcyjnie ubrany, z kamienną twarzą.
– Znalazłem dla ciebie męża – oznajmił tonem, który nie znosił sprzeciwu. – To Patryk, syn mojego wspólnika. Ślub za trzy miesiące.
Nie mogłam uwierzyć w to, co słyszę.
– Żartujesz, prawda? – rzuciłam, choć wiedziałam, że ojciec nigdy nie żartuje.
– To idealne rozwiązanie. Połączymy rodziny, zabezpieczymy przyszłość.
– Ale ja kocham Filipa – powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Ojciec prychnął.
– Filip jest nikim. Nieudacznikiem. Jeśli się uprzesz i zostaniesz z nim, wydziedziczę cię. Nie dostaniesz ode mnie ani grosza.
Patrzyłam na niego w milczeniu.
Wiedziałam, co wybiorę
Nie byłam gotowa na życie bez luksusów, ale byłam gotowa na życie bez niego.
– W takim razie… wybieram Filipa.
Jego spojrzenie stało się lodowate.
– Dobrze. Wobec tego dla mnie już nie istniejesz.
Mój świat się zawalił, ale po raz pierwszy czułam się wolna. Ojciec zmrużył oczy.
– Jesteś idiotką. Dla tego chłopaka rezygnujesz ze wszystkiego? Z wygodnego życia, z bezpieczeństwa, ze swojego nazwiska?
Zacisnęłam usta. Wiedziałam, że jeśli teraz się odezwę, nie powstrzymam łez.
– Nie rozumiesz, co cię czeka – ciągnął dalej. – Bieda, harówka za grosze, ciasne mieszkanie, jedzenie najtańszego ryżu, bo na nic innego cię nie będzie stać. Tego chcesz?
Nie odpowiedziałam. Ojciec wstał zza biurka i podszedł do mnie powoli, tak jak drapieżnik podchodzi do ofiary, którą zamierza dopaść.
– Myślisz, że Filip jest twoją wielką miłością? – prychnął. – Jeszcze zobaczysz, jak marzenia przegrywają z rzeczywistością. Kiedy zacznie brakować wam na czynsz, kiedy Filip nie będzie mógł znaleźć pracy, kiedy ty będziesz musiała pracować na dwa etaty, żeby mieć na chleb, wtedy wrócisz do mnie z podkulonym ogonem.
Zacisnęłam pięści.
– Nie wrócę.
Był bezwzględny
Ojciec wyprostował się i uśmiechnął.
– W takim razie nie mamy już o czym rozmawiać.
Odwróciłam się i ruszyłam do drzwi. Wyszłam bez słowa, nie oglądając się za siebie.
– Damy radę. Może nie będzie łatwo, ale będziemy mieć siebie. To ważniejsze niż pieniądze – powiedział Filip, kiedy mu opowiedziałam, co się stało.
Chciałam w to wierzyć. Naprawdę chciałam. Ale kiedy spoglądałam na wysokie mury mojego rodzinnego domu, na luksus, który zostawiałam za sobą, gdzieś w środku pojawił się lęk. Czy rzeczywiście damy radę?
Maleńka kawalerka Filipa mieściła się na czwartym piętrze starej kamienicy. Sufit był niski, okna nieszczelne, a grzejnik ledwo zipiał. Na środku pokoju stało łóżko – trochę za małe dla nas dwojga – a w kącie znajdowała się kuchenka, której wiek można było liczyć w dekadach.
– Przepraszam, że nie mogę zaoferować ci nic lepszego – powiedział, gdy zamknęliśmy za sobą drzwi.
Odwróciłam się do niego i zmusiłam się do uśmiechu.
– To lepsze niż złota klatka.
Filip przytulił mnie mocno.
Było nam ciężko
Przez pierwsze tygodnie było jak w filmie romantycznym. Gotowaliśmy razem proste potrawy, jedliśmy na podłodze, bo nie mieliśmy nawet porządnego stołu, i śmialiśmy się z naszej nowej rzeczywistości. Filip nieustannie mnie podtrzymywał na duchu.
– Pieniądze to tylko narzędzie – mówił. – Zobaczysz, zbudujemy coś własnego, bez układów, bez fortuny twojego ojca.
Mówił to z taką pewnością, że chciałam mu wierzyć.
Filip pracował dorywczo – raz jako kelner, raz jako magazynier, a czasem pomagał przy remontach. Ja zaczęłam rozsyłać CV, ale z moim nazwiskiem było ciężko. Ludzie wiedzieli, kim jest mój ojciec. Nikt nie chciał ryzykować.
W końcu dostałam pracę jako recepcjonistka w niewielkim biurze rachunkowym. Dziesięć godzin dziennie, najniższa krajowa, ale lepsze to niż nic. Po miesiącu zaczęłam rozumieć, o czym mówił ojciec.
