„Nosiłam w sobie nasionko męża, ale nie byłam jedyna. Podczas delegacji w Warszawie uprawiał też cudzy ogródek”
„Nie płakałam, zamknęłam laptop. Serce mi łomotało, ale czułam, jak narasta we mnie coś, czego dawno nie czułam. Adrenalina, ciekawość. Złość. Może nawet determinacja. Tego wieczoru, leżąc w łóżku obok niego, już wiedziałam: pojadę za nimi. I dowiem się wszystkiego”.

- Redakcja
Ostatnio nasze poranki wyglądały niemal identycznie. Michał siadał przy stole z kubkiem kawy, przeglądał telefon i rzucał w moją stronę zdawkowe „dzień dobry” albo „masz dziś dużo pracy?”. Ja kiwałam głową, udając, że wszystko jest w porądku, chociaż już od miesięcy nie było. Znamy się od dziesięciu lat, sześć jesteśmy małżeństwem. Kiedyś uwielbiałam zasypiać w jego ramionach, budzić się przy jego oddechu. Teraz często odwracał się plecami. I ja też. Chyba oboje czuliśmy, że coś się wypaliło, ale nie potrafiliśmy o tym rozmawiać.
Michał wracał coraz później, tłumacząc się natłokiem pracy. W weekendy niby był w domu, ale z laptopem na kolanach. Rozmowy ograniczały się do tego, co kupić, co ugotować, co załatwić. A mimo wszystko... był ostatnio dziwnie miły. Zrobił mi herbatę. Przyniósł czekoladę. Nawet zapytał, czy nie chcę iść do kina, chociaż od miesięcy nie ruszaliśmy się nigdzie razem. I to właśnie wtedy zaczęłam się bać.
Bo znałam Michała za dobrze. Bycie miłym brzmiało bardziej jak „winnym”. Jakby rekompensował coś, o czym jeszcze nie wiedziałam. Jakby próbował zagłuszyć własne sumienie. A może to ja byłam przewrażliwiona? Zaczęłam patrzeć na niego inaczej. Obserwować, słuchać bardziej uważnie. I to właśnie wtedy usłyszałam zdanie, które wszystko zapoczątkowało:
– Kochanie, muszę wyjechać na kilka dni. Delegacja, firmowa sprawa.
Dowiem się wszystkiego
– Delegacja? – powtórzyłam, unosząc brew.
– Tak. Tylko cztery dni w Warszawie. Mam być na szkoleniu, a potem prezentacja dla zarządu – Michał nawet nie podniósł wzroku znad talerza.
– Z kim jedziesz?
– Z naszej firmy tylko Magda. Ale to nic takiego, przecież ją znasz – rzucił niedbale.
Znałam. Magda – brunetka o nienagannej figurze, wiecznie uśmiechnięta, z tym charakterystycznym spojrzeniem, które przesuwało się po facetach jak skaner. Michał kiedyś wspomniał, że „nawet nie zamienili ze sobą więcej niż paru słów”, że „nie przepada za nią, bo jest zbyt… głośna”. Teraz nagle byli razem na delegacji?
– Gdzie będziecie spać?
– W hotelu... Wysłała mi rezerwację. Każdy ma swój pokój – dodał szybko, jakby czytał mi w myślach.
Uśmiechnęłam się słabo i kiwnęłam głową. Nie chciałam robić scen, nie teraz. Ale w środku poczułam niepokój. Kiedy wyszedł, przeszłam do jego gabinetu. Od lat używał tego samego laptopa. Hasło? Nadal imię jego ojca. Otworzyłam skrzynkę mailową. Serce waliło mi jak młotem. I wtedy zobaczyłam wiadomość od Magdy. Potwierdzenie rezerwacji. Hotel, pokój dwuosobowy. „Z dostępem do strefy relaksu – jak lubisz ;)” – przeczytałam i poczułam, jakby ktoś ścisnął mnie za gardło.
Nie płakałam, zamknęłam laptop. Serce mi łomotało, ale czułam, jak narasta we mnie coś, czego dawno nie czułam. Adrenalina, ciekawość. Złość. Może nawet determinacja. Tego wieczoru, leżąc w łóżku obok niego, już wiedziałam: pojadę za nimi. I dowiem się wszystkiego.
Zaczęłam ich śledzić
Wyszli w czwartek rano. Michał, elegancki, z walizką na kółkach, i Magda – w wysokich botkach i eleganckim płaszczu. Stali przy aucie służbowym, uśmiechając się do siebie. On pomógł jej zapakować torbę, a potem wsiedli i odjechali. Nie miałam wiele czasu. Sprawdziłam adres hotelu, zabrałam torbę, wsadziłam telefon do kieszeni i pojechałam za nimi. Pół dnia krążyłam po okolicy, udając, że szukam miejsca parkingowego. Nie chciałam, by mnie zobaczyli. W końcu zaparkowałam niedaleko hotelu i czekałam.
Wyszli wieczorem. Szli pieszo – najpierw w stronę restauracji, potem do kawiarni. Nic szczególnego. Gdyby nie to, że Michał trzymał ją za rękę. Nie krzyczałam, nie podeszłam. Nie zrobiłam awantury. Tylko siedziałam w aucie i patrzyłam, jak odchodzą. W sylwetce Magdy coś zwróciło moją uwagę. Poprawiła szal, a wiatr rozwiał poły jej płaszcza. Dopiero wtedy to zauważyłam. Wyraźnie zaokrąglony brzuch.
Zrobiło mi się gorąco. Przez moment miałam wrażenie, że zaraz zemdleję. Poczułam, jak dłonie mi drżą, ścisnęłam mocniej kierownicę. Oddychaj, Maja. Oddychaj. Chciałam odjechać, ale ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Patrzyłam na ich sylwetki, znikające za rogiem. I wtedy coś pękło. Nie rozryczałam się, nie krzyczałam. Tylko usiadłam prosto, odpaliłam silnik i ruszyłam.
W drodze powrotnej nie popłynęła ani jedna łza. Wiedziałam już wszystko. Michał mnie zdradził. I zrobił to... dokładnie, jak się bałam – z tą, która miała być „nikim”. A teraz ona była w ciąży. Wróciłam do domu po północy. Cicho, bezszelestnie. Zdjęłam buty, usiadłam w kuchni i przez długi czas patrzyłam w pustą filiżankę. Nie powiedziałam nic, jeszcze nie teraz.
Tego się nie spodziewał
Tydzień później siedzieliśmy przy kolacji. Makaron z sosem serowym – jego ulubiony. Michał wyglądał na nieobecnego. Przebierał widelcem w talerzu, wzdychał, coś pisał w telefonie. Udawałam, że nie widzę. I że nie wiem. Ale wszystko we mnie gotowało się od środka. Odłożyłam widelec i usiadłam prosto.
– Muszę ci coś powiedzieć – powiedziałam spokojnie.
Michał spojrzał na mnie zaskoczony. Przerwał w pół ruchu.
– Jestem w ciąży.
Cisza. Jakby nagle wyłączyli dźwięk. Michał patrzył na mnie bez ruchu, z otwartymi ustami. Minęła sekunda. Potem druga.
– Serio? – wydukał w końcu.
– Tak – skinęłam głową.
– Ale… Jak to? Przecież... My... – zaczął mówić, ale zaciął się.
Widziałam, jak myśli, jak próbuje przypomnieć sobie moment, który mógłby być „tym momentem”. Wiedziałam, co się dzieje w jego głowie. Szukał logiki. A logicznie – wszystko się zgadzało. Kilka tygodni temu, ten jeden wieczór po kolacji z winem.
– Jesteś pewna? – zapytał, ale jego głos był już cichszy.
– Tak. Lekarz potwierdził – odpowiedziałam równie cicho, bez żadnej emocji.
Nie zapytał, czy się cieszę. Nie zapytał, czy tego chcę. Nie przytulił. Nawet nie uśmiechnął się sztucznie. Przez chwilę tylko siedział w milczeniu, potem wstał i zaczął sprzątać ze stołu. Nie powiedzieliśmy sobie już nic tego wieczoru. A ja siedziałam w kuchni, dłubiąc w zimnym makaronie, z dziwnym poczuciem... zwycięstwa. Nie dlatego, że go przechytrzyłam. Tylko dlatego, że w końcu to on nie wiedział, co powiedzieć.
Czułam się osamotniona
Nie mogłam spać. Leżałam w łóżku i patrzyłam w sufit, czując, jak każda sekunda rozciąga się jak guma do żucia. Michał chrapał cicho, odwrócony do mnie plecami. Nie zapytał ani razu, jak się czuję. Nie dotknął brzucha. Nie powiedział „cieszę się” – jakby ta wiadomość nie dotyczyła jego życia. A ja czułam się osamotniona.
Kilka dni później spotkałam się z Anką – moją przyjaciółką od liceum. Siedziałyśmy w kawiarni, a ja kręciłam łyżeczką w herbacie, próbując znaleźć odwagę.
– Michał mnie zdradził – powiedziałam w końcu, nie patrząc jej w oczy.
Anka zamarła. Potem wyprostowała się, jakby chciała mi od razu przywalić czymś w stylu „A nie mówiłam”.
– Magda? – spytała tylko.
