„Przez tajemnicę ojca 20 lat jedliśmy chleb z najtańszą margaryną. Jak mógł patrzeć nam prosto w oczy i kłamać?”
„– Pomagasz? Może tej twojej Iwonie pomagasz?! – wybuchłam i od razu pożałowałam. Ale za późno. Ojciec zastygł. Łyżka z zupą zawisła w powietrzu. Przez kilka sekund patrzył na mnie, jakbym wypowiedziała zaklęcie. Potem powoli odłożył sztućce i zacisnął usta. – Skąd znasz to imię? – Więc to prawda... – szepnęłam, czując, jak robi mi się gorąco”.

- Redakcja
Nie pamiętam, żebyśmy kiedykolwiek byli bogaci. W naszym domu nie mówiło się o pieniądzach, tylko o ich braku. Mama, Aneta, harowała od świtu do nocy – najpierw na produkcji, potem w sklepie spożywczym, wiecznie zmęczona, wiecznie z podkrążonymi oczami. Ale mimo wszystko – była obecna. Tylko z niej czułam ciepło, troskę. Od ojca, Wojciecha, dostawałam co najwyżej obojętność.
Nie to, że był agresywny czy wprost okrutny. Po prostu... nieobecny. Czasami znikał na weekendy, tłumacząc się wyjazdami służbowymi. Rano wstawał, zakładał garnitur i wychodził, zanim jeszcze otworzyłam oczy. Wracał późnym wieczorem. Nie wiem, czy kiedykolwiek powiedział do mnie coś więcej niż „Zgaś światło” albo „Masz tu na tramwaj”. Nigdy nie zapytał, jak mi minął dzień. Nie znał moich koleżanek. Nie wiedział, co lubię jeść.
Mama nigdy go nie krytykowała
Milczała. A ja... nauczyłam się nie zadawać pytań. Chociaż coś zgrzytało mi w głowie. Bo przecież ojciec miał porządną pracę – kierownik jakiegoś działu, chyba finansowego. Zarabiał. A my? Ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Mama zaciągała kredyty na nowy tornister czy okulary dla mnie. O zagranicznych wakacjach nawet nie marzyłyśmy. Ja i mama jadłyśmy ziemniaki z jajkiem, a ojciec wpadał do kuchni, wyciągał z lodówki schabowy i bez słowa znikał.
Z wiekiem zaczęłam rozumieć, że coś tu się nie klei. Ale nadal nie miałam odwagi zadać pytania. Aż do tamtego dnia. Przekopywałam się przez papiery w poszukiwaniu legitymacji studenckiej i przypadkiem znalazłam kartkę – potwierdzenie przelewu. „Iwona K., 1500 zł, czynsz”. I wszystko we mnie zamarło.
Nie znałam żadnej Iwony. Nie mieszkaliśmy z nikim. Nie wynajmowaliśmy nikomu mieszkania. Po co ojciec miałby płacić czyjś czynsz?
Poczułam, jak serce bije mi w gardle. Coś, co przez dwadzieścia dwa lata czułam podskórnie, właśnie wyszło na wierzch. Ojciec miał drugie życie. A ja zamierzałam je odkryć – bez względu na wszystko.
– I co, znowu nic nie dasz? – rzuciłam oskarżycielsko, patrząc na ojca, który właśnie zasiadł do kolacji jakby nigdy nic. – Mama ledwo żyje z przemęczenia, ja muszę dorabiać na korepetycjach, a ty siedzisz i wcinasz, jakbyś był królem życia.
– Natalia, proszę cię, nie zaczynaj – westchnął, nawet nie podnosząc wzroku znad talerza.
– Nie zaczynaj? Przez lata nic nie dajesz, nie pytasz, nie interesujesz się nami. Nigdy nie przyszło ci do głowy, żeby, nie wiem... pomóc?
– Pomagam, jak mogę – burknął.
– Pomagasz? Może tej twojej Iwonie pomagasz?! – wybuchłam i od razu pożałowałam. Ale za późno.
Ojciec zastygł. Łyżka z zupą zawisła w powietrzu. Przez kilka sekund patrzył na mnie, jakbym wypowiedziała zaklęcie. Potem powoli odłożył sztućce i zacisnął usta.
– Skąd znasz to imię?
– Więc to prawda... – szepnęłam, czując, jak robi mi się gorąco. – Od lat wysyłasz jej pieniądze, a my tu żyjemy jak nędzarze. Kto to w ogóle jest? Masz drugą rodzinę?!
Nie odpowiedział. Siedział z pochyloną głową, jakby nagle zapadł się w sobie. Ta cisza była gorsza niż każde kłamstwo.
– Mów coś. Chociaż raz powiedz prawdę – wysyczałam przez zęby.
– To... nie tak, jak myślisz – powiedział w końcu. Ale to zdanie tylko dolało oliwy do ognia.
Wybiegłam z kuchni
W głowie kołatało mi jedno: jeśli to nie kochanka, to co? Kto wart byłby tyle uwagi, tyle pieniędzy? I czemu to mama nigdy nie powiedziała ani słowa?
Zastałam ją w łazience. Stała przy pralce, składała ręczniki. Tyle lat, a ona wciąż robiła wszystko w ciszy, jakby każde słowo mogło coś zepsuć.
– Mamo – powiedziałam ostrożnie, ale zdecydowanie. – Kim jest Iwona?
Zamrugała szybko, nie podnosząc wzroku.
– Natalia, nie teraz...
– Właśnie teraz. Wiesz, że tata jej płaci. Co miesiąc. Czynsz, jakieś przelewy. Przecież nie jesteśmy bogaci, a on rozdaje kasę obcej kobiecie.
– Skąd to masz? – zapytała cicho.
– Nie ważne. Wiem. I chcę wiedzieć wszystko.
W końcu spojrzała na mnie. Jej oczy były szkliste, jakby przez sekundę pozwoliła sobie poczuć coś więcej niż zmęczenie.
– Ja też długo nie wiedziałam – wyszeptała. – Dowiedziałam się... przypadkiem. Może z piętnaście lat temu.
– Piętnaście lat?! – krzyknęłam. – I nic mi nie powiedziałaś? Nic mu nie powiedziałaś?! Jak można tak żyć?
– Myślisz, że to było łatwe? – przerwała, już drżącym głosem. – Masz ojca. Jaki jest, taki jest. Ale był. Ja miałam wybór – albo go zostawić i zostać z tobą sama, bez środków, bez pracy, albo... przymknąć oko. Bo on przysięgał, że to nie kochanka. Że to... zobowiązanie.
– Zobowiązanie? – prychnęłam. – A my co, nie jesteśmy jego zobowiązaniem?
Zamilkła. W tej ciszy nagle zrozumiałam: ona coś wie. Więcej niż mówi. Tylko nie chce, nie umie, nie potrafi tego z siebie wyrzucić. Albo... się boi.
– Powiedz mi wszystko. Albo sama się dowiem.
Odwróciła się do mnie plecami i wyszła z łazienki. A ja zostałam, wpatrzona w równo ułożone ręczniki, jakby tam miała się znaleźć odpowiedź.
Siedziałam w swoim pokoju z uchylonymi drzwiami. Od kilku dni rodzice chodzili jak cienie – unikali siebie, unikali mnie. Mama milcząca, jeszcze bardziej zgaszona niż zwykle. Ojciec... jakby nieobecny. Cisza między nimi była namacalna.
I wtedy to usłyszałam.
– Natalia zaczęła coś podejrzewać – powiedziała mama szeptem. – Znalazła jakiś przelew. Nie wiem, czy jej nie powiedzieć wszystkiego.
– Nie – odpowiedział ojciec stanowczo. – Jeszcze nie teraz.
– Wojtek, ile jeszcze będziesz to ciągnął? Kłamiesz przed własnym dzieckiem, przede mną... przed sobą. Ile jeszcze? Dwadzieścia lat minęło.
– To nie była kochanka – rzucił. – Nigdy. To była obietnica. Rozumiesz? Obietnica.
Zamarłam. Nie chciałam podsłuchiwać, ale nie mogłam się oderwać. Ich głosy w kuchni brzmiały, jakby stali nad czymś, co zaraz wybuchnie.
– Obietnica czy nie, zniszczyłeś nas tym sekretem – odparła mama.
Nie wytrzymałam. Wybiegłam z pokoju i weszłam do kuchni.
– Dość tego. Mam dość półsłówek i niedopowiedzeń. Wiem, że przez dwadzieścia lat tata wysyłał pieniądze jakiejś Iwonie. Wiem, że mama o tym wiedziała. Teraz chcę wiedzieć wszystko. Kim ona jest?!
Rodzice spojrzeli na mnie z takim zmęczeniem, jakby w tej jednej chwili całe ich życie się skurczyło do tego jednego pytania.
– To długa historia... – zaczął ojciec, ścierając dłońmi twarz.
– Mam czas – odpowiedziałam chłodno, siadając przy stole. – I nie ruszę się stąd, dopóki nie usłyszę prawdy.
Siedzieliśmy w ciszy, aż ojciec sięgnął po szklankę wody, jakby chciał kupić sobie jeszcze kilka sekund.
– Poznałem ją na studiach – zaczął. – Iwona. Była... kimś ważnym. Wtedy myślałem, że może tą jedyną. Ale życie... – westchnął. – Rodzice nie chcieli o niej słyszeć. Nie z tej bajki, biedna, bez nazwiska, bez „perspektyw”. A ja, głupi, poddałem się presji. Zostawiłem ją. I poszedłem dalej.
Mama stała obok jak posąg. Nie ruszała się, nie protestowała.
– Po latach przypadkiem ją spotkałem. Była w ciężkiej sytuacji. Pracowała dorywczo, ledwo wiązała koniec z końcem. A ja... poczułem, że jestem jej coś winien. Że nie mogę drugi raz jej zostawić, kiedy znów mnie potrzebuje.
– Więc płaciłeś jej czynsz – powiedziałam chłodno.
– I więcej – przyznał. – Pomagałem, jak mogłem. Ale nigdy nie byliśmy razem. Nie... fizycznie. Nie zdradziłem twojej matki. Przysięgam.
– Ale kochałeś ją – wyszeptałam.
Nie zaprzeczył. Tylko spuścił głowę.
– A my? – zapytałam. – Czy ja kiedykolwiek byłam dla ciebie kimś ważnym?
– Byłaś – powiedział cicho. – Ale inaczej. Byłem tchórzem. Bałem się zmierzyć z tym, co zrobiłem. Myślałem, że jak będę płacił, jak się nie wychylę, to wszystko się jakoś ułoży.
– Ułożyło się? – zapytałam ostro. – Mama całe życie harowała. Ja całe dzieciństwo czułam się jak niechciany bagaż. A ty sobie płaciłeś za swoje wyrzuty sumienia!
Nie wytrzymałam. Wybiegłam z domu z bijącym sercem i gorącym gniewem w gardle. Musiałam poznać tę kobietę. Tę Iwonę, przez którą nasze życie wyglądało tak, a nie inaczej.
Stałam po drugiej stronie ulicy, z kubkiem zimnej kawy w dłoni, i patrzyłam, jak wychodzi z klatki. Iwona.
Niska, zgarbiona, w czapce naciągniętej na uszy, niosła siatkę z zakupami. Nie było w niej nic z femme fatale, żadnej zmysłowości, o którą mogłabym ją podejrzewać. Raczej... cień człowieka. Kobieta, której nikt by nie zauważył na przystanku.
Obserwowałam ją, jak powoli schodzi po schodkach, zatrzymuje się na chwilę, łapie za barierkę i idzie dalej, jakby każdy krok ją kosztował.
To dla niej było to wszystko? To dla niej ojciec przez dwadzieścia lat odkładał sumiennie pieniądze, gdy my w domu liczyłyśmy każdy grosz? Przez chwilę chciałam do niej podejść. Zapytać: „Czy było warto?” Ale wiedziałam, że ona nie ma mi nic do powiedzenia. I że to nie jej wina.
Natalia, 24 lata
Czytaj także:
- „W 40. urodziny jadłam tort w samotności. Dla rodziny byłam ważna tylko jako kura domowa na każde zawołanie”
- „Teściowa obraziła mnie przy stole. Kipiałam ze złości bardziej niż moja zupa szparagowa, a mąż bronił mamusi”
- „Teściowie zamienili wakacje nad Bałtykiem w piekło, a mój mąż tylko ich bronił i tulił się do spódnicy mamusi”

