Reklama

Kamila poznałam na studiach. Był facetem, który totalnie zawrócił mi w głowie i ani przez chwilę nie zastanawiałam się nad tym, czy mogłabym być z kimś innym. Wszyscy moi znajomi, w tym również najbliższe koleżanki, byli wtedy mocno zdziwieni – w końcu Kamil był moim pierwszym, a zarazem jedynym, o którym myślałam od razu na poważnie.

Reklama

Był moją pierwszą i jedyną miłością

W sumie, dlaczego miałabym nie myśleć? On zawsze stawiał mnie na pierwszym miejscu. Zabierał na romantyczne kolacje, spacery przy świetle księżyca i co rusz wymyślał jakieś weekendowe wyjazdy. Bardzo dobrze czułam się w jego towarzystwie, a poza tym nie dostrzegałam żadnych jego wad. Może tylko był trochę roztrzepany, ale kto by się tym przejmował, jeśli to ja byłam dla niego tą najważniejszą.

– Świetnie trafiłaś – zapewniała mnie nieustannie bliska przyjaciółka, Matylda. – Takich facetów to teraz ze świecą szukać. No, ale ty to zawsze miałaś szczęście.

Nie kłóciłam się i nie protestowałam – wiedziałam przecież, że to sama prawda. Kiedy zaczynaliśmy ze sobą chodzić, wszyscy niezwykle się cieszyli. Moja rodzina wprost promieniała ze szczęścia.

– Wreszcie sobie kogoś znalazłaś! – cieszyła się matka.

Moja wnusia przyprowadzi kawalera! – wtórowała jej babcia. – Tyle nas trzymała w niepewności, ale ja wiedziałam, że kiedyś nas zaskoczysz! Koniecznie go nam przedstaw. Chcę go poznać!

Tylko tata zachowywał spokój. Kiedy stałam zakłopotana, zupełnie nie wiedząc, jak reagować na te nagłe wybuchy radości, uśmiechał się pokrzepiająco.

– Nie bój się – uspokajał mnie potem. – Kiedyś na pewno im przejdzie. Może nie zamęczą tego twojego Kamila na śmierć.

Uśmiechnęłam się mimowolnie. On zawsze wiedział, jak mnie rozbawić. I przy nim nigdy nie czułam tego ciśnienia.

Matka nie odpuszczała

Schody zaczęły się, gdy minęły trzy lata, a my wciąż byliśmy bez ślubu. Mało tego – Kamil nawet się nie oświadczył i nic nie wskazywało na to, by miał się na to zdecydować w najbliższym czasie. Nigdy nie dawał mi do zrozumienia, że nie traktuje naszego związku poważnie, ale też nie poruszał tematu formalizacji naszego związku. Przy każdej kolacji lub bardziej wystawnym obiedzie liczyłam, że w końcu padną te ważne słowa. Że w końcu postanowi uczynić krok naprzód. Nie następował jednak żaden przełom.

O ile mnie było po prostu trochę przykro, matka zaczynała z wolna szaleć. Babcia z kolei robiła się coraz bardziej nerwowa i nieprzyjemna.

– Czemu ja wciąż nie widzę pierścionka zaręczynowego na twoim palcu? – rzuciła oskarżycielskim tonem matka, gdy zjawiłam się kiedyś w rodzinnym domu.

Wzruszyłam ramionami. Miałam nadzieję, że sprawa jakoś rozejdzie się po kościach, a mnie uda się zmienić temat. Wtedy jednak uruchomiła się babcia.

Jest mi tak bardzo wstyd za ciebie – stwierdziła niebywale poważnym tonem. – Jeśli ten chłopiec jeszcze ci się nie oświadczył, to musi być z tobą coś nie tak.

– Albo z nim – dorzuciła matka. – Może powinnaś rozejrzeć się za kimś innym, Honorata? Ten cały Kamil…

– …jest bardzo porządnym gościem – wtrącił się tata i puścił mi oko. – I kocha naszą córkę. Ze ślubem czy bez. Więc zejdźcie z niej w końcu, bo dziewczyna ma was dość.

Moja frustracja narastała

Wkurzały mnie te wszystkie komentarze, chyba nawet bardziej niż sam fakt, że czas mijał, a Kamil dalej nie myślał o pierścionku zaręczynowym. Miałam ochotę krzyczeć za każdym razem, gdy matka zaczynała od nowa. Babcia… Cóż, jej komentarze w ogóle robiły się coraz mniej przyjemne, dlatego doszło do tego, że przestałam unikać wizyt w rodzinnym domu, a z tatą spotykałam się u mnie lub na mieście.

Minęło już siedem lat, odkąd się poznaliśmy, a nasz związek, choć trwały, nie miał formalnych podstaw. Kiedy więc matka zaczęła mnie nękać telefonami z pretensjami, postanowiłam zmusić Kamila do jakiekolwiek rozmowy.

– Twoja matka znowu drąży? – Uśmiechnął się i pokręcił głową. – Mogłaby już sobie dać spokój.

