„Ogórki małosolne teściowej podniosły mi ciśnienie bardziej niż tajemnica żony. Jak mogła kłamać tyle lat?”
„– Ale tak było – ciągnęła Jola. – Gdy zaszła w ciążę, nie była pewna, kto jest ojcem. Nikt nie był. Bartek się wycofał, ty się pojawiłeś. I zostałeś. A ja myślałam, że to się nie uda. Że pękniesz, ale się trzymałeś”.

- Redakcja
Najgorsze w życiu z teściową nie są jej komentarze. Ani nawet to, że wszystko wie lepiej. Najgorsze są ogórki małosolne.
– Zrobiłam specjalnie dla ciebie, Tomku – mówiła, wchodząc do kuchni z plastikowym pojemnikiem, jakby przynosiła dar od bogów, a nie słoik frustracji.
Każdego tygodnia. Z zegarmistrzowską precyzją. Zawsze wtedy, gdy myślałem, że może tym razem odpuści. Że może pójdzie do koleżanki, do fryzjera, gdziekolwiek. Ale nie – ona stawała w progu, z tą samą miną i tym samym tekstem. I z tymi samymi ogórkami.
Na początku nawet się cieszyłem
W końcu to smak dzieciństwa. Teraz mam na nie alergię. Bo nie chodzi o smak. Chodzi o to, co za nimi stoi – jej nieustanna obecność, wnikanie w każdy kąt mojego życia. Jakby mówiła: Nie zapomnij, kto tu rządzi, Tomku.
– Znowu narzekasz? W tym domu to chyba tylko ci ogórki smakują – rzuciła ostatnio, kiedy przy kolacji odważyłem się westchnąć.
– Bo to jedyne, co w tym domu nie komentuje mojego życia – odpowiedziałem żartobliwei, nie patrząc jej w oczy.
Magda milczała. Ostatnio robi to coraz częściej. I nie wiem, czy to z powodu zmęczenia, czy dlatego, że... już się ze mną nie zgadza. Jakby po cichu stanęła po stronie matki.
Zaczynam się dusić w tym układzie. W tym „rodzinnym domu”, który coraz bardziej przypomina klatkę. Tylko że zamiast krat mamy słoiki z ogórkami i milczenie.
Pokłóciłem się z żoną
Wszystko zaczęło się od obiadu. Jak zwykle zupka – ogórkowa, oczywiście, bo „teściowa zrobiła specjalnie dla ciebie, Tomku”. Potem schabowy – „bo Magda mówiła, że lubisz”. A ja tylko siedziałem przy stole, próbując nie myśleć o tym, że każda łyżka to jak łyżka pokory, którą muszę przełknąć.
Po posiłku próbowałem się wycofać, zaszyć z laptopem, ale Magda stanęła mi na drodze w salonie.
– Możemy porozmawiać?
Wiedziałem, co to znaczy. To nie była prośba. To był rozkaz. Skinąłem głową i usiedliśmy na kanapie.
– Co się z tobą dzieje? Od tygodni chodzisz jak cień. Milczysz. Wzdychasz. Co ci znowu nie pasuje?
– Serio? – wybuchłem. – A może to, że w tym domu nie mam nawet prawa do własnych myśli, bo wszystko słyszy twoja matka?! A może to, że nie pamiętam, kiedy ostatnio byliśmy sami, tak naprawdę sami!
– Przesadzasz.
– Przesadzam?! To może lepiej byłoby, gdyby mnie nie było, skoro i tak nie mam tu nic do gadania! Może mnie wcale nie kochasz?
Zamarła. Zbladła momentalnie. Dosłownie jakby ją ktoś spoliczkował. Zamiast odpowiedzieć, spuściła wzrok i zaczęła bawić się nitką od poduszki.
– Co to miało znaczyć? – zapytałem, czując, że coś jest nie tak. – Dlaczego zareagowałaś... tak?
– Bo jesteś okrutny, Tomek. Potrafisz rzucić coś, co... – zaczęła nerwowo. – Nie rozumiesz, jak bardzo mnie ranisz.
Ale nie kupowałem tego. Nie tym razem.
– To nie chodzi o moje słowa, Magda. Chodzi o twoją reakcję. Coś ukrywasz.
– Przestań. Szukasz problemu tam, gdzie go nie ma – próbowała zamaskować drżenie głosu.
Ale ja już wiedziałem. Że coś się dzieje. Że pod tą warstwą normalności jest coś, czego nie widzę. A może... nie chciałem widzieć?
– Twoja matka cię programuje, a ty nawet tego nie widzisz – syknąłem.
– A ty zawsze szukasz winy we wszystkich, tylko nie w sobie – warknęła, zrywając się z kanapy.
Teściowa była chamska
Zaczekałem, aż Magda zamknie się w łazience. Woda zaczęła szumieć, a ja poczułem, że to jedyny moment, kiedy mogę coś zrobić. Podszedłem do kuchni, gdzie jak zawsze – jak królowa matka – siedziała Jola. Przeglądała gazetkę reklamową, ale nawet nie podniosła wzroku, gdy wszedłem.
– Musimy porozmawiać.
– Doprawdy? – mruknęła, dalej udając, że interesuje ją promocja na kabanosy. – O czym niby?
– O twojej roli w naszym małżeństwie – zacząłem, powoli, ale z determinacją. – O tym, jak wszystko kontrolujesz. Jak rozbijasz nam życie.
– Och, Tomku – westchnęła teatralnie. – Znowu ta twoja mania prześladowcza. Może to ty powinieneś się zastanowić, dlaczego twoja żona coraz rzadziej się do ciebie uśmiecha?
– Bo jej wmawiasz, że popełniła błąd, że powinna była wybrać kogoś innego!
W końcu spojrzała mi w oczy. Spojrzenie lodowate jak styczniowy poranek.
– A nie popełniła?
Zatkało mnie. Nie dlatego, że nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Ale dlatego, że powiedziała to tak spokojnie, jakby komentowała pogodę.
– Nie wszystko w tym domu jest twoje, Tomku. Ani nie wszyscy – dodała cicho.
Zrobiło mi się gorąco. Prawie się zakrztusiłem własnym gniewem.
– Co to znaczy? Proszę powiedzieć to wprost.
– Myślę, że Magda miała lepszy wybór. I czasem żałuję, że nie została przy jednym z nich – wypowiedziała te słowa z takim chłodem, że aż poczułem dreszcz.
– Powiedz w końcu powie, co tak naprawdę myślisz o mnie – warknąłem, czując, jak pięści zaciskają mi się same.
– Myślę, że jesteś słaby. I boisz się prawdy – powiedziała, po czym wstała i spokojnie wyszła z kuchni.
Zostałem sam. Z jej słowami. Z niedopowiedzeniami, które nie dawały mi spokoju. Czułem, że to nie był przypadek. Że to, co powiedziała, było początkiem czegoś większego. Albo końcem.
Podsłuchałem ich rozmowę
Czasem życie pisze scenariusze, które wydają się aż zbyt filmowe. W moim przypadku wystarczyło zejść po butelkę wody do kuchni o pierwszej w nocy. Schody skrzypnęły cicho, ale nie na tyle, by mnie zdradzić. Kiedy zbliżałem się do salonu, usłyszałem cichy głos Magdy i Joli. W pierwszej chwili chciałem się cofnąć, nie podsłuchiwać, dać im prywatność. Ale zatrzymały mnie słowa:
– To już nie czas, by mu mówić. I tak się domyśla.
Zamarłem. Stałem jak sparaliżowany, przytulony do framugi. Magda mówiła cicho, niemal szeptem:
– Ale ja nie mogę dłużej tak żyć. Widzisz, co się z nim dzieje.
– Tomek zawsze był zbyt emocjonalny. Lepiej, żeby nie wiedział. Po co mu jeszcze większe cierpienie?
– On ma prawo wiedzieć – Magda zadrżała głosem.
– Wiesz, co się stanie, jeśli mu powiesz. Zniszczysz wszystko, co udało się sklecić.
Wszedłem. Gwałtownie, bez pukania, bez ostrzeżenia. Ich twarze pobladły jak papier.
– Co mam wiedzieć?! – ryknąłem, czując, jak pot zalewa mi plecy.
Jola wstała z fotela, jakby gotowa do odwrotu.
– Nie tak miało to wyglądać – mruknęła.
– On ma prawo wiedzieć – powtórzyła Magda, patrząc na mnie oczami pełnymi łez.
– Wiedzieć co? – zawrzałem. – Że moje życie to teatr? Że to, w co wierzyłem, to była fikcja?
Nastała cisza. Tylko zegar na ścianie tykał jak bomba z opóźnionym zapłonem.
– Powiedzcie mi to teraz. Albo wychodzę. I nie wracam – dodałem, bardziej do siebie niż do nich.
Jola spuściła wzrok. Magda wstała, podeszła do mnie wolno, jakby każdy krok ważył tonę.
– Jutro ci powiem wszystko – wyszeptała.
– Nie ma jutra – odpowiedziałem.
Wyszedłm z domu z głową pełną niedomówień, które bolały bardziej niż prawda.
Tego się nie spodziewałem
Wróciłem nad ranem. Wystarczająco wcześnie, by nie spotkać sąsiadów, wystarczająco późno, by mieć nadzieję, że wszystko okaże się snem. Ale to nie był sen.
Magda siedziała przy stole w kuchni. W tej samej bluzce, co wczoraj. Bez makijażu. Spuchnięte oczy. Przede mną stała tylko jedna filiżanka z kawą. Dla niej. Ja sięgnąłem po wodę – miałem w ustach piach. Zanim cokolwiek powiedziała, usłyszałem szuranie kapci. Jola weszła, w szlafroku, z tym samym chłodnym spojrzeniem co zawsze.
– Usiądź, Tomku – rzuciła tonem, który nie znosił sprzeciwu.
Zrobiłem to. Chciałem już tylko poznać prawdę. Cokolwiek to było.
– Magda… – zacząłem.
– Nie – przerwała mi Jola. – Ja ci powiem.
Cofnąłem się lekko, jakby miała mnie zaraz uderzyć. Ale to, co usłyszałem, było gorsze niż jakikolwiek cios.
– Magda była wtedy rozdarta. Między tobą a Bartkiem. Tak, tym Bartkiem. Byli razem przez sześć lat. Ty byłeś... przypadkiem. Miało być na chwilę. Pocieszenie.
– Mamo! – Magda jęknęła.
– Ale tak było – ciągnęła Jola. – Gdy zaszła w ciążę, nie była pewna, kto jest ojcem. Nikt nie był. Bartek się wycofał, ty się pojawiłeś. I zostałeś. A ja myślałam, że to się nie uda. Że pękniesz, ale się trzymałeś.
Nie oddychałem. Dosłownie. Musiałem oprzeć się o blat, bo nogi odmówiły mi posłuszeństwa.
– Więc całe moje życie mogło być nie moje? – zapytałem, ledwo słysząc własny głos.
– Nie mówię, że tak jest. Ale nie wiemy. Nikt nie zrobił testów. Magda… bała się. A ja uważałam, że nie warto wszystkiego burzyć – dodała spokojnie.
Patrzyłem na Magdę, która nie była w stanie spojrzeć mi w oczy.
– Jak mogłaś tak kłamać? – zapytałem cicho.
Skinęła głową.
– Myślałam, że to nie ma już znaczenia.
Wyszedłem. Bez słowa. Po prostu wyszedłem. Nie zamknąłem nawet drzwi. Chodziłem godzinami. Ulicami, po których kiedyś spacerowaliśmy z Magdą. Po parkach, gdzie bawiliśmy się z dzieckiem. I wszystko było teraz... inne. Nie moje. Tylko jedno miałem w głowie: Bartek.
Musiałem go znaleźć
Znalazłem go przez Facebooka. Wciąż miał ten sam uśmiech w zdjęciu profilowym – ten, który sprawiał, że wyglądał jak ktoś, komu wszystko w życiu przychodzi łatwo. Napisałem krótko: „Musimy pogadać. Chodzi o Magdę. I o dziecko. Nie odpisał od razu. Ale po godzinie dostałem lokalizację i wiadomość: Możesz wpaść. Lepiej pogadać jak faceci niż się domyślać. Pojechałem. Otworzył drzwi z lekkim zdziwieniem, ale i z pewną rezerwą. Widać było, że wie, o co chodzi.
– Wejdź – rzucił krótko.
Usiedliśmy w jego salonie. W tle grało jakieś chilloutowe radio. Kompletnie niepasujące do napięcia między nami.
– Nie będę owijał w bawełnę – zacząłem. – Czy kiedykolwiek sądziłeś, że możesz być ojcem Leny?
Zaskoczyło go to, że powiedziałem imię. Złapał powietrze, jakby miał odpowiedzieć od razu, ale się zatrzymał.
– Sądziłem. Ale... nigdy nie zapytałem. Nigdy nie miałem odwagi. I Magda też nic nie mówiła. Kiedy odszedłem, dałem jej wybór. Wybrała ciebie. Przynajmniej tak wtedy mówiła.
– A ty po prostu się z tym pogodziłeś?
– A co miałem zrobić? – wzruszył ramionami. – Nie było miejsca na mnie. A potem... lata mijały. I nagle ona miała rodzinę, ty byłeś ojcem. Nie chciałem wchodzić z butami w wasze życie.
Patrzyłem na niego i czułem narastającą pustkę. Nie gniew. Nie zazdrość. Pustkę. Bo w jego słowach nie było triumfu. Nie było agresji. Była tylko niewiedza.
– Nie jestem tu, żeby coś zabierać – dodał. – Ale nigdy nie miałem jasności.
– A ja miałem... i ją właśnie straciłem – odpowiedziałem cicho.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Potem wstałem.
– Dzięki, że się spotkałeś – powiedziałem.
– Tomek… jeśli chcesz zrobić testy, jeśli to ma ci pomóc – zawahał się – jestem gotów.
Skinąłem głową, ale nie dałem odpowiedzi. Bo sam nie wiedziałem, czego chcę. Czy chcę znać prawdę. Czy lepiej żyć z tym, co znałem. Wyszedłem z jego mieszkania z jeszcze większym ciężarem niż wszedłem. Ale też z poczuciem, że teraz wszystko zależy ode mnie.
Wróciłem. Ale nie do domu – tylko do miejsca, które kiedyś nim było. Magda siedziała przy stole. Lena bawiła się na dywanie. Jola nie patrzyła na mnie, ale czułem jej wzrok, jakby śledziła każdy mój krok. Nie powiedziałem nic. Nie musiałem. Moja cisza była głośniejsza niż krzyk. Usiadłem, spojrzałem na talerz. Ogórki małosolne. Nie sięgnąłem po nie. Nie mogłem. Zbyt wiele symbolizowały. Zbyt wiele się zmieniło. Nie wiedziałem jeszcze, co zrobię. Czy zostanę, czy odejdę. Ale wiedziałem jedno – nie jestem już tym samym człowiekiem. I ojcem może też wcale nie jestem.
Tomasz, 40 lat
Czytaj także:
- „Po ślubie mąż pokazał swoją prawdziwą twarz. Gdy zrozumiałam, że potrzebuje służącej, a nie żony, było już za późno”
- „Całe życie miałam dla wszystkich serce na dłoni. A na stare lata nawet nie ma mi kto podać szklanki wody”
- „Od lat kocham się w przyjaciółce. Gdy wybierała bukiet na ślub z innym, moje serce niemal pękło z żalu”

