„Odkryłam, że teść ma kochankę i wyznałam to mężowi. Zamiast dziękować, wypędził mnie za drzwi, bo rodzina to świętość”
„Graliśmy w kochaną rodzinkę przed sąsiadami, przed znajomymi, nawet przed sobą nawzajem. Ale każdy spektakl kiedyś się kończy. Nie planowałam być tą, która pociągnie za kurtynę i przerwie przedstawienie. To nie był mój pomysł, nie moja afera. Ale to ja ją odkryłam. I głupia byłam, że myślałam, że wystarczy powiedzieć prawdę”.

- Redakcja
Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu. A i to nie zawsze, bo czasem na tych zdjęciach ktoś już od dawna udaje. Że kocha. Że dba. Że jest. Ja też przez lata udawałam – że mnie ta fasadowa, rodzinna pokazówka zadowala. Mój mąż zareagował… cóż, powiedzmy, że inaczej, niż się spodziewałam. Bo zamiast razem ze mną spojrzeć faktom w oczy, odwrócił się plecami. Tylko że nie do ojca. Do mnie. A wtedy zrozumiałam, że cała ta ich „rodzina” była jedną wielką, misternie wyreżyserowaną iluzją. I ja już nie chciałam w niej być.
Na gorącym uczynku
Zaczęło się zupełnie niewinnie. Pojechałam do teściów, jak co wtorek, z zupą w słoiku. Oni twierdzili, że wszystko mają, ale i tak zawsze zjedli. Otworzyłam drzwi kluczem – teściowa sama mi dorobiła – i od razu usłyszałam śmiech. Taki dziwnie młodzieńczy, rozchichotany. I nie, to nie był śmiech teściowej. Zresztą – ona akurat tego dnia była u fryzjera, co sama mi napisała godzinę wcześniej.
Podeszłam bezszelestnie do salonu. I wtedy go zobaczyłam. Teść, w swojej domowej koszuli, siedział na kanapie i obejmował młodą kobietę. Wyglądała na nie więcej niż trzydzieści lat. Wysoka, blond, paznokcie jak szpony i usta tak czerwone, że można by nimi pisać po ścianie.
– Kochanie, jeszcze chwilkę, zanim wróci stara – zaśmiał się, gładząc ją po udzie.
– Mmm, tylko się nie przyzwyczajaj, Władek. Nie jestem na stałe – odparła.
Wtedy mnie zauważyli. Najpierw ona – wyprostowała się jak struna. Potem on, pobladł momentalnie.
– Anita… – wyjąkał. – To nie tak jak myślisz.
– A jak? To twoja nowa metoda na relaks po obiedzie?
– Przecież nikomu nie musisz mówić… – mruknął błagalnie.
– Owszem, nie muszę. Ale to chyba powinien wiedzieć twój syn, nie sądzisz?
Nie czekałam na odpowiedź. Wyszłam, zostawiając za sobą słoik z pomidorową i dwoje ludzi z minami jak po trzęsieniu ziemi.
Jak to „co mi do tego”?!
Zastanawiałam się całą drogę, czy mówić Markowi. Może lepiej udawać, że nic nie widziałam? Przecież to jego ojciec. A może... Może on już wie? I nic z tym nie robi? Ale w końcu nie wytrzymałam.
– Marek, muszę z tobą porozmawiać – powiedziałam, gdy wrócił z pracy. Zdjął buty, rzucił klucze na komodę, jak zawsze.
– No to mów, tylko szybko, bo padam z nóg.
– Chodzi o twojego ojca. Widziałam go dzisiaj z jakąś kobietą.
Uniósł brwi, ale nie wyglądał na zaskoczonego.
– Z kim?
– Młoda, blond, siedziała mu prawie na kolanach. U niego w salonie. Twojej mamy nie było.
Zacisnął szczęki. I już myślałam, że zaraz wybuchnie. Ale nie tak, jak się spodziewałam.
– I co z tego? Co ci do tego, Anita?
Zatkało mnie.
– Jak to „co mi do tego”?! Twój ojciec zdradza twoją matkę!
– Moja matka to nie twoja sprawa. I mój ojciec też nie.
– Marek, on się z nią tam obściskiwał! To nie była koleżanka z kółka szachowego!
– A ty co, detektyw? Czego tam w ogóle szukałaś?!
– Zaniosłam im obiad, jak co tydzień!
– Może czas przestać się wtrącać w nie swoje sprawy. Serio, Anita. To nie twój cyrk.
Spojrzałam na niego, kompletnie zbita z tropu. Jeszcze pięć minut temu myślałam, że będzie mi wdzięczny, że stanęłam w obronie jego matki.
– Nie wierzę. Ty go bronisz?
– Nie. Ale nie twoja rola, żeby rozstawiać wszystkich po kątach.
Wtedy coś we mnie pękło. Wyszłam z kuchni bez słowa. I pierwszy raz pomyślałam, że może ta rodzina zawsze była jakaś... nie moja.
Jakby nic się nie stało
Spodziewałam się, że po nocy Marek przyjdzie, przeprosi, powie, że się uniósł. Że zrozumiał. Ale rano było tylko ciche „dzień dobry” i dźwięk ekspresu do kawy. Jakby nic się nie stało. Jakby rozmowa sprzed kilkunastu godzin nigdy nie miała miejsca.
– Zamierzasz coś z tym zrobić? – zapytałam, stając w drzwiach kuchni.
– Z czym?
– Z tym, że twój ojciec ma romans.
– Anita… – westchnął ciężko. – Ty naprawdę nie masz innych problemów?
– Nie. Bo teraz to jest mój problem. Wiesz dlaczego? Bo ja tam byłam. Bo widziałam, jak się do niej uśmiechał. Bo twoja matka zaraz się dowie. I zgadnij, kto będzie winny?
– Na pewno nie on, tylko ty, że „siałaś ferment”, co?
Milczał.
– Marek, serio. Udajesz, że tego nie ma? Że ojciec całuje jakąś lasię, a ty: „spoko, bywa”?
– A może... Może to matka od dawna wie?
– I nic z tym nie robi?
– Może. Nie wiem. Ale to nie znaczy, że ty musisz się w to ładować z butami.
– Mam milczeć? Udawać?
– Tak. Dla świętego spokoju. My tu mieszkamy, mamy swoje życie. Nie rób z siebie bohaterki.
– Nie jestem bohaterką. Po prostu nie lubię hipokryzji.
– To może pomyśl, gdzie mieszkasz. Bo jak ci tak źle w tej rodzinie, to droga wolna.
Popatrzyłam na niego uważnie. Nie żartował. W jego oczach nie było ani grama ciepła.
I wtedy pomyślałam: A może właśnie z tej rodziny powinnam już wyjść.
Nie mogłam dłużej w tym tkwić
Spakowałam się szybko. Dwie torby, kosmetyczka, dokumenty.
– Co ty robisz? – zapytał, widząc mnie w przedpokoju.
– To, co mi radziłeś. Wychodzę. Droga wolna, pamiętasz?
– Myślałem, że tylko się uniosłaś.
– Nie. Ja się wreszcie obudziłam.
– Naprawdę? Przez to wszystko? Przez romans starego?
– Nie. Przez ciebie. Bo kiedy ci się wali pod nogami, to nie stajesz po stronie prawdy, tylko po stronie wygody.
– Anita… – westchnął. – No błagam cię, nie rób scen.
– Ja? Ja przez dwa dni próbowałam cię obudzić. I zrozumiałam, że w tej rodzinie chodzi tylko o to, żeby ładnie wyglądało z zewnątrz. A co w środku? Szambo. Przykryte dla niepoznaki.
– To nie tak.
– A jak?
Zamilkł. Patrzył na mnie, jakby widział mnie pierwszy raz. Jakby się zdziwił, że nie jestem już tą cichą, posłuszną „synową, co wszystko zniesie”.
– I gdzie ty niby pójdziesz?
– Gdziekolwiek. Byle nie tu.
– Myślałem, że jesteśmy rodziną.
Zaśmiałam się. Gorzko.
– Rodziną? Prędzej grupą rekonstrukcyjną. Z naciskiem na „rekonstrukcja fikcji”.
