Reklama

W tamten piątek wróciłam wcześniej z pracy, bo od rana lało jak z cebra. Ulice zamieniły się w potoki, a ja byłam przemoczona do suchej nitki, choć miałam parasolkę. Karol zapowiedział rano, że wróci później – niby miał dużo roboty w pracy.

Postanowiłam zrobić sobie coś na szybko do jedzenia, więc otworzyłam lodówkę… i wtedy to zobaczyłam. Plastikowe, przezroczyste pudełko, a w środku rządek równiutko ulepionych pierogów z jagodami. Nie kupne – domowe. Takie, jak lepi nasza sąsiadka z czwartego piętra, ta sama, co zawsze śmieje się trochę za głośno, kiedy rozmawia z moim mężem na klatce.

Na wieczku grubym flamastrem ktoś nabazgrał: „Dla Karola :)” – z takim uśmieszkiem na końcu. Poczułam, jak coś zaciska mi się w środku.

– No proszę… – mruknęłam pod nosem. – Mój drogi, wygląda na to, że lodówka wie o tobie więcej, niż ja.

Mąż mętnie się tłumaczył

Karol wszedł do domu późnym popołudniem, otrzepując parasolkę w przedpokoju. Miał na sobie koszulę, którą lubił zakładać do pracy, ale zauważyłam, że jest rozpięta o guzik więcej niż zwykle.

O, jesteś… – powiedział, jakby to on mnie zaskoczył, a nie odwrotnie. – Myślałem, że wrócisz później.

– Padało jak z cebra, więc się zwinęłam – odparłam, opierając się o blat w kuchni. – A ty? Dużo roboty, czy może… pierogów?

Zmrużył oczy, jakby nie dosłyszał.

– Słucham?

Otworzyłam lodówkę teatralnym gestem i wyjęłam plastikowe pudełko. Postawiłam je między nami, na stole.

– Dla Karola – przeczytałam głośno napis na wieczku. – Ze słodkim uśmieszkiem. Wiesz, Karol, ja też bym ci kiedyś mogła tak podpisać, ale pewnie sąsiadce lepiej idzie.

Aaa… to od Ani – machnął ręką, udając, że to nic. – Z czwartego piętra. Lepiła dla swojej siostry, a mi dała trochę, bo… kiedyś mówiłem, że lubię jagody.

– Jagody, tak? – prychnęłam. – Ciekawe, czy to jedyne, co od niej dostajesz.

Karol uniósł brwi.

– Roksana, no bez przesady. Po prostu dała mi pierogi. Zapomniałem je wziąć, w pracy był sajgon, więc włożyłem do lodówki.

– Zapomniałeś – powtórzyłam powoli, patrząc mu prosto w oczy. – Tylko że ja nie zapominam takich rzeczy, Karol. Zwłaszcza, gdy ktoś podpisuje prezenty dla mojego męża jak kartkę walentynkową.

Karol westchnął, jakby uznał, że lepiej się nie kłócić. Ale ja widziałam, jak jego dłoń nerwowo bawi się guzikiem od parasolki.

Próbował usuwać dowody

Przez resztę wieczoru Karol udawał, że wszystko jest w porządku. Oglądał wiadomości, komentował pogodę, nawet zapytał, czy zrobić mi herbatę. Ale ja widziałam, jak co jakiś czas zerka w stronę lodówki, jakby bał się, że te pierogi same wyskoczą z półki i zdradzą więcej, niż on chce.

Leżałam już w łóżku, gdy usłyszałam, że w kuchni ktoś chodzi. Wstałam po cichu i zajrzałam przez uchylone drzwi. Karol stał przy zlewie, otwarte pudełko z pierogami było już puste, a on… spłukiwał wodą wieczko, ścierając napis „Dla Karola :)”.

– No, no – powiedziałam cicho, ale wystarczająco, by się odwrócił jak oparzony. – Co, pierogi były takie dobre, że aż trzeba wymazać dowód?

– Roksana… – zaczął, ale widziałam, jak szuka słów. – Pomyślałem, że cię to denerwuje.

– Mnie? – podeszłam bliżej. – Karol, mnie nie denerwują pierogi. Mnie denerwuje to, że ty wyglądasz, jakbyś właśnie pozbywał się odcisków palców z miejsca zbrodni.

Nie odpowiedział. A ja poczułam, że mam w rękach początek czegoś większego. Pierogi były tylko zapachem dymu – a ja zaczynałam wierzyć, że gdzieś niedaleko musi być ogień.

Wtedy przypomniało mi się, że Ania z czwartego piętra często znika w godzinach, gdy ja jestem w pracy. A Karol niby też jest w biurze… Niby.

Zrobiłam to z ciekawości

Następnego dnia obudziłam się z myślą, że jeśli nie dowiem się prawdy, to oszaleję. Karol wyszedł jak zwykle przed ósmą. Ucałował mnie w czoło, powiedział, że „dziś może wrócić później, bo zamykają duży projekt”, i zamknął za sobą drzwi. Liczyłam minuty. Po trzydziestu ubrałam się, wsunęłam adidasy i wyszłam.

Na klatce natknęłam się na panią Krysię z drugiego piętra, która oczywiście miała dla mnie świeżą porcję plotek. Uśmiechnęłam się tylko i rzuciłam wymówkę, że „mam coś do załatwienia na mieście”. Minęłam ją szybko i wybiegłam na chodnik.

Karol szedł kilka metrów przede mną. Trzymał ręce w kieszeniach, plecak przewieszony przez ramię. Z początku byłam pewna, że idzie na przystanek, ale zamiast skręcić w stronę głównej ulicy, odbił w boczną dróżkę prowadzącą… z powrotem w stronę naszego bloku. Zatrzymałam się, żeby zachować dystans.

Patrzyłam, jak podchodzi do wejścia w drugim segmencie budynku. Nacisnął domofon. Drzwi niemal natychmiast otworzyła Ania z czwartego piętra. Miała na sobie jasny szlafrok przewiązany w talii, na nogach różowe kapcie. Przechyliła głowę, coś do niego powiedziała, a on się uśmiechnął. Wpuściła go do środka, dotykając jego ramienia w sposób, który aż nazbyt przypominał czułość. Wyszedł po kwadransie. W rękach miał pudełko z pierogami.

Zrobiło mi się gorąco, choć powietrze po nocnej burzy było rześkie. Stałam w miejscu, czując, jak serce dudni mi w uszach. Pierogi… Te przeklęte pierogi były tylko fragmentem większej układanki.

Wiedziałam, że jeśli teraz zawrócę, to będzie po mnie. Musiałam wiedzieć, co tam robi. I ile razy już to się wydarzyło. Tylko pytanie brzmiało: czy jestem gotowa wejść w rolę detektywa we własnym małżeństwie?

Wymyśliłam plan odkrycia zdrady

Kiedy już opadły pierwsze emocje, wróciłam i na klatce spotkałam panią Krysię. Jak zwykle miała dla mnie najnowsze wieści z bloku.

– W jutro odczyty wodomierzy, pamiętaj – powiedziała tonem, jakby zdradzała mi tajny kod do sejfu.

Te słowa nie dawały mi spokoju. Weszłam do mieszkania i wpadłam na pomysł, który uznałam za genialny. Jeśli Karol znowu będzie u Ani, pójdę do niej niby w sprawie odczytu. Zmienię głos, pochylę głowę, żeby przez wizjer widziała tylko czubek moich włosów.

Popołudniu zobaczyłam z okna, jak Karol wychodzi niby „po zakupy”, a po dziesięciu minutach drzwi do segmentu, w którym mieszka Ania, zamykają się za jego plecami. Chwilę później stałam już pod jej mieszkaniem.

Zapukałam trzy razy, obniżając głos:

– Administracja, odczyt wodomierzy.

Zamek szczęknął, drzwi uchyliły się na kilka centymetrów. Ania, w szlafroku, spojrzała na mnie podejrzliwie, jeszcze mnie nie rozpoznając. Nie dając jej czasu, odsunęłam skrzydło drzwi szerzej i weszłam do środka.

– Co pani…?! – zaczęła, ale urwała, bo zza rogu korytarza wyszedł Karol. W samych bokserkach, z rozpiętą błękitną koszulą, którą miał na sobie rano.

Zamarli oboje. Karol otworzył usta, jakby chciał coś powiedzieć, ale tylko spojrzał na mnie z tym swoim idiotycznym, przyłapanym wyrazem twarzy.

– Odczyt wodomierzy – powtórzyłam lodowatym tonem, patrząc mu prosto w oczy. – Widzę, że woda w tym mieszkaniu leje się strumieniami.

Kłamał nawet wtedy

Przez chwilę nikt się nie odzywał. W mieszkaniu panowała taka cisza, że słyszałam, jak za oknem kapie deszcz z rynny. Karol patrzył na mnie, jakby właśnie zobaczył ducha, a Ania nerwowo poprawiała pasek szlafroka.

– Roksana, to wcale nie tak… – odezwał się w końcu, ale ja uniosłam dłoń, żeby go uciszyć.

– Karol, przecież cię widzę. Widzę was. Nie ma tu żadnego „nie tak”. Chyba że właśnie robiliście próbę amatorskiego teatru i gracie scenę „Mąż w bokserkach w mieszkaniu sąsiadki”.

Ania cofnęła się o krok.

– Może… porozmawiacie u siebie? – rzuciła cicho, jakby chciała zniknąć z tej rozmowy.

– O, nie – weszłam głębiej, mijając Karola, który odruchowo się cofnął. – Skoro mam już odczyt wodomierza, to chcę też odczyt prawdy. Tu i teraz.

Karol westchnął ciężko.

– My tylko… spotykamy się czasem. Po pracy. Ale… to nie ma znaczenia, Roksana. To nic poważnego.

Poczułam, jak krew uderza mi do głowy.

Nic poważnego? – powtórzyłam z niedowierzaniem. – Czyli zdrada to dla ciebie takie hobby? Jak sudoku?

Ania milczała, patrząc w podłogę. Karol spuścił wzrok, ale nie zrobił ani kroku w moją stronę.

– Wiesz, co jest najgorsze? – dodałam, czując, jak głos mi drży. – Że wpadłam na trop przez pierogi z jagodami. Myślałam, że to śmieszne. Ale to nie jest śmieszne. To jest żałosne.

Odwróciłam się i wyszłam, trzaskając drzwiami tak mocno, że echo niosło się po całej klatce.

Nie czekałam na cud

Do mieszkania wróciłam jak w amoku. Torebka wylądowała w korytarzu, butów nawet nie zdjęłam. Usiadłam na kanapie i wpatrywałam się w ścianę, czując, jak w środku wszystko mi się rozjeżdża. W głowie miałam obrazy z korytarza u Ani – on półnagi, ona w szlafroku – i te cholerne pierogi z jagodami, od których się zaczęło.

Po godzinie ciszy usłyszałam, że Karol wrócił. Nie wszedł jednak od razu do salonu. Kręcił się po mieszkaniu, jakby zbierał się na odwagę. W końcu stanął w drzwiach.

– Roksana… możemy… – zaczął.

– Możemy? – przerwałam mu, nie odrywając wzroku od jednego punktu na ścianie. – Możemy co? Udawać, że nic się nie stało? Że pierogi były niewinne, a ty w bokserkach czytałeś Ani wiersze?

Zamilkł. Widziałam, jak jego barki opadają.

– Przepraszam – powiedział cicho. – To był błąd.

– Błąd to jest w sudoku, Karol. Ty podjąłeś decyzję. I ja też muszę – wstałam, czując, że nogi mam jak z waty. – Nie będę żyć z człowiekiem, który traktuje małżeństwo jak lodówkę – bierze z niego, co mu akurat pasuje, i odkłada, kiedy już się znudzi.

Nie czekałam na jego odpowiedź. Wyszłam do sypialni, zamknęłam drzwi i zaczęłam pakować walizkę. Nie wiedziałam jeszcze, gdzie pojadę, ale wiedziałam, że muszę wyjść. Bo jeśli zostałam oszukana przez pierogi z jagodami, to nie chcę czekać, aż zdradzi mnie przy deserze.

Roksana, 38 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama