„Obrzydziłam mężowi życie, by dał mi rozwód. Gdy kolejny okazał się bokserem, zrozumiałam, że najlepiej żyć bez faceta”
„Ze łzami w oczach weszłam do mieszkania, robiąc z tego całkiem niezłą scenę. Nie miałam problemów z udawaniem, bo naprawdę czułam strach. Damian strasznie się wkurzył. Darł się na mnie, mówiąc, że jestem życiową porażką”.

Kiedy poznałam swojego byłego męża, nie dostrzegłam jego wad. Należał do typu facetów, według których to mężczyźni powinni grać pierwsze skrzypce w związku. Ja jednak byłam tak oczarowana jego spojrzeniem, że zupełnie mi umknęło, że on tak naprawdę mnie nie kocha, a jedynie kontroluje i rozkazuje mi, jak mam postępować.
Okazał się tyranem
Gdy na świat przyszedł nasz synek Michał, mąż doszedł do wniosku, że teraz będę od niego całkowicie zależna. Wtedy zrzucił maskę kochającego męża i pokazał swoje prawdziwe oblicze. Byłam tak zaskoczona tą tresurą, którą mi zgotował, że chwilę zajęło mi, zanim się opamiętałam. Zwlekałam z rozwodem trzy lata, licząc na to, że się opamięta.
Obawiałam się, że odmówi mi również rozwodu, który uzna za własną życiową przegraną. Zakładałam, że w trakcie przeciągającego się postępowania sądowego zupełnie zrujnuje mój stan psychiczny. Życie niespodziewanie zdecydowało się dać mi prezent.
Wyjeżdżałam akurat służbowo i na dworcu w kiosku trafiłam na pozycję pod tytułem: „Jak wytrzymać z dupkiem i nie zwariować”. „Idealny poradnik dla mnie” – przeszło mi przez myśl z goryczą.
Gdy pociąg ruszył, pogrążyłam się w czytaniu. Strona za stroną, łapczywie pochłaniałam kolejne rozdziały. Gdzieś w środku książki przerwałam, czując na sobie spojrzenie współpasażerki z naprzeciwka.
– Po co w ogóle żyć z łajdakiem? Czy rozwód to nie lepsze wyjście? – zaskoczyła mnie niespodziewanym pytaniem.
Zdawałam sobie sprawę, że ona ma rację, ale jak miałam to skomentować? Musiałabym jej opowiedzieć całą swoją przeszłość. I w zasadzie tak zrobiłam, niespełna godzinę później, gdy zostałyśmy tylko we dwie w przedziale pociągu.
Pomogła mi
Zwierzyłam się jej, ponieważ czułam, że to przyjazna dusza. Nie zdawałam sobie sprawy, że to znana psycholożka, aż do momentu, gdy parę tygodni później zobaczyłam ją na ekranie telewizora. Podczas rozmowy w pociągu powiedziała mi:
– Proszę się zastanowić się, czy istnieje cokolwiek, co mogłoby sprawić, że małżonek postanowiłby się z panią rozstać – powiedziała.
– On?! Nie ma mowy! – wykrzyknęłam zszokowana.
– Są tylko dwa wyjścia, gdy chce się odejść od męża, który traktuje żonę jak swoją własność. Można od niego uciec, ale wtedy do końca życia będzie się musiało uciekać. Albo zrobić coś, co sprawi, że to on się zniechęci. Porzuci panią z własnej woli. Jeśli uda nam się znaleźć jego czuły punkt, odzyska pani wolność.
Pogrążyłam się w rozmyślaniach nad tym, co powiedziała: „Za co Damian mnie nie znosi? Zawsze mówił, że wymalowana laska to zdzira i żadna szanująca się kobieta nie powinna przepuszczać kasy na jakieś niepotrzebne mazidła… O właśnie!”.
– Najbardziej go irytuje, gdy musi na mnie wydawać pieniądze! – nagle mnie oświeciło. – Wiecznie zrzędzi, że za drogo go kosztuje, choć przecież ja również pracuję i mam swoje pieniądze. Zabiera mi całą wypłatę, a potem daje grosze.
Oświeciło mnie
– A co by było, gdyby pani zupełnie przestała zarabiać? – zmierzyła mnie przenikliwym wzrokiem.
– Jak to? Mam zrezygnować z pracy? – oniemiałam.
– Udawać, że panią zwolnili. Być może taka jest właśnie cena pani wolności.
– Co, jeśli on mimo wszystko poczeka, aż stanę na nogi i znajdę nowe zajęcie? Przecież nie mogę do końca życia żyć bez pracy!
– Gdyby postanowił poczekać, to może okaże się, że ma w sobie więcej empatii, niż pani przypuszczała. Ale jeżeli faktycznie jest takim facetem, jak go pani opisywała, to raczej nie będzie skory do czekania. Wpadnie we wściekłość, że musi panią utrzymywać.
Następnego dnia, gdy w domu znowu doszło do kłótni, zebrałam się w sobie. Nie mogłam powiedzieć przełożonemu, o co tak naprawdę chodzi, dlatego nie ukrywał zaskoczenia gdy położyłam przed nim wypowiedzenie.
– Sprawy prywatne – odparłam zdawkowo. Grunt, że zgodził się podpisać.
Ze łzami w oczach weszłam do mieszkania, robiąc z tego całkiem niezłą scenę. Nie miałam problemów z udawaniem, bo naprawdę czułam strach. Damian strasznie się wkurzył. Darł się na mnie, mówiąc, że jestem życiową porażką. Pytał, jak chcę dalej żyć, bo on nie ma zamiaru mnie utrzymywać. Kiedy to usłyszałam, powiedziałam mu, że będzie musiał, w końcu jest moim mężem.
Był wściekły
W końcu któregoś dnia cisnął we mnie papierami rozwodowymi.
– Mówiłaś, że chcesz odejść. No to się wynoś! – Usłyszałam od niego. – Ale żebyś przypadkiem nie próbowała wyciągać ode mnie kasy na dzieciaka, bo gorzko tego pożałujesz!
Gdy opuszczałam jego dom z bagażami, czułam, jak opadają ze mnie wszelkie ciężary. Mój trzyletni szkrab też nie sprawiał wrażenia przestraszonego przeprowadzką. Wiedziałam, że on także miał już dość ciągłych wrzasków tatusia.
Wprowadziłam się z powrotem do rodziców, którzy nie mogli uwierzyć, że Damian mnie wyrzucił. Nie chciałam im wyjawiać, że to ja do tego doprowadziłam.
Szukając zajęcia, nie miałam wygórowanych oczekiwań. Zdecydowałam się na pierwszą ofertę, jaka się pojawiła – posadę sprzątaczki w biurze. Plusem tej pracy był elastyczny grafik, często wypadały mi wieczorne zmiany, dzięki czemu mogłam więcej czasu poświęcić dziecku. W te dni chodziliśmy razem na plac zabaw, a wracając, zawsze wstępowaliśmy do pobliskiej cukierni. Kupowałam tam Michasiowi jego ulubioną drożdżówkę. Pewnego razu, gdy zabrakło jego przysmaku, mały tak się rozpłakał, że z zaplecza wyszedł do nas sam piekarz.
– Za kwadrans będą gotowe świeże drożdżówki. Idź z mamą na plac zabaw, a ja ci przyniosę jedną, kiedy będą upieczone – powiedział do zapłakanego malucha.
Wpadłam mu w oko
Byłam pod wrażeniem tego, jak znalazł wspólny język z Michasiem. Od początku było dla mnie oczywiste, że w rzeczywistości zależało mu na mnie. Wtedy przypomniałam sobie wszystkie te momenty, gdy idąc obok piekarni, czułam na sobie jego wzrok. Zerkał na mnie zza szyby. Nie miałam wątpliwości, że mu się spodobałam.
Jarek też mi się spodobał. W odróżnieniu od Damiana miałam wrażenie, że Jarek potrafi być podporządkowany i wyrozumiały. Dzięki niemu czułam się bardziej wartościowa i lepsza. Zachęcił mnie, żebym rozejrzała się za zajęciem w swojej branży. Nigdy mnie też do niczego nie zmuszał, ale wyraźnie dostrzegałam, jak bardzo liczy na to, że będziemy razem.
Nie miałam stuprocentowej pewności, czy chcę kolejnej relacji. Zastanawiałam się, czy pół roku od zakończenia małżeństwa to nie za krótki czas na nowy związek. Czas jednak leciał, a Jarek coraz bardziej zdobywał moje serce. W końcu nadszedł moment, kiedy prawie byłam gotowa powiedzieć „tak” na propozycję wprowadzenia się do niego, a może nawet stanięcia na ślubnym kobiercu…
Wtedy moja nowa współpracownica podzieliła się ze mną pewną historią. Otóż podobno mój partner spotykał się kiedyś z jej koleżanką i…
– Stosował wobec niej przemoc fizyczną – wyznała. – Nie wiedziałam, czy ci o tym mówić, bo przecież każdy może się zmienić, a wy sprawialiście wrażenie szczęśliwej pary. Mimo to postanowiłam postąpić w zgodzie z własnym sumieniem i ci o tym powiedzieć.
Bałam się kłopotów
Aż mnie ciarki przeszły. „Nigdy w życiu nie będę z kimś takim. Nie stać mnie na to, żeby wiązać się z jakimś bandytą. Przecież mam pod opieką małe dziecko!” – rozmyślałam przestraszona.
Jarek dostrzegł zmianę w moim nastawieniu do niego. Zaczął wypytywać, co jest nie tak. W końcu nie wytrzymałam i oznajmiłam mu, że to koniec naszego związku.
– Jak to? Czemu? – spytał zdruzgotany. – Proszę, wyjaśnij mi, o co tu chodzi!
Powiedziałam mu, że wiem, że ma sprawę karną na karku. Pobladł na twarzy i zaczął tłumaczyć, że… miał do czynienia z jakąś psycholką.
– Nigdy jej nie uderzyłem, wszystko wymyśliła. Biegała do sąsiadów, pokazując siniaki, które zrobiła sobie kosmetykami do makijażu. W końcu ją zostawiłem, a ona na do widzenia złożyła na mnie doniesienie. Sąd zażądał od Aldony przedstawienia dowodów i wniesienia opłaty sądowej. Nie dopełniła żadnego z tych obowiązków… Ale nerwów mi napsuła.
Czemu nie dałam mu choćby odrobiny zaufania? Być może powód tkwił w moim niedawnym rozwodzie. „Miałabym wymienić jednego świra na drugiego?” – rozmyślałam. Po czym zostawiłam Jarka, choć on zaklinał mnie, żebym przy nim została.
Minęło parę lat. Od czasu do czasu mijam go z małżonką i ich pociechą. Nie sprawiają wrażenia, jakby były bite czy zastraszane. Widać, jak wodzą go za nos, a on patrzy na nie z uwielbieniem. Tak samo kiedyś patrzył na mnie… Żal mi, że zmarnowałam swoją szansę na szczęście.
Dominika, 35 lat
Czytaj także:
„Gorący numerek w biurowej windzie to najlepsze, co mnie spotkało w tym roku. Do dziś drżę na myśl o tym, co tam wyrabiałam”
„Wodzirej zrobił ze mnie pośmiewisko na własnym weselu. Zamiast wirować na parkiecie, spiekłam buraka i miałam ochotę wiać”
„Zerwałem się ze smyczy i na własnym kawalerskim poleciałem w tango. Gdy ukochana dowie się, co zrobiłam, ślubu nie będzie”

