Reklama

Od lat mieszkamy z mężem w naszej kamienicy. Sprowadziliśmy się tam zaraz po ślubie, jak ja byłam na początku ciąży. Udało się nam tam kupić trzypokojowe, duże mieszkanie z balkonem. Okolica też jest super, bo w pobliżu jest piękny park i dwa place zabaw. Miejsce jest też dobrze skomunikowane i łatwe wszędzie dojechać, jeśli nie ma się auta. Przy dwójce dzieci oczywiście posiadamy samochód, bo bez tego byłoby ciężko ogarnąć ich dwoje i naszą pracę, ale czasem i tak zdarza się jeździć komunikacją miejską. Wtedy bardzo się cieszę, że nie muszę nigdzie daleko szukać połączenia.

I tak poznałam nowego sąsiada

Wszystkie mieszkania w naszym budynku są wykupione, więc rzadko zdarza się, że zmienia się właściciel. Co innego lokatorzy, bo część ludzi wynajmuje. Szczęśliwie w naszej klatce schodowej nie ma takich historii, bo zawsze bałam się całonocnych imprez studenckich i problemów ze spaniem dzieci. Dlatego bardzo szybko zauważa się zmiany i nowych w sąsiedztwie.

Zawsze byłam gadułą otwartą do ludzi i lubiłam poznawać nowe osoby. Po kilku tygodniach odkąd zauważyłam nowego członka naszej społeczności, jak wracał ze sklepu, postanowiłam go zaczepić. Sama akurat wracałam do domu i zagadałam do niego, gdy spotkaliśmy się w drzwiach klatki schodowej.

– Witaj sąsiedzie.

– Cześć – powiedział i uśmiechnął się szeroko.

– Jestem Angela.

– Kamil – powiedział, odstawił siatki z zakupami i podał mi rękę.

– Gdzie sprzedałeś dzieciaki, bo chyba same w domu nie siedzą – powiedziałam ze śmiechem, bo widywałam go z malutkimi pociechami.

– Mamy z byłą żoną opiekę naprzemienną z tygodnia na tydzień. Ten jest jej – powiedział z westchnieniem.

Pokiwałam głową. Takie historie nie są pojedyncze.

Dobrze, że się dogadujecie.

– No jakoś to idzie – powiedział i ruszyliśmy z naszymi zakupami do mieszkań.

Wydawał się porządnym człowiekiem

W następnym tygodniu spotkaliśmy się na placu zabaw. Tym razem był z dziećmi. Jak się okazało, ma dwie córki — jedna dwa latka, a druga niecałe cztery. Moje pociechy były już znacznie większe, bo bliźniaki miały już po siedem lat. Był trochę zagubiony w opiece nad maluchami, ale powiedział, że bardzo mu zależy na tym, by kontakty zostały tak szerokie, jak są.

– Jeśli tylko będę mogła, służę pomocą – powiedziałam serdecznie. Sama jeszcze pamiętałam, jak trudno jest zająć się dziećmi, które jeszcze nie do końca potrafią wyartykułować swoje potrzeby. Teraz też bywało ciężko, ale to już inny kaliber. Zresztą zmienia się on z roku na rok, a ja już przeszłam to, co on dopiero zaczynał.

No i tak to sobie trwało. Zaprzyjaźniliśmy się bardzo. Zaczęliśmy też spotykać się towarzysko. Nasze dzieci chętnie też się widywały mimo różnicy wieku, jaka je dzieliła.

I tak we wzajemnej, bardzo dobrej komitywie upłynęły nam trzy lata. Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ile to czasu, aż do pewnego dnia, gdy spotkałam jego byłą żonę. Nie wiem, jak to możliwe, że dopiero po takim czasie udało nam się porozmawiać, a wcześniej nie widziałyśmy się nigdy na dłużej niż tylko w przelocie, jak wymieniali się opieką nad dziećmi.

Ta wiadomość zwaliła mnie z nóg

Spotkałam ją, gdy siedziała na ławce pod kamienicą. Głupio było przejść tylko, skoro zdarzało mi się zajmować jej dziećmi czy pomagać przy nich. Wracałam akurat z pracy i nie miałam nic pilnego do zrobienia, więc zatrzymałam się na kurtuazyjną rozmowę.

– Witam, chyba jeszcze nie miałyśmy okazji się poznać. Macie państwo cudowne dzieci – powiedziałam, siadając obok niej.

Zerknęła na mnie życzliwie znad telefonu i się uśmiechnęła.

– Dziękuję. Słyszałam, że pani też są niesamowite i bardzo się zaprzyjaźniliście. To dobrze, że lubią ciocię – nie od razu zrozumiałam. Często tak jest, że dzieci nazywają wujkiem czy ciocią osoby, które nie są spokrewnione, a są często widywane i rzeczywiście tak tutaj było.

– Tak, to fajnie, jak ma się sąsiada, na którego można liczyć.

– Zwłaszcza kiedy to rodzina – powiedziała z uśmiechem.

– Nie, zaraz, chyba mnie pani z kimś myli – powiedziałam, bo zaczynałam mieć wątpliwości, czy ja się nie pomyliłam, ale nie… to na pewno była ex żona mojego sąsiada…

– O rety, przepraszam… myślałam, że pani powiedział… – w jej oczach widać było autentyczne zagubienie.

– Ale o czym?

– Nie żyjemy z mężem w super zgodzie, ale naprawdę nie chciałam tego zrobić. Inaczej mogłabym powiedzieć o tym wcześniej… byłam jednak pewna, że po tym czasie to już wiecie… – zakryła twarz dłońmi.

