„O zdradzie dowiedziałem się między rosołem, a golonką. Moją żonę zgubił uśmieszek i pomylone imię”
„– Adrian, podasz mi sól? Zapadła cisza. Ja zamarłem z widelcem w połowie drogi do ust, a jej matka spojrzała na nią zdziwiona. Nawet siostra przestała gryźć. – Co? – zapytałem, udając rozbawienie. – Chyba mnie z kimś pomyliłaś?”.

- Redakcja
Nie wiem, czy to ironia losu, czy po prostu zbieg okoliczności, że wszystko wyszło na jaw podczas niedzielnego obiadu u mojej teściowej. Siedziałem przy stole, spokojnie jedząc rosół, zerkając raz po raz na moją żonę, która wydawała się wyjątkowo rozbawiona. Jej śmiech był głośniejszy niż zwykle, gesty bardziej swobodne, a spojrzenia... zbyt częste w kierunku telefonu. Gdyby ktoś mi wtedy powiedział, że ten dzień przewróci moje życie do góry nogami, pewnie bym się tylko zaśmiał. Ale wystarczył jeden uśmieszek i jedno pomylone imię, by wszystko się posypało.
Niedzielny obiad u teściowej
U teściowej bywaliśmy co drugą niedzielę. Taki rodzinny rytuał – rosół, schabowy albo golonka, kompot w dzbanku i rozmowy o wszystkim i o niczym. Tego dnia nic nie zapowiadało, że coś się zmieni. Wstałem wcześniej, zrobiłem kawę, podlałem kwiaty na balkonie. Moja żona krzątała się po mieszkaniu w dość dobrym humorze, co – przyznaję – nie było ostatnio normą. Zazwyczaj była rozkojarzona, zmęczona, coś ją wiecznie bolało. A tu nagle śpiewała pod nosem, malowała się z zapałem, nawet zapytała mnie, czy dobrze wygląda w sukience. Odparłem, że bardzo dobrze. Uśmiechnęła się szeroko, może trochę... za szeroko.
Pojechaliśmy do jej mamy. Stół już był nakryty, pachniało rosołem i pieczoną golonką. Teściowa przywitała nas z entuzjazmem, chociaż chyba bardziej ucieszyła się na widok córki niż mój. Zresztą nigdy mnie specjalnie nie lubiła, a przynajmniej nie potrafiła tego okazać. Usiadłem na swoim stałym miejscu, moja żona obok mnie. Było gwarno, jak zawsze – jej siostra coś opowiadała, dzieci biegały między krzesłami, ojczym siorbał zupę. A ja siedziałem i patrzyłem, jak moja żona co chwila spogląda na telefon, który dyskretnie trzymała pod stołem. Uśmiechała się do siebie i odpisywała, stukając cicho palcami w ekran.
– Kto cię tak bawi? – spytałem półżartem.
– A tam, głupoty z pracy – machnęła ręką, ale uśmiech nie zniknął z jej twarzy.
Wtedy jeszcze chciałem wierzyć, że mówi prawdę.
Zbyt szeroki uśmiech
Nie jestem z natury podejrzliwy. Nigdy nie sprawdzałem jej telefonu, nie zaglądałem przez ramię, kiedy pisała. Wierzyłem, że sobie ufamy. Ale tamtego dnia coś zgrzytało. Może to była intuicja, może zwykłe szczęście – nie wiem. Patrzyłem na nią kątem oka, jak co chwilę zerka na ekran i jak ten uśmieszek, taki nieobecny, pojawia się znowu i znowu.
– Coś cię bawi? – spytała jej siostra, zerkając znad talerza.
– Tak, przypomniałam sobie coś śmiesznego z pracy – odparła moja żona, poprawiając włosy za ucho.
W tym momencie odezwał się jej telefon – krótki dźwięk wiadomości. Chciała go szybko wyciszyć, ale palce się jej trochę omsknęły. Na ekranie mignęło imię: „Adrian”. Zmarszczyłem brwi. Nigdy wcześniej nie słyszałem tego imienia w jej ustach. Żaden kolega z pracy się tak nie nazywał. Zresztą, znałem ich prawie wszystkich. A ona? Zrobiła się nagle czerwona na twarzy, schowała telefon do torebki i sięgnęła po widelec, jakby nic się nie stało.
– Kto to był? – zapytałem spokojnie, ale chyba zbyt spokojnie, bo spojrzała na mnie nieufnie.
– Adrian z działu IT. Pisał coś o jakimś kablu czy innym problemie. Praca, przecież mówiłam – wyjaśniła zbyt szybko.
Nie dopytywałem, choć miałem ochotę. Obserwowałem ją dalej. Jej mimika, ruchy, ten uśmiech – to wszystko wyglądało jak coś... więcej. Wcześniej bym tego nie zauważył. Ale teraz, raz zobaczone, nie dawało spokoju.
Nie to imię
Rosół się skończył, a na stole pojawiła się golonka. Teściowa z dumą kroiła mięso, dzieci zamilkły zajęte jedzeniem, a rozmowy przycichły. W tym pozornym spokoju moja żona sięgnęła po kompot i nagle, bez najmniejszego ostrzeżenia, powiedziała:
– Adrian, podasz mi sól?
Zapadła cisza. Ja zamarłem z widelcem w połowie drogi do ust, a jej matka spojrzała na nią zdziwiona. Nawet siostra przestała gryźć.
– Co? – zapytałem, udając rozbawienie. – Chyba mnie z kimś pomyliłaś?
Jej oczy rozszerzyły się, jakby dopiero wtedy zrozumiała, co powiedziała. Usiadła sztywno, wbiła wzrok w talerz, udając, że nic się nie stało.
– Oj, przejęzyczyłam się – rzuciła po chwili z wymuszonym śmiechem. – Ten Adrian pisał mi coś głupiego rano i mi utkwiło w głowie.
– Często ci pisze? – dopytałem spokojnie.
– Nie. Znaczy... czasem, jak coś się dzieje w systemie – mruknęła, nie patrząc mi w oczy.
Już wtedy wiedziałem. Nie miałem żadnych dowodów, ale coś było nie tak. Niby tylko pomyłka. Przejęzyczenie. Ale zbyt swobodne, zbyt naturalne. Jakby to imię padło z jej ust już setki razy. I to nie do mnie. Reszta obiadu przeszła jak przez mgłę. Już nie czułem smaku mięsa, nie słuchałem rozmów. Myślałem tylko o tym jednym imieniu, które nie powinno paść. O uśmiechu, który nie był dla mnie.
Telefon zostawiony na stole
Po obiedzie usiedliśmy w salonie. Dzieci bawiły się na dywanie, teściowa przyniosła ciasto, a ja starałem się nie patrzeć na żonę. Co chwilę znikała z telefonem – do łazienki, do kuchni, nawet „na chwilkę do auta”. Za każdym razem wracała z tym samym roztargnionym wyrazem twarzy. Niby obecna, ale gdzieś daleko myślami.
Kiedy wychodziliśmy, zapomniała telefonu na stole w przedpokoju. Zorientowała się dopiero przy samochodzie. Wróciłem się po niego, a kiedy podniosłem urządzenie, ekran jeszcze się świecił. Odruchowo spojrzałem – wiadomość. „Tęsknię. Gdybyś mogła, wpadnij chociaż na chwilę wieczorem. Adrian”.
Stałem z tym telefonem w ręce, jakby mi nagle ktoś włożył do dłoni dowód, którego nigdy nie chciałem mieć. Treść była krótka, ale mówiła wszystko. Nie było już miejsca na tłumaczenia o kablach i systemach. Zrobiło mi się słabo. Oddychałem ciężko, jakby nagle w tym korytarzu zabrakło powietrza.
Wróciłem do auta i podałem jej telefon bez słowa. Patrzyła na mnie badawczo, próbując wyczytać z twarzy, czy coś wiem. Nie potrafiła ukryć nerwowości, choć udawała, że wszystko jest w porządku.
– Dzięki – powiedziała, wkładając go do torebki.
Nie odpowiedziałem. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy. Droga do domu była cicha. Tylko kierunkowskazy tykały miarowo w tle, a w głowie dudniła mi ta jedna wiadomość.
Nie spodziewałem się tego
Nie rozmawialiśmy do wieczora. Przez kilka godzin chodziłem po mieszkaniu bez celu, udając, że coś robię – raz przestawiałem kubki, potem bez sensu przeglądałem maila, choć niczego nie czytałem. Ona z kolei zamknęła się w łazience na ponad godzinę. Słychać było tylko szum wody. Może płakała. Może pisała z nim. Nie miałem już siły się domyślać.
Dopiero po dwudziestej podszedłem do niej. Siedziała na kanapie, owinięta kocem, ze wzrokiem utkwionym w pustkę.
– Kiedy to się zaczęło? – zapytałem cicho.
Zerknęła na mnie, ale nie udawała zaskoczenia. Widziałem, że już wcześniej ułożyła sobie odpowiedzi.
– To nie tak, jak myślisz – zaczęła, klasycznie.
– Nie jestem głupi – przerwałem jej. – Przypadkiem przeczytałem jego wiadomość. Wiem, że to coś więcej niż tylko sprawy służbowe.
Westchnęła ciężko, spuściła wzrok. Nie zaprzeczyła. I to bolało najbardziej.
– Nie planowałam tego. Wiesz, że ostatnio między nami było… trudniej. On po prostu… pojawił się w dobrym momencie – powiedziała szeptem.
– Dobrym momencie na co? Na zniszczenie wszystkiego? – zapytałem, już nie kryjąc rozgoryczenia.
– Nie chciałam cię skrzywdzić.
– A jednak to zrobiłaś.
Cisza, która zapadła po tych słowach, była głośniejsza niż wszystkie wcześniejsze kłótnie. Patrzyliśmy na siebie jak obcy ludzie, których łączy już tylko adres zamieszkania.
Golonka mi nie smakuje
Kiedyś myślałem, że zdrada to krzyk, łzy i dramatyczne wyprowadzki w środku nocy. Tymczasem u mnie wszystko rozegrało się cicho. W milczeniu. Bez talerzy tłuczonych o ścianę, bez wyzwisk, bez spektaklu. Po tamtej rozmowie po prostu wstałem, założyłem kurtkę i wyszedłem. Chodziłem po mieście bez celu, z rękami w kieszeniach, czując jak coś ciężkiego osiada mi w klatce piersiowej.
Gdy wróciłem, spała już na kanapie. Przykryta kocem, z podkurczonymi nogami, jakby chciała się schować przed całym światem. Nie budziłem jej. Usnąłem w sypialni sam. Następnego dnia obudziłem się wcześniej i zrobiłem sobie kawę, tak jak zwykle. Nawet nalałem jej drugą filiżankę, z przyzwyczajenia. Nie dotknęła jej.
Kilka dni później spakowała kilka rzeczy i wyprowadziła się do siostry. Nie pytałem, czy do niej naprawdę. Nie miałem już siły analizować, gdzie jedzie i do kogo. Nie szukałem rozmowy, nie chciałem wyjaśnień. Co miałaby mi jeszcze powiedzieć, czego już nie wiedziałem?
Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Nadal chodzę do teściowej na obiady, ale sam. Golonka smakuje inaczej. Rosół jakby mniej intensywny. A może to tylko moje wrażenie, bo wszystko teraz wydaje się inne. Puste. I nawet kompot nie ma już tego samego koloru. Nie wiem, czy wróci. Nie wiem, czy tego chcę. Ale jedno wiem na pewno – żadna wiadomość i żaden uśmiech nie powinny kosztować tyle, co jedno pomylone imię.
Adam, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mąż żałuje córce na wycieczkę, a sobie kupuje drogi sprzęt. Faceci są krótkowzroczni, jeśli chodzi o własne wydatki”
- „Moja żona była nudna jak barszcz, więc rzuciłem ją dla młodszej. Po rozwodzie dostrzegłem, że wpadłem we własne sidła”
- „Rozwód na emeryturze to najlepsza decyzja w moim życiu. Po 40 latach kieratu w końcu spakowałam walizkę”

