„Odkryłam, że mąż wynajmuje jakieś mieszkanie i opłaca rachunki. Wpadłam tam bez zapowiedzi i przeżyłam szok”
„Kiedyś Patryk dzwonił codziennie, nawet jeśli był daleko. Ostatnio potrafił nie odezwać się cały dzień, a potem rzucić na Messengerze: padam na twarz. Wracał zmęczony, nie mówił, co robił. Nie dzielił się niczym. Był obecny, ale jakby tylko ciałem. Oczami błądził gdzieś dalej”.

- Redakcja
Dziesięć lat. Tyle już byliśmy z Patrykiem razem. Niektórym może się wydawać, że to dużo, innym – że dopiero początek. Dla mnie to był czas, który wyznaczał pewien rytm – nie zawsze miarowy, ale przewidywalny. Życie z Patrykiem nigdy nie przypominało tych filmowych uniesień – nie było bukietów róż bez okazji, szalonych wypadów w nieznane, ani nocnych rozmów o sensie życia. Była za to stabilność. I właśnie za nią, wtedy, dziesięć lat temu, pokochałam Patryka.
Byłam księgową – z natury uporządkowaną, skrupulatną, oszczędną. Patryk był inny. Handlowiec z żyłką do negocjacji, zawsze potrafił coś „załatwić”, „wykombinować”. Czasem zazdrościłam mu tej lekkości, ale częściej patrzyłam z lekkim niedowierzaniem, jak można żyć tak… beztrosko.
Pobraliśmy się z rozsądku, z cichego porozumienia, że razem będzie nam łatwiej. I przez długi czas naprawdę było. Spłacaliśmy kredyt za mieszkanie, zbieraliśmy na wakacje, wymienialiśmy sprzęty w domu. Bez fajerwerków, ale stabilnie. Patryk był obecny – w naszym wspólnym planowaniu, codziennych obowiązkach, nawet w tych drobnych, powtarzalnych momentach, które z czasem tworzą coś w rodzaju cichej intymności.
Wszystko się zmieniło
Patryk wracał późno, mówił o delegacjach, zmęczeniu, nowych klientach. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać, odpowiadał zdawkowo. Bliskość między nami zaczęła znikać.
Usprawiedliwiałam go. Bo stres. Bo praca. Bo może ja też się zmieniłam. Przestaliśmy sypiać razem – najpierw przez jego rzekome wyczerpanie, potem… po prostu przestaliśmy. Kiedy dzwonili znajomi, opowiadaliśmy bajki o wspólnych planach i cudownym związku. A przecież żyliśmy jak współlokatorzy, którzy nie mają już sobie nic do powiedzenia.
I właśnie wtedy, kiedy już prawie uwierzyłam, że to tylko przejściowe, postanowiliśmy kupić większe mieszkanie. Patryk sam wyszedł z inicjatywą: „Może to będzie dla nas nowy początek, Lidka.” Uśmiechnęłam się wtedy do niego po raz pierwszy od tygodni.
Nowy początek. Taki był plan. Miał być kredyt, większy metraż, balkon z widokiem na park. A potem… nowe życie. Ale zanim to się wydarzyło, musiała jeszcze nastąpić prawda.
Nie chce być taką kobietą
– I co, dalej nie rozmawiałaś z nim wprost? – Monika spojrzała na mnie znad filiżanki cappuccino, mrużąc oczy tak, jakby próbowała mi zajrzeć prosto do duszy.
– A co mu mam powiedzieć? Że czuję, że coś się dzieje? Że inaczej mnie całuje, a raczej wcale już tego nie robi? Że znowu był niby w delegacji, ale jego koszula pachniała obcymi perfumami? Może to tylko moja wyobraźnia, a ja nie chcę wyjść na wariatkę – westchnęłam i spojrzałam przez okno kawiarni, jakby odpowiedź miała stać gdzieś za szybą, na przejściu dla pieszych.
– Lidka, jesteś księgową. Lubisz fakty, liczby, konkrety. A to, co teraz robisz, to tkwienie w domysłach. Sprawdź jego telefon. Konto. Zadaj pytanie i nie odpuszczaj. Bo z tego, co mówisz, to nie wygląda jak zwykłe przemęczenie materiału.
– Nie chcę być tą kobietą, co przeszukuje kieszenie i loguje się na cudze konta. To dla mnie poniżej godności. Jeśli coś robi, powinien mieć choć tyle odwagi, żeby sam się przyznać.
– A jeśli się nie przyzna, to co? – Monika nie spuszczała ze mnie wzroku. – Będziesz czekać, aż sam się znudzi i odejdzie?
Nie odpowiedziałam. Prawda była taka, że już od dawna coś mnie dręczyło. Kiedyś Patryk dzwonił codziennie, nawet jeśli był daleko. Ostatnio potrafił nie odezwać się cały dzień, a potem rzucić na Messengerze „padam na twarz”. Wracał zmęczony, nie mówił, co robił. Nie dzielił się niczym. Był obecny, ale jakby tylko ciałem. Oczami błądził gdzieś dalej.
– Może się czepiam – powiedziałam cicho. – Może rzeczywiście za dużo pracuje. Może jego oddalenie nie ma nic wspólnego z żadną kobietą, tylko ze stresem. Zmęczeniem. A może... może to ja się zmieniłam?
– I to by tłumaczyło te nowe koszule, perfumy i to, że nie pamięta nawet, jaki film oglądaliście razem w sobotę? – Monika uniosła brew. – Serio?
Zawsze miała ten dar trafiania w punkt, w najmniej odpowiednim momencie. I właśnie przez to tak bardzo jej ufałam. Prawda była taka, że zaczęłam szukać wymówek za Patryka. Tłumaczyć rzeczy, których wcale nie potrafiłam zrozumieć. Jego milczenie, jego coraz częstsze wyjazdy, nowe hasło w telefonie, którego nigdy wcześniej nie potrzebował.
Wyszłyśmy z kawiarni w milczeniu. Monika przytuliła mnie na pożegnanie i powiedziała tylko jedno zdanie:
– Czasem to, czego się boisz dowiedzieć, i tak już jest prawdą.
Wracałam do domu i próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatnio Patryk spojrzał na mnie tak, jak dawniej. Nie pamiętałam. A może po prostu nie chciałam.
Odrzucony wniosek
Siedzieliśmy obok siebie w banku, ale czułam się, jakbym przyszła z obcym człowiekiem. Patryk przeglądał coś w telefonie, ja nerwowo ściskałam teczkę z dokumentami. Miałam w niej wszystko – zaświadczenia, wyciągi, PIT-y. Nasz plan był prosty: większe mieszkanie, kredyt na dwadzieścia lat, nowy początek.
Urzędniczka spojrzała na ekran, potem na nas, a potem znów na ekran. Uśmiech nagle jej zgasł.
– Przykro mi, ale bank nie może zatwierdzić wniosku ze względu na istniejące zobowiązania kredytowe pana Patryka – powiedziała cicho, jakby nie chciała robić sceny.
Zamarłam.
– Jakie zobowiązania? – spytałam, zanim zdążyłam się zastanowić, czy powinnam to mówić przy niej. Spojrzałam na Patryka. – O czym ta pani mówi?
– To nic takiego – mruknął. – Taka drobna pożyczka sprzed kilku miesięcy. Konsumpcyjna. Zapomniałem ci powiedzieć.
– Konsumpcyjna? – powtórzyłam mechanicznie. – Od miesięcy ją spłacasz i zapomniałeś?
Urzędniczka udała, że nagle ma bardzo dużo do zrobienia.
– Może porozmawiamy w domu – szepnął Patryk.
Nie odpowiedziałam. Wyszliśmy z banku, ale cały czas słyszałam tylko jedno: „istniejące zobowiązania”. Ja, która wiedziałam, gdzie mamy każdą złotówkę, nie wiedziałam nic o kilkudziesięciu tysiącach długu.
Nie zapytałam go już o nic. Bo coś we mnie się wtedy przełamało.
Zajrzałam do jego laptopa
Zawsze znałam jego hasła. Nie dlatego, że je podejrzałam. Po prostu nigdy ich nie zmieniał. Patryk był leniwy w tych sprawach – wszystko miał zapisane na żółtych karteczkach w szufladzie biurka. Gdy tego wieczoru zasnął, wzięłam jego laptop i zalogowałam się na konto bankowe. Nie szukałam niczego konkretnego. Chciałam tylko zrozumieć, o co chodzi z tą pożyczką.
Zobaczyłam regularne przelewy – ta sama kwota, co miesiąc, na prywatne konto o nieznanym mi numerze. Odbiorca: „Anna R.”. Obok inne transakcje – czynsz, prąd, internet. Tyle że nie na nasz adres. Wpisałam nazwę firmy administrującej mieszkaniami – znalazłam ogłoszenie. Kawalerka w centrum. Wynajęta od ponad roku. Potem odkryłam folder na jego komputerze z fakturami. W jednym z plików widniał ten sam adres, co w przelewach. Adres z jednej z „delegacji”, z której wrócił opalony, zadowolony i jakby zbyt spokojny. Zamknęłam laptop i usiadłam na podłodze w kuchni. Nie płakałam. Patrzyłam w jeden punkt, próbując złożyć wszystko w całość.
Następnego dnia nie wytrzymałam. Czekałam, aż wróci.
– Powiedz mi prawdę – zaczęłam spokojnie. – Z kim wynajmujesz mieszkanie?
Patryk zamarł w progu. Milczał.
– Kto tam mieszka, Patryk? Ja już wiem. Widziałam historię konta, przelewy, faktury. Wszystko się zgadza.
Nie próbował zaprzeczać. Nie próbował też przeprosić.
– Nie chciałem cię ranić... – powiedział cicho.
– Za późno – odpowiedziałam.
To był moment, w którym coś we mnie naprawdę zgasło. Nie dlatego, że mnie zdradził. Ale dlatego, że przez tyle miesięcy potrafił to robić z taką obojętnością.
Poszłam do matki Patryka
Nie miałam siły zostać w tym mieszkaniu. Poszłam do niej – do jego matki. Kiedyś byłyśmy blisko, odkąd Patryk się pojawił, traktowała mnie jak córkę. Była jedyną osobą, która mogła mi wytłumaczyć, co się właściwie stało. Przynajmniej tak sobie wtedy wmawiałam.
Usiadłam przy jej stole. Postawiła przede mną herbatę, usiadła naprzeciw i patrzyła bez słowa.
– Patryk wynajmuje mieszkanie innej kobiecie. Od miesięcy. Nie wiem, co jeszcze chcesz usłyszeć, ale ja nie zamierzam udawać, że to się nie wydarzyło.
Milczała przez chwilę, po czym westchnęła i pokręciła głową.
– Lidka, może to chwilowy kryzys. Mężczyźni czasem... się gubią. Może trzeba mu dać czas, przemyśleć wszystko. Zawsze był słaby do kobiet. Tego się chyba nie da oduczyć.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Chcesz mi powiedzieć, że mam mu wybaczyć? Że to normalne?
– Nie, ale może warto zawalczyć. Nie podejmuj decyzji w złości.
Wstałam od stołu, zanim zdołała powiedzieć coś jeszcze.
– Czyli to ja jestem ta głupia, bo chciałam wierzyć. Bo nie sprawdzałam. Bo myślałam, że się mną znudził, a nie że mnie zdradza.
– On cię przecież nie zostawił – powiedziała cicho, jakby to miało mi dodać otuchy.
– Zostawił. Tylko wcześniej niż myślałam – rzuciłam i wyszłam bez pożegnania.
Tamtego wieczoru siedziałam na kanapie sama. Światło przygaszone, telefon wyciszony. Czułam, jakby mnie ktoś wyciął z własnego życia i włożył do innego – pustego, cudzego, bez znaczenia. Nie płakałam. Siedziałam w ciszy i myślałam, że przez tyle lat wierzyłam w człowieka, który nie miał problemu, żeby przez ponad rok prowadzić drugie życie. I że może to ja jestem naiwna. Może byłam zbyt spokojna, zbyt lojalna, zbyt pewna, że jeśli robi się wszystko jak trzeba, to nic się nie rozsypie. Ale wszystko się rozsypało.
Pojechałam tam po pracy
Wiedziałam, gdzie jechać. Znałam adres, numer mieszkania, nawet kod do domofonu – był na jednej z faktur. Pojechałam tam po pracy. Stałam chwilę pod drzwiami, potem zapukałam. Otworzył. Zaskoczony, blady.
– Więc to tu – powiedziałam. – Tu zbudowałeś nowe życie.
Nie odpowiedział. Przesunęłam wzrokiem po wnętrzu – kobiece dodatki, miękki koc na sofie, buty w przedpokoju.
– Od kiedy? – zapytałam. – Jak długo tu przyjeżdżasz? Co jej mówisz? Że jesteś zmęczony?
Patryk w końcu przemówił.
– Nie planowałem tego. Tak wyszło. Byłem zmęczony… A ona… była inna.
Pokręciłam głową.
– Nie. Ona była łatwa. A ja byłam prawdziwa.
Odwróciłam się i poszłam. Kiedy zamknęłam za sobą drzwi tamtego mieszkania, poczułam dziwne ukojenie. Jakby ciężar, który od miesięcy przygniatał mi pierś, w końcu odpadł. Nie dlatego, że ból zniknął – ten dopiero miał nadejść. Ale przynajmniej wiedziałam już wszystko. Nie było niedopowiedzeń, wymówek, podejrzeń. Była tylko prawda, której nie dało się cofnąć.
Tydzień później spakowałam swoje rzeczy. Nie czekałam na kolejne rozmowy, tłumaczenia. Nie chciałam żyć w roli kontrolerki i kobiety, która sprawdza cudze kieszenie. Znalazłam małe mieszkanie na wynajem. Z balkonem, choć wychodził nie na park, a na ruchliwą ulicę. Stałam na nim pierwszego wieczoru, popijając herbatę, i pomyślałam, że przez dziesięć lat nauczyłam się jednego: stabilność nie ma sensu, jeśli stoi na kłamstwie.
Patryk próbował dzwonić. Nie odpowiadałam. Bo wiedziałam już, że to ja muszę zacząć od nowa. Sama. Nie chciałam być tą kobietą, która czeka na ochłapy. Wolałam być tą, która zamyka drzwi i wybiera siebie.
Lidia, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Wolę wynajętą klitkę z grzybem na ścianie, niż nowe mieszkanie od matki. Postawiła warunek, którego nie zaakceptuję”
- „Teściowa błagała o wnuki, a gdy się pojawiły, zaczął przeszkadzać jej krzyk i bałagan. W końcu pękłam”
- „Myślałam, że moja rodzina jest idealna, aż odkryłam sekretną teczkę. Okazało się, że całe moje życie było iluzją”

