„Odkąd zostałam matką, sama siebie nie poznaję. Mąż ma mnie za nudziarę, przyjaciółka mu wtóruje, a ja powoli znikam”
„Zesztywniałam. Makaron na moim talerzu nagle przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Słowa, które wypowiedział Adam, wstrząsnęły mną brutalnie. „Nudna” i „matka” — dwa słowa brzmiące teraz jak przekleństwo”.

- Redakcja
Kiedyś byliśmy nierozłączni. My, to znaczy Adam i ja. Zawsze razem: w podróży, w knajpie, pod kocem z kubkami gorącej herbaty. Spontaniczni, zakochani, wygłupiający się do późna — właśnie takich nas zapamiętałam. Mieliśmy swoje rytuały: wspólne śniadania w niedzielę, piątkowe filmy, rozmowy do nocy. No a potem zaszłam w ciążę.
Olek był naszym marzeniem. Czekaliśmy na niego z taką czułością, że sama się dziwiłam, jak bardzo można kogoś kochać jeszcze nim się go pozna. Gdy się urodził, wszystko inne zeszło na drugi plan. Cały świat kręcił się wokół niego, a ja... powoli się w tym zatracałam.
Dziś Adam wraca z pracy późno. Kładzie się obok, ale jakby nie był obecny duchem. Próbuję mu opowiedzieć o Olku, o drobiazgach, które mnie ucieszyły, ale on tylko kiwa głową. Oboje chyba zniknęliśmy gdzieś po drodze: ja w pieluchach, nieprzespanych nocach i rutynie, on z kolei w pracy, telefonie i ciszy.
Udawałam, że to tylko taki etap, jeden z wielu. Że niebawem wrócimy do siebie i będzie jak dawniej. Ale pewnego wieczoru, przy kolacji, gdy próbowałam zacząć rozmowę, on przerwał mi chłodno:
— Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawialiśmy o czymś innym niż dziecko. Jesteś taka nudna, odkąd zostałaś matką.
To jedno zdanie było jak cios prosto w serce.
Może on ma rację
— Dobrze dzisiaj spałeś? — zapytałam mimochodem, nakładając mu na talerz trochę makaronu.
Adam wzruszył ramionami.
— Mhm.
— W przedszkolu dzisiaj był teatrzyk. Olek opowiadał, że klaunowi spadł nos i dzieci się śmiały. — Uśmiechnęłam się, ale on nie podniósł nawet wzroku.
Jedliśmy w ciszy. Zegar tykał zbyt głośno, a ja czułam, jak moje ciało całe się spina. Chciałam jakoś przerwać tę drętwą atmosferę, dlatego znów zaczęłam:
— Myślałam, że może w weekend pojedziemy na chwilę do lasu. Albo do twojej siostry, Olkowi się tam podobało...
Odłożył widelec. Powoli, nawet bardzo powoli, i spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz. W jego oczach było coś, czego nie potrafiłam nawet nazwać.
— Nie pamiętam, kiedy ostatnio rozmawialiśmy o czymś innym niż dziecko — powiedział cicho, ale stanowczo. — Jesteś taka nudna, odkąd zostałaś matką.
Zesztywniałam. Makaron na moim talerzu nagle przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Słowa, które wypowiedział Adam, wstrząsnęły mną brutalnie. „Nudna” i „matka” — dwa słowa brzmiące teraz jak przekleństwo.
Nie siliłam się na odpowiedź, tylko wstałam i poszłam do łazienki. Odkręciłam wodę i przycisnęłam dłonie do zlewu, próbując uspokoić oddech. W lustrze zobaczyłam kobietę w starym swetrze, z rozmazanym tuszem. Czy naprawdę stałam się tylko „matką”?
„Może on ma rację” — przemknęło mi przez myśl. — „Może gdzieś po drodze naprawdę zniknęłam” .
Nie wiem, jak do niej wrócić
— Powiedział, że jestem nudna — wypaliłam, zanim jeszcze zdążyłam zdjąć płaszcz.
Magda spojrzała na mnie znad kubka z kawą, a potem wskazała mi fotel.
— Usiądź. Opowiedz wszystko, od początku.
Zsunęłam się na miejsce ciężko, jak worek kartofli.
— Siedzieliśmy przy kolacji. Próbowałam coś powiedzieć, naprawdę, byłam miła, a on... Wyskoczył z tym tak po prostu, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie.
Magda nie udawała, że jest zaskoczona. Westchnęła tylko i napiła się kawy.
— A może... coś w tym jest? — mruknęła.
— Słucham?! — Mimowolnie podniosłam głos.
— Julka, nie zrozum mnie źle — zaczęła łagodnie — ale odkąd urodziłaś Olka, naprawdę trudno się z tobą spotkać. Albo nie masz czasu, albo jesteś zmęczona. Rozmawiamy tylko o nim. Wiem, że go kochasz, ale... ty zniknęłaś. Cała ty.
Zatkało mnie. Chciałam się bronić, wykrzyczeć, że to niesprawiedliwe. Zamiast tego poczułam, że pieką mnie oczy.
— Myślisz, że nie wiem? — wyszeptałam. — Ja też czasem tęsknię za sobą, tą „sprzed Olka”. Tylko że nie wiem, jak do niej wrócić.
— To może przestań być tylko matką — powiedziała cicho. — I zacznij znowu być Julią.
W drodze do domu myślałam tylko o tym jednym: kiedy ostatni raz zrobiłam coś tylko dla siebie? Nie dla dziecka, nie dla Adama — po prostu dla siebie. Za nic nie umiałam sobie przypomnieć.
Ja też się nie poznaję
Czekałam, aż Olek zaśnie. Chodził po łóżku jeszcze dobre pół godziny, zanim w końcu zmorzył go sen. Adam był w salonie, wpatrzony w ekran telefonu. Wzięłam głęboki oddech i usiadłam obok.
— Muszę z tobą porozmawiać — powiedziałam, starając się, by głos mi nie zadrżał.
— Coś się stało? — mruknął bez większego zainteresowania.
— Tak — odparłam. — My się chyba pogubiliśmy. Ty i ja.
Spojrzał na mnie z niechęcią. Wtedy już wiedziałam, że nie chce tej rozmowy.
— Adam... powiedz mi szczerze. — Spojrzałam mu w oczy. — Czy ty mnie jeszcze kochasz, czy po prostu mnie tolerujesz?
Milczał. Zbyt długo, jak na kogoś, kto mógłby dać twierdzącą odpowiedź.
— Nie wiem — stwierdził w końcu. — Patrzę na ciebie i... cię nie poznaję. Jakbyś całkowicie zniknęła.
Wbiło mnie w kanapę. Chciałam coś powiedzieć, zapytać, czy on wie, ile nocy przesiedziałam z Olkiem, ile razy nie spałam, kiedy gorączkował. Ale nie powiedziałam nic.
— Myślałem nawet, żeby odejść — dodał po chwili. — Czasem wydaje mi się, że to już nie ma sensu.
Zmroziło mnie, a jednak nie zaczęłam płakać. Po prostu siedziałam, jakbym nagle zapomniała, jak się oddycha.
— Nie powiedziałam ci tego wcześniej, ale... ja też się nie poznaję — szepnęłam. — Ale codziennie próbuję to ratować, tylko... nie wiem, czy ty jeszcze tego chcesz.
Wstałam i znów wyszłam do łazienki. Tam przytrzymałam się umywalki, bo kolana mi się ugięły. W lustrze znów zobaczyłam kogoś obcego, ale pierwszy raz pomyślałam, że może nie tylko ja się zmieniłam.
Głos uwiązł mi w gardle
Karolina, druga z moich przyjaciółek, otworzyła mi drzwi w dresie, z kubkiem kawy w jednej ręce i kocem w drugiej. W tle biegała jej córka, a z radia sączyła się cicha muzyka. Pachniało cynamonem.
— Wchodź. Widzę po oczach, że nie przyjechałaś tylko na kawę — rzuciła, zanim zdążyłam się odezwać.
Usiadłyśmy przy stole, a ja rozkleiłam się szybciej, niż planowałam. Opowiedziałam jej wszystko: od tego, co powiedział Adam, po rozmowę z Magdą i tę ciszę, która od miesięcy wisi w naszym domu. Karolina wysłuchała mnie do końca, nie przerywając ani razu.
— Wiesz, co sobie myślę? — odezwała się, gdy w końcu umilkłam. — On cię nie rozumie. I pewnie nigdy nie zrozumie, bo nie przeszedł tego, co ty: ciąży, porodu, karmienia, czuwania nocami. Dla ciebie to było trzęsienie ziemi, a dla niego zaledwie remont w salonie.
— A jeśli już nie chce mnie odzyskać? – zapytałam, a głos uwiązł mi w gardle.
— To wtedy ty musisz odzyskać siebie — odparła bez cienia wahania. — Bo najgorsze, co możesz zrobić, to czekać, aż ktoś inny cię uratuje.
Popatrzyłam na nią — zmęczoną, ale silną. Samotną, ale nie zagubioną.
— Ty jakoś dajesz radę — mruknęłam.
— Bo zrozumiałam jedno — powiedziała. — Że macierzyństwo nie przekreśla mnie jako kobiety. I nie muszę się nikomu tłumaczyć z tego, że mam własne potrzeby.
Wróciłam do domu z nadzieją, która tym razem wypełniała mi serce. Może i ja mogę przestać przepraszać za to, że oprócz matki, jestem też kobietą?
Chcę być matką
Zaczęłam od małej rzeczy: poszłam do fryzjera. Nie na takie cięcie „na szybko”, żeby było wygodnie przy dziecku. Poprosiłam o coś, w czym znów poczuję się jak ja. Potem wyciągnęłam z szafy stary notes — ten, w którym kiedyś zapisywałam pomysły na bloga. Otworzyłam go z duszą na ramieniu. Przez chwilę tylko patrzyłam na puste strony... A potem zaczęłam pisać. Nie dla lajków. Dla siebie.
Zostawiłam Olka z Adamem w sobotnie popołudnie.
„Idę się przejść” – powiedziałam tylko i nie tłumaczyłam się, dokąd idę, po co ani na jak długo: po prostu wyszłam. Chłód październikowego powietrza owiał mi twarz, a ja poczułam coś, czego nie czułam od miesięcy: ulgę.
Wieczorem, gdy Olek już spał, usiadłam naprzeciwko Adama.
— Chcę być matką — oświadczyłam. — Ale też chcę być kobietą: z pasją, z pragnieniami. I już nie będę tego w sobie zabijać. A ty?
Patrzył na mnie, ale nie wypowiedział ani słowa.
— Chcesz jeszcze być mężem? — spytałam cicho.
Znów tylko patrzył. Jakby szukał odpowiedzi, której nie potrafił znaleźć.
— Nie wiem — wyszeptał w końcu.
Zacisnęłam dłonie, żeby się nie trząść, a potem powiedziałam:
— W takim razie ja będę wiedzieć za nas dwoje. Na razie wybieram siebie.
Wstałam, zgasiłam światło w kuchni i poszłam do sypialni. Sama. Nie było w tym teatralności, tylko spokój i coś, co naprawdę należało do mnie.
Julia, 28 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przez czerwone znicze na Wszystkich Świętych nie odzywałam się z bratem od roku. Nie mogłam znieść widoku tandety”
- „We Wszystkich Świętych dowiedziałam się o zdradzie. Mąż nie miał pojęcia, że wiem, gdzie chodzi ze zniczami”
- „Kupiłem na 1 listopada białe chryzantemy za 50 zł, a brat nie przyniósł nawet znicza. Tego dnia powiedziałem mu prawdę”

