Reklama

Śmierć taty nie wywołała we mnie rozpaczy. Raczej poczucie ulgi, może z odrobiną wstydu. Nigdy nie byliśmy blisko. Ojciec był surowy, cichy, wiecznie zajęty. Wracam do rodzinnego domu, bo tak wypada. Przez całe dzieciństwo chodziłam na palcach, żeby zasłużyć na spojrzenie, na słowo. Nigdy nie przyszło. Teraz wchodzę do domu pełna wspomnień, których wolałabym nie ruszać.

Było mi wszystko jedno

Siedzieliśmy w salonie ojca. Notariusz rozłożył papiery na stole, jakby rozdawał karty. Marta siedziała z boku, skulona, jakby nie wiedziała, czy wolno jej tu być. Adam sprawiał wrażenie, jakby z góry wiedział, co usłyszy. Kasia już miała łzy w oczach. Starałam się nie patrzeć nikomu w oczy.

– Z woli zmarłego cały majątek, w tym dom przy ulicy Białej 7, zostaje przekazany pani Marcie Z.

Zapadła cisza. Długa, dziwna, lepiąca się do skóry.

– Co takiego?! – wrzasnęła Kasia. – Przepraszam, to jakiś żart?!

Adam nie odezwał się ani słowem. Wciąż patrzył w jeden punkt na stole.

– Przepraszam… Czy to wszystko? – zapytałam.

– Testament jest jednoznaczny. Pani Marta Z. została jedyną spadkobierczynią domu.

– Wiedziałeś? – szepnęłam do brata, czując, jak ściska mnie w gardle.

– Nie pytaj – powiedział cicho.

Kasia poderwała się z fotela i wybiegła z pokoju. Marta nie odezwała się ani słowem.

Zaskoczył mnie

Adama stał przy oknie w kuchni. Z filiżanką kawy, jakby nic się nie wydarzyło.

– Od kiedy wiedziałeś? – zapytałam brata, nie podnosząc głosu.

Westchnął, ale nie spojrzał na mnie.

– To skomplikowane.

– Nie. To bardzo proste. Ojciec zapisał dom obcej kobiecie, a ty nawet nie mrugnąłeś okiem. Więc… od kiedy?

Odwrócił się powoli, jakby ważył, ile prawdy może mi dać.

– Wiedziałem od kilku miesięcy. Ojciec powiedział mi, że chce zostawić dom Marcie. Że „tak będzie uczciwie”.

– I nic nie powiedziałeś?

– A co miałem powiedzieć? Że nasz ojciec miał romans z pielęgniarką?

– Ty o tym wiedziałeś?! – w drzwiach stanęła Kasia. – I nic nie zrobiłeś?! Jak mogłeś!

– Ojciec załatwił sprawy ze mną wcześniej – powiedział Adam zbyt spokojnie. – Przepisał na mnie działkę na Mazurach. Uznał, że to wystarczy.

– Czyli kupił twoje milczenie – powiedziałam, czując, jak coś we mnie wrze. – A ty się zgodziłeś.

– To nie tak... – próbował, ale ja już wiedziałam, że to właśnie „tak”.

– Czyli ta Marta to nie była tylko opiekunka… – dodała Kasia szeptem.

Adam milczał. Czułam, jak ten dom przestaje być nasz. Może nigdy nie był.

Oddychałam ciężko

Znalazłam ją w ogrodzie, siedziała na ławce, jakby czekała. Palce splatała nerwowo na kolanach. Usiadłam obok, zostawiając dystans. Przez chwilę milczałyśmy.

Miałaś romans z moim ojcem? – zapytałam wprost, nie chcąc się bawić w grzeczności.

Spojrzała na mnie zaskoczona, ale nie udawała. Nie zaprzeczała.

To nie był romans – odpowiedziała cicho.

Poczułam, jak zaciskają mi się pięści.

– A co to było? Miłość? Opieka z bonusem?

On był samotny. Bardziej niż sądzicie. I ja… też byłam.

– Samotny? Miał troje dzieci. Miał nas!

– Ale nikt go nie widział. Potrafił ze mną rozmawiać. Śmiał się. Płakał.

– A nam nigdy nie dał nawet ułamka tego.

Marta spuściła głowę.

– Nie chciałam tego domu. Przysięgam. Powiedział, że musi to zrobić. Że nigdy nie potrafił być ojcem. Zwłaszcza dla ciebie.

Zamrugałam, ale łzy i tak spłynęły.

– Powiedział, że cię nie rozumiał. Że przypominałaś mu coś, z czym nie umiał się zmierzyć. Że bał się cię kochać, bo wtedy musiałby spojrzeć w lustro.

Oddychałam ciężko. Jakby nagle zabrakło powietrza. Nie odpowiedziałam. Wstałam i odeszłam. A Marta została. Z testamentem, który był wyznaniem win.

Złapałam się za głowę

Pokój ojca był schludny, z uporządkowanymi książkami i zegarkiem na nocnym stoliku. Usiadłam na jego łóżku. Westchnęłam. Gdyby nie Marta, nigdy bym tu nie weszła. Na biurku leżała teczka z papierami. Rachunki, wykresy poziomu cukru, stare zdjęcia. I między tymi dokumentami — kartka. Niedokończona. Ojciec pisał coś o sobie, o nas.

„Nie potrafiłem być ojcem. Nie dla Julii. Była dla mnie lustrem. Przypominała mi… porażki. Strach. To nie jej wina. Może kiedyś zrozumie”.

Czytałam to w kółko, jakby każde słowo było zagadką. „Lustrem”? „Porażki”? Czy miał na myśli mamę? Czy siebie? Czy mnie? Złapałam się za głowę. Wreszcie pociekły łzy, ciężkie, słone. Płakałam cicho, z głową wtuloną w jego poduszkę. Pachniała nim. Pachniała wszystkim, czego nigdy od niego nie dostałam. Miłością, której nie umiał okazać.

Wieczorem pojechałam nad jezioro. Usiadłam na brzegu, patrząc na fale. Słońce chyliło się ku zachodowi, a ja czułam się jak dziecko, które zgubiło się w tłumie. Może nigdy nie będę w stanie go zrozumieć. Może nie chodzi o zrozumienie. Może chodzi o pogodzenie się z tym, że nie każdy ojciec potrafi być ojcem.

Przestałam się łudzić

Adam siedział w kuchni, popijał herbatę. Weszłam bez słowa, usiadłam naprzeciwko niego. Spojrzał na mnie z napięciem, jakby czekał na wyrok.

– Powiedz mi jedno – zaczęłam – czy ty naprawdę nie rozumiesz, dlaczego mnie to wszystko boli?

– Rozumiem – odpowiedział bez wahania. – Ale nie wiem, jak ci to wynagrodzić.

– Nie możesz. To nie ty zostawiłeś mnie z niczym. To ojciec.

– Ja też. Milczałem.

Zawiesiłam wzrok na parującym kubku.

– Zawsze wiedziałeś, że jestem na końcu tej kolejki – powiedziałam gorzko. – Ty byłeś oczkiem w głowie. Kasia – córeczką tatusia. A ja?

– Byłem tchórzem – przyznał. – Myślałem, że jak nie będę mieszać, to wszystko się samo ułoży. Ale nie ułożyło się.

Nigdy nie miałeś odwagi – powiedziałam z chłodem. – Ani wobec ojca, ani wobec mnie.

Milczenie między nami było ciężkie. Zbyt wiele lat zawisło nad stołem.

– Przepraszam – dodał cicho.

– Za późno – odpowiedziałam. – Nie potrzebuję już przeprosin. Potrzebowałam, żeby ktoś stanął za mną. Choć raz.

Wstałam. Adam nie zatrzymał mnie. Nie było we mnie już złości. Tylko pustka. I coś jeszcze – obojętność, która przychodzi, gdy człowiek przestaje się łudzić.

Poczułam ulgę

Spakowałam się szybko. Kilka swetrów, książki, notatnik. Po raz ostatni przeszłam się po domu. Każdy kąt był przesiąknięty wspomnieniami, których nie chciałam już więcej nosić w sobie. Gdy zamykałam drzwi, nie czułam smutku. Czułam ulgę. Na stole zostawiłam list dla Kasi. Napisałam, że nie potrafię teraz utrzymywać kontaktu, że muszę zadbać o siebie. Że rozumiem jej żal, ale nie jestem już tą Julią, która zawsze czekała na zaproszenie do bycia częścią rodziny.

Wsiadłam do samochodu, zapaliłam silnik. W lusterku zobaczyłam stary dom, który przypominał teraz muzeum – pełen historii, których już nie chcę odtwarzać. Ruszyłam powoli, nie oglądając się za siebie. Droga była pusta. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że nie muszę nikomu nic udowadniać. Nie ojcu, nie rodzeństwu, nie samej sobie. Miałam przed sobą życie, w którym w końcu przestanę grać rolę „tej niewidzialnej”. Uśmiechnęłam się do siebie.

Nie wszyscy muszą mieć rodzinę – powiedziałam na głos.

I w końcu poczułam, że wierzę w te słowa.

Julia, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama