Reklama

Nie wiedziałem, że jedno popołudnie może przewrócić życie do góry nogami. Siedziałem w kuchni, mieszając herbatę w kubku, a parujący napar pachniał jak zwykle – tymiankiem i cytryną. Cichy dźwięk gotującej się wody i monotonny szum ulicy zza okna tworzyły tło mojego samotnego, codziennego życia. Nie szukałem w nim niespodzianek. Miałem swoją rutynę, swoje ciche rytuały, a świat za oknem mijał obok mnie, jakby toczył się dla kogoś innego.

Tego dnia jednak coś się zmieniło

Do skrzynki wpadła pocztówka. Prosta, kolorowa, z widokiem na plażę. Na odwrocie kilka słów, które sprawiły, że serce zabiło mi mocniej – życzenia z okazji Dnia Ojca. Zamiast podpisu tylko to: „Dziękuję, że jesteś.”

Poczułem, jakby ktoś złapał mnie za gardło. Nie znałem tego pisma, tego stylu, tego ciepła, które biło z tych kilku liter. Zanim zdążyłem to przetrawić, usłyszałem znajomy głos za oknem.

– Adam, co tam u ciebie? – zapytał Jarek, sąsiad z naprzeciwka, wychylając się ze swojego balkonu.

– W porządku – odpowiedziałem machinalnie, ale głos miałem zbyt cichy, jakby stłumiony ciężarem myśli.

Jarek nie dał za wygraną. Wyszedł na klatkę, zapukał do moich drzwi i wszedł bez zaproszenia, jak to miał w zwyczaju. Usiadł przy stole i spojrzał na pocztówkę.

– Kto ci to przysłał? – spytał z zaciekawieniem.

Wzruszyłem ramionami. Nie wiedziałem. Nie miałem pojęcia, że odpowiedź na to pytanie zmieni moje życie.

Cały dzień chodziłem jak w transie. Myśli krążyły wokół tej pocztówki, wracały jak bumerang. Próbowałem odpychać je od siebie, zajmować się pracą, sprzątaniem, nawet układałem książki na półkach, ale co chwilę łapałem się na tym, że znów patrzę na tę kartkę leżącą na stole.

Wieczorem nie wytrzymałem. Chwyciłem telefon i wybrałem numer Anety. Zawsze była bardziej wygadana ode mnie, czasem zbyt ciekawska, ale teraz potrzebowałem jej opinii.

– Cześć, Aneta, masz chwilę? – zacząłem niepewnie.

– Dla ciebie zawsze – odpowiedziała, a w jej głosie słychać było lekkie rozbawienie. – Coś się stało?

– Dostałem dzisiaj… pocztówkę. Taką, wiesz, z życzeniami w Dniu Ojca. – Zawahałem się. – Ale przecież ja nie mam dzieci.

– Od kogo?

– Nie wiem. Nie ma podpisu. Tylko napis: „Dziękuję, że jesteś.”

Zapadła cisza. Przez chwilę słyszałem tylko szelest papierów po drugiej stronie słuchawki.

– A skąd ta pocztówka? Z jakiego miasta?

– Z Gdyni – odpowiedziałem, serce zabiło mi mocniej. Gdynia. Miasto, w którym mieszkała Klaudia. Klaudia, z którą… z którą coś kiedyś mnie łączyło.

– No to chyba masz trop – powiedziała Aneta, jakby to było najprostsze na świecie. – Może powinniście porozmawiać.

Zamilkłem. Wiedziałem, że ma rację, ale nogi miałem jak z waty. Klaudia… Czy to możliwe, że ona…? Nie wiedziałem, co bardziej mnie przeraża – to, że pocztówka była pomyłką, czy że była prawdą.

Nie spałem tej nocy prawie wcale

Przewracałem się z boku na bok, a w głowie miałem tylko jedno pytanie: Czy to możliwe?

Kiedy rano wstałem, czułem się, jakbym przeszedł maraton. Wziąłem telefon do ręki i długo patrzyłem na ekran. Numer Klaudii miałem jeszcze zapisany, choć nigdy nie miałem odwagi, żeby go użyć. Teraz kciuk sam prześlizgnął się po ekranie. Po kilku sygnałach odebrała.

– Halo? – Jej głos był inny, niż pamiętałem, cichszy, zmęczony.

– Klaudia? Tu Adam. Wiem, że to dziwne, ale… musimy porozmawiać.

Zapadła cisza. Usłyszałem jej oddech. Potem odpowiedziała.

– O czym? – Ton głosu miała ostry, ale drżał lekko.

– Spotkajmy się. Jutro. Przyjadę do ciebie. W tej małej kawiarni przy plaży… Pamiętasz?

Pamiętam – powiedziała cicho. – O siedemnastej?

Kiwnąłem głową, chociaż przecież nie mogła tego zobaczyć.

Kiedy wszedłem do kawiarni, siedziała już przy stoliku, z rękami splecionymi na blacie. Patrzyła na mnie, jakbym był duchem z przeszłości, który niespodziewanie pojawił się w jej świecie. Usiadłem naprzeciwko, a serce waliło mi jak oszalałe.

– Dlaczego nigdy mi nie powiedziałaś? – zapytałem bez ogródek.

Klaudia wzięła głęboki oddech.

– Bo wtedy… nie byłeś gotowy. Nie mogłeś być ojcem. – Zacięła się na chwilę. – A ja… nie chciałam cię obarczać.

– Nie masz prawa decydować za mnie – powiedziałem, a głos zadrżał mi ze złości.

Ona spojrzała na mnie, a w jej oczach było coś, co mnie zaniepokoiło. Strach? Smutek?

Nie odpowiedziała. Milczała, jakby czekała, aż sam się domyślę.

Wróciłem do domu dzień później z głową ciężką jak ołów. Ręce mi drżały, a serce waliło, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi. Klaudia nic nie powiedziała wprost, ale nie musiała. Widok jej spojrzenia, ten cień bólu, który przemykał przez jej twarz, wystarczył.

Usiadłem w fotelu, wpatrując się w ciemne okno. Z ulicy dobiegały odgłosy miasta – klakson samochodu, śmiech przechodniów, szczekanie psa. Dla nich życie toczyło się dalej. A ja? Czułem, jakby nagle wszystko stanęło w miejscu.

Telefon zawibrował. Spojrzałem na ekran – wiadomość od nieznanego numeru.

„Cześć, tato. Wiem, że jesteś moim ojcem. Wysłałam ci pocztówkę, bo chciałam cię poznać.”

Patrzyłem na te słowa, jakby były zapisane w obcym języku. Tato. Moja córka. Nieznana, a jednak tak bliska. Serce podeszło mi do gardła.

Próbowałem coś napisać, odpisać, ale dłonie odmawiały posłuszeństwa. W głowie kłębiły się myśli. „Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nikt mi nie powiedział? Jak wygląda? Czy mnie zna? Czy mnie nienawidzi? Czy... potrzebuje mnie?”

Westchnąłem, przetarłem twarz dłońmi.

– O Boże… co ja mam teraz zrobić? – wyszeptałem w pusty pokój, a głos załamał mi się w pół zdania.

Przymknąłem oczy. Świat runął, ale jednocześnie coś się we mnie zapaliło. Nie mogłem tego zignorować.

Parę dni później znów pojechałem do Gdyni

Umówiliśmy się w małej kawiarni na rogu ulicy. Siedziałem przy stoliku z dłońmi splecionymi przed sobą, niepewny, co mam powiedzieć. Każda minuta dłużyła się w nieskończoność. Gdy drzwi się otworzyły, podniosłem wzrok – i wtedy ją zobaczyłem.

Dziewczyna w jasnej kurtce, z rudymi włosami związanymi w luźny kucyk, rozglądała się niepewnie. Była drobna, chociaż miała w oczach coś, co przyciągało spojrzenie. Nie musiałem pytać – to była ona.

– Lena? – zapytałem cicho, wstając z miejsca.

Kiwnęła głową. Przez moment patrzyliśmy na siebie, jakbyśmy oboje nie wierzyli, że to się dzieje. W końcu usiadła, patrząc na mnie spod rzęs.

– Cześć… – zaczęła nieśmiało. – Nie wiedziałam, jak to zrobić. Myślałam o tym długo… Wysłałam tę pocztówkę, bo... chciałam cię poznać.

Przełknąłem ślinę. Głos mi zadrżał.

– Nie wiem, co powiedzieć. To dla mnie… szok.

Lena uśmiechnęła się niepewnie, a w jej oczach zobaczyłem coś, co ścisnęło mnie za serce – tęsknotę.

– Wiem, że to dziwne – szepnęła. – Ale czy... możemy po prostu... zacząć od rozmowy?

Spojrzałem na nią, czując, jak w oczach zbierają mi się łzy.

– Oczywiście. Chciałbym… chciałbym cię poznać.

Klaudia siedziała kilka stolików dalej. Patrzyła na nas w milczeniu, z twarzą, na której mieszały się emocje – złość, ból, ale i coś jeszcze… może ulga?

Wróciłem do mieszkania późnym wieczorem. Drzwi zamknęły się za mną cicho, jakby dom rozumiał, że muszę pobyć sam ze swoimi myślami. Usiedliśmy z Leną w kawiarni na ponad dwie godziny, a mimo to czułem, jakbyśmy tylko musnęli powierzchnię tego, co nas czekało. Ona opowiadała mi o sobie – o szkole, o marzeniach, o tym, jak długo mnie szukała. Patrzyłem na nią, a każdy jej gest, każde słowo budziło we mnie żal. Tyle lat straconych. Tyle chwil, które mogliśmy przeżyć razem, a których już nie odzyskam. Przetarłem dłonią twarz.

Telefon zadzwonił. Aneta.

– No i? Jak poszło? – zapytała bez zbędnych wstępów.

– Dobrze… a raczej... dziwnie. Wiesz, mam córkę. Prawdziwą. Mówi, że śledziła mnie w internecie, że wysłała tę pocztówkę, bo chciała mnie poznać.

Przez chwilę po drugiej stronie słuchawki panowała cisza. Potem Aneta powiedziała cicho:

– To twoja szansa, Adam. Nie spieprz tego.

Spojrzałem na zdjęcie, które Lena mi pokazała w kawiarni – uśmiechnięta na tle morza, z rozwianymi włosami. Poczułem, jak serce ściska mi się ze wzruszenia.

Nie wiedziałem, jak to wszystko ułożyć, co zrobić, jak być ojcem. Ale wiedziałem jedno – nie chciałem zmarnować tej szansy.

Spojrzałem w ciemne okno, w odbiciu widząc swoją twarz. Może to właśnie teraz miałem zacząć być kimś więcej niż tylko samotnym facetem. Może teraz dopiero miałem zacząć naprawdę żyć. Siedziałem przy kuchennym stole, tym samym, przy którym nie raz zastanawiałem się, co poszło nie tak w moim życiu. Tym razem jednak nie myślałem o tym, co straciłem, ale o tym, co mogę zyskać. Telefon leżał przede mną. Patrzyłem na wiadomość od Leny – krótkie, nieśmiałe „Dzięki za dziś”. Niby zwykłe słowa, a jednak znaczące więcej, niż potrafiłem sobie wyobrazić jeszcze kilka dni temu.

Przez głowę przelatywały mi obrazy: Lena, jak nerwowo poprawia włosy w kawiarni, jej niepewne uśmiechy, pytania pełne ostrożności, a w tle Klaudia – cicha, obserwująca, jakby bała się, że ten nowy rozdział odbierze jej coś ważnego. Nie wiedziałem, co dalej. Nie wiedziałem, jak być ojcem dla trzynastolatki, która dopiero mnie poznaje. Nie wiedziałem, czy dam radę odbudować relację z Klaudią, czy to w ogóle możliwe. Ale pierwszy krok został zrobiony. Spojrzałem przez okno na ciemne, nocne miasto. Światła latarni rozlewały się złotym blaskiem po pustych ulicach. W tym świetle poczułem, że choć życie potrafi zaskoczyć, czasem wcale nie po to, by nas zniszczyć. Czasem po to, żeby przypomnieć, że jeszcze możemy coś zmienić. Cicho, prawie szeptem, powiedziałem do siebie:

– Spróbuję. Dla niej. I dla siebie też.

Adam, 41 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama