„Oddałem ojcu pół wygranej z totka. Kasę zainwestował w młodą żonę i szybko przekonał się, że z tego zysku nie będzie”
„Siedzieliśmy u ojca. Zaprosił mnie na kawę. Myślałem, że pogadamy o tym, co dalej, jak chce zainwestować swoje milion. A on mi z uśmiechem na twarzy oświadczył, że się zaręczył. Po trzech tygodniach znajomości”.

- Redakcja
Pracuję jako informatyk. Zwykła robota – osiem godzin, kawa w kubku termicznym, wieczorne granie na konsoli, czasem serial. Żyłem spokojnie, nawet nudno. Może dlatego, gdy los się do mnie uśmiechnął, od razu pomyślałem: „To znak. Trzeba coś zmienić”. Ale nie myślałem wtedy o sobie.
Myślałem o Romanie – moim ojcu. Wiecznie bez grosza przy duszy, wiecznie z nowymi planami i wiecznie znikającym portfelem. W dzieciństwie patrzyłem, jak zdradza moją matkę. Jak obiecuje, że przestanie pić. Jak przysięga, że się zmieni. Ale w głębi duszy zawsze chciałem mieć ojca, którego mógłbym podziwiać. Trafiłem szóstkę w totolotka. Dwa miliony złotych. Taka suma zmienia życie. Ale ja… zamiast rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady, zrobiłem coś zupełnie innego. Połowę wygranej przekazałem ojcu.
Kiedy powiedziałem mu o wygranej, zamilkł. Pamiętam ten moment. Patrzył na mnie, jakbym wyznał, że lecę na Marsa.
– Tomek… Synu… Nie musisz… – wyjąkał.
– Chcę – przerwałem mu. – Podzielimy się. Pół na pół.
Płakał. Serio. Jak dziecko. A ja myślałem: może to jest ten moment, w którym wszystko się odmieni.
Nie miałem pojęcia, że właśnie dałem mu paliwo do autodestrukcji. Że połowę mojej przyszłości zainwestuje w kobietę młodszą ode mnie. Że pół roku później będę patrzył, jak siedzi z pustym portfelem. A wszystko zaczęło się jak dobry sen.
Byłem w szoku
– Ty chyba sobie żartujesz – powiedziałem cicho, ale chyba zabrzmiało jak krzyk, bo Justyna aż odsunęła się od stołu.
Siedzieliśmy u ojca. Zaprosił mnie na kawę. Myślałem, że pogadamy o tym, co dalej, jak chce zainwestować swoje milion. A on mi z uśmiechem na twarzy oświadczył, że się zaręczył. Po trzech tygodniach znajomości.
– Tomek… – Roman poklepał mnie po ramieniu. – Ty jesteś młody, ty nie wiesz, co to znaczy miłość. To się czuje od razu.
– Miłość? – powtórzyłem jak idiota. – Pierścionek za trzydzieści tysięcy dla dziewczyny, która wygląda jak hostessa z klubu, to miłość?
Justyna prychnęła, wstała i poszła do łazienki. Roman spojrzał na mnie z politowaniem.
– Zazdrościsz mi, synku? Że ktoś mnie pokochał, a ty tylko siedzisz sam ze swoim komputerem?
Wstałem. Miałem ochotę rozwalić mu ten cholerny stolik, z którego wystawały ulotki biur podróży.
– Oddałem ci pół swojej przyszłości. A ty… Naprawdę myślisz, że o to chodziło?
Nie odpowiedział. Wyszedłem, trzaskając drzwiami. W klatce zrobiło mi się duszno. Przysiadłem na schodach i próbowałem uspokoić oddech. *Czy ja w ogóle znam tego człowieka? Czy tylko przez lata wmawiałem sobie, że kiedyś będzie tym ojcem, na którego czekałem?
Po raz pierwszy pomyślałem, że może popełniłem błąd. Ale jeszcze się łudziłem, że przejrzy na oczy.
Mama go nie broniła
– Trzy tygodnie – powiedziałem, siadając przy kuchennym stole. – Zna ją trzy tygodnie.
Mama nalała mi herbaty, po czym sama usiadła naprzeciwko. Nie była zaskoczona. Raczej zmęczona. Jakby wcale nie była to dla niej nowość.
– A pierścionek? – zapytała tylko.
– Za 30 tysięcy. W pudełku z logo jubilera, którego reklamy widziałem tylko w telewizji.
Mama zaśmiała się gorzko.
– Tomek, on się nie zmieni. Ty myślisz, że on był z nami, bo kochał rodzinę? On po prostu nie potrafił być sam. Jak nie kobieta, to zakład, jak nie zakład, to hazard. Zawsze coś.
– Może po prostu... – przerwałem, bo głos mi zadrżał – chciałem mu dać szansę. Myślałem, że z tą kasą coś odbudujemy. Chociaż rozmowę. Jakąkolwiek bliskość.
Basia spojrzała na mnie uważnie. W jej oczach był smutek, ale i złość. Taka, której przez lata nauczyła się nie wybuchać.
– Zbudować coś z Romanem? On nawet na własnej historii się nie uczy. Dla niego wszystko musi być łatwe. Łatwe pieniądze, łatwa miłość, łatwe życie. Ale jak coś wymaga trudu... to ucieka.
Patrzyłem na parującą herbatę, ale widziałem tylko jedno – jak Roman obejmuje Justynę, jak puszcza do mnie oko, jakbyśmy byli kumplami. A może ja nigdy nie chciałem znać prawdy? Może po prostu potrzebowałem wierzyć, że z ojca da się jeszcze coś uratować...
Ojciec był zaślepiony
Zobaczyłem ją w galerii przypadkiem. Stała przy wystawie butiku, w jednej ręce trzymała kartę, w drugiej telefon. Śmiała się. Obok niej dwie inne dziewczyny – wszystkie z torbami, w obcasach, pełne blasku. Tylko jedna rzecz nie pasowała do tego obrazka.
Justyna flirtowała z chłopakiem. Wysoki, opalony, z grzywką opadającą na oczy. Rozmawiali, śmiali się, jej ręka powędrowała na jego ramię. Zrobiłem kilka zdjęć. Cicho, z dystansu. Czułem się podle. Jak detektyw we własnej rodzinie.
Wieczorem byłem już u ojca. Siedział przy laptopie, z kieliszkiem wina. Na ekranie – rezerwacja wakacji.
– A to twoja inwestycja, tato? – rzuciłem, rzucając telefon na stół. – Torebki i selfie z jakimś małolatem?
Zamarł. Potem spojrzał. Przez moment myślałem, że powie „masz rację”. Ale tylko westchnął i sięgnął po kieliszek.
– Nie wiesz, o czym mówisz. Ona mnie kocha. A ty? Ty tylko liczysz pieniądze.
– Nie – odpowiedziałem chłodno. – Ja tylko nie chcę, żebyś był idiotą. Ale widzę, że już za późno.
Wstałem. Nie zatrzymał mnie. Nie zapytał, skąd mam zdjęcia. Nie powiedział ani słowa więcej. Wyszedłem w ciemność, z poczuciem, że straciłem coś, czego nigdy tak naprawdę nie miałem. Możesz chcieć kogoś ratować. Ale jeśli on sam chce tonąć – zostaje ci tylko patrzeć.
To się musiało tak skończyć
Minęło pół roku. Nie miałem kontaktu z ojcem. Wiedziałem tylko, że się ożenił. Tamtego dnia zobaczyłem go na przystanku, kiedy wracałem z pracy. Jesień, mokry asfalt, wiatr. Miał na sobie tę samą skórzaną kurtkę, którą pamiętam jeszcze z dzieciństwa. Ale teraz wisiała na nim jak na wieszaku. Siedział na ławce, skulony, z butelką mineralnej w dłoni.
– Tato?
Podniósł wzrok. Najpierw zdziwienie. Potem wstyd. I wreszcie – coś, co wyglądało jak ulga.
– Tomek… – wyszeptał. – Myślałem, że mnie nie poznasz.
– Wyglądasz fatalnie...
Uśmiechnął się krzywo. Niewiele zostało z tamtego pewnego siebie Romana.
– Justyna… odeszła. Zabrała wszystko. Nawet ekspres do kawy. – Zaśmiał się sam do siebie. – Sprzedałem mieszkanie. Miałem plan. Ale wszystko się rozeszło.
– Jak zawsze.
– Myślałem, że to miłość. Że wszystko się zmieni. Że będę kimś innym.
Patrzyłem na niego i czułem, że coś się we mnie wyciszyło. Nie złość. Nawet nie smutek. Po prostu: koniec.
– A ja myślałem, że jesteś dorosły. Że umiesz chociaż raz pomyśleć nie tylko o sobie.
Spojrzał na mnie błagalnie.
– Tomek, pomóż mi… proszę. Ja już nie mam nikogo.
– Miałeś. Ale nie umiałeś tego zatrzymać.
Odwróciłem się i odszedłem. Nie dlatego, że go nienawidziłem. Tylko dlatego, że już raz zrobiłem wszystko, co mogłem.
Teraz zrozumiałem
Pojechałem na cmentarz sam. Nie powiedziałem nikomu. Wziąłem znicz i kawałek ciszy.
Grób dziadka. Ojca Romana. Człowieka, którego pamiętam jako surowego, ale sprawiedliwego. Siedzieliśmy razem na ławce, gdy miałem może dziesięć lat. Ojciec właśnie wrócił z kolejnej pracy. Na krótko.
– Twój tata – powiedział wtedy dziadek – to taki typ, co jak coś dostanie za darmo, to i tak to prędzej czy później straci. Nie potrafi inaczej.
Wtedy tego nie rozumiałem. Dziś nie mogłem wyobrazić sobie trafniejszego podsumowania. Uklęknąłem. Postawiłem znicz. Poczułem chłód pod kolanami, ale nie ruszyłem się.
– Oddałem mu pół swojej wygranej – powiedziałem cicho, jakby dziadek mnie słyszał. – Nie dlatego, że musiałem. Tylko dlatego, że chciałem mieć ojca. Takiego prawdziwego. Takiego, którego sam sobie wymyśliłem. Może właśnie dlatego to wszystko bolało tak bardzo.
Zamknąłem oczy. Nie da się kupić relacji. Nie da się wyleczyć pieniędzmi dziur z dzieciństwa. Można próbować. Ale koniec końców – każdy odpowiada za siebie.
Tomek, 27 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój mąż żył marzeniami, ja płaciłam rachunki. Szybko się przekonałam, że miłość bez pieniędzy to wrota do nędzy”
- „Sezon grzewczy mnie przeraża. Przez małą emeryturę każdy dzień to tragiczny wybór – ogrzać się czy zjeść”
- „Oszczędzanie na ogrzewaniu zniszczyło moje małżeństwo. Mąż kazał mi marznąć, a sam dogrzewał się gdzie indziej”