– Ale o czym? – powtórzyłam i czułam się coraz bardziej poirytowana. Zaczęłam też odczuwać dziwny lęk.

– To pani brat… – wyszeptała.

Czy jestem w ukrytej kamerze?

– Jaki brat? Ja nie mam rodzeństwa!

– Dobrze, że ja dziś zabieram dzieci. Będziecie mogli pogadać.

Mniej więcej w tym momencie w oddali pojawił się Kamil z dziewczynkami, które na widok mamy rzuciły się biegiem w jej kierunku. Ona je uściskała, pośpiesznie wymieniła z ich ojcem parę zdań i ruszyła z nimi do auta. Kamil poszedł do mieszkania, a ja jeszcze chwilę siedziałam pod blokiem, po czym też wróciłam do siebie. O wszystkim powiedziałam mężowi.

– Idź do niego i pogadaj. To jakaś dziwna historia – pokręcił głową. No to poszłam.

Kamil, gdy tylko otworzył drzwi, musiał zobaczyć moją minę, bo zapytał:

– Co się stało?

– Ty mi powiedz. Podobno jesteś moim bratem.

Zbladł, ale otworzył szerzej drzwi i wpuścił mnie do środka. Usiedliśmy na kanapie, a on zaczął opowiadać. Im więcej mówił, tym bardziej czułam się jak na diabelskim młynie. To nie mogła być prawda! A jednak najprawdopodobniej była… Okazało się, że mój ojciec miał romans lata temu. Jego owocem był właśnie Kamil, który sam dowiedział się o tym kilka lat wcześniej. Matka mu to w końcu wyznała, gdy zaczęła ciężko chorować. Zanim odeszła z tego świata, postanowiła powiedzieć synowi, że ma jeszcze jednego rodzica. Kamil pokazał mi dwa zdjęcia, które od niej dostał. Rzeczywiście był tam mój ojciec z jego matką w ciąży.

Po 30 latach poznałam brata

– Twój… nasz ojciec… nie był zachwycony, gdy się z nim skontaktowałem – kontynuował.

Wierzyłam, że tak było, bo nigdy nie był skory do przyznania się do błędu czy opowieści o swojej młodości. Zaczynałam mieć podejrzenia, czemu. Być może nie był to w ogóle jedyny romans. A może zaczynam przesadzać? Zawiedziona tym, że ojciec miał taką tajemnicę i niepotrzebnie się nakręcam? Ręce mi się trzęsły z wrażenia. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć, ale był tu – stał przede mną, a w dłoniach trzymałam zdjęcia.

– Czemu nic nie mówiłeś?

– Bo obiecałem ojcu. A gdy się rozwiodłem i akurat tutaj też pojawiło się mieszkanie do wzięcia, skorzystałem, bo pomyślałem, że chociaż w pewnym sensie będę obok kogoś z rodziny…

– Przepraszam, ale to dla mnie zbyt wiele – powiedziałam i wyszłam.

Musiałam skonfrontować te rewelacje. Gdy przyjechaliśmy, wyciągnęłam tatę na ogród i bez słów pokazałam mu zdjęcia. Usiadł na pniu drzewa, który tam leżał i uśmiechnął się pod nosem.

Czyli już wiesz

Nie odpowiedziałam.

Opowiedział mi swoją historię

– To był bardzo krótki romans, gdy twoja mama wyjechała pewnego lata na dwa miesiące do swojej siostry do Niemiec. Pojechała jej pomóc, bo ta chorowała. Kamil jest starszy od ciebie o rok. Nie wiem, jak to się stało, ale tamtego lata poniosło nas oboje

– Czy mama wie?

– Nie.

– Żartujesz sobie? – niby spodziewałam się tej odpowiedzi, a jednak nie mogłam uwierzyć, gdy to usłyszałam.

– To by jej złamało serce, a nie miało znaczenia.

– Jak to nie miało? Masz z tego związku syna!

– Nawet do niedawna o tym nie wiedziałem.

– I to cię usprawiedliwia?!

– Zapewne nie… – westchnął. – Proszę, nie mów jej – powiedział, a w jego oczach pojawiły się łzy. – To był jedyny raz. Nigdy więcej nie miałem żadnych skoków w bok.

Jakoś teraz nie bardzo chce mi się wierzyć w słowa ojca. Straciłam do niego zaufanie. No i nie wiem, co robić. Nie wiem, czy potrafię żyć z taką tajemnicą przed własną matką. Nigdy jej nie okłamałam. Nie wiem też, jak ojciec może to robić.

Poza tym w sumie wszyscy byliśmy rodziną. Jeśli mama by się z tym pogodziła, może moglibyśmy jakoś razem funkcjonować? Co prawda na ten moment nie umiem sobie tego wyobrazić tak do końca i nie umiem poradzić sobie z emocjami, które mi towarzyszą, bo są skrajnie różne, ale może trzeba odłożyć własne emocje na półkę i pomyśleć, co jest dobre dla ogółu?

Miotam się okrutnie. Z jednej strony cieszę się, że mam brata. Z drugiej – czuję się oszukana i czuję odrazę do ojca. Z jednej jest mi go szkoda, a znów z drugiej – szkoda mi mamy. Mąż też nie wie, co powinnam zrobić. Powtarza, że niezależnie od mojej decyzji, będzie mnie wspierał.

Angela, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama