„Nowa asystentka chciała awansu, a ja młodej kochanki. Nasze interesy szły w zgodzie do czasu, gdy powinęła mi się noga”
„Dla niej to był początek czegoś większego. Myślała, że inwestuję w nią, że doceniam jej talent, że jej sukces będzie również moim sukcesem. Ale dla mnie to była tylko gra. Widziałem, jak zaczyna wierzyć, że jej awans to kwestia czasu”.

- Redakcja
Jestem człowiekiem sukcesu. Nie przez przypadek, nie dzięki szczęściu, ale dlatego, że potrafię manipulować ludźmi. Widzę ich słabości, rozpoznaję ambicje, wiem, czego pragną i jak sprawić, by myśleli, że to ja mogę im to dać. To sztuka, której nauczyłem się przez lata. W moim świecie to nie lojalność, nie talent, a kontrola i wpływ decydują o tym, kto idzie w górę, a kto zostaje w tyle.
Mam ostatnie słowo
Jestem dyrektorem ds. marketingu i nikt nie kwestionuje mojego autorytetu. Nie muszę mówić wprost – ludzie i tak robią to, czego od nich oczekuję.
Kasia wpadła mi w oko od razu. Młoda, ambitna, z błyskiem w oku i energią, której tak wielu w tej branży brakuje. Widziałem w niej potencjał, ale też naiwność. Tego rodzaju ludzie są jak glina – wystarczy ich odpowiednio ukierunkować, pokazać ścieżkę, zasugerować, co jest możliwe, a sami zrobią resztę.
Z każdym projektem angażowała się coraz bardziej, chciała być zauważona, doceniona. Ja, rzecz jasna, to dostrzegałem, nagradzałem pochwałami, podkreślałem jej znaczenie. Widziała we mnie mentora. Zaczęła zabiegać o moje uznanie.
Na początku wszystko odbywało się w granicach zawodowej relacji. Ceniłem jej pomysły, a ona ceniła moją opinię. Ale po kilku tygodniach napięcie między nami stało się widoczne. Kolacje biznesowe wydłużały się, tematy rozmów stawały się mniej oficjalne. Kasia była zachwycona, że spędzam z nią tyle czasu. Widziała w tym dowód, że dostrzegam jej talent i traktuję poważnie.
Może tak było, a może po prostu wiedziałem, że ten zachwyt działa na moją korzyść.
– Myślisz, że mam szansę na awans? – zapytała któregoś wieczoru, kiedy siedzieliśmy w restauracji po jednym z firmowych eventów.
Była ambitna
Spojrzałem na nią z uśmiechem, jakbym zastanawiał się nad odpowiedzią.
– Masz wszystko, czego trzeba. Pytanie, jak bardzo tego chcesz.
Zawahała się, jakby próbowała rozgryźć sens moich słów.
– A jeśli powiem, że bardzo?
– Wtedy mogę cię poprowadzić.
Patrzyła na mnie z tym samym błyskiem w oku, który zauważyłem pierwszego dnia. Z każdym kolejnym tygodniem stawała się bardziej uzależniona od mojej aprobaty. Czekała na moje pochwały, sprawdzała moją reakcję na każdy swój pomysł. To było przewidywalne. Tak samo jak to, że w końcu wylądujemy w łóżku.
Kasia nie pytała wprost, ale widziałem, że na to czeka. Przez kolejne tygodnie obserwowałem, jak próbuje udowodnić, że jest niezastąpiona. Zostawała po godzinach, poprawiała raporty, dbała o każdy szczegół naszych kampanii. Na zebraniach zarządu podkreślałem jej zaangażowanie, chwaliłem kreatywność, dawałem do zrozumienia, że w firmie są ludzie, na których warto stawiać. Kasia słuchała tego z satysfakcją i rosła w siłę.
Zawiodła się
Dla niej to nie była tylko praca. To był początek czegoś większego. Myślała, że inwestuję w nią, że doceniam jej talent, że jej sukces będzie również moim sukcesem. Ale dla mnie to była tylko gra. Widziałem, jak zaczyna wierzyć, że jej awans to kwestia czasu. Nie musiałem składać żadnych obietnic – wystarczyło, że nigdy ich nie dementowałem.
W końcu zarząd ogłosił, że stanowisko, na które Kasia liczyła, obejmie ktoś inny. Decyzja zapadła ponad naszymi głowami. Wiedziałem, że tak będzie, ale nie miałem potrzeby jej o tym uprzedzać.
Gdy weszła do mojego biura, widziałem, że jest roztrzęsiona.
– Powiedziałeś, że dostanę to stanowisko! – jej głos drżał, ale było w nim więcej gniewu niż żalu.
Spojrzałem na nią spokojnie, jakbym dopiero teraz zauważył problem.
– Powiedziałem, że masz potencjał.
– Więc mnie okłamałeś?
Wzruszyłem ramionami.
– Obiecałem ci więcej, ale nie wszystko mogę dać.
Patrzyła na mnie w milczeniu. Jej oczy, jeszcze niedawno pełne podziwu, teraz były pełne niedowierzania i wściekłości. Myślała, że budujemy coś razem, że była kimś więcej niż kolejnym trybikiem w mojej układance. Nie była.
Zemściła się
Następnego dnia Kasia złożyła wypowiedzenie. To mnie zaskoczyło, ale nie na tyle, bym się tym przejął. Pracownicy przychodzą i odchodzą. W marketingu to naturalne – ktoś się wypala, ktoś inny wchodzi na jego miejsce. Życie toczy się dalej. Jednak gdy godzinę później dostałem maila od zarządu, poczułem pierwszy niepokój.
W wiadomości nie było miejsca na negocjacje. Ultimatum brzmiało jasno: albo sam odejdę, albo zostanę zwolniony i publicznie zdyskredytowany. Załącznikiem były zrzuty ekranu z wymienianymi z Kasią wiadomościami, wspólne zdjęcia, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego. Nie spodziewałem się, że będzie miała odwagę posunąć się tak daleko.
Przez kilka minut siedziałem w bezruchu, wpatrując się w ekran. Moje własne słowa odbijały się ode mnie jak bumerang. Obiecałem jej więcej. Oczywiście, że tak. Zawsze to robiłem. I zawsze wiedziałem, że to działa. Ale tym razem, zamiast wdzięczności i lojalności, dostałem coś, czego się nie spodziewałem – cios wymierzony precyzyjnie tam, gdzie bolało najbardziej.
Nie doceniłem jej
Próbowałem skontaktować się z Kasią, ale nie odbierała. Wysłałem kilka wiadomości, na które nie dostałem odpowiedzi. Nie mogłem jej grozić, nie mogłem też błagać. Nie byłem tym typem człowieka. A jednak przez chwilę poczułem coś, co można by nazwać strachem. Przegrałem? To nie mieściło mi się w głowie.
Wieczorem miałem spotkanie z prezesem. Usiadł naprzeciwko mnie w swoim biurze, splótł dłonie na blacie i przez dłuższą chwilę milczał. W końcu westchnął.
– Adam, sam wiesz, jak to wygląda. – Jego głos był zmęczony. – Możemy to zrobić na dwa sposoby. Pierwszy: składasz rezygnację, zabierasz swoje rzeczy, a my pozwalamy ci odejść w ciszy. Bez szumu, bez konsekwencji. Możesz nawet powiedzieć, że to twoja decyzja, że chcesz spróbować czegoś nowego.
– A drugi?
Prezes spojrzał na mnie surowo.
– Albo robimy to z hukiem.
Wiedziałem, co to oznacza. Zwolnienie dyscyplinarne. Oficjalne oświadczenie firmy. Informacja, która rozeszłaby się po całej branży, czyniąc mnie spalonym na lata.
Nie miałem wyjścia
Nigdy nie sądziłem, że ten dzień nadejdzie. Ale nie miałem wyboru.
– Rezygnuję.
Nie powiedział nic więcej. Skinął tylko głową i odwrócił się w stronę okna, dając mi do zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca.
Pół godziny później pakowałem swoje rzeczy. Ludzie w biurze udawali, że mnie nie widzą. Kiedyś każdy chciał się ze mną liczyć, teraz wszyscy patrzyli w bok, jakby bałagan wokół mnie mógł się na nich przenieść. Przy windzie stała Kasia. Spokojna. Wyprostowana. Patrzyła na mnie bez cienia triumfu.
– To było ci potrzebne? – spytałem, zamykając karton z moimi rzeczami.
– Tak.
– Myślisz, że wygrałaś?
Przez moment nie odpowiedziała.
– Nie. Ale przynajmniej wiem, że ty przegrałeś.
Drzwi windy się zamknęły. I po raz pierwszy od lat poczułem, że naprawdę nie mam już kontroli.
Byłem przegrany
Wyszedłem z budynku i zatrzymałem się na chwilę przed wejściem. Słońce powoli chowało się za horyzontem, ulica tętniła życiem, a ja stałem tam z kartonem pełnym drobiazgów, które jeszcze rano były częścią mojego świata. Mój świat. Mój porządek. Moja pozycja. Wszystko to przestało istnieć w mgnieniu oka.
Nie miałem pojęcia, co dalej. Przez lata byłem pewien, że kontroluję każdą sytuację, każdy ruch, każdą osobę wokół siebie. Teraz pierwszy raz od dawna nie miałem planu. Nie wiedziałem, gdzie pójdę. Co zrobię.
Ruszyłem przed siebie bez celu. Ludzie mijali mnie, zajęci własnymi sprawami. Dzwoniłem do kilku znajomych, ale nikt nie odbierał. Nagle zrozumiałem, jak bardzo byłem sam. Wszyscy, którzy byli wokół mnie, byli tam, bo czegoś ode mnie chcieli. Bo mogłem im coś dać. Ale teraz? Teraz byłem nikim.
Wszedłem do pierwszego lepszego baru. Zamówiłem drinka. Potem kolejnego. Wpatrywałem się w swoje odbicie w lustrze za barem. Kogo widziałem? Kogoś, kto jeszcze kilka dni temu był na szczycie, a teraz był tylko mężczyzną w drogim garniturze, bez pracy i bez przyszłości.
A może to była moja lekcja? Może to ja sam siebie oszukałem? Może nie doceniłem ludzi wokół siebie, bo byłem przekonany, że są tylko pionkami w mojej grze? Nie miałem odpowiedzi.
Adam, 43 lata
Czytaj także:
„Córka i zięć ciągle się zdradzają. Modlę się, żeby żyli jak Bóg przykazał, bo w końcu spotka ich kara”
„Mąż miał ze mną jak pączek w maśle, ale w ogóle tego nie doceniał. Ocknął się, gdy zabrakło mu czystych gaci”
„Adam traktował mnie jak zmarłą żonę. Miałam jeść to, co lubiła i używać jej słodkich perfum, bo ten zapach go kręcił”