Reklama

Jeszcze kilka miesięcy temu sądziłam, że moje życie przypomina bajkę. Miałam kochającego, przystojnego i – co równie ważne – zamożnego męża. Mieszkaliśmy w dużym domu pod miastem, podróżowaliśmy po świecie, a mnie niczego nie brakowało. Darek był czuły, troskliwy, oddany. Aż któregoś dnia zobaczyłam coś, co sprawiło, że zaczęłam wątpić w każde jego słowo i każdy dotyk. Nie szukałam tej prawdy, ale ona znalazła mnie. I kiedy w końcu zrozumiałam, co naprawdę przez lata ukrywał, wszystko, w co wierzyłam, runęło jak domek z kart.

Luksus, który przyszedł znikąd

Wszystko zaczęło się niewinnie. Tak przynajmniej chciałabym wierzyć. Kiedy poznałam Darka, pracowałam jeszcze jako nauczycielka w podstawówce. On pojawił się na jednej z wywiadówek, jako wujek małej dziewczynki, którą wychowywał. Już wtedy zrobił na mnie wrażenie – elegancki, elokwentny, z tym chłodnym spokojem w oczach, który kojarzy się z pewnością siebie. Nasze drogi szybko się skrzyżowały, a równie szybko... połączyły na dobre.

Darek prowadził własną firmę – tak mi przynajmniej powiedział. Słyszałam coś o IT, projektach, klientach z Niemiec. Nie rozumiałam szczegółów, ale nie zadawałam pytań. Może nie chciałam zadawać. W końcu nie każda kobieta spotyka faceta, który już po kilku miesiącach znajomości kupuje jej samochód i zaprasza do wspólnego życia w nowoczesnej willi z basenem.

– Kochanie, zasługujesz na wszystko, co najlepsze – mówił, podając mi klucze do nowego mieszkania.

Nie kłamał. Przez pięć lat żyłam jak w filmie. Markowe torebki, kolacje w restauracjach z gwiazdkami Michelin, tygodniowe wypady na Santorini „tak po prostu”. Nigdy nie chciałam być utrzymanką, ale Darek uparł się, żebym rzuciła pracę. Mówił, że mam odpocząć, zająć się sobą. Zrobiłam to – i przez długi czas byłam pewna, że wygrałam los na loterii.

Aż zaczęły się pojawiać rysy. Małe, ale wyraźne. Telefon odłożony ekranem w dół. Nieodebrane połączenia w środku nocy. I ta lodowata cisza, kiedy pytałam:

– Darek, wszystko w porządku?

Tajemnicze wyjazdy i ciche rozmowy

Z początku nie przywiązywałam do tego wagi. Darek często wyjeżdżał – „delegacje”, jak to nazywał. Niemcy, Holandia, czasem Szwajcaria. Zawsze wracał z jakimś prezentem – luksusowym zegarkiem, kolczykami, które sama bym sobie nie kupiła, nawet gdyby mnie było stać. Mówił, że tęsknił. Przytulał mnie jakby naprawdę był szczęśliwy, że znów jesteśmy razem. Ale ja czułam, że coś się zmienia. Wracał późno, często zmęczony, rozdrażniony. Zdarzało się, że w nocy wychodził na balkon z telefonem. Szeptał coś do słuchawki i wracał z twarzą bez wyrazu.

– Kto dzwonił? – spytałam kiedyś, kiedy wrócił z balkonu o drugiej w nocy.

– Klient. Mamy poślizg w projekcie. Długa historia – machnął ręką i pocałował mnie w czoło.

Zamknęłam oczy, ale nie mogłam zasnąć. Coś we mnie się buntowało. Wiedziałam, że nie mam żadnych dowodów, ale serce – serce biło jak oszalałe. Kobieca intuicja, której wcześniej ufałam, teraz wrzeszczała mi do ucha, że coś jest nie tak. Potem przyszły te trzy dni, kiedy nie odbierał telefonu. Byłam przerażona. Wysłałam dziesiątki wiadomości. Odpisał dopiero czwartego dnia rano:

– Przepraszam, awaria. Jestem w Monachium, wracam w sobotę.

Ale kiedy wrócił, nie pachniał hotelem. Pachniał perfumami, które dobrze znałam – nie moimi. Zbyt słodkimi. Kobiecymi.

Otworzyłam jego komputer

Zawsze ufałam Darkowi. Nawet wtedy, gdy zaczęłam mieć wątpliwości, nie przeszukiwałam jego rzeczy, nie czytałam wiadomości. Aż do tamtego wieczoru. Siedział pod prysznicem, a jego laptop stał otwarty na blacie kuchennym. Chyba zapomniał go zamknąć. Albo... po prostu nie spodziewał się, że zajrzę. Nie chciałam być taką kobietą. Tą, co szpieguje, łamie zasady. Ale wzięłam komputer, otworzyłam przeglądarkę. Historia wyszukiwania była wyczyszczona. Zawsze. Ale poczta była otwarta. Jakiś inny adres mailowy, którego nie znałam. Kliknęłam w folder „Wysłane”.

Pierwszy list był krótki: „Kupiłem bilety na lipiec. Znowu tylko my. Tym razem nie odpuszczę – napisał”. Drugi jeszcze gorszy:
„Wiem, że o kochasz, ale to mnie całujesz, kiedy nikt nie patrzy”. Zamknęłam komputer z takim impetem, że aż się wzdrygnęłam. Przez kilka sekund nie mogłam złapać oddechu. Zrobiło mi się słabo, jakby ktoś uderzył mnie w brzuch. Usłyszałam szum wody z łazienki i szybkie kroki – Darek wyszedł, otulony ręcznikiem.

– Coś się stało? – zapytał.

