„Odbiłam mojej 25-letniej asystentce kochanka. Po 50. zostałam królową romansów, choć wcale się o to nie prosiłam”
„Coraz częściej łapię się na tym, że w pracy szukam już nie sukcesu, a emocji. Czegoś, co poruszy we mnie coś więcej niż potrzeba dominacji. Zauważyłam to szczególnie wtedy, gdy do naszego działu trafił praktykant”.

- Redakcja
Od ponad dwudziestu lat pracuję w tej samej firmie. Zaczynałam od stanowiska specjalistki, a dziś jestem kierowniczką działu marketingu. To była mozolna wspinaczka – pełna wyrzeczeń, poświęconych weekendów, udawanych uśmiechów i walki o słyszalność na zebraniach pełnych pewnych siebie mężczyzn. Ale dopięłam swego. Teraz, gdy wchodzę do pokoju, ludzie się prostują. Gdy coś mówię – słuchają. Nie muszą mnie lubić, wystarczy, że mnie szanują. A to mi zawsze wychodziło najlepiej – budowanie autorytetu, nie relacji.
Byłam z siebie dumna
Mam eleganckie biuro z oknami na pół miasta, porządną pensję i zespół, który wie, że lepiej ze mną nie igrać. Mówią o mnie „królowa biura”. Niby pół żartem, pół serio, ale czuję w tym nutę zazdrości. Jestem dumna z tej pozycji – wywalczyłam ją sama, bez niczyjej pomocy.
Ale coraz częściej łapię się na tym, że w pracy szukam już nie sukcesu, a emocji. Czegoś, co poruszy we mnie coś więcej niż potrzeba dominacji. Zauważyłam to szczególnie wtedy, gdy do naszego działu trafił praktykant – młody, błyskotliwy chłopak z pewnym siebie spojrzeniem.
Zmieniło się coś w atmosferze, zwłaszcza u mojej asystentki – lojalnej, choć wycofanej Magdy, która zdawała się być zafascynowana nowym kolegą. Ale ja zobaczyłam w nim coś innego.
– Trochę ci się oczy świecą. Aż się boję, że zapomnisz mi kawę przynieść – rzuciłam z uśmiechem, nie odrywając wzroku od ekranu laptopa.
– Nie… to znaczy… ja tylko mówiłam mu, gdzie jest kuchnia. Tyle – speszyła się, a jej policzki pokryły się różowym rumieńcem.
– Tak tylko żartuję. Ale przyznaj, że przystojny. Młody, wysportowany… Idealny materiał na letni flirt biurowy, prawda? – dodałam, unosząc wzrok i celowo zawieszając go na niej.
Chciałam czegoś nowego
Zakręciła się na pięcie i wyszła, a ja przez chwilę patrzyłam na zamknięte drzwi. Owszem, był przystojny, ale nie tylko o wygląd chodziło. Był inny: śmiały, ale nie bezczelny, pewny siebie, ale z taktem. Zaskakiwał mnie podczas porannych rozmów przy ekspresie do kawy, jakby znał granicę między śmiałością a nachalnością.
– Dzień dobry, pani Marto. Dziś wyjątkowo późno pani przyszła. Zmartwiłem się – powiedział pewnego ranka.
– Musiałam zawieźć psa do weterynarza. Zresztą nie jestem przecież ostatnia.
– Ale bez pani jakoś ciszej… – dodał z nieoczywistym uśmiechem. – Kawa czarna, jak zwykle?
– Widzę, że zdążył pan mnie już rozszyfrować.
– Takie rzeczy się zapamiętuje – powiedział, podając mi kubek.
Zrobiło się zbyt intymnie, jak na miejsce i porę. Ale nie zaprzeczyłam. Zamiast tego po raz pierwszy od dawna poczułam, że chcę, by ktoś mnie zobaczył nie jako szefową, tylko kobietę.
Flirtował ze mną
Zaczęłam zapraszać go częściej do mojego gabinetu, niby w sprawach projektów, ale każde takie spotkanie przeciągało się o kilka minut. Pytałam, co myśli o kampanii, czy jego pokolenie odebrałoby dany komunikat inaczej. Udawałam, że chodzi mi o jego spojrzenie z zewnątrz, o „świeżą krew”. A tak naprawdę chodziło o rozmowę i o to, jak na mnie patrzył.
Kiedy zaproponowałam kolację w restauracji pod pretekstem omówienia koncepcji kampanii outdoorowej, nie zapytał, kto jeszcze będzie, nie udawał zaskoczenia. Po prostu przyjął zaproszenie. I znów ten jego uśmiech – jakby wiedział, że to nie tylko służbowe spotkanie.
Magda usłyszała przez uchylone drzwi, że podawałam mu godzinę i miejsce. Następnego dnia nie spojrzała mi w oczy. Przyniosła raport, położyła go na biurku i natychmiast wyszła. W jej gestach było coś mechanicznego, jakby nagle zapadła się w sobie. Przez chwilę miałam wyrzuty sumienia, ale zaraz potem przyszła inna myśl – władza ma swoje prawa.
Plotki się rozeszły
– Pani Marto, możemy porozmawiać? – Magda weszła bez pukania, co już samo w sobie było wymowne.
Skinęłam głową. Zatrzymała się przy drzwiach, jakby chciała zasygnalizować, że nie zamierza zostać długo.
– To nie moja sprawa, ale… Ostatnio atmosfera w dziale zrobiła się dziwna. Ludzie gadają. O pani i o… nim.
– Ludzie zawsze gadają – przerwałam, nie podnosząc wzroku znad dokumentów.
– Ja tylko… Nie wiem, co pani robi. Ale jest między wami różnica. I nie mówię o wieku.
Zamknęła drzwi, zanim zdążyłam coś odpowiedzieć. Poczułam, jak narasta we mnie złość i coś jeszcze – wstyd. Zrugałam się w myślach. To przecież moja sprawa, to ja podejmuję decyzje. A jednak słowa Magdy nie chciały mnie opuścić.
Kilka dni później, bez żadnego ostrzeżenia, rzuciła wypowiedzenie. Na biurku zostawiła list, z którego wynikało, że „środowisko stało się dla niej nie do zniesienia” i „czuje, że jej obecność nikogo tu już nie cieszy”. Nie wymieniła mojego imienia, ale nie musiała. Wiedziałam, że chodziło o mnie.
Nie przejmowałam się
Nie rozmawiałam z nią więcej. Wysłałam maila z suchym „dziękuję za współpracę”. Sama nie wiedziałam, dlaczego nie próbowałam zatrzymać jej ani wyjaśnić sytuacji. Może bałam się, co jeszcze by powiedziała.
W firmie zrobiło się cicho. Ludzie przy mnie ściszali głos. Zamiast śmiać się w kuchni, wychodzili, gdy wchodziłam. „Dzień dobry” brzmiało jak obowiązek. Zaczęłam czuć się obserwowana.
– Widzę, że jest pani pod ostrzałem – powiedział praktykant, przeglądając z moim zespołem grafikę do kampanii outdoorowej. – Mam wrażenie, że wszyscy tu b.
– Nowości nie zawsze są mile widziane – odpowiedziałam szybko.
– Mam wrażenie, że nie o nowość chodzi.
Wiedziałam, że miał rację. Autorytet, który budowałam latami, kruszył się nie przez błędy zawodowe, tylko przez coś tak trywialnego jak relacja z młodszym mężczyzną. Mimo to nie potrafiłam przestać.
Zrobiło się gorąco
Zaczęliśmy spędzać więcej czasu razem. Omawialiśmy projekt, ale robiłam wszystko, by ta współpraca trwała dłużej niż potrzeba. Spotkania przeciągały się do późnych godzin. Wysyłał mi wiadomości wieczorem, ja odpowiadałam. Czułam się potrzebna. Miałam z kim być szczera, nie tylko jako szefowa, ale jako kobieta.
Tylko że zespół odwracał się coraz bardziej. Coraz trudniej było mi spojrzeć sobie w twarz. Pracownicy mnie unikali. Czułam się jak intruz w swoim własnym gabinecie. A on, ten, który miał być ucieczką od rutyny, nagle zaczął znikać. Zostawałam z tym wszystkim sama: z fascynacją, która zamieniła się w pustkę i z przekonaniem, że zrobiłam coś nieodwracalnego.
Spotkaliśmy się któregoś dnia w tej samej kawiarni, gdzie kiedyś tak uważnie słuchał moich opowieści o branży, rynku, strategii. Tym razem siedział naprzeciwko mnie i nie unikał kontaktu wzrokowego, ale patrzył jak ktoś, kto już dawno wszystko przemyślał.
To był koniec
– To było miłe, naprawdę – zaczął. – Ale to nie to. Nie chcę cię dalej okłamywać. Ja tego nie czuję. Nie w takim sensie.
– Czyli co? Zabawa się skończyła? – zapytałam.
– Nie chciałem, żeby tak wyszło. Ale nie chcę się w to dalej wikłać. Przepraszam.
Nie powiedział nic więcej. Nie było sensu dopytywać. Wstał, zapłacił za kawę, skinął głową i wyszedł. Zostałam przy stoliku, nie ruszając się przez długie minuty.
Następnego dnia poszłam do pracy. Wszystko wydawało się obce. Mój gabinet, który kiedyś był dla mnie symbolem osiągnięcia, teraz wyglądał jak pusta scenografia. W otwartych drzwiach stanęła Bożena – koleżanka z finansów, z którą kiedyś często chodziłyśmy na lunch.
– Cześć – powiedziała chłodno. – Przepraszam, że tak zniknęłam ostatnio. Ale… chyba nie było już o czym rozmawiać.
– Jasne – odpowiedziałam i spojrzałam na nią, szukając jakiejkolwiek ciepłej nuty.
– Wiesz, ludzie mówią różne rzeczy. Ale ja… tylko powiem jedno. Szkoda, Marta. Kiedyś byłaś naprawdę dobra. I autentyczna.
Nie czekała na moją reakcję. Zamknęłam drzwi i długo patrzyłam przez okno. Widziałam odbicie – zmęczoną twarz, której nie rozpoznawałam. Zostałam z pustym biurkiem i chłodnymi spojrzeniami. A przecież tak długo walczyłam o to miejsce.
Marta, 52 lata
Czytaj także:
- „Po zdradzie zaufałam mężowi drugi raz. A on zdradził mnie z kimś mi bliskim, gdy wiozłam im magnesy z Majorki”
- „Romans z żonatym facetem wydawał się bajką. Niestety tylko do czasu, gdy jego syn zapukał do moich drzwi”
- „Mój chłopak zerwał przeze mnie kontakty z rodziną. Dla niego jestem całym światem, dla nich tylko dziewczyną z marketu”

