Reklama

Patryk był moją wielką miłością. Chodziliśmy ze sobą już od czasów studiów i nic tego nie przerwało. Oczywiście oprócz tego, że był atrakcyjny i bardzo mi się podobał, stanowił też dla mnie nieocenione wsparcie. W końcu nikt nie rozumiał mnie tak dobrze jak on. I tego się trzymałam, a rodzice cieszyli się, że tak szybko znalazłam sobie swoją drugą połówkę – taką na poważnie.

Kiedyś za mną szalał

– Ja twojego ojca szukałam i szukałam – narzekała matka, choć przy tym uśmiechała się czule do taty. – A ty od razu znalazłaś porządnego faceta!

Po cichu liczyłam na to, że i my z Patrykiem za kilkanaście lat będziemy tacy sami – przekomarzający się, wspierający i kochający do szaleństwa. Bo ślub wydarzył się, gdy oboje zrobiliśmy licencjat. Rodzina nie chciała, żebyśmy się śpieszyli, ale wszyscy i tak wiedzieli, że nasze wspólne życie jest nieuniknione. A my chyba nie chcieliśmy tego odwlekać.

Wszystko było więc jak w bajce. Czułam się jak księżniczka, która miała u boku swojego księcia i żyłam w przekonaniu, że będzie tak jeszcze przez wiele, wiele lat. Tyle tylko, że Patryk po pewnym czasie się zmienił.

Odkąd znalazł dobrze płatną pracę w dużym biurze tłumaczeń, poświęcał się jej niemal bez reszty. W samym biurze potrafił siedzieć od rana do późnych godzin popołudniowych, a kiedy musiał już wrócić, jadł szybko posiłek i zamykał się w swoim gabinecie z kolejnymi papierami do tłumaczenia.

Kiedy pytałam go, czy nie może się od tego oderwać chociaż na moment, twierdził, że ma dużo zleceń i nie powinien sobie pozwalać na rozprężenie i doprowadzić do powstawania zaległości.

Nie zauważał mnie

Gdyby jeszcze było tak, że jego wypłata stanowiłaby nasze jedyne źródło utrzymania… Ale ja przecież też pracowałam! Świetnie odnalazłam się w niewielkiej herbaciarni nieopodal naszego mieszkania, gdzie poznałam cudowne dziewczyny: Gosię i Elizę.

To one pomagały mi przetrwać i nie oszaleć. Bo w domu czułam się strasznie obco. W końcu ze zgrozą uświadomiłam sobie, że Patryk, odkąd wzięliśmy ślub, ani razu nie powiedział mi niczego miłego.

– Żadnego komplementu! – pożaliłam się kiedyś dziewczynom. – Jakby w ogóle mnie nie było!

– A, wiesz, jacy teraz są faceci – stwierdziła jak zawsze beztroska Eliza. – Pewnie nie pamięta albo nie przychodzi mu to do głowy, bo zwyczajnie nie musi się starać.

Gosia chyba bardziej rozumiała moje rozterki, ale też kazała mi się nie przejmować. Obie zgodnie twierdziły, że Patryk po prostu potrzebuje jakiegoś bodźca, który nakłoniłby go do odpowiedniego działania.

Coś się zmieniło

Tymczasem któregoś dnia, kiedy wróciłam do domu, ze skrzynki na listy wyjęłam kopertę podpisaną moim imieniem. W środku znajdował się komplement na ozdobnej karcie w urocze, czerwone róże. Uznałam, że to pomyłka i szybko wyrzuciłam to z myśli.

Potem jednak zaczęłam dostawać SMS-y z różnych numerów, w których ktoś zawzięcie mnie komplementował, a któregoś razu kurier przyniósł mi przesyłkę z ręcznie robionymi czekoladkami. Te wiadomości i podarunki trochę mnie zdziwiły. Gdy opowiedziałam o wszystkim dziewczynom, nie były nawet za bardzo zdziwione.

– To na pewno Patryk – stwierdziła z przekonaniem Eliza. – Może usłyszał, jak na niego narzekasz i postanowił się zrehabilitować.

– E, to nie pasuje do niego – rzuciłam sceptycznie. Wymieniłam spojrzenia z Gosią, która też najwyraźniej nie była przekonana do tego, co wymyśliła Eliza. – Poza tym na tej kartce, to nie był charakter pisma Patryka. No i ten ktoś podpisał się jako „TW”.

– Znamy kogoś o takich inicjałach? – zastanawiała się na głos Eliza.

Nie wiedziałam, kto to

Przez chwilę milczałyśmy, każda skupiona na przetrząsaniu swoich myśli. Nic konstruktywnego nie przychodziło nam jednak do głowy.

– A może to po prostu tajemniczy wielbiciel? – podsunęła w końcu Gosia.

Westchnęłam z rozczarowaniem, bo wolałabym jednak poznać prawdziwą tożsamość tego dziwnego adoratora, ale cóż mogłam zrobić? Pogodziłam się więc z faktem, że raczej jej nie wymyślę, chyba że kiedyś złapię tego kogoś na gorącym uczynku. Z drugiej strony, miło było dostawać od kogoś takie drobiazgi i serie komplementów. Szkoda tylko, że tym kimś, mimo wszystko, nie był Patryk.

Niespodziewanie przyszło mi do głowy, że przecież mogłabym trochę męża podpuścić. Zdaniem moich przyjaciółek, potrzebował bodźca, impulsu do działania. Uznałam, że dam mu ten bodziec. Oczywiście we wszystko postanowiłam wtajemniczyć dziewczyny.

Akurat mój tajemniczy wielbiciel przysłał mi ogromny bukiet czerwonych róż. Trudno go było przeoczyć – zwłaszcza że postawiłam go w widocznym miejscu, na stole w jadalni. Wyjęłam tylko bilecik, na którym było napisane: „Dla najpiękniejszej kobiety pod słońcem – Twój TW”.

Postanowiłam to wykorzystać

Wyszykowałam się jak na randkę – założyłam jedną ze swoich ulubionych, dopasowanych sukienek, tym razem w kolorze krwistej czerwieni, zrobiłam staranny makijaż, wyprostowałam włosy i wypsikałam na siebie pół flakonika perfum. Odczekałam jeszcze, aż Patryk wróci z pracy, byśmy mogli wpaść na siebie w przedpokoju.

– O, Ania – skwitował tylko na mój widok. Wydawało mi się, że zatrzymał na mnie wzrok trochę dłużej, ale po chwili wcale nie byłam już tego taka pewna.

– Cześć – powiedziałam, uśmiechając się lekko i udając rozkojarzenie. – Wychodzę. Wrócę dość późno, jutro mam wolne w pracy.

– Jasne! – zawołał za mną, gdy wychodziłam już z mieszkania. – Baw się dobrze!

Jego zachowanie nie bardzo mnie pocieszyło. Oczywiście od razu pognałam do Elizy do domu, by o wszystkim jej powiedzieć.

– Pewnie nic nie zauważy – stwierdziłam z przekonaniem. – On by czołgu w tym domu nie zauważył, poza tymi swoimi tłumaczeniami!

– Nie uprzedzaj wypadków – uspokoiła mnie trochę przyjaciółka. – Poczekaj u mnie tych kilka godzin i zobaczymy, bo będzie jak wrócisz.

Dała mi nadzieję

Jak postanowiłyśmy, tak zrobiłam. Do domu wróciłam dopiero w bardzo późnych godzinach nocnych. Patryk już spał. Nie zaczekał na mnie nawet z kolacją, nie chciał o nic pytać. Już wtedy byłam trochę zirytowana, ale prawdziwa niechęć przyszła nazajutrz, gdy jak co dzień, szybko zmył się do pracy, pozostawiając mnie sam na sam z myślami.

Dobrze, że rzeczywiście miałam wolne. Postanowiłam jednak pożalić się Gosi – wiedziałam, że ona lepiej mnie zrozumie. Pierwsze pytanie mojej przyjaciółki brzmiało oczywiście: „Jak tam Patryk?”.

– Daj spokój – mruknęłam z rezygnacją. Aż żałowałam, że wpadłam na ten głupi pomysł. – Kiedy przyszłam, już spał. A rano, jak gdyby nigdy nic, poleciał do pracy!

– Oj, nic nie rozumiesz! – W głosie Gosi usłyszałam ekscytację. – Zadzwonił do mnie zaraz po tym, jak wyszłaś! Pytał o róże. Znalazł nawet bilecik! On jest zazdrosny, Ania!

W pierwszej chwili nie dowierzałam.

– Poważnie? – rzuciłam w końcu. – A co dokładnie mówił?

– A widzisz, wystraszył się. – Gosia wydawała się bardzo zadowolona, a ja szybko podzieliłam jej entuzjazm. – Martwił się, czy kogoś nie masz.

Wystraszył się

– I co mu powiedziałaś? – chciałam wiedzieć.

– No wiesz, że musi pytać ciebie – stwierdziła z rozbawieniem. – Bo ja tylko słyszałam o jakimś wielbicielu.

Sprawa z Patrykiem rozwiązała się doskonale. Powiedziałam mu, że kwiaty, które widział, dostałam od tajemniczego wielbiciela. Że spotkałam się z nim, owszem, żeby podziękować za piękny bukiet i jednocześnie dać mu do zrozumienia, że nie jestem zainteresowana. Dodałam też, że był rozczarowany, ale że wyraził nadzieję, że wszystkie prezenty i komplementy mi się podobały.

Chyba ta ostatnia uwaga dała mojemu mężowi do myślenia, bo teraz ciągle słyszę od niego jakieś miłe słówka. Dwa razy zabrał mnie bez wyraźnego powodu do restauracji, a na imieniny, o których nigdy nie pamiętał, dostałam srebrny zegarek. Kto by pomyślał, że aż tak się przerazi?

Anna, 34 lata


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama