„Kupiłem ukochanej tulipany, a ona strzeliła focha. Co z tego, że podobny dostała połowa osiedla? Chciała, to ma”
„Zawsze pamiętałem o urodzinach i rocznicach, obsypywałem ją kwiatami, robiłem wszystko, co facet powinien robić. Mimo to ukochana zarzuciła mi, że nie traktuję jej wyjątkowo, a jak wszystkie inne kobiety”.

- Redakcja
Kiedy Karolina weszła do kawiarni, w której się umówiliśmy, uśmiechała się lekko, ale w jej oczach było coś, co od razu zwróciło moją uwagę. Coś, czego nie potrafiłem nazwać. Była spięta? Wkurzona? Może po prostu zmęczona? Nie miałem pojęcia. Wiedziałem tylko, że chciałem sprawić jej przyjemność.
Dlatego na stoliku przede mną leżał bukiet tulipanów, starannie zapakowany w elegancki papier, przewiązany złotą wstążką. Kiedy usiadła, przesunąłem go w jej stronę, a ona spojrzała na mnie uważnie. Nie tak, jakbym zrobił coś miłego, ale jakbym właśnie popełnił jakieś niewybaczalne faux pas. Otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili się powstrzymała. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co tak naprawdę ją gryzie. Ale to był ten moment. Moment, w którym wszystko zaczęło się sypać.
To był tylko ciepły gest
– Dziękuję – powiedziała Karolina, biorąc bukiet do rąk.
Jej głos był cichy, jakby ostrożny, a ja nie wiedziałem dlaczego. To przecież były tylko kwiaty. Kupiłem je, bo wiedziałem, że je lubi. Chciałem sprawić jej przyjemność. Nic wielkiego.
– Nie podobają ci się? – zapytałem, próbując zgadnąć, co się dzieje.
Karolina wzięła łyk herbaty, odstawiając filiżankę na spodek z delikatnym stuknięciem.
– Podobają – powiedziała w końcu. – Po prostu… dziwi mnie ten gest.
Zmarszczyłem brwi.
– Dlaczego?
– Bo dałeś dokładnie taki sam bukiet Weronice. Wrzuciła zdjęcie na Insta.
W tym momencie poczułem coś dziwnego w żołądku. Coś, co przypominało lekkie ukłucie, ale bynajmniej nie z powodu wyrzutów sumienia. To nie była żadna zdrada, żadne oszustwo. Dałem Weronice kwiaty z grzeczności, z sympatii. Nic więcej.
– Karola, to nic wielkiego. Po prostu miły gest – wzruszyłem ramionami.
Na twarzy Karoliny pojawił się dziwny, gorzki uśmiech.
– Miły gest… – powtórzyła powoli, jakby próbowała smakować te słowa. – Rozumiem.
Jej palce zacisnęły się na łodygach, a ja przez chwilę miałem wrażenie, że zaraz rzuci bukietem o podłogę. Ale nie zrobiła tego. Wzięła głęboki oddech, spojrzała mi prosto w oczy i nagle zrozumiałem, że coś się zmieniło.
– Co jest? – zapytałem ostrożnie.
Karolina uśmiechnęła się znowu. Ale to nie był ten uśmiech, który znałem. Nie był ciepły ani szczery. Był… wyrachowany.
– Nic – odpowiedziała. – Po prostu… zastanawiam się, czy jeszcze w czymkolwiek jestem dla ciebie wyjątkowa.
Nie wiedziałem, co na to powiedzieć.
Czy tu na pewno chodzi o kwiaty?
– Oczywiście, że jesteś – powiedziałem szybko. – Karola, co to w ogóle za pytanie?
Oparła się wygodniej o oparcie krzesła, obracając w dłoniach łodygę jednego z tulipanów. Przez chwilę patrzyła na mnie uważnie, jakby ważyła każde moje słowo.
– No nie wiem – zaczęła powoli. – Dajesz kwiaty mnie i Weronice. W ten sam sposób, w tym samym opakowaniu. Czym się to różni?
Westchnąłem ciężko. Zaczynało mnie to męczyć.
– Serio? Naprawdę robisz z tego problem? Przecież to były tylko kwiaty. Weronika miała urodziny, więc przy okazji wziąłem dwa identyczne bukiety. Co w tym złego?
– Wiesz co? – Uśmiechnęła się krzywo. – Może to nic wielkiego. Może tylko mi przeszkadza fakt, że osoba, którą kocham, traktuje mnie jak każdą inną koleżankę z pracy.
– Boże, Karola, nie przesadzaj! – Podniosłem głos bardziej, niż zamierzałem.
– Nie przesadzam – powiedziała cicho. – Po prostu zaczynam zauważać pewne rzeczy.
Skrzyżowała ręce na piersi, a ja poczułem, jak narasta we mnie irytacja. O co jej właściwie chodziło? Że miałem być bardziej oryginalny? Że powinienem dać jej fioletowe tulipany zamiast czerwonych?
Przecież to absurd!
– A może to wcale nie chodzi o kwiaty? – rzuciłem. – Może po prostu chcesz się pokłócić?
Karolina parsknęła śmiechem, ale w jej oczach nie było ani krzty wesołości.
– Tak, Adam. Masz rację. Z premedytacją przyszłam tu dzisiaj, żeby popsuć nam wieczór – ironizowała. – Uwielbiam się z tobą kłócić. To moje nowe hobby.
– Nie dramatyzuj.
– Nie dramatyzuję. Po prostu… Zaczynam rozumieć coś, czego wcześniej nie chciałam widzieć.
– A co takiego zaczynasz rozumieć? – zapytałem.
Karolina spojrzała na mnie długo, a potem westchnęła.
– Że dla ciebie wszystko jest… byle jakie. Że ja jestem byle jaka.
Zmarszczyłem brwi.
– Co ty wygadujesz?
– Dokładnie to, co słyszysz – odpowiedziała spokojnie. – Nie traktujesz mnie wyjątkowo. Niczym się nie wyróżniam. Jestem jak każda inna kobieta w twoim życiu. Jak Weronika.
Parsknąłem śmiechem. Nie chciałem być wredny, ale to, co mówiła, wydawało mi się kompletnie irracjonalne.
– Nie rozumiem, o co ci chodzi!
– O to, że od miesięcy czuję się w tym związku, jakbym była tylko opcją, a nie wyborem.
Milczałem. Karolina oparła się na łokciu i zaczęła kręcić palcem po brzegu filiżanki.
– Wiesz, co mnie wkurzyło najbardziej? Nie to, że kupiłeś dwa takie same bukiety. Nawet nie to, że nie widzisz w tym nic złego. Tylko to, jak na to zareagowałeś.
– No świetnie. Czyli teraz mam być winny za to, jak się bronię?
– Nie, Adam. Chodzi o to, że gdybym ja zrobiła coś podobnego, byłbyś wściekły.
– Chyba żartujesz.
– Nie, wcale nie. Wyobraź sobie, że na urodziny twojego kumpla kupuję mu twój ulubiony zegarek. Albo zabieram go do tej samej restauracji, do której chodzimy na rocznice. I potem mówię ci, że to „tylko miły gest”.
Poczułem, jak coś ściska mnie w środku. Nie spodobał mi się ten przykład.
– To nie to samo.
– Nie? – Uniosła brwi. – A jednak ci się nie podoba.
Ty też o tym wiesz
Nie odpowiedziałem od razu. Może dlatego, że po raz pierwszy w tej rozmowie nie miałem gotowej wymówki. Może dlatego, że Karolina trafiła w coś, co wolałem ignorować.
– Wiesz co? – powiedziała po chwili. – Myślę, że ty po prostu nie rozumiesz, jak działa bliskość.
– Przestań. Oczywiście, że rozumiem.
– Nie, Adam. Dla ciebie związek to tylko zestaw przyzwyczajeń. Spędzamy czas razem, bo tak wypada. Obchodzimy rocznice, bo tak się robi. Kupujesz kwiaty, bo „wypada dać kobiecie kwiaty”. Ale nie dlatego, że ja coś dla ciebie znaczę.
– Przesadzasz.
– Może. A może po prostu zdałam sobie sprawę, że chcę więcej.
Poczułem ukłucie niepokoju.
– Co masz na myśli?
Karolina spojrzała na mnie i uśmiechnęła się smutno.
– Myślałam, że jesteśmy dla siebie ważni. Że jestem kimś, kogo traktujesz inaczej niż wszystkie inne kobiety w swoim życiu.
– Jesteś.
– Nie – pokręciła głową. – Nie jestem. I ty też o tym wiesz.
Otworzyłem usta, ale nie miałem pojęcia, co powiedzieć.
– Zrozumiałam to, kiedy zobaczyłam ten bukiet.
– Przecież to tylko kwiaty!
– Nie – przerwała mi. – To symbol.
Wstała od stolika i wzięła swój płaszcz.
– Dokąd idziesz?
– Muszę pomyśleć.
– O czym?
Spojrzała na mnie jeszcze raz. I powiedziała coś, co sprawiło, że po raz pierwszy od dawna poczułem prawdziwy lęk.
– O tym, czy to, co mamy, to na pewno związek.
A potem wyszła. Zostałem sam przy stoliku, z bukietem, który nagle zaczął mnie denerwować.
Zrozumieć kobiety
Patrzyłem na drzwi, przez które wyszła Karolina, ale nie ruszyłem się z miejsca. Wciąż siedziałem przy stoliku, wpatrując się w bukiet, który stał się jakimś chorym symbolem wszystkiego, co zrobiłem nie tak.
Czy ja naprawdę traktowałem Karolinę… byle jak?
Nie. To bzdura. Byłem dla niej dobrym chłopakiem. Spotykaliśmy się regularnie, spędzaliśmy czas razem, pamiętałem o jej urodzinach, rocznicach. Naprawdę miałem poczucie, że robię to, co powinienem. A jednak czułem, że coś w tym wszystkim było nie tak.
Piotr, 28 lat
Czytaj także:„Jadłem najtańszy chleb, żeby córka mogła studiować. A ona wywinęła mi taki numer, że wstyd mi przed wszystkimi”„Teściowa oskarżyła mnie o romans, bo chciała ukryć własne grzeszki. Intrygi starszej pani słono mnie kosztowały”„Straciłem pracę i zamieniłem się rolami z żoną. Myślałem, że domowe obowiązki to pestka, ale szybko zrzedła mi mina”