Reklama

Mam tysiące obserwujących na Instagramie. Czasem udaję, że piję kawę, chociaż jej nie znoszę – ale wygląda ładnie w kadrze. Mój profil to mieszanka mody, przemyśleń o „życiu i emocjach” (których często sama nie rozumiem), i współpraca ze znanymi markami. Mam idealnie ułożone życie – przynajmniej na ekranie.

A prywatnie? Cóż... emocjonalna pustka to za mało powiedziane. Mam chłopaka, z którym nie rozmawiam o niczym ważnym, i matkę, która od lat próbuje mnie „przywrócić do siebie”. Babcia Hanna zmarła rok temu. Płakała cała rodzina. Ja wrzuciłam czarne serduszko na stories. Nie kochałam jej. I nie zamierzam udawać, że było inaczej.

Ale zbliża się Wszystkich Świętych. Idealna okazja na sesję zdjęciową: płatek róży, znicz, czarny płaszcz, załzawione oczy od kropli do oczu. W podpisie napiszę: „Brakuje mi Ciebie każdego dnia, babciu. Mam nadzieję, że widzisz z góry, że się nie poddaję.” Tyle wystarczy. Nie wiem, czy to się nazywa cynizm, czy może po prostu przetrwanie. Ale w tej grze albo się gra, albo wypadasz. A ja nie mam zamiaru wypaść.

Matka na mnie naciskała

Tylko błagam, ubierz się normalnie. Nie rób z tego pokazu mody – powiedziała mama, poprawiając czarną chustę na szyi. W jej oczach było napięcie, którego nie próbowała już nawet ukrywać.

Stałam w przedpokoju, w długim wełnianym płaszczu, pod którym miałam body z dekoltem i dopasowaną spódnicę. Dobrze wyglądałam. Jak zawsze.

– A co według ciebie znaczy „normalnie”? – zapytałam lodowatym tonem, sięgając po perfumy.

– Znaczy... tak, jakbyś naprawdę chciała odwiedzić grób babci, a nie... – zawahała się. – A nie jakbyś szła na pokaz.

– Właśnie tam idę, mamo. Pokaz emocji. Wiesz, że ludzie tego oczekują.

– Ludzie?! – uniosła głos. – A co z rodziną? Z nią?! – wskazała w kierunku starego zdjęcia babci Hanny stojącego na komodzie.

– Nie każ mi udawać, że ją kochałam. Przynajmniej ja jestem szczera.

Mama zamarła. Zrobiła krok do tyłu, jakby te słowa ją uderzyły.

– Może właśnie dlatego... może dlatego nie miała do ciebie serca... – wyszeptała.

Zacięłam usta. Zrobiło się dziwnie cicho.

– Co powiedziałaś?

– Nic – wzięła płaszcz. – Jedź sama. Ja pójdę z Markiem.

Nie odpowiedziałam. Chwyciłam kluczyki i trzasnęłam drzwiami z siłą, która odbiła się echem po klatce schodowej. Spojrzałam na ekran telefonu. Zero nowych powiadomień. Idealny moment na post.

Sceneria była dobra

– Dobra, tutaj światło jest idealne – szepnęła Karolina, celując obiektywem w moją twarz. – Głowa trochę w lewo. Tak. Teraz zamknij oczy, jakbyś właśnie coś wspominała.

Stałam przy grobie babci, trzymając w dłoni znicz. Karolina kliknęła migawkę kilkanaście razy. Widziałam, jak jej brwi delikatnie się marszczą – robiła to z pełnym zaangażowaniem. Jak zawsze. Mimo że to tylko grób. I tylko ja.

Dasz podpis o przemijaniu? – zapytała, sprawdzając ujęcia.

– Nie wiem. Może: „Tęsknię każdego dnia”? – wzruszyłam ramionami. – Kłamstwo jak każde inne.

– Może lepiej coś bardziej poetyckiego. Ludzie lubią wersety.

– Jasne. „Nie ma Cię tu, ale jesteś wszędzie” – przewróciłam oczami. – Gotowe. Weź, zrób jeszcze jedno, z tym płatkiem róży.

Karolina nachyliła się nad grobem, ostrożnie kładąc na marmurowym nagrobku pojedynczy czerwony płatek. W tym samym momencie zza krzaków wyłoniła się znajoma sylwetka.

– Co wy, do cholery, robicie?! – Wujek Marek.

Zamarłam. Karolina opuściła aparat.

– Wujku, spokojnie, my tylko...

– Zdjęcia? Na grobie?! – ryknął. – Nie masz wstydu, Alicja.

– Nie udaję, że ją znałam – powiedziałam cicho. – Ale przynajmniej coś po niej zostanie. W necie.

Przez chwilę patrzył na mnie, z pogardą i czymś jeszcze. Jakby mnie naprawdę zobaczył po raz pierwszy. A potem tylko splunął pod nogi i odszedł. Karolina milczała. Ja poprawiłam włosy i powiedziałam:

– Dokończmy. Mam już wszystko, ale może jakieś ujęcie z oddali.

Rozmawiali o mnie

Wracałam późno. Po drodze wstąpiłam po matchę i ciastko pistacjowe, jakby to był zwykły dzień. Cmentarz miał w sobie coś chłodnego, ale tylko do momentu, aż wrzuciłam stories z czarnym sercem i podpisem „Nie ma Cię tu, ale jesteś wszędzie”. Reakcje zaczęły spływać od razu.

W domu było ciemno. Zdjęłam buty i już miałam iść do siebie, gdy usłyszałam głosy z kuchni. Matka i wujek. Nie zauważyli, że stoję za drzwiami.

Myślisz, że ona naprawdę nic nie czuje? – spytała Dorota zmęczonym, wypalonym głosem.

– Może nie potrafi – odpowiedział Marek. – A może... po prostu się boi, że jak poczuje, to pęknie.

– Może gdybym jej wtedy nie zostawiła z mamą... – urwała. W jej głosie było coś dusznego, coś jak żal rozlany po wnętrznościach.

– Dorota, przestań. Hanna nie umiała kochać. Była chłodna, tak już miała. Ale... to nie znaczy, że Alicja jej nie obchodziła. Pamiętasz, jak chorowała? Chodziła z nią na każdą wizytę. Nigdy nie zapomniała o jej urodzinach. Nawet jeśli nie okazywała tego jak ty.

– Ale nie przytulała jej. Nie mówiła, że ją kocha. Może ja też tego nie robiłam. Bo przypominała mi... mnie samą.

Zrobiło mi się duszno. Oparłam się o ścianę, próbując unormować oddech. Nagle zrozumiałam: to nie była tylko oziębłość babci. To było coś głębszego. Powód, dla którego ona patrzyła na mnie jak na cudzy bagaż.

Nie mogłam spać

Przewracałam się z boku na bok, choć łóżko było wygodne, pościel pachniała świeżością, a klimatyzacja szumiała równym rytmem. Jak zwykle. Tylko że tym razem cisza była nie do zniesienia. Otworzyłam szufladę i wyjęłam stare zdjęcie – jedno z tych, które zawsze trzymałam w pudełku, „na pamiątkę”. Byłam na nim mała, może trzyletnia. Siedziałam na kanapie, a obok mnie babcia Hanna – sztywna, poważna, z rękami splecionymi na kolanach. Ale była tam. Obok.

Zawsze mówiłam, że nic dla mnie nie znaczyła. Że była chłodna jak marmur. Ale może to ja nie umiałam się wtedy przytulić? Może nikt nas tego nie nauczył? Spojrzałam na siebie na zdjęciu. Mała dziewczynka z ogromnymi oczami. Czy ona coś czuła? Tęskniła?

Wstałam. Bez makijażu, bez filtra. Wrzuciłam na siebie dres, kaptur, stare trampki. Wzięłam znicz i wyszłam. Rano cmentarz był pusty. Światło latarni odbijało się w mokrych płytach nagrobków, tworząc długie cienie. Stanęłam nad jej grobem. Zimny marmur, jeden płatek róży, który został po sesji. I ja. Inna niż tamta Alicja sprzed dwóch dni.

Nie wiem, czy mnie kochałaś – powiedziałam szeptem. – Może nie umiałaś. Ja też nie byłam lepsza. Ale... jesteśmy rodziną. I chyba tego mi brakowało najbardziej.

Miałam taką potrzebę

Tydzień później znów stałam znowu przy grobie babci Hanny, tym razem bez Karoliny, bez obiektywu, bez scenariusza. W dłoni miałam kubek z gorącą herbatą, kupiony po drodze. Zamiast róż – zwykłe chryzantemy. Kupiłam je od starszej kobiety, która nie wiedziała, że jestem „ta z internetu”. I dobrze.

– Gdybyś mogła się uśmiechnąć na jednym ze zdjęć, może byłoby mi łatwiej – powiedziałam półgłosem. – Ale nigdy nie robiłaś rzeczy łatwych, prawda?

Milczała, jak zawsze. A jednak było inaczej. Zostawiłam znicz, tym razem zapalony. Postałam chwilę w ciszy. I już miałam odejść, kiedy usłyszałam za sobą kroki. To był Marek. Trzymał ręce w kieszeniach, jego płaszcz był przemoczony od wilgoci.

– Ty? Sama?

– Tym razem... naprawdę – odpowiedziałam.

Skinął głową, bez komentarza. Stał obok, nie oceniając. Przez chwilę po prostu milczeliśmy razem. Potem powiedział:

– Hanna miała swoje demony. Ale my wszyscy je mamy.

Nie odpowiedziałam. Nie musiałam. Spojrzałam jeszcze raz na grób i odwróciłam się.

– Dzięki, wujki – rzuciłam przez ramię.

Skinął lekko głową, a ja odeszłam do mojego życia na Instagramie.

Alicja, 24 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama