„Od 15 lat byłam samotną matką i straciłam nadzieję na miłość. To Jacek udowodnił mi, że istnieją porządni faceci”
„Minęły dwa tygodnie od naszej pierwszej rozmowy i zdecydowaliśmy się z Jackiem spotkać na żywo. Pomyśleliśmy, że pójdziemy na kawę. Nie mówiliśmy głośno, że to randka, bo zarówno ja, jak i on mieliśmy już wcześniej złe doświadczenia w związkach”.

Tamtego popołudnia miałam dużo spraw na głowie i, jak to już u mnie w zwyczaju, wpadłam do domu jak po ogień. Musiałam się odświeżyć i odstawić na tip-top, bo pod wieczór umówiłam się z niejakim Jackiem, którego wyhaczyłam na jednym z serwisów społecznościowych. Zareagował na mój komentarz pod postem, który przypadł mi do gustu, zagadał, migiem podaliśmy sobie namiary na skrzynki pocztowe – i tak się wszystko zaczęło.
Czułam się jak nastolatka
Minęło parę dni, podczas których pisaliśmy ze sobą nawet do późnych godzin nocnych, aż w końcu zdecydowaliśmy się porozmawiać przez telefon. Kiedy usłyszałam jego głos, poczułam w brzuchu przyjemne łaskotanie i od razu zdałam sobie sprawę, że przepadłam.
Ja, kobieta po czterdziestce, która sporo już w życiu przeszła, zatraciłam się w uczuciu niczym rozmarzona nastolatka. Moja córka, która niedawno skończyła siedemnaście lat, z rozbawieniem obserwowała, jak do późna siedzę przyklejona do laptopa albo pędzę po telefon, gdy tylko usłyszę dźwięk przychodzącego SMS-a. Zabawne, bo przecież sama nieraz strofowałam ją za identyczne zachowanie, kiedy szalała na punkcie jakiegoś chłopaka.
Ani ja, ani Jacek specjalnie nie mogliśmy pochwalić się powodzeniem u płci przeciwnej. Życie nas nie rozpieszczało, jeśli chodzi o sprawy sercowe.
Byłam ostrożna
Minęły dwa tygodnie od naszej pierwszej rozmowy i w końcu zdecydowaliśmy się z spotkać na żywo. Pomyśleliśmy, że pójdziemy do kawiarni na kawę. Nie mówiliśmy głośno, że to randka, bo zarówno ja, jak i on mieliśmy już wcześniej nieprzyjemne doświadczenia w relacjach damsko-męskich i wolimy dmuchać na zimne.
Kiedy nasza córka skończyła dwa lata, mój mąż podjął decyzję o odejściu. Stwierdził wprost, że jego uczucia wobec mnie nigdy nie były prawdziwe, a to, co nas łączyło, okazało się jedynie nieporozumieniem. Bardzo ciężko mi było się z tym pogodzić. Straciłam wiarę w siebie, byłam przekonana, że jestem nic niewarta. W późniejszym czasie dwukrotnie usiłowałam na nowo zbudować relację z innym partnerem, jednak za każdym razem ponosiłam porażkę. Zastanawiam się, czy przyczyną tych niepowodzeń mógł być mój brak wiary we własne możliwości.
Tak czy inaczej, głównie ze względu na dobro mojej córki postanowiłam, że nie będę angażować się w kolejną relację. Jaki sens ma to, żeby Kasia była obecna podczas kłótni z facetem, którego i tak nie będzie nazywać tatą? Niestety, nie spotkałam na swojej drodze takiego mężczyzny, który w stu procentach pogodziłby się z faktem, że jestem mamą. Odpuściłam więc ten temat. Aż do momentu, kiedy w słuchawce zabrzmiał głos Jacka.
Wzbudził moją sympatię
Jego małżeństwo też nie należało do udanych. Jego żona zrobiła zawrotną karierę w jakiejś firmie i doszła do wniosku, że partner, którego wynagrodzenie fizyka jest czterokrotnie niższe od jej zarobków, nie dorasta jej do pięt. Zostawiła go dla jakiegoś dyrektora generalnego. Na całe szczęście synowie nie wyparli się taty i nie patrzyli z pogardą na jego skromną wypłatę. Mimo że teraz nosili najmodniejsze ciuszki i mieli elektroniczne zabawki, wciąż twierdzili, że tata jest najlepszy na świecie.
Ciężko byłoby się z nimi nie zgadzać. Jacek szybko wzbudził we mnie szczerą sympatię. Z tego powodu przygotowywałam się do tego spotkania z mocno bijącym sercem – zastanawiałam się, czy aby na pewno mu się spodobam. Natomiast jeśli chodzi o mój gust, to zupełnie nie przejmowałam się jego wyglądem. Dla mnie kluczowe było to, że jest serdeczną i życzliwą osobą. Zrezygnowaliśmy z wymiany swoich fotografii, bo doszliśmy do wniosku, że zdjęcia bywają mylące, a nas ciekawiło poznanie siebie w realnym świecie.
Powiem szczerze, że tamtego dnia mój wygląd pozostawiał wiele do życzenia. W firmie był niezły młyn, a na dokładkę spóźniłam się na autobus. Dotarłam do mieszkania zdyszana, a mój makijaż wyglądał jak po przejściu tornada. Musiałam coś z tym zrobić, bo Jacek lada chwila miał po mnie wpaść! W pośpiechu zmyłam to, co zostało z poprzedniego makijażu i zaaplikowałam nową warstwę podkładu, musnęłam też rzęsy tuszem. Zerknęłam na moją fryzurę – włosy były oklapnięte i bez życia.
Byłam świadoma, że nie starczy mi czasu na ich umycie, ale na blacie, tuż przy zlewie, spoczywała prostownica mojej córki. Kasia z uporem maniaka robiła sobie tą prostownicą grzyweczkę, powtarzając ten rytuał parę razy na dobę. Denerwowałam się na nią przez to, bo byłam przekonana, że trwale uszkadza swoje włosy, ale… ostatnimi czasy sama robiłam całą masę rzeczy, o które do niedawna miałam pretensje do córki, zatem...
„Niech no trochę ogarnę te moje kudły” – zadecydowałam, przyglądając się żałośnie opadającym na ramiona pasmom. Podłączyłam prostownicę do gniazdka, poczekałam, aż będzie gorąca i niezbyt wprawnie zabrałam się za modelowanie delikatnych fal, zerkając jednocześnie z powątpiewaniem w taflę lustra. Doszłam do wniosku, że ostatecznie efekt prezentuje się całkiem przyjemnie dla oka.
Chciałam odłożyć prostownicę na półkę, równocześnie wyciągając ją z gniazdka. Wyciągnęłam daleko rękę i poczułam, że tracę równowagę. Poślizgnęłam się na płytkach i poczułam potworny, paraliżujący ból w nodze. Mgła przesłoniła mi wizję, nic nie widziałam, kompletnie zdezorientowana tym, co się ze mną dzieje. Czułam, że stało się coś niedobrego. Osunęłam się na podłogę, rąbnęłam głową o brzeg wanny i chyba na chwilę odpłynęłam.
Gdyby nie on, mogłoby się skończyć tragicznie
Kasia opowiadała mi, że wpadła spanikowana do toalety, bo usłyszała jakiś rumor. Była przerażona tym, co zobaczyła. Ja leżałam nieprzytomna na ziemi, a obok mnie walały się postrącane rzeczy. Nie miała bladego pojęcia, czemu zemdlałam i runęłam na podłogę. Widziała tylko, że leżę i mam rozbitą głowę. Kiedy próbowała wsunąć mi pod nią zrolowany ręcznik, usłyszała pukanie do drzwi. Początkowo nie zwróciła na to uwagi, bo starała się mnie docucić, ale pukanie nie ustawało.
– Otwarte! – wrzasnęła w końcu, a do środka wszedł Jacek.
Toaleta znajduje się zaraz przy drzwiach wejściowych, dlatego od razu zobaczył mnie i Kasię. Później dowiedziałam się od córki, że natychmiast zaczął mnie ratować, a ją poprosił o wezwanie karetki. Lekarz stwierdził, że gdyby nie jego pomoc, różnie mogłoby się to skończyć.
– Złamała pani nogę, a do tego uderzyła się mocno w głowę – podsumował doktor.
Moja utrata świadomości była wynikiem upadku. Na szczęście nic poważnego się nie stało i skończyłam tylko z bandażem na głowie. Niestety, moja noga trafiła w gips. To było skomplikowane złamanie w kostce. Musiałam się poruszać najpierw na wózku, a potem jeszcze długo o kulach.
Fatalny początek nie odebrał mu zapału
– Myśli pan, że to się w końcu wygoi? – spytałam z niepokojem w głosie.
– Cóż, nie chcę niczego przed panią zatajać, ale sytuacja jest dość niepewna... Istnieje ryzyko, że nigdy nie wróci pani do pełni formy... – doktor zrobił krótką przerwę.
Przede mną był żmudny czas kuracji i powrotu do zdrowia. W tej niełatwej sytuacji pocieszałam się myślą, że moja córka jest cała i zdrowa. Jasnym punktem był również Jacek… Nie dość, że tak sprawnie pokierował akcją, to jeszcze odwiedzał mnie, gdy leżałam w szpitalu. Tak jak przeczuwałam, pokazał się jako wrażliwy i pełen empatii facet. Taki, który nie ucieka, gdy tylko pojawiają się pierwsze problemy.
Ponadto nie skupiał się wyłącznie na mojej osobie, ale także na mojej córce Kasi, co sprawiło, że poczułam nadzieję na to, że jeżeli między nami zaiskrzy, to Jacek poradzi sobie z faktem, że jestem mamą i stanie się dla niej świetnym wujkiem. W żadnym wypadku nie pragnęłabym wejść w relację z jakimś dziecinnym gościem, który byłby zazdrosny o to, że posiadam potomstwo! Już przez to przechodziłam w przeszłości...
Moja mama, która na czas choroby wprowadziła się do naszego mieszkania, była oczarowana Jackiem. Opowiadała, że często do niej dzwonił – numer telefonu dostał od Kasi, bo przypadli sobie do gustu – i za każdym razem pytał, czy aby na pewno mają wszystko, czego im trzeba.
– Czasami faktycznie potrzebowałam jego pomocy i nawet widziałam, że sprawia mu to przyjemność. Doszłam więc do wniosku, że trzeba jakoś zająć tego chłopaka, żeby zaczekał na twój powrót do zdrowia, bo wydał mi się całkiem w porządku – orzekła moja mama, która zazwyczaj podchodziła do facetów z dużym dystansem.
Byłam ogromnie wdzięczna im obojgu – jej oraz Jackowi. To właśnie jego miłość sprawiła, że mój powrót do pełni sił przebiegał sprawniej. Od czasu do czasu rzucałam jedynie żartem, że nasze pierwsze spotkanie wyglądało zupełnie inaczej w moich wyobrażeniach. Marzyłam, by olśniewać urodą, a zamiast tego przerażałam go bandażami i gipsem.
– Miło mi słyszeć, że chciałaś mnie zachwycić swoim wyglądem – dowcipkował. – Ale przecież nie musiałaś dla mnie ryzykować własnym życiem!
Dobrze, że Jacek nie poddał się po tym pechowym zdarzeniu na samym starcie. Już parę miesięcy później wszystko wskazywało na to, że odzyskam pełną sprawność w nodze. Dziś z wielką radością noszę przepiękny pierścionek zaręczynowy, który wręczył mi mój wspaniały narzeczony. Jest ozdobiony olśniewającym szafirem. Niebawem do tego cudeńka dołączy jeszcze obrączka, kiedy już staniemy na ślubnym kobiercu.
Weronika, 47 lat
Czytaj także:
„Mój mąż to śmierdzący leń i malkontent. Gdzie się podział żywiołowy przystojniak, za którego wyszłam 20 lat temu?”
„Z mężem czułam się jakbym żyła w grobie. Nie ruszała go nawet kusząca bielizna, więc wymieniłam go na żwawego kochanka”
„Mąż dał kochance moją biżuterią. Byłam zielona z wściekłości, kiedy zobaczyłam swoją bransoletkę na ręce tej dziuni”