Tanie jedzenie, zmęczenie, pranie ręczne, bo pralka nie działała – wszystko to zaczęło mi ciążyć. Wracałam z pracy i marzyłam tylko o tym, żeby się położyć. Filip czekał na mnie z kolacją, choć widziałam, że i jego przytłaczało życie w ciągłej niepewności.
Wspierał mnie
Pewnego wieczoru Filip powiedział:
– Przykro mi, że musisz przez to przechodzić.
– Wolę to niż życie w złotej klatce.
– Kiedyś to my będziemy podejmować decyzje – powiedział, ściskając moją dłoń.
Mijały lata. Nie było łatwo, ale nie poddaliśmy się.
Filip dostał pracę w hurtowni budowlanej, a ja awansowałam na asystentkę w firmie, w której zaczynałam jako recepcjonistka. Praca była ciężka, ale nauczyłam się więcej, niż kiedykolwiek w luksusowych szkołach, do których posyłał mnie ojciec. A potem pojawił się pomysł.
– A gdybyśmy założyli coś swojego? – rzucił Filip pewnego wieczoru.
– Nie mamy kapitału.
– Ale mamy doświadczenie. Możemy spróbować.
Zaczęliśmy od małego kroku – po godzinach pomagałam w prowadzeniu księgowości małym firmom. Filip szukał klientów wśród znajomych z branży budowlanej. Pracowaliśmy do nocy, ale z czasem zaczęło się opłacać.
Po dwóch latach mieliśmy własną firmę. Nie była wielka, ale wystarczająco duża, byśmy mogli utrzymać się sami, bez cudzej łaski.
Błagał o pomoc
Tymczasem interesy mojego ojca podupadały. Jego imperium, które zawsze wydawało mi się niezniszczalne, zaczęło się sypać. I wtedy odezwał się do mnie po raz pierwszy od lat. Napisał do mnie krótką wiadomość: „Musimy porozmawiać”. Nie odpowiedziałam od razu. Część mnie chciała go zignorować, ale ciekawość zwyciężyła.
Spotkaliśmy się w jego dawnej rezydencji, teraz zadłużonej i opustoszałej. Ojciec nie był już tym samym dumnym człowiekiem – posiwiał, schudł, wyglądał na zmęczonego.
– Nie myślałem, że kiedykolwiek będę musiał cię o to prosić – powiedział, bawiąc się obrączką, której nigdy nie zdjął po śmierci matki. – Potrzebuję pomocy.
Patrzyłam na niego długo.
– Siedem lat temu wydziedziczyłeś mnie. Dlaczego miałabym ci pomóc?
– Bo jesteś moją córką.
Prychnęłam.
– Byłam nią tylko, gdy robiłam to, co chciałeś.
Ojciec odwrócił wzrok. Po raz pierwszy to ja miałam nad nim władzę. Czułam satysfakcję. Ale i smutek.
Wracając do domu, czułam ciężar tej rozmowy. Filip spojrzał na mnie znad laptopa.
– I co?
Pomogłam mu
Opowiedziałam mu wszystko. Spodziewałam się, że powie: Nie warto, zostaw go. Ale on tylko westchnął.
– Jeśli mu nie pomożesz, będziesz taka jak on. Bezwzględna.
Nie chciałam być jak ojciec. Następnego dnia wróciłam do rezydencji.
– Pomogę ci – powiedziałam. – Ale na moich warunkach.
Ojciec spojrzał na mnie pytająco.
– Dostaniesz pracę w mojej firmie. Jeśli chcesz stanąć na nogi, zrób to sam, uczciwie.
Widziałam w jego oczach upokorzenie. Ale nie miał wyboru. Przytaknął.
Ojciec zaczął pracować dla mnie. Na początku było trudno – dla niego i dla mnie. Był dumnym człowiekiem, a teraz musiał słuchać poleceń własnej córki. Nasza relacja pozostała chłodna, ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Po raz pierwszy nie byłam pionkiem w jego grze.
Patrząc na niego za biurkiem, zastanawiałam się, czy naprawdę się zmienił, czy po prostu zaakceptował nowy układ sił? Nie miałam pewności. Ale jedno wiedziałam na pewno: już nigdy nie pozwolę, by ktoś inny decydował za mnie.
Sylwia, 30 lat
Czytaj także:
„Na Walentynki chciałem wręczyć narzeczonej pęk stokrotek. Zamiast tego zamawiałem dla niej bukiet pogrzebowy”
„Wujek w spadku zapisał nam wszystko, co miał. Zbyt szybko podzieliliśmy skórę na niedźwiedziu”
„Róże dla kochanki kupowałem za kasę żony. Lansowałem się jej bogactwem, więc i z jej portfela będę płacił alimenty”