„Odkąd zamieszkała u nas moja teściowa, nie mogę spać spokojnie. Ona świetnie się bawi, a ja płaczę w poduszkę”
„– Nie wtrącam się. Mówię, co myślę. Zresztą, kto tu dba o dzieci, jak nie ja? Wczoraj Ania wybiegła na dwór bez czapki. Kto ją zatrzymał? Ja. Ola gdzieś biegała jak zwykle. – Wstałam gwałtownie, krzesło zgrzytnęło po podłodze. Miałam dość”.

- Redakcja
Cisza. Może pięć minut, może siedem. Tyle zwykle mam dla siebie, zanim dom się obudzi. Siedzę w kuchni z kubkiem kawy i gapię się w okno. O tej porze nawet ptaki nie chcą ćwierkać. I dobrze. Tylko wtedy mogę usłyszeć własne myśli.
Kiedyś kochałam poranki. Teraz jakoś je znoszę. To jedyny czas, kiedy nie słyszę seriali lecących z telewizora w salonie, nie czuję spojrzenia Haliny na moich plecach, nie muszę się tłumaczyć, dlaczego Zosia je zupę bez natki pietruszki, a Ania nie ma wełnianych rajstop.
Odkąd zamieszkała z nami teściowa, nasz dom przestał być mój. Michał mówi, że to tylko na czas rekonwalescencji po operacji biodra. Minęło siedem miesięcy. Chyba mu się coś pomyliło z tym „czasem”. Halina ma się świetnie. Odzyskała energię, apetyt i kontrolę nad naszym życiem.
Wieczorami płaczę w poduszkę, żeby dzieci nie słyszały. Michał udaje, że nie zauważa. Mówi, że mama się stara. A ja już nie mam gdzie się skryć. Nawet sypialnia przestała być azylem – Halina śpi w pokoju dzieci, a dziewczynki z nami albo w salonie. Nie kochaliśmy się z Michałem od miesięcy.
Telefon zawibrował cicho. Justyna.
– Hej... nie śpisz jeszcze? – szepnęłam.
– Wiesz, która godzina? Ola, co się dzieje?
– Ja już nie mogę. Duszę się tu. Michał mnie nie słucha, a jego matka robi z naszego domu swoje królestwo...
Może gdyby nie dziewczynki, już dawno bym odeszła.
Wszystko tu komentowała
– Ola, ty naprawdę uważasz, że dziecko powinno jeść to na śniadanie? – zapytała teściowa, marszcząc brwi i patrząc z odrazą na kanapkę Zosi.
Zamrugałam, zanim zdążyłam odpowiedzieć.
– Zosia nie lubi jajecznicy, mamo – wtrącił Michał zza gazety.
– Bo jej nie nauczyliście, co to znaczy zjeść coś pożywnego. Chleb z dżemem to deser, nie śniadanie – syknęła Halina i spojrzała na mnie jak nauczycielka z podstawówki.
– To ja to przygotowałam – odparłam cicho.
– No właśnie – skwitowała teściowa i napiła się kawy.
Milczałam. Jeszcze rano obiecałam sobie, że nie dam się sprowokować. Ale wystarczyło pięć minut przy wspólnym stole, by znów czuć, jak drżą mi dłonie.
– Mamo, wystarczy – rzucił Michał bez przekonania.
– Nie wtrącam się. Mówię, co myślę. Zresztą, kto tu dba o dzieci, jak nie ja? Wczoraj Ania wybiegła na dwór bez czapki. Kto ją zatrzymał? Ja. Ty byłeś w łazience, a Ola... Ola gdzieś biegała jak zwykle.
Wstałam gwałtownie, krzesło zgrzytnęło po podłodze.
– Skoro wszystko robię źle, to może powinnam się wyprowadzić i zostawić wam ten dom! – wybuchnęłam.
Zamilkli. Michał opuścił gazetę. Spojrzał na mnie z czymś w rodzaju zaskoczenia. Albo znudzenia. Sama nie wiedziałam, co gorsze.
– Nie przesadzaj – powiedział cicho.
– Dzieciom by się to nie spodobało – dodała teściowa chłodno.
Zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach, przytulając kolana. Woda w kranie kapała rytmicznie. Michał nigdy nie był po mojej stronie. A ja zostałam sama na tym polu bitwy.
Ignorował moje wołanie o pomoc
Położyłam dziewczynki spać, włożyłam piżamę i przez chwilę stałam w korytarzu, wsłuchując się w cichy szum telewizora. Wiedziałam, że Halina zaraz pójdzie do kuchni, żeby zjeść „coś ciepłego”, bo „kolacja była za lekka jak na jej potrzeby”. Miałam ochotę krzyczeć.
Michał siedział z pilotem w ręku, jakby przyrósł do kanapy. W telewizorze leciał mecz, ale wiedziałam, że go nie ogląda. Wcale nie był zrelaksowany. Po prostu nie miał odwagi podnieść wzroku.
– Nie możemy dalej tego ciągnąć – powiedziałam cicho.
Nie odpowiedział, tylko ściszył dźwięk.
– Nie widzisz, co się dzieje? Ona traktuje mnie jak służącą. Wchodzi z butami w każdą moją decyzję. Krytykuje wszystko. Michał, ja się duszę.
Westchnął. Długo milczał.
– Ola, mama się stara. To tylko starsza kobieta, trochę zrzędliwa. Ma swoje przyzwyczajenia...
– Serio? To jest twoje podsumowanie?! Ja tu nie śpię, nie mam miejsca, nie mamy intymności. Kiedy ostatni raz byliśmy razem, tak naprawdę? Wiesz w ogóle, jak bardzo się zmieniło wszystko?
Popatrzył na mnie tak, jakbym przesadzała. Jakbym była histeryczką.
– Ola, naprawdę nie rób dramatu. Przecież nie zostanie tu na zawsze.
– Od siedmiu miesięcy mówisz, że to na chwilę!
Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie pozwoliłam im popłynąć. Stałam tam ze swoim rozczarowaniem i gniewem. Nie rozumiał mnie. Nie chciał zrozumieć. A może… po prostu przestałam go obchodzić? Zamknęłam drzwi sypialni, zanim zdążył coś powiedzieć. Pomyślałam, że może nasze małżeństwo naprawdę się kończy.
Przynajmniej się nie ukrywała
Siedziałam z kubkiem herbaty, kiedy usłyszałam głos teściowej. Rozmawiała przez telefon. Gdyby nie to, że Michał zabrał dziewczynki na plac zabaw, pewnie nawet bym nie wyszła z sypialni.
– No, mówiłam ci... Ona jest zbyt delikatna, nie ogarnia życia. Michał potrzebuje kogoś silniejszego. Jak był z Izą, to przynajmniej był zorganizowany, a teraz? Siedzi cicho, żeby tej płaczce nie sprawić przykrości.
Zamarłam. Zrobiło mi się zimno, jakby ktoś oblał mnie lodowatą wodą. Iza. Ta „koleżanka z pracy”, z którą Michał miał rzekomo tylko służbowe sprawy. Z którą znał się wcześniej, niż ze mną. Przecież nie powinnam być zaskoczona. Halina zawsze dawała mi odczuć, że nie jestem wystarczająca.
Weszłam do pokoju.
– Dzień dobry – powiedziałam chłodno.
Teściowa odwróciła się z telefonem przy uchu, wyraźnie zaskoczona.
– Tak, muszę kończyć – rzuciła i rozłączyła się z teatralnym westchnieniem. – Ola, nie podsłuchuj. To nieładnie.
– Nie musiałam podsłuchiwać. Mówiłaś wystarczająco głośno.
– Rozumiem, że się czujesz urażona, ale to nie mój problem, że nie potrafisz ogarnąć własnego domu – odpowiedziała z uśmiechem.
Zacisnęłam pięści.
– Michał się dowie, co powiedziałaś. I tym razem nie zamierzam udawać, że nic się nie dzieje.
Wyszłam. Trzęsły mi się ręce. Wiedziałam, że to będzie moment graniczny.
Wieczorem powiedziałam Michałowi.
– Słyszałam, jak twoja matka mówiła, że jestem „płaczką”, a ty potrzebujesz kogoś silniejszego. Że nie ogarniam życia. Żądam, żebyś coś z tym zrobił. Teraz.
Zamarł.
– Ola... mama...
– Nie kończ. Albo stajesz po mojej stronie, albo sama się sobą zajmę.
Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach strach. Naprawdę nie wiedział, co zrobić.
Wygarnęłam jej swoje racje
Teściowa siedziała w fotelu z gazetą jak gdyby nigdy nic. Weszłam do salonu powoli jak przed walką. Serce waliło mi jak młotem, ale nie zamierzałam się wycofać.
– Możemy chwilę porozmawiać? – zapytałam spokojnie.
Teściowa uniosła wzrok znad okularów.
– Jeśli musisz, to mów.
Usiadłam naprzeciwko niej. Czułam, jak całe ciało mi drży.
– Nie czuję się już tutaj jak żona. Ani jak matka. Czuję się jak służąca. Ty urządziłaś sobie życie w naszym domu, a ja... ja zniknęłam. Przez ciebie.
– O czym ty mówisz? – obruszyła się. – Przecież ciągle gotuję, sprzątam, pomagam z dziećmi. Powinnaś mi raczej dziękować.
– Nie. Powinnam powiedzieć „dość”. Przez twoją obecność nie ma miejsca na swój głos, swoje decyzje. Ty komentujesz, krytykujesz i kontrolujesz każdy mój ruch. Nie jestem już sobą. Własne córki pytają mnie, czy babcia im pozwala na obiad.
Teściowa przez chwilę milczała. Potem skrzywiła się i powiedziała sucho:
– Michał to moje jedyne dziecko. Nie rozumiesz, co to znaczy. Nie mam nikogo więcej. A samotność... samotność zżera człowieka od środka.
Jej oczy zaszkliły się nieoczekiwanie. Poczułam coś dziwnego. Jakby żal? Litość? Nie wiedziałam.
– To nie usprawiedliwia twojego zachowania – powiedziałam cicho.
– Wiem – odparła po chwili.
Wstałam. Poczułam, że powietrze w domu jest gęste, ciężkie. Zanim zdążyłam się rozpłakać, wyszłam z domu, zatrzaskując za sobą drzwi. Płakałam. Długo. Ale po raz pierwszy – nie z bezsilności. Z ulgi.
Wreszcie przestałam udawać
Szłam przed siebie bez celu z twarzą mokrą od łez. Włożyłam pierwszą lepszą kurtkę, nawet nie wzięłam telefonu. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że mam go w kieszeni. Ekran zalały nieodebrane połączenia od Michała. Odrzuciłam je.
Usiadłam na ławce w parku. Było niewiele osób. Dzieci, jakaś para z psem. A ja – z rozbitym sercem i cieniem nadziei, że właśnie zrobiłam coś dla siebie.
Zadzwoniłam do Justyny.
– Możesz rozmawiać? – zapytałam.
– Ola? Gdzie jesteś? Michał do mnie dzwonił, mówił, że wyszłaś.
– Potrzebuję chwili. Wszystko mu powiedziałam. I teściowej też. Nie wytrzymałam.
– I dobrze, bardzo dobrze. Co zamierzasz?
– Nie wiem. Mogę do ciebie przyjechać? Choćby na dwa dni. Muszę pomyśleć, odpocząć.
– Nie pytaj. Po prostu przyjedź. Klucz będzie pod wycieraczką jak zawsze.
Uśmiechnęłam się przez łzy.
Po dwóch godzinach byłam pod jej drzwiami. W środku czekała gorąca herbata, kołdra i cisza. Tak inna od tej w moim domu. Wieczorem wróciłam do siebie. Nie mogłam zostawić dziewczynek. Michał siedział przy stole. Wstał, jakby chciał coś powiedzieć, ale uniosłam rękę.
– Nie będę teraz o tym rozmawiać, Michał. Nie dziś. Nie będę też udawać, że wszystko jest w porządku. Potrzebuję czasu.
– Rozumiem – powiedział.
Wyglądał, jakby naprawdę rozumiał.
Nie zgodzę się, by zniknąć
Minął tydzień. W domu było cicho. Halina przestała komentować, zniknęła z kuchni, a wieczorami zamykała się w pokoju. Michał też milczał. Kiedy wychodziłam z dziewczynkami do przedszkola, przytulał mnie nieco mechanicznie. Nie pytał, czy wszystko wróci do normy. Może zrozumiał, że „norma” już nie istnieje.
Zaczęłam znowu pracować. Przez kilka godzin dziennie znów byłam Olą – nie matką, nie żoną, nie synową. Po prostu sobą. Uczyłam się na nowo planować dzień bez strachu, że ktoś mnie skrytykuje. Dziewczynki budziły się i zasypiały przy mnie. A to wystarczyło, żeby przetrwać.
Wieczorami siadałam przy kuchennym stole i rysowałam. Dla siebie. Michał czasem stał w drzwiach i patrzył. Ale nie mówił. Ja też nie. Nie wiem, co będzie dalej. Nie wiem, czy nasze małżeństwo przetrwa. Teściowa wydaje się wycofana, ale wiem, że to tylko gra. Czuje, że coś się zmieniło – że przestałam być tą samą, uległą Olą, którą można było uciszyć jednym spojrzeniem.
Wciąż bywa ciężko. Ale jestem spokojniejsza. Silniejsza. Może pierwszy raz w życiu. Przestałam czekać, że ktoś mnie uratuje. Przestałam się łudzić, że zrozumieją, co czuję, jeśli nie będę mówić. Zrozumiałam coś ważnego: nikt nie powinien mieszkać w twoim domu bardziej niż ty sama.
Aleksandra, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa narzekała, że źle gotuję jej synkowi. Doszło do tego, że przychodziła do nas z własnym obiadem w garach”
- „Synowa przyniosła mi rogale świętomarcińskie z lukrem, jakby to był jakiś rarytas. Ale tak łatwo mnie nie przekupi”
- „Teściowa miała lepkie łapy i czuła się w mojej łazience jak w drogerii. Jednym gestem ukróciłam zapędy tej kleptomanki”