Patrzyłam na niego, na jego twarz, ten pozorny spokój. Nagle stał się obcy. Obcy mężczyzna w moim domu. Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam z kuchni, zostawiając go z mokrą głową i niedopitym winem. W mojej głowie wciąż brzmiały tamte słowa: „to mnie całujesz, kiedy nikt nie patrzy”.

Kobieta, której nie znałam

Na początku sądziłam, że to tylko romans. Może jakaś młodsza kobieta, poznana na jednym z wyjazdów. Sekretarka, kelnerka, singielka szukająca silnego ramienia. Ale im dłużej myślałam o tamtych wiadomościach, tym bardziej czułam, że to nie była przelotna historia. To było coś więcej. Coś, co trwało od dawna.

Zaczęłam grzebać głębiej. Kiedy Darek wychodził na chwilę z domu, otwierałam jego laptop, a czasem nawet telefon. Poczta, wiadomości, media społecznościowe – miał wszystko starannie ukryte. Ale raz, przez przypadek, natknęłam się na folder w chmurze, do którego dostęp miał tylko z poziomu aplikacji. Kliknęłam. I wtedy zobaczyłam ją.

Zdjęcia. Dziesiątki zdjęć. Darek i kobieta o ciemnych włosach. Na lotniskach, w hotelach, na kolacjach przy świecach. Zdjęcia robione w ukryciu, z selfie, z jej telefonu. Razem w Wenecji. Innym razem na jakiejś plaży. Na niektórych zdjęciach był też... mały chłopiec. Serce mi stanęło. Dziecko? Czy to jego syn? Ręce mi się trzęsły. Przewijałam kolejne zdjęcia, a łzy kapały mi na klawiaturę. Czułam, że zaraz zwymiotuję. Nie mogłam uwierzyć, że to wszystko działo się obok mnie. Że ja – jego żona – nie wiedziałam nic. A może nie chciałam wiedzieć?

Tego wieczoru nie wrócił na noc. Napisał, że został u klienta, „sprawy się przeciągnęły”. Leżałam w łóżku, patrząc w sufit, i wiedziałam, że wszystko się skończyło. Tylko jeszcze nie wiedziałam, jak mu to powiem.

Wszystko się posypało

Nie wytrzymałam. Następnego dnia postanowiłam z nim porozmawiać. Wrócił późno, jak zwykle. Zdjął płaszcz, rzucił klucze na komodę. Patrzyłam, jak nalewa sobie whisky, jakby nic się nie stało. Jakby nie miał dwóch żyć, dwóch domów. Dwie kobiety. Dwoje dzieci?

– Darek, musimy pogadać – powiedziałam, siadając na kanapie.

Zamarł w pół kroku. Odstawił szklankę, usiadł naprzeciwko. Wiedział.

– Wiem o wszystkim – zaczęłam. – Wiem o tej kobiecie. Wiem o tym chłopcu. I wiem, że kłamałeś mi prosto w oczy przez… nie wiem nawet jak długo.

– To nie tak, jak myślisz – wypalił od razu.

– Naprawdę? – roześmiałam się, ale to nie był śmiech wesołości. To było coś między sarkazmem a rozpaczą. – To może powiesz mi, jak długo trwa ten cyrk? Jak długo grasz w dwóch rodzinach?

– To się wymknęło spod kontroli… Na początku… to miało być tylko… – zająknął się, zamilkł.

– Seks? Przygoda? Oderwanie od codzienności? – dokończyłam za niego. – A teraz masz dziecko, tak?

Nie odpowiedział. Ale wystarczyło jedno spojrzenie. Potwierdzenie bez słów. Wstałam powoli. Spokojna. Zimna.

– Wynoś się. Teraz. I nie próbuj mnie przekonywać, że to się da naprawić. Bo to się nie da. Już nie.

Nie próbował się bronić. Spakował się w milczeniu i wyszedł. A ja usiadłam na podłodze i płakałam, aż zaschło mi w gardle.

Wszystko było kłamstwem

Przez kilka pierwszych dni chodziłam po domu jak cień. Każdy kąt pachniał Darkiem. Jego bluza wisiała jeszcze w przedpokoju, szczoteczka leżała przy umywalce, a w szufladzie znalazłam karteczkę, na której kiedyś napisał: „Kocham cię, śpij dobrze”. Pamiętałam ten wieczór. Byłam wtedy chora. Przyniósł mi herbatę z miodem, pocałował w czoło i siedział przy mnie całą noc. I co z tego?

Wszystko okazało się kłamstwem. Każda czułość, każdy prezent, każde zapewnienie, że jestem jego jedyną. Nie byłam. Może nigdy nie byłam. Może byłam tylko tą na pokaz, tą, która miała nie zadawać pytań. Długo nie potrafiłam wyjść z tego paraliżu niedowierzania. Próbowałam zrozumieć. Przebaczyć. Znaleźć winę w sobie. Ale wina nie była moja.

Teraz mija trzeci miesiąc od tamtej nocy. Wynajęłam małe mieszkanie w centrum. Wróciłam do pracy. Wieczorami czytam książki, których nie miałam czasu czytać przez ostatnie lata. Sama gotuję, sama decyduję, gdzie pojadę. I choć wciąż bywa, że budzę się z uczuciem pustki, to przynajmniej wiem, że ta pustka jest prawdziwa. Nie udawana.

Marek próbował wrócić. Pisał, dzwonił, prosił. Ale ja nie jestem już tą samą kobietą. Kiedyś wierzyłam w naszą miłość. Dziś wiem, że nie można odbudować czegoś, co zbudowano na kłamstwie. I może to nie jest jeszcze szczęście. Ale to pierwszy krok do życia, które wreszcie będzie naprawdę moje.

Sandra, 38 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama