„Od początku nie chcieliśmy dzieci. Teraz żona jest w ciąży i każe mi wybierać, bo jej się odwidziało”
„Nie wiedziałem, co powiedzieć. Próbowałem coś z siebie wydusić, ale nie wiedziałem, jak zareagować. Jak to „zmienia zdanie”? Przecież to było coś, co nas określało. Coś, co było jednym z fundamentów naszego bycia razem. Nigdy nie chciała dzieci, podobnie jak ja. Na tym zbudowaliśmy to wszystko”.

- Redakcja
Zawsze lubiłem swoje życie za to, jak świetnie jest zorganizowane. Od kilku lat pracuję jako Project Manager w dużej agencji reklamowej i nie lubię niespodzianek. Każdy mój dzień jest szczegółowo zaplanowany: od porannej kawy w kubku z napisem „Plan to Win”, po wieczorną godzinę ciszy z książką, zanim zasnę. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Nawet moja garderoba wygląda jak paleta Pantone — szarości, granaty, czerń i żadnych eksperymentów.
Nie lubię chaosu i nie rozumiem ludzi, którzy uważają, że „po prostu się zobaczy” albo „pójdą na żywioł”. Lubię wszystko wiedzieć: gdzie jestem, z kim jestem i dokąd zmierzam. Może to nudne, ale dla mnie bezpieczne.
Julkę poznałem pięć lat temu na wyjeździe firmowym. W filmach mówią, że wystarcza jedno spojrzenie, ja natomiast powiedziałbym raczej, że byliśmy po prostu kompatybilni. Ona — spontaniczna, ale nie szalona graficzka, ja — planujący, ale nie obsesyjnie koordynator. Byliśmy jak dobrze dopasowane puzzle. To pewnie dlatego między nami nigdy nie rozgrywały się dramaty, a nasz związek był prosty, zdrowy, cichy, bez kłótni o pierdoły i hucznych deklaracji.
I bez dzieci. Żadne z nas ich nie chciało — to wiedzieliśmy od początku. Nie było żadnych kompromisów ani prób przekonania się nawzajem. W tym jednym doskonale się zgadzaliśmy. I naprawdę uwielbiałem ten nasz świat – wolny od pieluch, krzyków i zabawek walających się po podłodze. Żyliśmy w dorosłym, cichym mieszkaniu, będąc sobą tylko dla siebie. Mieliśmy swoje rytuały, swój święty spokój. Czasem wyjeżdżaliśmy w ostatniej chwili na weekend w góry, a czasem piliśmy prosecco w środku tygodnia, bo mogliśmy. Wszystko było nasze, i wszystko pozostawało pod kontrolą.
Ale, co najważniejsze, byliśmy ze sobą zgodni. Wiedzieliśmy, czego chcemy, czy może raczej: czego nie chcemy. I myślałem, że to się nigdy nie zmieni. Nie miałem pojęcia, że plan, który tak pieczołowicie budowałem, właśnie zaczyna się sypać.
Nie rozumiałem jej
— Muszę ci coś powiedzieć — zaczęła Julia. Usiadła na fotelu naprzeciwko mnie, jakby potrzebowała dystansu.
Odłożyłem gazetę, ale nie czułem jeszcze niepokoju. Spodziewałem się, że chodzi o coś w pracy. Może o jej szefową, z którą ostatnio się nie dogadywała.
— Jestem w ciąży — powiedziała spokojnie, jakby mówiła o pogodzie.
Zamarłem. Dosłownie. Przez kilka sekund nie wiedziałem, co zrobić z ciałem, wzrokiem, słowami. Czekałem na dalszy ciąg, na to, że obróci wszystko w żart, na coś, co wytrąci mnie z tego dziwnego oszołomienia. Ale Julia patrzyła na mnie poważnie. Milczeliśmy. W mieszkaniu było tak cicho, że słyszałem tykanie zegara w kuchni.
– Zmieniam zdanie – dodała po chwili. — Nie musisz ze mną zostawać, jeśli nie chcesz.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Próbowałem coś z siebie wydusić, ale nie wiedziałem, jak zareagować. Jak to „zmienia zdanie”? Przecież to było coś, co nas określało. Coś, co było jednym z fundamentów naszego bycia razem. Nigdy nie chciała dzieci, podobnie jak ja. Na tym zbudowaliśmy to wszystko.
— Julia, o czym ty mówisz? — zapytałem w końcu cicho.
Nie odpowiedziała od razu. Wstała i zaczęła chodzić po pokoju, zupełnie jakby uciekała przede mną albo przed tym, co właśnie się wydarzyło.
— Nie wiem, kiedy dokładnie to się zmieniło, ale poczułam, że chcę — stwierdziła. — I że nie mogę już dłużej udawać. Przepraszam, jeśli cię zawiodłam, ale nie zamierzam rezygnować z bycia matką.
W głowie miałem mętlik. Powinienem się złościć, a jednak tej złości nie czułem. Było mi raczej… obco. Jakbym nagle wszedł do mieszkania, w którym wszystko wygląda znajomo, ale ktoś poprzestawiał meble i jeszcze udaje, że nic się nie zmieniło.
— Ale przecież my... — zacząłem.
— Wiem, co ustaliliśmy — przerwała mi. – Wiem. I nie mam prawa żądać od ciebie, żebyś to teraz zmienił. Chcę tylko, żebyś wiedział. Nie zamierzam cię do niczego zmuszać.
Usiadła z powrotem, ale między nami był teraz jakiś mur. Choć nie wybuchła awantura i nikt nie robił scen, zrobiło się jakoś dziwnie. Pewnie przez to „jestem w ciąży” i „nie musisz ze mną zostawać”. W moim wnętrzu coś się zakotłowało. Czułem, jak tracę grunt pod nogami. Wszystko, co było moje: ta przewidywalność, nasze umowy, mój spokój, rozpływało się właśnie w powietrzu.
Nie rozumiałem jej. Nie rozumiałem, jak mogła mi to zrobić. Bardziej niż ból czułem jednak pustkę. I coś jeszcze. Coś delikatnego, ledwo wyczuwalnego. Jakby ten nowy plan, tak bardzo nie mój, wcale mnie nie odstraszał. Tyle że jeszcze nie wiedziałem, co to znaczy.
Nie byłem gotowy być ojcem
Zostałem. To była moja decyzja. To nie tak, że byłem z miejsca gotów czy poczułem nagle przypływ dojrzałości lub odpowiedzialności. Po prostu nie umiałem odejść. Nie chciałem patrzeć, jak się pakuje, jak zamyka za sobą drzwi. Nie wyobrażałem sobie, że mógłbym przestać ją widywać każdego dnia. To wszystko działo się zbyt szybko.
Przez pierwsze tygodnie chodziłem jak cień. Julia zmieniała się na moich oczach: fizycznie i psychicznie. Już nie była tylko moją Julią, ale też kimś innym. Kimś, kto nosi w sobie nowe życie. Ja za to byłem jak gość w tej nowej rzeczywistości. Jakbym trafił na plan filmu, w którym nikt nie napisał dla mnie roli.
Pracowałem, wracałem do domu, gotowałem kolację, sprzątałem, oglądałem wiadomości — próbowałem robić to, co zawsze. W tym nowym rytmie nic niestety nie brzmiało znajomo. Julia czytała poradniki, robiła listy, przeglądała ubranka w internecie. Ja patrzyłem na nią i jej nie poznawałem. Nie było teraz tylko „nas”, bo przecież pojawił się ktoś jeszcze.
Pewnego wieczoru, gdy znowu próbowałem rozpocząć rozmowę, Julia spojrzała na mnie chłodno i powiedziała:
— Nie prosiłam, żebyś został. To była twoja decyzja.
Nie odpowiedziałem, bo nie miałem siły się kłócić. W środku jednak coś mnie rozrywało.
— Bo jesteśmy razem. Albo byliśmy — odpowiedziałem cicho, nie patrząc na nią.
To było jak echo. Brzmiało inaczej niż moje wcześniejsze słowa. Było w tym coś surowego, może nawet trochę bolesnego, a zarazem prawdziwego. Może bardziej, niż byłem gotów przyznać.
Zrozumiałem wtedy, że moja decyzja o pozostaniu miała niewiele wspólnego z miłością. To był lęk. Strach, że wyjdę na egoistę. Że będę tym, który ucieka, kiedy robi się trudno.
Zostałem, bo nie chciałem być tchórzem, ale nie byłem gotowy być ojcem. Nie miałem nawet pojęcia, co to znaczy. Nie czułem się częścią tego procesu. Byłem bardziej obserwatorem niż uczestnikiem. A mimo to, każdego dnia, gdy zamykałem za sobą drzwi po powrocie z pracy, szukałem jej wzrokiem.
Po prostu... jestem
Tamtej nocy nie spałem. Julia zasnęła wcześnie, zmęczona, z książką na brzuchu. Chciałem wyłączyć lampkę, ale zanim to zrobiłem, spojrzałem na jej telefon. Na ekranie migała aplikacja z odgłosem bicia serca dziecka. To było takie nierealne.
Uklęknąłem obok łóżka. Patrzyłem na jej brzuch, nasłuchiwałem tego rytmu i poczułem coś dziwnego. Położyłem rękę na jej biodrze, a potem po prostu... zacząłem mówić. Cicho, trochę głupio. Plotłem zupełnie bez sensu: „Cześć. Nie wiem, czy mnie słyszysz. Pewnie nie. Ale jestem” .
Julia nie otworzyła oczu, tylko odsunęła się lekko, robiąc mi miejsce.
Następnego dnia kupiłem książkę o ojcostwie. Tak całkiem spontanicznie — prostu wziąłem ją z półki. Kilka dni później, wracając z pracy, zajechałem do sklepu z meblami i wybrałem nocną lampkę do pokoju dziecka. Stała potem zapakowana w korytarzu przez tydzień.
— Nie musisz się tak starać — powiedziała Julia, gdy mnie przyłapała, jak czytam o pieluszkach.
— Nie staram się — odpowiedziałem. — Po prostu... jestem.
I pierwszy raz nie miałem wrażenia, że kłamię.
Przestałem analizować
Nie zapomnę tego okropnego zapachu. Szpital, zimne światło, napięcie, które wisi w powietrzu, chociaż nikt go nie widzi. Julia była zmęczona, blada, a jednak spokojna. Trzymałem ją za rękę, ale nie umiałem jej uspokajać. Czułem się zupełnie nie na miejscu i tylko czekałem, aż ktoś mnie wyprosi.
A potem usłyszałem płacz. Przeszywający, prawdziwy. Nie byłem na to gotowy. Położna podała mi małą istotę, owiniętą w biały koc. Przez chwilę bałem się ją trzymać, ale potem po prostu na nią spojrzałem. Miała zaczerwienioną buzię i zaciśnięte powieki. A ja stałem tak dłuższą chwilę, obawiając się głośniej odetchnąć.
Julia patrzyła na mnie z boku, trochę z dystansem, ale też z ulgą.
— Nie wyobrażałam sobie ciebie w tej roli — powiedziała cicho.
— Ja też nie — przyznałem. — Ale chyba nie muszę sobie wszystkiego wyobrażać, zanim coś zrobię.
Pierwsze tygodnie były trudne. Nie spałem, nie rozumiałem, co oznaczają te wszystkie płacze i gesty. Zmęczenie mieszało się z niepewnością, a jednak w tym wszystkim pojawił się też jakiś spokój. Może dlatego, że przestałem walczyć z tym, co przyszło. Przestałem analizować, zastanawiać się, czy to moja decyzja. Po prostu byłem. Każdego dnia od nowa. Patrzyłem, jak śpi. Leżała na brzuchu, z zadartą rączką, zupełnie bezbronna. Jej oddech był miarowy, spokojny. Słuchałem go z zapartym tchem.
Nie wiedziałem, jakim będę ojcem. Może przeciętnym, może zdystansowanym, a może zaangażowanym w sposób, który sam mnie zaskoczy. Pierwszy raz nie miałem planu i wcale mi to nie przeszkadzało. Nie chciałem już uciekać. Nie czułem się obcy, choć nie wybierałem tego życia świadomie. Coś się we mnie zmieniło, jakby ktoś majstrował coś przy ustawieniach. Może dlatego, że nie próbowałem już cofać się do tego, co było. Nie uciekałem od tego, co przyszło. Nie planowałem bycia ojcem.
Bartek, 33 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Pazerny braciszek przyjechał do chorej mamy nie z tęsknoty, a z chciwości. Czekał tylko aż wyda ostatnie tchnienie”
- „Teściowa nie chciała naszego rozwodu, dlatego złożyła nam propozycję. Przez przypadek zmieniła naszą decyzję”
- „Prosiłam bliskich o wsparcie, bo każdy przecież ma prawo do odrobiny luksusu. Moja rodzina zrobiła z tego dramat”