– Widziałam ich razem. I… ona jest w ciąży.
Przyjaciółka zamarła na moment, potem zacisnęła usta.
– O matko. Co ty teraz zrobisz?
– Nie wiem. Jeszcze mu nic nie powiedziałam. I... ja też jestem w ciąży.
Tym razem spojrzała na mnie jak na zjawę. Złapała moją dłoń.
– To jego?
– Tak.
Milczałam. Bo czy chciałam wychowywać dziecko z człowiekiem, który kłamie prosto w oczy? Ale też... czy to dziecko coś zmieni? Coś naprawi? Anka przytuliła mnie mocno.
– Jeśli chcesz, możesz u mnie przenocować. Albo się wprowadzić. Albo... po prostu powiedz, czego potrzebujesz. Nie wiedziałam.
Miałam dość kłamstw
Siedzieliśmy w salonie. Michał coś mówił o pracy, o nowym projekcie. Kiwałam głową, ale słuchałam tylko jego tonu, nie słów. Był zdenerwowany. Unikał mojego wzroku. Kręcił się, poprawiał koszulę, sprawdzał telefon. Znałam ten jego niepokój. Wiedziałam, że coś czuje. Że może podejrzewa. Postanowiłam nie czekać.
– Michał – przerwałam mu. – Magda jest w ciąży, prawda?
Zamarł. Palce zamarły na ekranie telefonu. Powoli uniósł wzrok. I nie musiał nic mówić – wiedziałam już wszystko.
– Co...? Skąd... – wyjąkał. I zamilkł.
– Pytam, żebyś się w końcu przyznał.
Długa cisza.
– Skąd wiesz?
Nie odpowiedziałam. Patrzyłam na niego twardo, choć w środku wszystko we mnie się rwało.
– To był... raz. Maja, przysięgam. Raz. To był błąd. Ona powiedziała dopiero niedawno...
– A ja? – przerwałam. – To moje dziecko, Michał. Ty jesteś ojcem. I teraz masz dwie rodziny. Gratuluję.
Michał usiadł ciężko. Oparł głowę na dłoniach. Jakby świat mu się zawalił.
– Ja... nie wiem, co mam robić – wyszeptał.
– Ja też nie. Ale ty przynajmniej miałeś wybór. Ja zostałam z tym wszystkim sama.
Patrzył na mnie z pustką w oczach. I chyba pierwszy raz od dawna... naprawdę mnie dostrzegł. A ja nie wiedziałam, co z tym spojrzeniem zrobić.
Od teraz to ja decyduję
Minęło kilka tygodni. Michał spakował walizkę i wyprowadził się do Tomka – swojego kolegi z pracy. Nie protestowałam. Nawet nie pytałam, na jak długo. Po prostu otworzyłam drzwi i patrzyłam, jak wychodzi. Bez krzyku, bez scen. W milczeniu, które mówiło więcej niż tysiąc słów.
Od tamtej pory dzwonił kilka razy. Pytał o mnie, pytał o ciążę. Ale nie przyjeżdżał, nie przynosił zakupów. Nie oferował wsparcia. Jakby jego obecność miała teraz wystarczyć przez telefon. Magda, jak się dowiedziałam później, przestała przychodzić do pracy. Ktoś wspomniał, że wzięła zwolnienie. Michał nigdy nie powiedział wprost, że to jego dziecko. Ale też nie zaprzeczył.
Ja? Chyba po raz pierwszy w życiu poczułam, że jestem w miejscu, w którym to ja mogę zdecydować. Nie wiem, czy chcę wychować to dziecko sama. Nie wiem, czy jeszcze kocham Michała, czy tylko tę wersję siebie, która była szczęśliwa, kiedy przy nim zasypiała. Czasem myślę, że chciałabym, by cofnąć czas. A czasem... że nie chcę już nigdy patrzeć mu w oczy.
Chodzę na badania, pracuję, spotykam się z Anką. Dużo spaceruję, słucham siebie. Uczę się od nowa tego, jak to jest być samą, ale nie samotną. I choć mam wrażenie, że stoję nad przepaścią, wiem jedno – nikt już nigdy nie podejmie decyzji za mnie. Nigdy więcej.
Maja, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Syn zrobił ze mnie darmową opiekunkę do dzieci. Gdy poprosiłam o parę groszy i odrobinę szacunku, wypiął się na mnie”
- „Mąż zasiał nasionko i na tym skończyło się tatusiowanie. Ani razu nie przewinął dziecka i nie wziął go na ręce”
- „Narzeczony zostawił mnie przed ołtarzem. Szybko wyszło na jaw, że to był najlepszy prezent ślubny, jaki mogłam dostać”

