Reklama

Na co dzień pracuję jako kierownik działu w hurtowni budowlanej, a popołudniami staram się być dobrym tatą Olka. Bywa różnie. Nie jestem idealny – zdarza mi się krzyknąć, zbyt pochopnie wyciągnąć wnioski, czasem nie panuję nad nerwami. Mam krótki lont, jak mówi moja żona. Z Agatą jesteśmy razem od dziewięciu lat. Kocham ją, ale ostatnio coraz częściej miałem wrażenie, że stoimy po przeciwnych stronach barykady. Zwłaszcza gdy chodzi o jej matkę.

Teściowa to kobieta trudna. Władcza, kontrolująca, wiecznie niezadowolona. Od początku naszej relacji starała się ustawiać nas po swojemu – od wyboru wózka dla Olka po sposób, w jaki mamy go wychowywać. Od czasu, gdy zacząłem stawiać granice, między nami jest wojna. Agata to widzi, ale zbyt często staje w rozkroku. Rozumie mnie, ale nie chce ranić matki. A ja mam wtedy poczucie, że jestem sam na placu boju.

– Znowu dała mu colę. Przecież mówiłem… – powiedziałem zrezygnowany, siadając na kanapie.

– Wiem… – odparła cicho, siadając obok mnie. – Rozmawiałam z nią. Ale mamy się nie przegada. Wiesz, jaka jest.

– Wiem. Dlatego ja będę musiał jej to powiedzieć.

– Mateusz… tylko nie rób scen, proszę cię. Ona czasem przesadza, ale to moja mama.

– A ja jestem twoim mężem! I ojcem twojego dziecka! Kiedy w końcu mnie poprzesz? Mam wrażenie, że twoja matka mówi jedno, a ty tylko kiwasz głową.

– Nie kiwam. Po prostu nie chcę wojny w domu. Nie chcę, żeby Olek słyszał, jak się kłócimy.

– To niech twoja matka przestanie prowokować.

Agata spuściła wzrok. A ja wiedziałem, że znowu doszliśmy do ściany.

Miałem tego dość

Przyszła do nas w niedzielę po południu, jak gdyby nigdy nic, z torbą pełną domowego jedzenia. Patrzyłem na to z kuchni, mieszając zupę i zastanawiając się, jak długo potrwa, zanim coś znowu powie. Bo zawsze musiała wtrącić swoje trzy grosze.

– Mateuszu, nie za mało soli? – zapytała, ledwie przekroczyła próg kuchni.

– Jeszcze nie doprawiałem – odpowiedziałem chłodno.

– Bo wiesz, mój rosół to zawsze był taki, że jak raz spróbowałeś, to już żadnego innego nie chciałeś – ciągnęła dalej. – Ale może się nie znam, ty przecież wszystko wiesz najlepiej.

Agata weszła za nią i posłała mi spojrzenie błagające o spokój. Zacisnąłem zęby i zająłem się gotowaniem. Olek biegał z autkami po dywanie i co jakiś czas podchodził do teściowej po „lizaczka z kieszeni”, który babcia zawsze dla niego miała. Nie zważając na porę i to, że za chwilę był obiad.

– Może nie dawaj mu teraz słodyczy? – powiedziałem.

– To tylko jeden lizaczek. Nie bądź taki aptekarski – odburknęła teściowa. – Dziecko ma być szczęśliwe, a nie trzymane na smyczy.

Nie liczyła się ze mną

Poczułem, jak rośnie mi ciśnienie. Odłożyłem łyżkę, wytarłem ręce o ściereczkę i spojrzałem jej prosto w oczy.

– Dziecko ma być zdrowe i wiedzieć, że słodycze są po obiedzie, a nie przed. Mówiłem już o tym kilka razy.

– I co z tego? – parsknęła. – Ty zawsze tylko zakazujesz. Wszystko na nie. Olek się ciebie boi.

– Co proszę? – zrobiłem krok w jej stronę.

– Widziałam. Jak wchodzisz do pokoju, to przestaje się bawić. Jakby czekał, aż znowu się na coś wściekniesz. Może nie jesteś takim dobrym ojcem, jak ci się wydaje.

Zrobiło się cicho. Agata zbladła. Olek spojrzał na mnie, a potem na babcię. A ja poczułem, jak wszystko we mnie pęka.

– Proszę, wyjdź – powiedziałem zimno. – Już.

– Co?

– Słyszałaś. Chcę, żebyś wyszła.

Postawiłem granicę

Teściowa prychnęła, jakby nie dowierzała. Ale po chwili złapała torebkę, spojrzała na Agatę i powiedziała:

– Mam nadzieję, że kiedyś otworzysz oczy i zobaczysz, z kim żyjesz. Ale cóż, musisz sama do tego dojrzeć.

Trzasnęła drzwiami. Agata siedziała cicho przy stole. Patrzyła na pustą filiżankę.

– Trochę przesadziłeś – powiedziała w końcu.

– Nie. Nie zamierzam pozwalać jej, żeby mnie obrażała. Albo mamy zasady i trzymamy się ich razem, albo ja nie dam rady tego dłużej ciągnąć.

Tego dnia nie powiedzieliśmy już nic więcej. Ale kilka dni później odebrałem telefon. Teściowa.

– Słucham?

– Mateusz? Chciałam ci tylko powiedzieć jedno. Twoja żona cię zdradza.

Serce mi stanęło.

– Co ty powiedziałaś?

– Dobrze słyszałeś. Od jakiegoś czasu. I to nie jest flirt, nie tam jakieś głupoty. To się dzieje naprawdę. Mam dowody, ale nie chcę ich pokazywać, nie chcę cię jeszcze bardziej ranić. Myślałam, że powinieneś wiedzieć. Chciałam ci tylko pomóc.

Rozłączyła się. A ja stałem z telefonem przy uchu i miałem ochotę rzucić nim o ścianę. W głowie kłębiły mi się setki myśli.

Nie mogłem uwierzyć

Nie wytrzymałem długo z tą niewiedzą. Przez dwa dni chodziłem jak struty. Próbowałem ją obserwować – czy wraca o tej samej porze, czy unika spojrzenia, czy więcej pisze w telefonie. Widziałem tylko zwykłą Agatę. Ale może właśnie w tym była dobra? W ukrywaniu.

Któregoś wieczoru, kiedy Olek już spał, po prostu wybuchłem.

– Z kim ty się spotykasz?

– Co?

– Nie udawaj. Twoja matka do mnie zadzwoniła. Powiedziała, że mnie zdradzasz. Że ma dowody.

– Zwariowałeś?! – podniosła się z kanapy. – Moja matka?!

– Więc zaprzecz. Powiedz, że to bzdura.

– Oczywiście, że bzdura. Jak możesz w ogóle mnie o to podejrzewać?

– Może coś jest na rzeczy? Może przestałaś mnie kochać, może ktoś inny cię…

– Nie wierzę – przerwała. – Nie wierzę, że uwierzyłeś w coś, co powiedziała. Po wszystkim, co zrobiła, ty w to uwierzyłeś.

Stała przede mną z oczami pełnymi łez. I pierwszy raz od dawna widziałem w jej spojrzeniu nie rozczarowanie, tylko czystą rozpacz. Wyszła z pokoju. Zostawiła mnie z uczuciem, które nie dawało się już zagłuszyć: wstydem.

Wyszedłem na głupca

Nie dawało mi to spokoju. Poszedłem pogadać z Tomkiem z pracy, moim kumplem od lat. Opowiedziałem mu wszystko.

– A widziałeś te dowody? – zapytał krótko.

– Nie. Powiedziała, że je ma, ale ich nie pokaże.

– I ty jej uwierzyłeś?

Zamilkłem. To jedno pytanie otworzyło mi oczy. Wróciłem do domu i następnego dnia pojechałem do teściowej. Sam.

– Zmyśliłaś to, prawda? – powiedziałem bez owijania.

Milczała. A potem wzruszyła ramionami.

– Chciałam cię ukarać za to, jak mnie traktujesz, za to, że trzymasz mnie z daleka od wnuka. Nie zasługujesz na zaufanie Agaty.

Zamurowało mnie. Nie powiedziałem już nic. Odwróciłem się i wyszedłem. Wszystko się zgadzało. Tylko że teraz wiedziałem już jedno – to ja zawaliłem.

To była zemsta

Wróciłem do domu z duszą na ramieniu. Agata była w sypialni, stała przy szafie, składała rzeczy.

– Musimy porozmawiać – powiedziałem.

– Już za późno – odparła spokojnie, bez złości. – Pakuję się. Zabiorę Olka na kilka dni do siostry. Potrzebuję czasu.

– Agata, błagam… Twoja matka to zmyśliła. Przyznała się. To wszystko było kłamstwo.

Zatrzymała się na chwilę, spojrzała na mnie. W jej oczach nie było ulgi. Był żal.

– Ale ty w to uwierzyłeś. Nawet nie zapytałeś mnie, tylko od razu osądziłeś.

– Bo się bałem… bo…

– Wiesz – przerwała – ja cię nie zostawiam dlatego, że pomyślałeś o zdradzie. Tylko dlatego, że naprawdę uwierzyłeś, że mogłabym to zrobić. Że twoje zaufanie do mnie jest słabsze niż twoja niechęć do mojej matki.

Nie miałem już nic na swoją obronę. Stałem tam, jak dziecko przy tablicy. A ona delikatnie zamknęła drzwi do walizki.

Mateusz, 40 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama