Reklama

Był środek lata, a ja, jak co roku, cieszyłam się na nasze rodzinne wypady po jeżyny. Ten rytuał, zapoczątkowany jeszcze przez moją mamę, miał w sobie coś magicznego. Zawsze we troje – ja, Zbyszek i moja młodsza o dwa lata siostra Hela – wyruszaliśmy do lasu, wracając potem z pełnymi koszami, a dzieci oblepione były sokiem tak, że wyglądały jak małe wampirki.

Zbyszek nigdy nie przepadał za zbieraniem owoców, ale gdy w grę wchodziły jeżyny, dziwnym trafem nigdy nie odmawiał. Tłumaczyłam to sobie tym, że to taka nasza tradycja i „rodzinna bliskość”. Tym bardziej, że od lat ufałam mu bezgranicznie, tak samo zresztą jak i Helce. Ona często pomagała mi w domu, wpadała bez zapowiedzi, ugotowała obiad, odebrała dzieci ze szkoły. Zawsze czułam wdzięczność, że mam siostrę, na którą mogę liczyć.

Ostatnio jednak zauważałam, że Zbyszek jest przy niej jakby… bardziej roześmiany. Częściej żartował, patrzył na nią tym swoim błyskiem w oku, którego od dawna nie widziałam skierowanego w moją stronę. „Rodzinna bliskość” – powtarzałam sobie w myślach, choć coś we mnie drgało niespokojnie. Tamtego dnia, idąc leśną ścieżką z koszykiem, zatrzymałam się na chwilę, żeby odgarnąć gałęzie. Hela podeszła do mnie z uśmiechem i rzuciła niby od niechcenia:

– Mariolka, ty to zawsze znajdziesz największe i najsłodsze!

– A ty, Hela, to masz rękę do tych, co gdzieś schowane – odpowiedziałam, starając się nie zauważyć, że Zbyszek stojący kawałek dalej patrzy na nią z tym swoim uśmiechem.

Niby tylko się uśmiechał, a jednak wtedy poczułam ukłucie. Takie, które jeszcze próbowałam zagłuszyć.

Nie chciałam robić sceny

Słońce przesączało się przez liście, tworząc na ścieżce plamy światła. Zbierałam jeżyny ostrożnie, żeby nie podziurawić dłoni o ciernie. Koszyk powoli zapełniał się ciemnymi owocami. Zbyszek był kawałek dalej, przy zaroślach, a obok niego stała Hela. Widziałam kątem oka, jak nachylił się do niej, mówiąc coś szeptem. Hela roześmiała się cicho, a jej ręka na moment dotknęła jego ramienia, jakby zupełnie odruchowo. To było krótkie muśnięcie, ale zauważyłam je wyraźnie. Starałam się nie przywiązywać do tego wagi, lecz kiedy spojrzeli po sobie i znów się uśmiechnęli, w moim żołądku pojawił się dziwny ciężar. Odwróciłam się, udając, że zajmuje mnie krzaczek po lewej stronie. Zerwałam kilka dojrzałych owoców i wróciłam w ich stronę.

– Co was tak rozbawiło? – zapytałam możliwie neutralnym tonem, choć w środku czułam niepokój.

– A nic, taka drobnostka – odpowiedział Zbyszek, unikając mojego wzroku.

– Powiedz jej – dodała Hela z tym swoim figlarnym uśmiechem. – Po prostu przypomniało nam się coś z zeszłego roku, jak Zbyszek prawie wpadł w pokrzywy.

Zaśmiała się zbyt długo, a Zbyszek tylko skinął głową. Nie było w tym nic szczególnie zabawnego, ale miałam wrażenie, że oboje wiedzą coś, czego ja nie wiem. W drodze powrotnej z lasu trzymali się raczej blisko siebie, a ja szłam z tyłu, w milczeniu. Nie chciałam robić sceny, wmawiałam sobie, że to głupie myśli, że przecież są sobie bliscy, bo Hela jest moją siostrą. Mimo to czułam w sercu cichy, uporczywy niepokój, który towarzyszył mi aż do domu.

Coś ściskało mi gardło

Po powrocie do domu dzieci od razu pobiegły do swoich pokoi. Koszyki z jeżynami postawiłam na kuchennym blacie, a Hela zabrała się za mycie owoców. Zbyszek usiadł przy stole i rozsznurowywał buty, jakby chciał przeczekać ten moment, kiedy zostaniemy sami. Starałam się mówić o rzeczach zwyczajnych, żeby rozładować ciszę, która dziwnie ciążyła.

– Trochę ich w tym roku mniej – powiedziałam, przesypując jeżyny do miski. – Może lato było zbyt suche.

– Ale i tak udało się zebrać sporo – odparła Hela, rzucając krótkie spojrzenie w stronę Zbyszka.

Usiedliśmy do obiadu. Dzieci wróciły, żeby zjeść z nami, więc rozmowa toczyła się wokół szkoły i tego, co będzie na deser. Mimo pozornie rodzinnej atmosfery czułam, że każde spojrzenie między Zbyszkiem a Helą jest inne niż kiedyś. Czasem patrzyli na siebie ostrożnie, jakby pilnując się, żeby nikt tego nie zauważył, a czasem przeciwnie – pozwalali sobie na zbyt swobodny uśmiech. Gdy dzieci skończyły jeść i wybiegły do salonu, od razu zadałam pytanie, które od kilku dni krążyło mi po głowie:

– Czy wy macie romans?

Zapadła taka cisza, że słyszałam tykanie zegara w przedpokoju. Zbyszek odłożył widelec, ale nic nie powiedział. Hela patrzyła w swój talerz. Ich milczenie było jak odpowiedź, której wcale nie chciałam usłyszeć. Poczułam, jak coś ściska mi gardło. Wzięłam głęboki oddech, próbując się opanować. Chciałam krzyczeć, ale wolałam zachować resztki spokoju. W myślach jednak wszystko wirowało – obrazy z lasu, ich spojrzenia, szeptane słowa. Niedowierzanie mieszało się ze złością, a każda sekunda tej ciszy utwierdzała mnie w tym, że moje podejrzenia nie są już tylko wyobraźnią.

Milczał jak zaklęty

Tej nocy przewracałam się z boku na bok, wsłuchując się w odgłosy domu. Zbyszek spał w drugim pokoju, tłumacząc wcześniej, że musi popracować przy komputerze i pewnie położy się późno. Wiedziałam jednak, że chodzi o coś zupełnie innego. Kiedy zamknęłam oczy, przed oczami stawały mi sceny, które wcześniej uważałam za niewinne – Hela stojąca przy kuchennym blacie i śmiejąca się z jego żartów, jego dłoń kładąca się lekko na jej ramieniu, spojrzenia, które trwały ułamek sekundy za długo. O świcie wstałam, czując, że i tak już nie zasnę. W kuchni zaparzyłam herbatę, ale zanim zdążyłam ją wypić, usłyszałam, że ktoś schodzi po schodach. To był Zbyszek. Wszedł powoli, jakby ważył każdy krok.

Nie spałaś? – zapytał, siadając naprzeciwko mnie.

– Nie bardzo – odpowiedziałam. – Chciałabym, żebyś mi w końcu powiedział, co się dzieje.

Pokręcił głową, wpatrując się w kubek, który obracał w dłoniach.

– To skomplikowane – mruknął po chwili.

– Skomplikowane? – powtórzyłam, czując, jak narasta we mnie napięcie. – Zdradzasz mnie z moją siostrą, a mówisz, że to skomplikowane?

Nie odpowiedział. Wstał i podszedł do okna, jakby szukał ucieczki w widoku za szybą. Cisza, która zapadła, była gorsza niż jakiekolwiek przyznanie się. Miałam wrażenie, że jeśli nie usłyszę od niego jasnych słów, będę tkwić w tej niewyraźnej mgle jeszcze dłużej.

– Potrzebuję, żebyś powiedział to na głos – dodałam, patrząc mu w plecy.

Ale on tylko westchnął, wziął z krzesła swój sweter i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Zostałam sama, wiedząc już, że odpowiedź jest oczywista, choć wciąż desperacko pragnęłam, żeby ktoś ją wypowiedział zamiast mnie.

Łzy napłynęły mi do oczu

Następnego dnia wrócił z pracy wcześniej niż zwykle. Wszedł do domu z kamienną twarzą, ominął mnie w korytarzu i poszedł prosto do sypialni. Po chwili usłyszałam, jak otwiera szafę i wyciąga z niej swoje rzeczy.

– Co ty robisz? – zapytałam, stając w drzwiach.

– Muszę się zastanowić – odpowiedział, nawet na mnie nie patrząc. – Zabiorę trochę ubrań, przeniosę się na jakiś czas…

– Do Heli? – wyrwało mi się, zanim zdążyłam ugryźć się w język.

Zawahał się przy walizce. Nie zaprzeczył, tylko wzruszył ramionami. To wystarczyło. Kiedy wyszedł z domu, usiadłam na łóżku, czując, że nogi mam jak z waty. Minęło może pół godziny, gdy telefon zawibrował w mojej kieszeni. To była wiadomość od sąsiadki: „Widziałam Zbyszka. Wchodził do mieszkania Heli z walizką. Myślałam, że wiesz…”.

Przeczytałam te słowa kilka razy, jakby mózg nie chciał ich przyjąć. Chciałam wierzyć, że to pomyłka, że może tylko zaniósł jej coś z zakupów. Ale obraz Zbyszka stojącego w przedpokoju u mojej siostry z własną walizką był tak wyraźny, że nie potrafiłam wymyślić dla niego niewinnego wytłumaczenia. Łzy napłynęły mi do oczu, ale szybko je otarłam. Złość i poczucie upokorzenia paliły mnie mocniej niż żal. Wiedziałam, że od tej chwili nic już nie będzie takie jak dawniej – nie tylko między mną a Zbyszkiem, ale też między mną a Helą.

Mosty zostały spalone

Następnego dnia wstałam wcześnie. W głowie miałam tylko jedną myśl – muszę z nią porozmawiać. Sprawdzić, czy w ogóle ma odwagę spojrzeć mi w oczy. Wsiadłam do samochodu i pojechałam do bloku, w którym mieszkała Hela. Droga była krótka, ale czułam, że serce bije mi szybciej z każdym skrętem kierownicy. Zapukałam do drzwi zdecydowanie. Otworzyła niemal od razu, jakby się mnie spodziewała. Stała w dresie, z rozpuszczonymi włosami, a za jej plecami w korytarzu zobaczyłam męską kurtkę Zbyszka.

– Więc to prawda – powiedziałam cicho, ale z takim napięciem w głosie, że każde słowo brzmiało jak cios. – Śpisz z moim mężem.

– Mariola… – zaczęła, podnosząc ręce w geście obronnym. – Tak wyszło. Nie planowaliśmy tego.

– Nie planowaliście? – przerwałam jej ostro. – Ludzie nie wpadają w cudze łóżka przez przypadek.

Zrobiła krok w moją stronę, ale cofnęłam się, żeby nie czuć jej bliskości.

My… się po prostu zakochaliśmy – powiedziała, patrząc mi prosto w oczy.

Jej słowa zabrzmiały jak kpina. Cofnęłam się jeszcze o pół kroku, trzymając rękę na framudze, jakby to miało powstrzymać gniew. W mojej głowie zaczęły układać się obrazy – momenty, w których stawałam się dla nich niewidoczna. Kolacje, kiedy szeptali coś między sobą. Śmiech Zbyszka, którego od dawna nie słyszałam skierowanego do mnie. Wszystko nabrało nowego sensu, brutalnie prostego.

– Nie wiem, co jest gorsze – powiedziałam w końcu – to, że mnie zdradziliście, czy to, że zrobiłaś to ty, moja własna siostra.

Odwróciłam się i wyszłam, zanim zobaczyłaby, jak drży mi broda. Wiedziałam, że ta rozmowa nie przyniosła odpowiedzi, ale dała mi pewność, że mosty zostały spalone.

Nie wiem czy kiedyś wybaczę

Wróciłam do pustego domu. Korytarz wydawał się dłuższy niż zwykle, a cisza miała w sobie ciężar, którego wcześniej nie znałam. Postawiłam czajnik na kuchence i czekałam, aż woda się zagotuje, wpatrując się w znajome ściany. Z półki patrzyły na mnie zdjęcia – ja, Zbyszek i dzieci na wakacjach nad morzem, uśmiechnięci, opaleni, z wiatrem we włosach. Pomyślałam, że ten kadr przedstawia rodzinę, której już nie ma. Usiadłam z kubkiem herbaty przy stole. Ciepło napoju niewiele dawało. W głowie wracały obrazy z ostatnich dni – milczenie Zbyszka, spojrzenia Heli, wiadomość od sąsiadki. Czułam się, jakby ktoś wyrwał kawałek mojego życia i zostawił dziurę, której nie da się zasłonić.

Telefon zadzwonił. To były dzieci, które nocowały u babci. Starałam się mówić spokojnie, pytałam o szkołę, o to, czy zjadły kolację. Słyszałam jednak, że głos mi drży, a każde słowo przychodzi z trudem. Nie pytały o ojca, a ja nie byłam gotowa tłumaczyć im, dlaczego nie wrócił do domu. Kiedy odłożyłam słuchawkę, w domu znów zapanowała cisza. Wiedziałam, że przede mną długie tygodnie rozmów, wyjaśnień, może nawet kłótni. Nie miałam pojęcia, czy kiedykolwiek będę w stanie wybaczyć – Zbyszkowi czy Helce. Jedno było pewne, że tej letniej wyprawy po jeżyny nie zapomnę nigdy. Jeżyny zawsze kojarzyły mi się ze słodkim smakiem wakacji, a teraz… smakowały zdradą.

Mariola, 42 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama