„Odkryłam, że mój syn ma drugą rodzinę. Widok, który zastałam w domu tej drugiej, zwalił mnie z nóg”
„Gdyby ktoś kilka miesięcy temu powiedział mi, że nie znam własnego syna, wyśmiałabym go prosto w twarz. Patryk był moim oczkiem w głowie, całym światem. Samotnie go wychowywałam od kiedy miał trzy latka – jego ojciec po prostu zniknął, jakby się rozpłynął w powietrzu. Nie szukał kontaktu, nie płacił alimentów, a ja... nigdy nie żałowałam. Mieliśmy siebie – ja i Patryk. I to wystarczało”.

- Redakcja
Zawsze byłam przekonana, że mamy wyjątkową więź. Rozmawialiśmy o wszystkim – o szkole, jego pasjach, później o pracy, dziewczynach. Wiedziałam, kiedy ma egzamin, kiedy idzie na randkę i jaką kawę pije najchętniej. Wiedziałam też, że z Zuzanną, swoją dziewczyną od trzech lat, planuje się zaręczyć. Sama pomagałam mu wybierać pierścionek – taki delikatny, złoty, z małym szmaragdem, bo Zuzia nie lubiła błyskotek. Wiem, bo mi mówił.
W każdą niedzielę przychodził do mnie na obiad. Zawsze mówił, że nic nie smakuje mu tak, jak moje gołąbki. Śmialiśmy się, wspominaliśmy, czasem przynosiliśmy zdjęcia z jego dzieciństwa, które wyciągałam z pudła pod łóżkiem.
– Mamo, ty chyba je znasz na pamięć – mówił z uśmiechem. A ja... byłam po prostu dumna. Bo kto jak nie ja miałby go znać najlepiej?
Teraz siedzę w tej samej kuchni, wpatrując się w to samo zdjęcie małego Patryka na sankach. I nie poznaję go. Nie wiem, kim jest człowiek, którego wychowałam. A przynajmniej – nie wiem, jak długo żył ze mną w kłamstwie.
Bo okazuje się, że mój syn miał drugą rodzinę. Miał dziecko. I przez pięć lat potrafił to przede mną ukrywać.
Jak to możliwe, że niczego nie zauważyłam? Czy byłam aż tak ślepa? Czy byłam tylko wygodną dekoracją jego życia?
A może... sama sobie wmawiałam, że wszystko wiem najlepiej? Że wychowałam go na człowieka, który nigdy mnie nie skrzywdzi?
Pierwszy podejrzenia
– Patryk, zrobiłam ci sernik z malinami – powiedziałam, stawiając talerz na stole. – Twój ulubiony.
– Dzięki, mamuś – uśmiechnął się krótko, ale jakiś był rozkojarzony. Zerknął na telefon i jakby się lekko wzdrygnął.
Nie chciałam być wścibska. Ale kątem oka zauważyłam, że ekran telefonu nadal świecił. Zanim go wygasił, zdążyłam przeczytać jedno zdanie:
„Ola już tęskni. Kiedy znów przyjedziesz?”
– Ola? – zapytałam odruchowo, starając się, by brzmiało to naturalnie. – Nowa koleżanka?
Zastygł na chwilę, a potem wzruszył ramionami.
– Nie, to znaczy… nie do końca. To córka kolegi z pracy. Czasem mu pomagam ją odebrać ze świetlicy, jak nie zdąży – powiedział zbyt szybko. – Wiesz, niektórym ciężko pogodzić robotę z dzieckiem.
Znałam mojego syna. Kiedy kłamał, jego głos robił się trochę wyższy, a ręce niespokojnie szukały czegoś do roboty. Teraz właśnie zaczął łamać palce – gest, który znałam od jego dzieciństwa. Robił to, kiedy bał się, że zostanie przyłapany.
Uśmiechnęłam się, ale w środku coś się we mnie zacisnęło.
– Miło z twojej strony. Musi być urocza, skoro już tęskni – powiedziałam z udawaną lekkością.
– No… dzieciaki szybko się przywiązują – rzucił, patrząc wszędzie, tylko nie na mnie.
Piliśmy herbatę w ciszy. On udawał, że wszystko jest w porządku. Ja też.
Tylko że to jedno zdanie – „Ola już tęskni” – brzmiało mi w głowie jeszcze długo po jego wyjściu. I nie dawało mi spokoju.
Sygnały nie do zignorowania
– Cześć, Zuzanno! – powiedziałam z entuzjazmem, gdy spotkałam ją przypadkiem pod piekarnią. – Wiesz, Patryk mówił, że planujecie zaręczyny. Gratulacje!
Zuzanna zbladła. Dosłownie. Jakby jej ktoś nagle zabrał tlen. Na ułamek sekundy zawahała się, a potem wymusiła uśmiech.
– A… tak… – odparła niepewnie. – Mieliśmy… znaczy... to był pomysł sprzed kilku miesięcy. Teraz mamy trudny czas.
– Trudny czas? – powtórzyłam, próbując ukryć zdziwienie.
– To nic takiego. Po prostu... Patryk jest ostatnio bardzo… zajęty – powiedziała, wyraźnie nie chcąc rozwijać tematu. – Nie wiem, czy wszystko się ułoży. Ale muszę lecieć, przepraszam, do zobaczenia!
I już jej nie było. Zostawiła mnie w środku ciepłego sierpniowego dnia, z głową pełną niepokojących myśli.
Tego wieczoru, gdy Patryk przyszedł na herbatę, udałam, że wychodzę do łazienki, ale naprawdę poszłam po coś do jego plecaka. Wiedziałam, że to nie fair. Ale coś we mnie krzyczało, że muszę.
Na ekranie laptopa, który zostawił otwarty, widniała galeria zdjęć. Kliknęłam jedno. Potem drugie. I trzecie.
Mała dziewczynka, może czteroletnia. Uśmiechnięta, z dwiema kitkami i dołeczkami w policzkach. W jednej ręce trzymała lody, w drugiej dłoń mojego syna.
A pod zdjęciem podpis: „Ola i tata na spacerze”
Zamknęłam laptop. I przez chwilę tylko stałam w miejscu, czując, że kolana mi się uginają.
Patryk. Mój Patryk. „Tata”?
Tajemnica wychodzi na jaw
Stałam przy zlewie, udając, że zmywam kubek. Ale tak naprawdę… nasłuchiwałam.
– Nie wiem, jak jej to powiedzieć… – usłyszałam z przedpokoju. Patryk rozmawiał przez telefon, myśląc, że śpię w pokoju.
– Nie chcę, żeby mama się zawiodła, ale to już trwa za długo – mówił cicho, niemal szeptem.
– Ola nie może być tą, którą się ukrywa – odpowiedział kobiecy głos.
Julia. Tak miał zapisany jej numer. Widziałam. Nie byłam święta – zaglądałam.
Wyszłam z kuchni bezgłośnie, ale nie miałam już zamiaru milczeć.
– Patryk – powiedziałam ostrym tonem. Zamarł. – Kim jest Julia? I kim jest Ola? Lepiej, żebyś mi to powiedział teraz, bo jeśli jeszcze raz spróbujesz kłamać, to przysięgam… wyrzucę cię z domu jak śmiecia.
Zbladł. Jakby go ktoś uderzył w brzuch.
– Mamo… Proszę, daj mi wyjaśnić.
– To wyjaśniaj! – wrzasnęłam, trzęsąc się z emocji. – Całe życie ci oddałam! Sama cię wychowywałam! Myślałam, że jesteśmy blisko… A ty?! Masz drugą rodzinę?! Masz DZIECKO?! I nawet nie miałam prawa się dowiedzieć?!
– To nie tak… Ja po prostu… – zaczął się jąkać.
– Nie tak?! Zdjęcia podpisane „tata”, rozmowy za moimi plecami, kłamstwa! – wyrzucałam z siebie wszystko, co przez ostatnie dni się we mnie gromadziło.
– Bałem się. Nie wiedziałem, jak zareagujesz… – wydukał w końcu.
– To dlatego przestałeś mówić o zaręczynach z Zuzanną? Dlatego ją ranisz i okłamujesz jak mnie? – pokręciłam głową, czując gorącą gulę w gardle. – Jesteś tchórzem, Patryk. Tchórzem.
I wtedy pękłam. Usiadłam na krześle i zaczęłam płakać. Tak po prostu. Bo już nawet krzyczeć nie miałam siły.
Opowieść Patryka
Usiedliśmy naprzeciwko siebie w kuchni. Jeszcze przed chwilą krzyczałam, teraz panowała cisza tak gęsta, że aż bolała. Patryk trzymał w dłoniach szklankę z herbatą, której nawet nie tknął. Ręce mu się trzęsły.
– Powiedz mi wszystko – powiedziałam już spokojniej, ale wciąż twardo. – Od początku. Bez żadnych gierek.
Zaczął powoli.
– Julię poznałem kilka lat temu. Pracowała wtedy w biurze projektowym, w którym robiliśmy wspólny projekt. Była w trudnym momencie życia. Ja… też nie byłem wtedy szczęśliwy. Zuzanna wyjechała na rok do Holandii, oddaliliśmy się. A Julia… po prostu była. Blisko. Ciepła. Rozumiała mnie.
– Czyli po prostu ją zdradziłeś – wtrąciłam zimno.
– Tak – przyznał. – Nie jestem z tego dumny. To miało być tylko... coś chwilowego. Julia zaszła w ciążę. Chciała usunąć, ale nie potrafiła. A ja… też nie potrafiłem powiedzieć jej: zrób to.
– Dlaczego nic mi nie powiedziałeś? – spytałam cicho. – Dlaczego tyle lat udawałeś, że wszystko jest w porządku?
– Bo bałem się, że mnie znienawidzisz. Że zawiodę cię na całej linii. Widzisz we mnie dobrego syna, a ja… rozpieprzyłem życie trzech kobiet.
Zacisnęłam usta.
– I co dalej? Mieszkasz z nimi?
– Nie. Mieszkają same. Jeżdżę tam, kiedy mogę. Płacę za wszystko. Zuzanna wie tylko, że to jakaś znajoma z dzieckiem, której pomagam… – przerwał i spojrzał na mnie z takim wstydem, że aż zrobiło mi się niedobrze.
– Czyli żyjesz na dwa fronty.
– Już nie. Chciałem to wszystko zakończyć. Ale wtedy… wtedy Ola powiedziała do mnie „tatusiu” po raz pierwszy. I wiedziałem, że już nie mogę zniknąć.
Patrzyłam na niego długo. I nic już nie mówiłam
Wstałam, sięgnęłam po płaszcz i wyszłam z mieszkania. Musiałam oddychać. Musiałam to przemyśleć. To była impulsywna decyzja. Wzięłam adres z notatnika Patryka, który zostawił na stole. Bez uprzedzenia, bez zapowiedzi. Wsiadłam w autobus, wysiadłam kilka przecznic wcześniej. Nie chciałam, żeby mnie widziano z okna. Czułam się jak intruz, ale przecież... byłam jego matką. Miałam prawo znać prawdę. Dom był niewielki, z odrapanym balkonem i starą huśtawką w ogrodzie. Zadzwoniłam do drzwi z sercem walącym jak młot. Otworzyła kobieta. Zmarszczyła brwi, patrząc na mnie niepewnie.
– Dzień dobry. Ja… jestem Teresa. Matka Patryka.
Milczenie. Trwało może trzy sekundy, ale zdążyłam w tym czasie pomyśleć wszystko: że zaraz mi zamknie drzwi przed nosem, że zacznie krzyczeć, że każe mi się wynosić.
– Proszę… proszę wejść – powiedziała w końcu.
W salonie pachniało kawą i jakimś słodkim kremem do rąk. Usiadłam na brzegu fotela, jakby to miała być pułapka. Julia podała mi herbatę. Jej dłoń lekko drżała.
– Nie wiem, co mam powiedzieć – zaczęłam. – Nie przyszłam robić awantur. Chciałam tylko... zobaczyć.
Julia skinęła głową. Wyszła na chwilę z pokoju. Po chwili wróciła z dziewczynką. Mała miała ciemne oczy, takie jak Patryk. I ten sam dołek w brodzie.
– Ola, powiedz dzień dobry – szepnęła Julia.
– Dzień dobry – powiedziała dziewczynka cicho, patrząc na mnie z nieśmiałością.
Poczułam, że coś mi się ściska w środku. Wnuczka. Moja wnuczka. Choć nikt nigdy mi jej nie przedstawił.
– Jest bardzo… podobna do niego – wydusiłam.
– Tak. I bardzo go kocha – odpowiedziała Julia. – Ale nie każę jej na niego czekać z walizką. Po prostu… chciałam, żeby miała ojca.
Spojrzałam na nią.
– Ja nie wiem, co z tym wszystkim zrobić. Ale jeśli Ola jest wnuczką... chcę ją znać.
Julia nie odpowiedziała od razu. Ale jej oczy zmiękły.
– Nie chcę pani wykluczać. Tylko… proszę nie oceniać. Nikt z nas nie planował tego tak.
Między dwiema prawdami
Wróciłam do domu późnym wieczorem. Usiadłam na kanapie, patrząc w pustkę. Patryk napisał wiadomość: „Mamo, wszystko w porządku?”. Nie odpisałam.
W głowie miałam dwa obrazy: Zuzannę, której serce właśnie pęka – i Olę, patrzącą na mnie z dziecięcą ciekawością.
Czy da się kochać kogoś, kto tak bardzo cię zranił? Czy matczyna miłość ma granice? Nie miałam odpowiedzi. Ale wiedziałam jedno – nie zamierzam być ostatnią, która zna prawdę. Już nigdy więcej.
Teresa, 60 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż zabrał mnie na grzyby do lasu. Miało być romantyczne, a skończyło się kłótnią o kanapki z pasztetem”
- „Na grzybobraniu znalazłam teściową śpiącą w krzakach. Twierdziła, że poluje na najlepszego prawdziwka”
- „Wygrałam milion w totka i przypadkiem odnalazłam zaginioną rodzinę. Naiwnie myślałam, że przyciągnęła ich miłość”

