Reklama

Życie w mojej małej wiosce toczyło się spokojnie, choć czasami wydawało się, że każdy wie wszystko o każdym. Pracowałam jako kelnerka w miejscowym barze, gdzie większość ludzi mnie lubiła, ale zawsze czułam, że patrzą na mnie z góry. Byłam dziewczyną bez pieniędzy, bez wpływów, bez nazwiska, które coś znaczyło.

Wszyscy na to czekali

Moje dni wypełniała rutyna: kawa, uśmiechy do klientów, sprzątanie stolików. Śmierć pana Franciszka, znanego jako miejscowy dziedzic, stała się głównym tematem rozmów. Wszyscy zastanawiali się, kto przejmie jego ogromny majątek.

Na odczytanie testamentu przyszła niemal cała wieś. W powietrzu unosiło się napięcie, wszyscy z niecierpliwością czekali na wieści. Kiedy notariusz ogłosił, że cały majątek trafia do mnie, na sali zapadła cisza. Nawet mucha przestała bzyczeć. Wszyscy patrzyli na mnie jak na ducha. Poczułam, jakby ktoś wylał mi na głowę kubeł zimnej wody. Jego krewna, która miała nadzieję na część ziemi, z niedowierzaniem wykrzyknęła:

– To niemożliwe! Na pewno jest jakiś błąd!

Ludzie zaczęli szeptać między sobą. Ktoś rzucił kąśliwie:

– Na pewno miała romans z dziedzicem. Musiała go omotać.

Inni zaczęli powtarzać to z niechętnym uśmiechem. Stałam tam, nie mogąc się ruszyć, próbując zrozumieć, jak to się stało. W mojej głowie kłębiły się myśli: dlaczego ja? Nie byłam związana z panem Franciszkiem. A jednak jego ziemia, całe jego dziedzictwo, stało się teraz moim brzemieniem.

Nie mogłam uwierzyć

Zaraz po ogłoszeniu testamentu w moim życiu zaczęły się pojawiać problemy. Sołtys nie ukrywał, że uważa testament za podejrzany. Zwołał spotkanie z mieszkańcami wsi, na którym otwarcie zasugerował, że mogłam zmanipulować umierającego dziedzica.

Moja matka zachowywała się dziwnie, jakby coś ją gryzło. Gdy tylko próbowałam poruszyć temat testamentu, zmieniała rozmowę. Czułam, że coś przede mną ukrywa. Tymczasem Radek, mój dawny chłopak, nagle zaczął się do mnie zbliżać. Zaskoczył mnie, kiedy pojawił się na moim progu z bukietem kwiatów.

– Może wyjdziemy gdzieś razem? Wiesz, tak jak kiedyś… – próbował uśmiechnąć się niewinnie.

Zerwał ze mną bez większych wyjaśnień kilka miesięcy temu, a teraz, gdy pojawiła się wizja majątku, znowu chciał się zbliżyć. Tego samego dnia ktoś podrzucił pod moje drzwi list. Otworzyłam go drżącymi rękoma. Na kartce widniało jedno zdanie: „Jeśli chcesz znać prawdę, porozmawiaj z księdzem”.

Musiałam poznać prawdę

Postanowiłam to zrobić, choć czułam lęk przed tym, czego mogę się dowiedzieć. Zadzwoniłam do drzwi plebanii. Kiedy stary proboszcz mnie zobaczył, uśmiechnął się łagodnie, jakby już wiedział, dlaczego przyszłam. Zaczął opowiadać, zanim zdążyłam zadać pytanie:

– Pan Franciszek nigdy nie miał dzieci… oficjalnie. Ale twoja matka wie więcej, niż mówi.

Te słowa zapadły we mnie. Nie mogłam uwierzyć, ale wiedziałam, że muszę to sprawdzić. Wróciłam do domu i od razu skonfrontowałam się z matką.

– Mamo, ksiądz mówił, że wiesz coś więcej o panu Franciszku i mnie. Co to znaczy?

Spojrzała na mnie z bólem w oczach.

– Franciszek był moim ojcem. A ty jesteś jego wnuczką – wyznała w końcu.

Poczułam, jakby cały świat stanął na głowie. Okazało się, że przez całe życie żyłam w kłamstwie. Pan Franciszek ukrywał, że miał nieślubną córkę, by uniknąć skandalu. Siedziałyśmy w ciszy, próbując przetrawić ciężar tej tajemnicy.

Byli wściekli

Wieść o moim prawdziwym pochodzeniu rozeszła się po wiosce jak błyskawica. Każdy miał coś do powiedzenia, choć niewielu znało całą prawdę. Jedni zaczęli okazywać mi szacunek, inni wciąż uważali, że to kłamstwo, mające na celu przejęcie majątku. Krewna pana Franciszka i sołtys byli wściekli. Zwołali zebranie, domagając się, bym poddała się badaniom DNA.

– Musimy mieć dowód! Nie możemy tak po prostu przyjąć, że to prawda – krzyczała pani Marta, a reszta wtórowała jej oburzeniu.

Na moje szczęście stary ksiądz potwierdził, że pan Franciszek powiedział o wszystkim przed śmiercią, co znacznie zmniejszyło presję ze strony mieszkańców. Matka w końcu otworzyła się przede mną, opowiadając o swojej młodości. Zakochała się w kimś, z kim nie mogła być, i przez lata musiała ukrywać prawdę.

– Nie chciałam, byś cierpiała z powodu mojego błędu. Myślałam, że to dla ciebie będzie lepiej, nie wiedzieć… – powiedziała ze łzami w oczach.

Chcieli skorzystać

Przyszło mi teraz podjąć najtrudniejszą decyzję w życiu – co zrobić z dziedzictwem, które nagle na mnie spadło. Choć miałam prawo do ziemi, czułam, że wioska oczekuje ode mnie jakiegoś gestu. Sołtys i pani Marta nadal naciskali, próbując przekonać mnie, że powinnam oddać ziemię tym, którzy na nią zasługują.

– Przemyśl to – mówił sołtys z fałszywą troską. – Ta ziemia należy do wioski. Ludzie od lat na niej pracowali.

Radek też nie przestawał mnie nagabywać, twierdząc, że zawsze mnie kochał i że to, co było między nami, nadal ma szansę.

– Teraz możemy zacząć wszystko od nowa. Razem – mówił z nadzieją, ale widziałam, że jego słowa są puste.

Wiedziałam, że jego miłość była grą – kolejną próbą skorzystania z mojej nowej sytuacji.

Ostatecznie podjęłam decyzję, która była zgodna z moim sercem. Postanowiłam, że nie sprzedam ziemi. Chciałam na niej stworzyć coś, co będzie służyć wszystkim mieszkańcom wioski. Marzyłam o miejscu, które mogłoby nas połączyć, zamiast dzielić. To była moja próba zakończenia konfliktu i rozpoczęcia nowego rozdziału w historii naszego miejsca.

Podjęłam decyzję

Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale byłam zdeterminowana, by zmienić nasze relacje na lepsze. Choć wieś powoli akceptowała prawdę o moim pochodzeniu, plotki nigdy nie cichły zupełnie. W końcu jednak zaczęliśmy wspólnie planować przyszłość. Chciałam, aby dziedzictwo dziadka stało się naszym wspólnym dobrem.

Ostatniego dnia lata, kiedy słońce zachodziło nad horyzontem, stanęłam na wzgórzu, z którego roztaczał się widok na całą ziemię. Czułam wiatr we włosach, patrząc na przyszłość z nową nadzieją. Zastanawiałam się, czy dziadek kiedykolwiek żałował, że nie przyznał się do swojej córki. Miałam wrażenie, że jego decyzja, choć spóźniona, była próbą naprawienia przeszłości.

Moje życie zmieniło się na zawsze, ale to, co najważniejsze, jest przede mną. Chciałam, żeby ludzie zobaczyli we mnie nie tylko dziedziczkę, ale kogoś, kto pragnie dobra dla wszystkich. Patrząc na horyzont, pomyślałam, że każdy dzień jest szansą, by zacząć od nowa.

Ewa, 30 lat

Czytaj także:
„Drugą miłość życia odnalazłam na pielgrzymce. Córka jednak stwierdziła, że powinnam zająć się domem, a nie romansami”
„Kochałam Michała ślepą miłością. Gdy mnie zdradził, odór jego kłamstw zrobił się nie do wytrzymania”
„Kochanka męża zabrała mi nie tylko jego, ale też dach nad głową. Teraz z synem żyjemy jak biedacy”

Reklama
Reklama
Reklama