„Odkąd dostałam spadek, mąż traktuje mnie jak bankomat. Nie mam ochoty dzielić się z nim moją kasą”
„Kamil początkowo reagował jak wspierający mąż. Ale szybko zaczął rzucać pomysłami: remont kuchni, nowy samochód, inwestycja w mieszkanie. Przecież to dla nas, powtarzał. A ja? Ja nawet nie zdążyłam się pozbierać po stracie. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wcześniej o tych pomysłach nie mówił”.

- Redakcja
Nie myślałam, że pieniądze mogą aż tak zmienić człowieka. Nasze życie przed spadkiem było zwyczajne. Ja pracowałam w korporacji, Kamil uczył angielskiego. Mieliśmy swoje rytuały, drobne spięcia, nic niezwykłego. Pobraliśmy się z miłości… tak mi się wtedy wydawało.
Spadek był duży
Babcia Maria zostawiła mi niecały milion złotych, który kiedy wygrała w totolotka i nie wydała. Gdy o tym usłyszałam, czułam głównie żal. Straciłam najbliższą mi osobę, a chwilę później musiałam decydować, co zrobić z jej pieniędzmi.
Kamil początkowo reagował jak wspierający mąż. Ale szybko zaczął rzucać pomysłami: remont kuchni, nowy samochód, inwestycja w mieszkanie. Przecież to dla nas, powtarzał. A ja? Ja nawet nie zdążyłam się pozbierać po stracie. Zaczęłam się zastanawiać, dlaczego wcześniej o tych pomysłach nie mówił. Czy to ja się zmieniłam – czy może on zawsze taki był?
– Anka, nie bądź naiwna – powiedziała mi Lena, moja przyjaciółka. – Może on nie kocha ciebie. Może kocha to, co teraz masz.
Roześmiałam się wtedy, ale w głębi duszy poczułam ukłucie. I po raz pierwszy zapytałam samą siebie: czy jestem jeszcze żoną… czy już tylko bankomatem?
Mąż chciał szastać kasą
– I co sądzisz o tym modelu? – Kamil pokazał mi zdjęcie nowego SUV-a na ekranie laptopa. – Idealny dla nas. Wygodny, bezpieczny. W końcu zasługujemy, żeby jeździć porządnym autem, nie?
– Kamil, przecież mamy samochód. Działa, jest w dobrym stanie.
– Ale to nie to samo. Ten... to już inna liga. Poza tym stać nas teraz na niego.
Zamknęłam laptopa.
– Nie chcę wydawać pieniędzy na coś, czego nie potrzebujemy. Chcę je oszczędzać. Nie wiem, co będzie za rok, dwa...
– No właśnie! Właśnie dlatego warto teraz zainwestować. Zabezpieczyć się. Pieniądze muszą pracować, Anka.
– To są moje pieniądze – wyrwało mi się ciszej, niż planowałam.
Zamilkł. Spojrzał na mnie długo, jakby nie zrozumiał. A potem zaśmiał się nerwowo.
– Twoje? Serio? Myślałem, że jesteśmy małżeństwem. Chyba nie będziemy się dzielić na „moje” i „twoje”?
– Nie o to chodzi. Ale... Kamil, odkąd dostałam spadek, mam wrażenie, że patrzysz na mnie jak na bankomat.
W pokoju zapadła cisza. Czułam, jak bije mi serce.
– Wiesz co? – wstał od stołu. – Może to ty się zmieniłaś. Kiedyś byłaś normalna. Skromna. A teraz się boisz zainwestować, bo nagle jesteś bogatsza?
– Boję się ciebie, Kamil – powiedziałam i sama byłam zaskoczona własnymi słowami.
Zatrzymał się w progu. Popatrzył na mnie bez słowa, a potem wyszedł. Usiadłam na kanapie i wzięłam głęboki oddech. Myśli kłębiły mi się w głowie. Czy my się naprawdę kochaliśmy? Czy spadek po babci tylko odsłonił to, co było od dawna ukryte?
Wyżaliłam się mamie
– Co się stało? – zapytała mama, ledwo przekroczyłam próg jej mieszkania. Usiadłam przy stole, jakbym miała za chwilę się rozpaść.
– Pokłóciliśmy się z Kamilem. O pieniądze. A raczej… o mnie – odpowiedziałam po chwili ciszy.
Mama postawiła przede mną herbatę, ale nie usiadła. Stała oparta o framugę, czekając.
– Chce kupić nowy samochód. Taki wypasiony. Twierdzi, że inwestycja, że przecież możemy sobie pozwolić. A ja nie chcę. I powiedziałam, że mam wrażenie, że on traktuje mnie jak bankomat. Mamo, on nawet nie zaprzeczył. Po prostu wyszedł.
Barbara przycupnęła na krześle naprzeciwko i spojrzała mi w oczy.
– I ty się dziwisz?
– Że co?
– Że wyszedł. Aniu, spójrz prawdzie w oczy. On od dawna się tak zachowuje. Zawsze był trochę wygodnicki, trochę za bardzo liczył na ciebie. Ale teraz… kiedy masz pieniądze, nie musi już nawet udawać.
– Nie, mamo… On mnie kocha. Przecież jesteśmy razem tyle lat. Byliśmy szczęśliwi…
Mama pochyliła się i chwyciła mnie za rękę.
– Miłość, która sięga do twojego konta, nie jest miłością – powiedziała spokojnie. – Tylko transakcją. A ty nie jesteś ani bankomatem, ani jego sponsorką.
Zacisnęłam usta. Chciałam się oburzyć, zaprzeczyć, bronić Kamila. Ale nie potrafiłam. Bo gdzieś głęboko czułam, że mama ma rację.
Zależało mu na kasie
Wracałam wcześniej z pracy. Cichy wtorek, szaro i mgliście, więc postanowiłam nie uprzedzać Kamila. Chciałam zrobić mu niespodziankę – upiec jego ulubione ciasteczka, może spędzimy wieczór razem, może porozmawiamy. Naiwna ja. Otworzyłam drzwi i usłyszałam jego głos z salonu.
– No stary, mówię ci. Ustawiłem się. Żona jak z katalogu i do tego milion na koncie. Jak się nie korzysta z okazji, to się jest frajerem – śmiał się.
Zamarłam.
– Nie, jeszcze nie kupiliśmy tego auta. Marudzi. Ale spokojnie, urobię ją. Już nie takie rzeczy dało się jej wkręcić. W końcu jesteśmy małżeństwem, nie? Wspólnota majątkowa, he he…
Wbiłam wzrok we framugę drzwi. Miałam wrażenie, że cały świat się zachwiał. Weszłam cicho, ale stanowczo. Kamil zobaczył mnie kątem oka i natychmiast się wyprostował.
– Muszę kończyć – rzucił do słuchawki i odłożył telefon.
– Ustawiona żona? Dobra inwestycja? – zapytałam chłodno.
– Anka… To nie tak…
– Słyszałam wszystko. Chcę wiedzieć jedno: czy ty mnie jeszcze w ogóle kochasz?
Zaczął się kręcić w miejscu.
– A co, jeśli trochę prawdy w tym było? Co z tego? Jesteśmy małżeństwem – to też wspólnota majątkowa.
Przez chwilę staliśmy w ciszy. Ja z palącym wstydem i bólem w klatce piersiowej. On… z tą swoją butą. Już nawet się nie krył.
Odwróciłam się i wyszłam. Nie chciałam widzieć, jak bardzo przestałam się dla niego liczyć.
Zmieniłam konto
W nocy nie spałam ani minuty. Przewracałam się z boku na bok, wpatrując się w ciemność. Nad ranem wstałam, usiadłam przy kuchennym stole i pomyślałam o babci. Co by mi teraz doradziła? A potem, ze łzami w oczach, podjęłam decyzję. Już nie chodziło tylko o pieniądze. Chodziło o szacunek. I o to, że nie mogę ufać komuś, kto mówi o mnie jak o złotej karcie kredytowej.
Po południu pojechałam do banku. Przeniosłam pieniądze na nowe konto, tylko moje. Wieczorem stanął w drzwiach sypialni, nieśmiały jak dawniej.
– Nie musimy się tak… dzielić. To tylko pieniądze – powiedział.
– Nie chcę, żebyś miał dostęp do tych pieniędzy. Nie dlatego, że ci nie ufam. Dlatego, że już ci nie wierzę.
Zamilkł. Nie był w stanie nic powiedzieć. A ja… poczułam się pierwszy raz od dawna spokojna.
Postawiłam sprawę jasno
Od tygodnia unikaliśmy się w domu jak lokatorzy. Żadnych kolacji, żadnych rozmów. Czasem tylko krótkie „cześć” rzucone w przedpokoju. Ale tej soboty coś we mnie pękło. Zebrałam wszystkie dokumenty związane ze spadkiem – papiery z banku, testament, notarialne zaświadczenia – i położyłam je na stole. Czekałam, aż wróci.
– Co to? – zapytał, zerkając niepewnie.
– Papiery. Chciałam ci je pokazać. I wyjaśnić ci jedno: nie będziesz miał do tego dostępu. Nie dlatego, że chcę ci coś odebrać. Ale dlatego, że przestałam ufać, że jesteśmy po tej samej stronie.
– Serio? Bo nie kupiłem ci bukiet kwiatów? Bo chciałem samochód?
– Nie. Bo ty nie chciałeś tego dla nas. Chciałeś dla siebie. A ja miałam za to płacić.
Milczał.
– Przeniosłam pieniądze. Część wpłaciłam na lokaty, część przekazałam fundacji babci, tak jak chciała. Reszta jest zabezpieczona. Nie musisz się o to martwić.
– To już wszystko? Wyrok?
– Jeszcze nie. Ale będzie. Jeśli nie wyjdziesz z tej roli męża „milionerki”. Jeśli nie zaczniesz mnie traktować jak człowieka, a nie jak bankomat.
– Jeśli to się skończy, pożałujesz. Zrobiłem dla ciebie wszystko! – krzyknął nagle. – Poświęciłem się, wspierałem cię!
– A ja tylko byłam... portfelem. Tyle znaczyłam?
Zamilkł. Patrzył na mnie bez słowa, a potem odwrócił się i wyszedł z domu, trzaskając drzwiami. A ja zostałam i byłam bardzo spokojna.
Czuję się silniejsza
Zostałam sama. Nie czułam ulgi, raczej coś w rodzaju pustki. Wcześniej myślałam, że najgorsze, co może się przydarzyć, to zostać bez pieniędzy. Myliłam się. Gorsze było odkrycie, że ten, kogo kochasz, widzi w tobie wyłącznie korzyść. Patrzyłam na stare zdjęcia – nasze, z czasów, kiedy naprawdę wierzyłam, że jesteśmy zespołem. A potem patrzyłam na siebie w lustrze. Byłam tą samą kobietą. Ale jednocześnie już zupełnie inną.
Nikt nie wie, co będzie dalej. Może wrócę do życia, które znałam. A może nauczę się żyć zupełnie inaczej – ostrożniej, ale bardziej świadomie. Jedno wiedziałam na pewno: najcenniejsze, co mogłam odziedziczyć po babci, to nie był spadek. To była siła, by powiedzieć „dość”.
Anna, 39 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mama płaciła za wszystko, żebym miała lepsze życie. Teraz oczekuje, że ja będę jej bankomatem na starość”
- „Nie wstydzę się tego, że traktuję dziadków jak bankomat. Mają wysokie emerytury, więc mogą mi trochę uszczknąć”
- „Gdy mąż mnie zdradził, nawet się nie przejęłam. Szkoda tracić nerwów na kogoś, kogo tak łatwo można zastąpić”