– A nie uważasz, że to ty powinieneś coś zrobić? – rzuciłam z przekąsem, krzyżując ramiona na piersi.

– Niby co? – Zmarszczył brwi.

– No nie wiem – burknęłam. – Wiesz, zwykle ludzie, jak się kochają, dążą do ślubu. Facet kupuje ładny pierścionek…

– Mogę ci kupić pierścionek, jeśli chcesz – przerwał. – Ale wiesz dobrze, co myślę o małżeństwie. Po co ci ono potrzebne? Do czego? Jak odstawimy tę całą szopkę ze ślubem, będziemy się twoim zdaniem bardziej kochać czy jak?

Pokręciłam głową – trochę z dezaprobatą, a trochę ze wściekłością.

– Ty nic nie rozumiesz – stwierdziłam. – Jesteś taki ograniczony…

– Nie no, bo twoja mamusia i babcia to jedyne światłe umysły – rzucił z irytacją. – Takie na miarę dwudziestego pierwszego wieku.

– Teraz to jesteś złośliwy – mruknęłam, choć wiedziałam, że w tym, co mówi, jest trochę racji.

– Nie, po prostu czasem się zastanawiam – z kim ty jesteś? Ze mną czy z nimi? – zmrużył oczy. – I co się według ciebie rzeczywiście liczy: miłość czy jakiś głupi papierek i obrączki?

Nie wiedziałam, jak z nimi rozmawiać

Więcej nie poruszałam z Kamilem tematu ślubu. Nie lubiłam awantur i nie chciało mi się kłócić. I tak zresztą nie wiedziałam w tym większego sensu – a po co miałabym się dodatkowo denerwować? Właściwie było nam dobrze, a skoro tego typu rozmowy tylko działały mojemu facetowi na nerwy, to po co miałam je w ogóle zaczynać?

W końcu jednak przyszedł czas, że musieliśmy przyjechać do rodziców na ich okrągłą rocznicę ślubu. Podchodziłam do tego niechętnie, ale nie mogłam się wykręcić. Kiedy obiad i późniejszy podwieczorek przebiegł bez durnych pytań i przytyków, odetchnęłam. Kamil też wydawał się całkiem spokojny. Tylko babcia milczała i wyraźnie unikała patrzenia w naszą stronę. Nie przejmowałam się tym jednak za bardzo – ona miała swoje życie i swój świat. Nie mogłam jej przecież niczego narzucać.

Seria wyrzutów zaczęła się dopiero wtedy, gdy po posiłku weszłam do kuchni.

– A wy dalej żyjecie na kocią łapę – zaczęła matka z wyraźną pretensją w głosie.

– Mamo, proszę – jęknęłam. – Oszczędź mi tego. Nie chce mi się znów wałkować tego tematu.

– Przecież to nie wypada, Honorata!

Gdyby wzrok mógł zabijać, już padłabym trupem. Mina matki wydawała się niewzruszona, a ja czułam się coraz bardziej przytłoczona. Bo co miałam jej powiedzieć? Że Kamilowi w ogóle się nie śpieszyło? Że nawet nie myślał o czymś takim jak ślub? Przecież to wszystko było takie niedorzeczne… A ja nie chciałam kolejnej kłótni. Powoli miałam tego dość.

– Dużo ludzi tak żyje – próbowałam z innej strony. Sama nie sądziłam, by było to jakieś wyjątkowo trafne wytłumaczenie, ale… co mi jeszcze pozostawało?

– Nie mam pojęcia, co się z tobą dzieje, dziewczyno – popatrzyła mi głęboko w oczy. – Pomyśl trochę, jaki ty zawód robisz nie tylko mnie, ale przede wszystkim babci! – wychyliła się przez otwarte drzwi, sprawdziła, czy nikogo nie widać na horyzoncie i dodała, ściszając głos: – Wiesz, że ona nawet nie może nic o tobie powiedzieć? Jej koleżanki chwalą się wnukami, pięknymi zdjęciami ślubnymi, a ona? Nawet nie ma co powiedzieć, gdy o ciebie pytają!

– Cóż – uśmiechnęłam się zimno. – Chyba jakoś będzie musiała to przeżyć. I naprawdę, nie będziemy się dopasowywać do was. Mam tego serdecznie po dziurki w nosie.

Czas płynie dalej, a u nas wszystko dalej wygląda tak samo. Razem z Kamilem w ogóle nie rozmawiamy o ślubie, a ja powoli dochodzę do wniosku, że w sumie nie jest nam przecież źle. Dopasowywanie się do oczekiwań mojej rodziny, czy może raczej babci i matki, byłoby trochę śmieszne. Zwłaszcza że tata już dawno zaakceptował nasz związek. Chyba tylko dla niego liczy się miłość. Babcia w ogóle się do mnie nie odzywa, a matka dalej truje. Czy coś jeszcze się wydarzy? Nie sądzę. Może tylko wkrótce postaramy się o dzieci.

Reklama

Honorata, 30 lat

Reklama
Reklama
Reklama