Zamknęłam za sobą drzwi. I pierwszy raz od dawna poczułam, że oddycham. Nie wiedziałam jeszcze, co będzie dalej. Ale wiedziałam jedno – cokolwiek to będzie, będzie autentyczne.
Rozmowa z teściową
Zamieszkałam u przyjaciółki. Jedna kanapa w salonie dała mi więcej spokoju niż całe mieszkanie z Markiem. Nie dzwonił. Nie pisał. Tylko raz, po tygodniu, napisała do mnie jego matka.
– Anita, czemu mnie unikasz? Coś się stało?
Siedziałam nad tą wiadomością długo. I w końcu odpisałam.
– Może porozmawiamy osobiście?
Spotkałyśmy się w jej ulubionej cukierni. Przyszła punktualnie, w beżowym płaszczu i apaszką jak z katalogu. Uśmiechała się, jakbyśmy miały rozmawiać o przepisie na sernik.
– Anita, no co się dzieje? Marek coś przeskrobał?
– To nie od Marka się zaczęło.
– A od kogo?
– Twojego męża.
Znieruchomiała. Zamarła z filiżanką kawy w połowie drogi do ust.
– Od Władka?
– Tak. Widziałam go. Z inną. W waszym domu. Na kanapie. To był wtorek, jak cię nie było.
Milczała. Odstawiła filiżankę. Ręce jej się trzęsły, ale twarz – kamienna.
– Wiedziałam.
– Co?
– Wiedziałam. Od lat. Ale wiesz… wtedy dzieci były małe. A potem było mi wygodnie. Dom, święty spokój.
– Czyli… nic z tym nie zrobisz?
– A co mam zrobić? Zacząć od nowa po sześćdziesiątce? Ludzie żyją, jak potrafią.
– Czyli udajesz.
– Tak jak wszyscy, Anita. A ty myślałaś, że trafiłaś do reklamy?
Nie odpowiedziałam. Bo w tej chwili po raz pierwszy naprawdę zrozumiałam, że w tej „rodzinie” tylko ja byłam naiwna.
Wybieram życie w prawdzie
Minął miesiąc. Marek się odezwał. Krótko. „Chcesz pogadać?”. Spotkaliśmy się w parku, jak obcy ludzie umawiający się przez aplikację.
– I co teraz? – zapytał, trzymając dłonie w kieszeniach, jakby bał się, że go ugryzę.
– Teraz? Teraz zaczynam żyć, Marek.
– Myślałem, że się pogodzisz z tym wszystkim. Wiesz… z czasem.
– Ty serio nie rozumiesz, że ja nie chcę się pogodzić z życiem w kłamstwie?
– Przesadzasz.
– Nie. Przez lata byłam grzeczna, miła, dyskretna. A jak raz zrobiłam coś nie według waszego scenariusza – wyrzuciłeś mnie z obsady.
– To była rodzina.
– To była fasada, Marek. A ja już nie chcę mieszkać w takim czymś. Nawet jeśli to znaczy, że mam być sama.
– Anita…
– Nie. Posłuchaj. Twój ojciec zrobił, co zrobił. Twoja matka postanowiła udawać, że nie widzi. Ty też. Tylko ja uznałam, że to nie w porządku. I tylko ja za to zapłaciłam.
– Nie sądziłem, że to cię aż tak ruszy.
– Bo nie znasz mnie. Nigdy nie chciałeś poznać. Wystarczało ci, że umiem zrobić zupę i uśmiechać się do twojej rodziny.
Patrzył na mnie długo. W końcu skinął głową.
– No to… powodzenia, Anita.
– Tobie też, Marek. Tylko może następnym razem nie szukaj kogoś, kto będzie ci pasował do tej iluzji.
Odwróciłam się i odeszłam. I wiecie co? Nie obejrzałam się ani razu.
Anita, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nad grobem własnej matki usłyszałam słowa, których nigdy nie zapomnę. Narobiła nam wstydu nawet po swojej śmierci”
- „Kupiłam wiązankę na Wszystkich Świętych za 50 zł. Teściowa powiedziała, że to wstyd, a ja jestem sknerą”
- „Córka żeruje na nas i nie ma żadnych planów na przyszłość. Boję się, że zmarnuje całe swoje życie”

