Reklama

Codziennie rano ten sam rytuał. Marek robi sobie kawę, siada z laptopem przy kuchennym stole, zakłada słuchawki i znika w pracy. Ja przemykam obok jak cień, robię owsiankę, czasem się uśmiechnę, czasem nie. Cisza już nawet nie dziwi. Przestaliśmy rozmawiać. Przestaliśmy się dotykać. W nocy śpi tyłem do mnie, jakby oddzielała nas przezroczysta ściana. I choć próbowałam wmawiać sobie, że to tylko chwilowy kryzys, w środku czułam, że coś jest nie tak. Ale nadal nie sądziłam, że mógłby mnie zdradzić.

Aż pewnego dnia mój laptop się zawiesił, a ja – zupełnie odruchowo – sięgnęłam po jego, który leżał otwarty w salonie. Chciałam tylko sprawdzić maila. On się nie wylogował. Na pasku zakładek – serwis randkowy. Kliknęłam. I wtedy zobaczyłam coś, co zabrało mi oddech. Profil Marka. Zdjęcie z naszego balkonu, ten sam uśmiech, który kiedyś kochałam. A niżej – wiadomości. Dziesiątki. Flirty. Serduszka. „Z tobą mogę być sobą” – napisał do jednej. Poczułam, jak coś pęka mi w środku. W jednej chwili wszystko przestało być takie samo. A mówił, że odkąd jesteśmy razem, usunął profil.

Byłam w szoku

Wpatrywałam się w ekran, jakby to, co widzę, było tylko złym snem. Serce waliło mi jak oszalałe, ręce drżały. Kliknęłam zakładkę „Wiadomości”. Pierwsza z brzegu – od jakiejś Klaudii, z blond lokami na zdjęciu.

– Cieszę się, że napisałeś. Masz coś w oczach, co przyciąga. Może to tęsknota? – brzmiała jej odpowiedź na jego wiadomość.

A Marek? Mój Marek? Napisał: – Z tobą mogę być szczery. Przy mojej żonie... to trudne.

Kolejna wiadomość, inna kobieta: – Musimy się zobaczyć. Śnisz mi się po nocach.

I serduszko. On też je wysłał. Dwa dni temu. Zerwałam się z krzesła, jakby ekran miał mnie poparzyć. Czułam się jak idiotka. Jak ktoś, kto za długo wierzył w bajkę, podczas gdy prawda czaiła się tuż pod powierzchnią.

Gdy Marek wrócił wieczorem, siedziałam na kanapie, laptop leżał obok. Nawet nie starałam się ukrywać.

– Chcesz mi coś powiedzieć, Marek? – zapytałam cicho, ale głos miałam jak stal.

– O czym ty mówisz? – zmarszczył brwi, jakby naprawdę nie wiedział.

– O serwisie randkowym. O serduszkach. O tym, jak udajesz – wypowiedziałam każde słowo powoli, z rosnącym obrzydzeniem.

Zbladł. Zaczął się jąkać.

– To… to tylko głupoty. Nic nie znaczą. Potrzebowałem... oddechu.

– Oddechu?! To może trzeba było otworzyć okno, nie zwierzać się obcym babom! – wrzasnęłam.

Nie odpowiedział. Patrzył gdzieś obok. Tchórz. W tamtym momencie już wiedziałam – nic nie będzie takie jak przedtem.

Dla niego to tylko flirt

– Julia, przesadzasz – rzucił w końcu Marek. – To był tylko flirt. Nic fizycznego.

– Flirt?! – powtórzyłam, jakby to słowo miało mi zaraz rozsadzić czaszkę. – Od kiedy zdrada zaczyna się dopiero, gdy zdejmujesz spodnie?

Miał czelność przewrócić oczami. Jakby to ja robiła z igły widły.

– Serio myślisz, że to takie niewinne? Wysyłasz serduszka obcym kobietom, zwierzasz się im z naszego małżeństwa i mówisz, że jesteś nieszczęśliwy. Ale nie dotknąłeś żadnej, więc wszystko gra, prawda?

– Przestań dramatyzować – burknął. – Każdy czasem potrzebuje odskoczni. To nie znaczy, że cię nie kocham.

Zaśmiałam się. Tak gorzko, że aż sama siebie nie poznałam.

– Kochasz mnie? To czemu nie przychodzisz do mnie z tym, co cię boli? Dlaczego uciekasz do jakiejś Klaudii? Bo tam możesz być sobą? A ze mną kim jesteś, Marek?

Zamilkł. Patrzyłam na niego. Na twarz, którą znałam od lat. I widziałam obcego człowieka. Kogoś, kto wybrał łatwą drogę. Kogoś, kto postawił swoje ego ponad moim zaufaniem.

Dla ciebie to była zabawa – syknęłam. – A dla mnie? Dla mnie to upokorzenie i zdrada. Straciłam do ciebie zaufanie.

Chciał coś powiedzieć. Nie dałam mu. Wyszłam z pokoju i trzasnęłam drzwiami. Bo choć miałam łzy w oczach, już wtedy wiedziałam – pękło coś, czego nie da się posklejać.

Myślałam, że to moja wina

Po jego „to tylko flirt” nie mogłam spać. Leżałam obok, w tym samym łóżku, ale czułam się jak samotna wyspa. Patrzyłam w sufit i powtarzałam w głowie: „To się dzieje naprawdę. On mnie zdradził. Choćby tylko słowami, ale zdradził”.

Rano Marek zachowywał się, jakby nic się nie stało. Upił łyk kawy, przetarł ekran telefonu i wyszedł z domu. Nawet na mnie nie spojrzał. A ja... znów siedziałam sama z jego laptopem. Tym razem z pełną premedytacją.

Weszłam w historię przeglądarki. Znalazłam jedną rozmowę – długą, osobistą. Pisał do niej, że czasem czuje się niewidzialny. Że jego żona już dawno przestała być dla niego wsparciem. Że jest z nią z przyzwyczajenia.

Zatrzymałam się na jednym zdaniu.

„Z tobą mogę być sobą. Przy mojej żonie muszę uważać na to, co mówię”.

Czy byłam aż tak ślepa? Próbowałam sobie przypomnieć, kiedy ostatnio ze mną rozmawiał. Nie o rachunkach. Nie o zakupach. O czymkolwiek ważnym. A może to moja wina? Może powinnam bardziej walczyć o nas? Może... gdybym wcześniej zauważyła, że znika, może gdybym częściej do niego mówiła, zamiast tylko robić herbatę. Ale nie. Otrząsnęłam się. To nie ja klikałam „lubię to” pod zdjęciem obcej kobiety w bieliźnie. To nie ja opowiadałam innym, że żona mnie nie rozumie.

Czułam się zdradzona

Zaczęło się od zdjęcia. Jednego z tych, które jeszcze niedawno wisiało na naszej ścianie nad sofą. Uśmiechnięci, zakochani, gdzieś nad jeziorem, z winem w dłoni i słońcem we włosach. Zdjęłam je i po prostu wrzuciłam do szuflady. Potem kolejne. I jeszcze jedno. Nie płakałam.

Otworzyłam szafę i w złości zaczęłam pakować jego rzeczy do walizki. Spodnie, koszule, ulubiony szalik, którego zawsze szukał w ostatniej chwili przed wyjściem. Układałam wszystko spokojnie, metodycznie, jakbym sprzątała po kimś, kto zmarł. Bo może i nie umarł fizycznie, ale zniknął z mojego życia. A przynajmniej ten, którego kochałam.

Zadzwoniłam do Agaty, mojej przyjaciółki.

– Jula? Co się stało? – zapytała od razu.

– Nie mogę z nim być, Aga – powiedziałam cicho, ale stanowczo. – Nie po tym, co zobaczyłam.

– O Boże... – westchnęła. – Chcesz, żebym przyjechała?

– Nie. Chcę tylko, żebyś mnie wysłuchała.

I mówiłam. Pierwszy raz naprawdę mówiłam o wszystkim. O tym, jak długo udawałam, że nie widzę, że Marek mnie nie dotyka. O tej pustce w kuchni, w łóżku, w rozmowie. O tych słowach: „Z tobą mogę być sobą”. Agata milczała, aż w końcu powiedziała coś, czego bardzo potrzebowałam:

– Jula, jesteś silna. On nie zasługuje na ciebie.

– Ja się bałam być sama – wyszeptałam. – A teraz się boję być z nim.

I wtedy poczułam to po raz pierwszy: gniew. Nie smutek. Nie strach. Tylko czystą złość, która nie niszczy – tylko stawia na nogi.

Mąż próbował się tłumaczyć

Marek wrócił późnym wieczorem. Wszedł do mieszkania, jakby nic się nie stało. Odłożył klucze, powiesił kurtkę, zdjął buty. Spojrzał na pustą ścianę, gdzie zawsze wisiały nasze zdjęcia.

– Gdzie są nasze zdjęcia?

– Spakowałam je. Tak jak twoje rzeczy – powiedziałam, wskazując walizkę przy drzwiach. – Marek, musimy porozmawiać.

Zamarł.

– Julia... Posłuchaj, ja... ja nie chciałem cię skrzywdzić. Sam nie wiem, co się ze mną działo. Byłem zagubiony.

– Zagubiony? – podniosłam głos. – I co odnalazłeś siebie między emotkami i zdjęciami obcych kobiet?

Nie odpowiedział. Spuścił głowę.

– Zrozum, ja po prostu... nie wiedziałem, czego chcę – wyjąkał.

– A ja wiem – przerwałam mu. – Nie chcę być z kimś, kto nie umie być lojalny i wierny. Z kimś, kto zamiast rozmawiać, klika serduszka innym. Ja nie jestem twoim planem awaryjnym. Jestem twoją żoną.

Próbował coś jeszcze dodać:

– Może... może możemy to naprawić?

Popatrzyłam na niego. Na człowieka, z którym spędziłam osiem lat. Który przez chwilę był całym moim światem.

– Nie wszystko się da, Marek. Pewnych rzeczy się nie odklika.

Zostawiłam go z tymi słowami. I poszłam do sypialni. Spałam sama. Ale pierwszy raz od dawna – spokojnie.

Julia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama