„Ojciec bardziej kochał pracę niż mnie. Na jego pogrzebie nie uroniłem ani łzy, bo jak można płakać po kimś obcym?”
„To był ważny mecz. Trener powtarzał, że mamy szansę wygrać ligę, a ja naprawdę chciałem, żeby ojciec to zobaczył. Obiecał. «Tym razem na pewno będę» – powiedział dwa dni wcześniej przez telefon. Ale miejsce obok mamy było puste”.

Zawsze czekałem. Najpierw, jako dziecko, siedziałem na krawędzi kanapy, co chwilę zerkając na zegar. Potem, gdy byłem starszy, stałem przy oknie, wpatrując się w światła samochodów na parkingu. W końcu nauczyłem się siadać przy stole i udawać, że mnie to nie obchodzi. Ale fotel obok mnie zawsze był pusty.
Było mi przykro
Ojciec obiecywał. „Przyjdę na mecz”, „Zobaczysz, będę na twoich urodzinach”, „Odbiorę cię ze szkoły, pojedziemy na lody”. Mówił to z taką pewnością, że w to wierzyłem. Wierzyłem jeszcze wtedy, gdy wbiegałem na boisko i z trybun widziałem matkę, czasem ciotkę, ale nigdy jego. Gdy gasili świeczki na torcie, a on dzwonił godzinę później z kolejnym „musiałem zostać dłużej w pracy”.
Z czasem przestałem pytać. Nie miałem do niego pretensji, nie krzyczałem, nie robiłem awantur. Po prostu się przyzwyczaiłem. Stałem się mistrzem obojętności. Nie wiem, kiedy dokładnie to się stało, ale pamiętam moment, w którym przestałem czuć cokolwiek. Pewnego dnia spojrzałem na pusty fotel i zamiast rozczarowania poczułem coś, co było gorsze – nic.
To był ważny mecz. Trener powtarzał, że mamy szansę wygrać ligę, a ja naprawdę chciałem, żeby ojciec to zobaczył. Obiecał. „Tym razem na pewno będę” – powiedział dwa dni wcześniej przez telefon. Ale miejsce obok mamy było puste.
Nigdy go nie było
Wypatrywałem znajomej sylwetki. Czasami wydawało mi się, że go widzę, ale to zawsze był ktoś inny. Kiedy sędzia zagwizdał po raz ostatni, wszelka nadzieja, że ojciec przyjdzie na mecz, mnie opuściła.
Nie spieszyłem się do szatni. Nie miałem na to siły. W końcu telefon zabrzęczał. Wyjąłem go z kieszeni, zobaczyłem znajomy numer. Dzwonił ojciec. Tym razem jednak nie odebrałem.
Siedziałem tak jeszcze chwilę, czując, jak coś we mnie cichnie, jak kolejny kawałek czegoś, co kiedyś wierzyło, po prostu gaśnie. Wtedy zrozumiałem, że to nigdy się nie zmieni. Przestałem próbować.
Wieczorem, siedząc przy kuchennym stole i dłubiąc łyżeczką w resztkach kakao na dnie kubka, usłyszałem dźwięk wiadomości. Spojrzałem na ekran. Nie musiałem nawet czytać – wiedziałem, od kogo. „Dzwoniłem. Oddzwonisz?”. Nie odpisałem. Matka weszła do kuchni, wycierając ręce w kuchenną ścierkę. Spojrzała na mnie, potem na telefon.
– Dzwonił do ciebie?
– Tak – odpowiedziałem, nie podnosząc wzroku.
– Oddzwonisz?
Wzruszyłem ramionami.
– Nie.
Zawiódł mnie
Westchnęła cicho, usiadła naprzeciwko mnie i przez chwilę nic nie mówiła. W końcu odezwała się tym tonem, który znałem aż za dobrze – ciepłym, ale pełnym tej nadziei, której już dawno się wyzbyłem.
– On się stara. Chce naprawić waszą relację.
Parsknąłem cicho.
– Gdzie był, kiedy ja się starałem?
Matka nie odpowiedziała od razu. Patrzyła na mnie, jakby szukała słów, które mogłyby mnie przekonać. Ale żadne nie przyszły. Opuściła wzrok na blat i lekko pokiwała głową.
– Masz rację – powiedziała po chwili.
To była nowość. Przez całe życie usprawiedliwiała go, tłumaczyła, że ma dużo pracy, że się stara, że nie potrafi inaczej. A teraz po prostu się poddała.
Wtedy pierwszy raz poczułem, że nie tylko ja zrozumiałem, że jest za późno.
Tamtego dnia telefon zadzwonił w środku dnia. Byłem w pracy, więc najpierw go zignorowałem. Ale potem zadzwonił znowu. Spojrzałem na ekran – ciotka. Pomyślałem, że to nic ważnego, może jakieś rodzinne spotkanie, na które i tak bym nie poszedł. Odebrałem bez większych emocji.
– Kamil… – zaczęła, a w jej głosie było coś dziwnego, coś, co od razu wzbudziło we mnie niepokój.
Nie zapytałem, co się stało. Czekałem.
– Twój ojciec… nie żyje.
Nic nie poczułem
Przez chwilę miałem wrażenie, że źle usłyszałem. To było tak nagłe, tak oderwane od rzeczywistości, że mój mózg nie wiedział, co z tym zrobić.
– Aha – powiedziałem tylko.
Po drugiej stronie zapadła cisza. W końcu ciotka odezwała się znowu, ostrożnie, jakby bała się mojej reakcji.
– Kamil, on cię kochał.
Uśmiechnąłem się krzywo, ale nie miałem siły na kłótnie.
– Jasne – odpowiedziałem.
Pożegnaliśmy się szybko. Odłożyłem telefon, wziąłem głęboki oddech i spojrzałem na ekran komputera. Przez moment zastanawiałem się, czy powinienem poczuć coś więcej. Ale nic się nie zmieniło.
Było chłodno, ale nie na tyle, żeby ludzie narzekali. Tłum stał w półokręgu wokół trumny, szepcząc cicho między sobą. Nie znałem większości z tych osób. Może koledzy z pracy, daleka rodzina, znajomi ciotki. Matka stała z boku, w czerni, ale bez łez. Nie patrzyliśmy na siebie.
Ja też tam byłem. Czułem na sobie spojrzenia – niektórzy szeptali, inni tylko zerknęli ukradkiem i wracali do swoich myśli. Pewnie się zastanawiali, co czuję. Może spodziewali się gniewu, żalu, może jakiegoś rozdzierającego bólu. Nie było nic.
Nie żałowałem go
Stałem tam, jakbym był obcy, jakbym przypadkiem trafił na czyjś pogrzeb. Kapłan mówił o dobrym człowieku, o obowiązkowym pracowniku, o kochającym ojcu. Nie słuchałem. W pewnym momencie moje spojrzenie zatrzymało się na pustym krześle obok trumny.
To było zabawne w sposób, który nie miał nic wspólnego z radością. Przez całe życie czekałem, aż usiądzie na miejscu obok mnie. A teraz on czekał na mnie – i tak samo nikt nie przyszedł.
Teraz on wiedział, jak to jest.
Po pogrzebie wszyscy powoli się rozchodzili. Nie zostałem, żeby słuchać kondolencji czy fałszywych słów o tym, jakim był wspaniałym człowiekiem. Po prostu odwróciłem się i poszedłem w stronę bramy cmentarza.
– Kamil! – usłyszałem za sobą głos ciotki.
Dogoniła mnie.
– Nie chcesz chociaż zobaczyć jego rzeczy? Może zostawił coś dla ciebie?
– Nie zostawił.
Cisza. W końcu westchnęła.
– Byłeś dla niego ważny.
Spojrzałem na nią. Miała zaczerwienione oczy.
– Może byłbym – powiedziałem. – Gdyby kiedyś się postarał.
Nie czekałem na odpowiedź. Po prostu odszedłem. Wróciłem do życia, w którym ojciec przestał istnieć na długo przed swoją śmiercią.
Kamil, 32 lata
Czytaj także:
„Wszystko zaczęło się tamtej wiosny. Gdybym wtedy wiedziała, co mnie czeka, odwróciłabym się na pięcie i odeszła”
„Żona rozkwitała na wiosnę jak tulipany, ale nie dla mnie. Zdradził ją zapach jaśminowych perfum i nowa sukienka”
„Zrobiłam coś głupiego, bo mąż skąpił pieniędzy na wakacje. Jaką miał minę? Po prostu bezcenną”

